Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

OSTRZEŻENIE: krwawo, dziwnie i brutalnie, nawet bardziej niż wcześniej:)

***

Harry uśmiechnął się szatańsko. Było już późne popołudnie. Czas na odwiedziny u Dursleyów. Machnięciem różdżki zmienił swoje szaty na całe czarne i deportował się.

Czarnowłosy pojawił się na Privet Drive i od razu oszołomił wartownika w krzakach. To był Mundungus. Harry spojrzał na niego z odrazą. Zabiłby go od razu ale chciał aby jego pierwszymi ofiarami byli Dursleyowie. Tego ścierwa pozbędzie się potem. Wszedł do domu. Cała rodzinka siedziała na kanapie i wślipiała oczy w telewizor. Kiedy tylko go zauważyli zerwali się na równe nogi.

- Czego chcesz ty dziwaku!? - wrzasnął wuj Vernon opluwając się śliną

- Trochę grzeczniej, nie uważasz wuju? - powiedział Harry złowieszczym tonem - Crucio...

Z przyjemnością obserwował jak tłusta świnia zawodzi tarza się z bólu u jego stup. Petunia i Dudley odsunęli się z przerażeniem pod ścianę. Harry przerwał zaklęcie. Lepiej przenieść się w inne miejsce. Jego wzrok padł na drzwi do piwnicy. Uśmiechną się szatańsko, a jego oczy błysnęły. Rzucił szybkie zaklęcia paraliżujące na krewnych i wylewitował ich do piwnicy.

- Hmmm... od kogo by tu zacząć - zastanawiał się na głos

Na początku chciał zacząć od wuja ale postanowił zacząć od ciotki Petunii, najlepsze na koniec. Zdjął zaklęcie z ciotki i na rozgrzewkę rzucił Crucio. Z przyjemnością obserwował jak wije się z bólu. Potem rzucił zaklęcie noży i jej kończyny zostały całe pocięte, i szybkie Akcio na paznokcie. Patrzył jak krew wylewa się z jej ciała z maniakalnym uśmiechem. Następnie rzucił zaklęcie płomieni i zaczął wypalać jej wnętrzności. Znudziła mu się już.

- Avada Kedavra - ciemne pomieszczenie rozjaśnił zielony blask i ciotka padła martwa.

Potem czarnowłosy demon podszedł do kuzyna. Dudley zaczął płakać gdy tylko się zbliżył. Harry spojrzał na niego z politowaniem.

- Już nie taki odważny, co Dudley? - zapytał kpiąco

Na swojego kuzyna miał już plan działania. Najpierw trzymał go pod kilkuminutowym Crucio, potem wyrwał mu zaklęciem naraz wszystkie włosy. Na drugi ogień poszły jego palce, Harry wyczarował sobie nóż i odcinał je po jednym. Potem jednym szybkim ruchem rozpruł mu brzuch. Wnętrzności rozlały się po podłodze, a czarnowłosy demon patrzył na to z chorą satysfakcją. Ukląkł w szybko powiększającej się kałuży krwi i przyjrzał się kuzynowi z bliska. Jego oczy powoli się zamgliły i zaczęły zamykać. Wykrwawiał się.

- O nie, kuzynku, jeszcze nie odchodź - wysyczał Harry przesłodzonym głosem i rzucił na niego zaklęcie podtrzymujące życie. Potem sięgnął i gołymi rękami wyrwał mu jelita, z ust Dudleya Wyrwał się ochrypły wrzask - Imperio - rzucił Harry wskazując palcem na tłuściocha - zeżryj to

A potem patrzył z fascynacją jak jego ofiara wykonuje powierzone mu zadanie. Potem kazał mu jeszcze walić głową w ścianę aż zmiażdżył sobie całą twarz i odgryźć sobie język. Dudley zaczął charczeć i dusić się swoją krwią. Znienawidzona przez czarnowłosego kreatura zmienił się w dygoczącą kupę mielonego mięsa. Na koniec, widząc, że tamten już umiera, Harry sięgną i wyrwał mu gołymi rękami serce z piersi. Z zaciekawieniem przyglądał się jak bije jeszcze kilka razy w jego zakrwawionej dłoni zanim zrozumiało, że jest już martwe i zamarło na zawsze. Kiedy Harry spojrzał na Dudleya, był już martwy.

Usatysfakcjonowany wstał z klęczek i podszedł do swojej najbardziej wyczekiwanej ofiary. Wuj Vernon. Teraz jego niedoszły oprawca leżał u jego stóp, w kałuży krwi jego żony i syna, kuląc się ze strachu.

- I co wuju... - zapytał Harry przeciągając wyrazy - co teraz zrobisz? Nazwiesz mnie dziwolągiem, śmieciem, obrazisz moich rodziców?

Vernon nic nie odpowiedział tylko pokręcił w panice głową. Harry uśmiechnął się z satysfakcją. Chyba obserwowanie jak jego rodzina jest torturowana i mordowana utemperowało trochę charakter wuja. Cóż ten jednak nie dożyje aby sprawdzić jakie miałoby to efekty. Machnął leniwie różdżką i już po chwili wuj wił się pod serią szybkich Crucio. Potem na pierwszy ogień poszły paznokcie, wyrywał je po kolei leniwymi Akcio, patrząc na to z twarzą bez wyrazu. Oczy natomiast błyskały czystą satysfakcją. Zaczął odcinać i wyrywać jego palce. Każdy po kolei. Potem przywołał do ręki nóż i zaczął ciąć i szarpać jego skórę. Każde cięcie, każdą poszarpaną ranę, każde obraźliwe słowo wyryte na jego plecach, przeniósł na ciało wuja dodając sporo od siebie. Potem jednym z jego ulubionych czarnomagicznych zaklęć zaczął zdzierać z niego skórę. Odciął mu uszy, wyrwał mu włosy. Potem tak jak Dudleyowi rozpruł mu brzuch i przywołał do siebie bicz, którym tamten tak długo go torturował. Okładał go nim tak długo, że od pleców wuja skóra odchodziła płatami i oblał go całego wrzątkiem. Jego wrzaski były wspaniałe.

Rozejrzał się po piwnicy szukając inspiracji. Jego wzrok padł na kwas i sól drogową. Uśmiechnął się ponuro. Przywołał do siebie oba przedmioty i pokazał wujowi obserwując jak zmienia mu się mimika twarzy. Widać było, że jest przerażony. Harry machnął ręką wyczarowując wiadro soku z cytryny, kolejne i całe wydało się na Vernona. Jego dziki, nieludzki wrzask wypełnił pomieszczenie kiedy substancja zetknęła się z jego ranami i zdartą skórą. Czarnowłosy cały czas się uśmiechając, machnął ponownie ręką uprawiając, że zasypała go sól. Kolejne wrzaski. Potem Harry ukląkł i przystawił pojemnik z kwasem tuż przed twarz.

- Pamiętasz wujku... - wysyczał z jadem wprost do poszarpanej resztki jego ucha

I wciąż patrząc mu w twarz wylał kwas na jego fiuta. Vernon znowu zaczął wrzeszczeć, a Harry szaleńczo się śmiać. To była muzyka dla jego uszu. Wciąż klęcząc ujął jego twarz pod brodę i gołymi rękami z nadludzką siłą wyrwał mu język z gardła. Vernon, jak wcześniej jego syn, zaczął charczeć i dławić się krwią. Czarnowłosy kolejnym zaklęcie zaszły mu usta. Znów spojrzał w oczy wuja. Patrzyły na niego z bólem i nienawiścią.

- Nie podoba mi się jak na mnie patrzysz - powiedział cicho i machnął różdżką

Przywołane wykałaczki namoczył w resztce kwasu i z szatańską precyzją zaczął wbijać mu w oko. Kiedy skończył wyglądało jak jeż. Uśmiechnął się na to porównanie. Szybkim Akcio wyrwał mu ostatnie pozostałe oko.

- Avada Kedavra - powiedział pewnie

Avadooki chłopak przyjrzał się człowiekowi przed nim. Człowiekowi, który zadał mu tyle bólu. Człowiekowi, który teraz był martwy. I uśmiechnął się z dziką radością.

Potem zaklęciem uruchomił piłę do żywopłotu i poszatkował ciało. Wstał z klęczek i nie odwracając się aby spojrzeć na resztki, i nie zwracając uwagi na jezioro krwi sięgające mu do kostek wyszedł z piwnicy.

Potem pokierował się na górne piętro, do swojej sypialni. Rozejrzał się, nienawidził tego miejsca. Kilka szybkich machnięć różdżką i już płonął. Dołożył jednak do niego jeszcze kilka niezbędnych dla jego planu przedmiotów. Harry wyszedł z domu i rzucił jeszcze zaklęcie szatańskiej pożogi. Śmiejąc się szatańsko skierował swój wzrok na nieprzytomności Mundungusa leżącego w krzakach. Szybka Avada załatwiła sprawę, nie zamierzał na to ścierwo marnować swojego cennego czasu.

Już miał się deportwać Kiedy przypomniał sobie o jednej osobie, która też nie zasługiwała na życie. Pani Figg. Ta irytująca starucha była szpiegiem Dumbledora i wiedziała o wszystkim co się dzieje z Harrym i nigdy mu nie pomogła. Cóż, pozbawi dyrektora dwóch pionków za jednym zamachem.

Pokierował się w stronę domu tej staruchy. Siedziała w otoczeniu tych swoich kotów. Rzucił na nią Crucio ale jej krzyki szybko bo znudziły.

- Avada Kedavra - i po sprawie

Już miał wychodzić kiedy jego wzrok ponownie spoczął na kotach.

- Naprawdę uwielbiałaś te sierściuchy, co? - powiedział w przestrzeń - Imperio - i wściekłe kocury zaczęły pożerać ciało byłej właścicielki.

Chłopak wyszedł w domu. Jego wzrok padł na płonący budynek. Zaraz pojawią się tu Kurczakowcy. Na pewno się wkurzą kiedy pomyślą, że nie żyje. Stracą swojego najważniejszego pionka. Ale o ciemnej stronie też nie można zapomnieć. Wycelował różdżką.

- Morsmorde - na niebie nad domem pojawił się Mroczny Znak

No, to na pewno wkurzy Voldemorta. I znikł bezgłośnie.

***
Severus pojawił się na Privet Drive zgodnie z rozkładem wart. Jednak gdy tylko rzucił jedno spojrzenie na palący się dom, mroczny znak na niebie i ciało Mundungusa natychmiast deportował się z powrotem. Wpadł do kuchni na Grimauld Place 12 z prędkością światła. Akurat na szczęście, bądź też nie, zastał tam wszystkich w tym Dumbledora.

- Co się dzieje Severusie? - spytał drops - powinieneś teraz pilnować Harrego.

- Nie ma kogo pilnować - powiedział szybko - ani nawet czego!

- Co masz na myśli? - spytał sobie spokojnie dropsocholik popijając sobie jakby nigdy nic herbatkę, najpewniej cytrynową

- To, że cały dom płonie, na na niebie jest mroczny znak, a ciało Mundungusa leży w krzakach!

- Co!? - wrzasnął drops zrywając się z miejsca (i rozlewając herbatkę) - Idziemy!

Cały Cholerny Zakon, jak zwykł mówić Snape, aportował się na Privet Drive 4. Od razy w oczy rzucał się płonący budynek i mroczny znak ponad nim. Severusa zastanawiało jedynie dlaczego Czarny Pan nie wziął go ze sobą na ten nalot i martwił się o Pottera. Jeżeli chłopak jest u jego Pana to najpewniej już nie żyje. Chociaż nie, zreflektował się, może nie koniecznie. Ostatnio Voldemort nie wymyślał żadnych nowych sposobów na zabicie chłopaka, raczej chodził wściekły z powodu sfałszowanej przez Dumbledora przepowiedni. Skierował jednak z powrotem swoją uwagę na płonący dom. Kurczaki właśnie go gasiły. Kiedy skończyli wszyscy razem weszli do środka.

Całe wnętrze było spalone, zwłaszcza kuchnia i salon. Pewnie to tam zaczął się pożar. Gdyby nie mroczny znak wszyscy zapewne by uznali to za wybuch gazu. Weszli na piętro. Wszystkie sypialnie wyglądały zwyczajnie, oprócz ostatniej. Wyglądała jak kolejne miejsce, w którym zaczął się pożar. Czyli zdecydowanie podpalenie, żaden pożar nie zaczyna się w dwóch miejscach. Oprócz tego była to zdecydowanie sypialnia Pottera. W rogu pokoju stały resztki zwęglonego kufra, a po podłodze walały się spalone ubrania, szata z Hogwartu, spalone na popiół resztki jakichś książek, najpewniej podręczników. Na koniec pośród resztek biurka leżała do połowy stopiona klatka Potterowej sowy. Co stało się z ptakiem, nie wiedział. Cóż zdecydowanie Potter został zabrany z tąd siłą. W przeciwnym wypadku wziąłby ze sobą swoje rzeczy.

Cały zakon pozwiedzał już dom i już mieli wychodzić kiedy Severus pośród zapachu dymu poczuł inny, znajomy zapach. Metaliczny, charakterystyczny. Zapach krwi. Intuicyjnie pokierował się w stronę jedynych drzwi, których zakon jeszcze nie otworzył. Bo były stopione, a im się nie chciało. Jednym szybkim ruchem różdżki sprawił, że drzwi wyleciały z zawiasów. Zapach krwi buchnął z jeszcze większą intensywności. Zszedł po schodach i stanął w sięgającej mu do kostek krwi wpatrując się w scenę przed nim. Znajdowały się tam trzy zmasakrowane ciała. Z ulgą zauważył, że żadne nie należało do Harrego. Przejrzał się im dokładniej. Jedno z nich na pewno należało do Petunii, a pozostałe dwa były przeraźliwie grube i należały najpewniej do jej męża i syna. Najwyraźniej byli torturowani bardzo kreatywnie. Severusovi nie było ich żal. Wręcz przeciwnie. Znał Petunię, wiedział jaką była suką, która znęcała się na Lili, znając jej charakter niemożliwym było aby związała się z kimś normalnym. A ten ich syn na pewno był strasznie rozpieszczony. Swoją drogą co za beznadziejny pomysł Dumbledora by umieścić tu Harrego.

Słyszał za sobą odgłosy obrzydzenia wydawane przez resztę członków zakonu którzy weszli tu za nim. Wychodząc z piwnicy zauważył jeszcze, że w tym pomieszczeniu były jeszcze dużo starsze ślady krwi. Zmarszczył brwi. Zdecydowanie rzecz warta dokładniejszego zbadania. Ale nie teraz.

***
Severus siedział i już od godziny słuchał narzekania Dumbledora. Starzec narzekał, że ktoś mu zwinął z przed nosa chłopaka, jego marionetkę, i zabił ludzi, u których mógł ją sobie przechowywać na wakacje. I że stracił swój sposób na temperowanie temperamentu chłopaka. To zdanie zabrzmiało dla Severusa interesująco. Zwłaszcza w zestawieniu ze starymi śladami krwi w piwnicy. Zdecydowanie działo się tu coś o czym nie wiedział.

Dumbledore kontynuował swoje narzekanie. Teraz włączyła się do tego jeszcze Molly Wesley, która narzekała na to co się stanie z obiecanymi im skrytkami Pottera. Jednak strzec uspokoił ją mówiąc, że wciąż ma do nich dostęp i mogą brać z stamtąd tyle pieniędzy ile tylko zapragną. W Severusie zagotowało się ze złości. Będzie musiał jakoś dyskretnie poinformować o tym Pottera. O ile tamten jeszcze żyje.

Dropsocholik mówił jeszcze o tym jak to Potter może umrzeć przedwcześnie i nie pozabija się z Voldemortem. Snape uznał to za kolejną rzecz wartą zapamiętania i przekazania Czarnemu Panu. Nareszcie zebranie się skończyło. Śmiertelnie znudzony i wykończony bezsensowną paplaniną Severus wtoczył się do kominka i wytoczył się w swoich kwaterach w Hogwarcie. Usiadł na kanapie przywołując do siebie butelkę Ognistej Wisky. Delektował się właśnie bursztynowym płynem kiedy poczuł pieczenie na lewym przedramienia. Wstał i poprawił swoje szaty. Czas udać się do Czarnego Pana.

***
Witajcie Moi Wyznawcy,
Dwa rozdziały pod rząd, jak pewnie zauważyliście;), z okazji wbicia tysiąca wyświetleń. Cieszcie się, pewnie niedługo pojawi się kolejny rozdział ze Złego, kolejny z tego i nowe opowiadanie Severitus z wątkiem Darry. Wszystkich zainteresowanych zapraszam dzisiaj bądź jutro na mój profil.

***
2055 słów
(ponad wszelkie moje standardy więc cieszcie się)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro