Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Severus aportował się w sali zebrań Czarnego Pan. Był tam już cały wewnętrzny krąg, czyli najbliżsi współpracownicy Lorda Voldemorta. To właśnie w tym gronie ważyły się losy świata oraz poszczególnych mugolskich miast i wiosek. Wszyscy siedzieli razem przy stole. Severus zauważył Bellatrix, która machała do niego. Uśmiechną się do niej i zajął zajęte dla niego przez nią miejsce.

- Jakieś wieści Severusie? - spytał Czarny Pan

- Tak Panie, twój atak na dom Pottera wzbudził panikę we wszystkich członkach zakonu feniksa - odpowiedział

- Słucham? Jaki atak? - Tom był zdumiony, był pewny, że nie rozkazał niczego takiego

- Czyli to nie Ty Panie? - spytał skonsternowany - W takim razie czyj, na niebie był mroczny znak.

- Jak to?! - Voldi zezłościł się - Opowiedz mi wszystko. - rozkazał

I Severus opowiedział, a w miarę jak mówił wszyscy stawali się coraz bardziej zdziwieni. Najpierw opowiedział jak zauważył płonący dom i mroczny znak, a potem ciało Mundungusa (tu wszyscy się cieszyli, że o jedno ścierwo, i to z zakonu, mniej na świecie). Potem opisał arcyzabawne reakcje reakcje Dropsa i zakonników kiedy się o wszystkim dowiedzieli. Potem opisał co znaleźli w zrujnowanym budynku i w piwnicy. W tym momencie wszyscy słuchacze byli zainteresowani. Zwłaszcza, że wyglądało na to, że ten kto torturował krewnych Pottera był bardzo kreatywny i znał się również na mugolskich metodach torturowania. Zastanawiający był jednak fakt kto, i dokąd, zabrał Pottera. Severus martwił się, że tamten może już nie żyć.

Kiedy skończył opowiadać Czarny Pan prychał jak mały kotek ze złości, że ktoś użył jego mrocznego znaku. Wszyscy przy stole komentowali głośno to co powiedział Severus. Czarny Pan zakończył zebranie ale kazał Snape'owi zostać jeszcze chwilę ponieważ wdział, że tamten chce mu jeszcze coś powiedzieć na osobności. Kiedy zostali sami Severus zabrał głos.

- Mój Panie są jeszcze dwie rzeczy. Pierwszą jest to, że w tamtej piwnicy zauważyłem dużo starsze ślady krwi. Do tego Dumbledore mówi coś, że stracił swój sposób na temperowanie temperamentu chłopaka.

- Interesujące - skomentował Marvolo - A druga?

- Dumbledore powiedział coś o tym, że Potter nie może umrzeć za wcześnie bo musi zabrać Cię ze sobą. Najprawdopodobniej dropsiarz wie coś o czym my nie wiemy. Coś co skłoniło go do sfałszowania przepowiedni.

- Możesz mieć rację Severusie - potwierdził Tom - A co z Harrym? Czy zakon wpadł na jakiś jego ślad?

- Nic nie znaleźliśmy - odparł z rozczarowaniem Severus - Właśnie dlatego byłem tak zaskoczony, byłem pewien, że to Ty Panie.

Voldemort skinął głową. Coś tu jest na rzeczy...

***

Harry aportował się w holu głównym swojego dworu. Jego ubranie było całe we krwi, która ściekała z niego ciurkiem i wylewała się z butów. Jednak on był usatysfakcjonowany. Wezwał skrzata i kazał mu przygotować kąpiel w największej łazience, w której wanna przypominała mały basen. Była taka jak ta w łazience prefektów.

Kiedy zanurzył się w wodzie pozwolił sobie na chwile relaksu. Przywołał do siebie wino i popijając je sobie zanurzony po szyje w wodzie i pianie zastanawiał się co dalej. Odwali dzisiaj kawał dobrej roboty i zasiał chaos po obu stronach. Pięć ścierw mniej na świecie też było satysfakcjonujące. Jeszcze raz pogratulował sobie pomysłu z mrocznym znakiem. Genialne zagranie.

Wyszedł z wody i przebrany już w pidżamę pokierował się do biblioteki. Była ona, wraz z sypialnią, jego ulubionym miejscem w domu. Usiadł w swoim ulubionym fotelu przed kominkiem i pogrążył się w rozmyślaniach. Przydałoby się dokładniej przemyśleć swój plan działania. Teraz musiał podszkolić się we wszystkich dziedzinach magii, które mogą mu się przydać. Następne w kolejce było... Przywołał do siebie pergamin i zaczął zapisywać. Następne w kolejce jest przejęcie większości poparcia w Wizengamocie. Ten punkt planu będzie mógł zrealizować już w tym miesiącu na nadchodzącym zebraniu. Natomiast na pierwszy miał całe wakacje. Potem musi przenieść się do Slyterinu, stamtąd łatwiej będzie mógł robić co chce. Dalej jego plany były raczej zamglone i niewarte zapisywania ponieważ cały czas się zmieniały. Jedno tylko pozostawało niezmienne. Śmierć Dumbledora. Jego z całą pewnością musiał się pozbyć. Przeklęty dropsiarz grał mu na nosie i bawił się nim zdecydowanie zbyt długo.

Odłożył rolkę pergamin na stoliczek i sięgną po następną. Dziś pozbył się pięciu osób.

1. Wujostwo: ciotka, wuj, kuzyn - można wykreślić

2. Mundungus - pozbył się go przy okazji ale to też sukces

3. Pani Figg - starucha sobie zasłużyła, wykreślamy

Potem przypomniał sobie wszystkie osoby które zalazły mu za skórę

4. Hermiona Granger

5. Ron Wesley i ogólnie Wesleyowie - albo nie, w nawiasie zapisał: bez bliźniaków, Bila i Charliego. Oni mogli być przydatni po jego stronie. Ale pozostałych czeka śmierć - szczególnie Rona i Ginny

6. Cały Zakon Feniksa ogólnie - może zrobi jakieś wyjątki jeśli przejdą na jego stronę (tu liczył na Lupina i Tonks)

Hmm... kto jeszcze. Jego wzrok powędrował na dłoń oszpeconą paskudną blizną. I choć teraz nie było jej widać z pod bandaży to stale mu o sobie przypominała.

7. Dolores Umbrige - dopisał i podkreślił, zdecydowanie nią musiał się zająć, może nawet jeszcze w te wakacje. Miał parę tortur wymyślonych specjalnie dla niej.

8. Knot - chociaż jego może oszczędzi jeśli tamten będzie mu posłuszny, potrzebował marionetki w rządzie na wysokim stanowisku a on się nadawał. Do tego umożliwił Harremu jego słodką zemstę.

Cóż, na razie może tyle wystarczy pomyślał. Przytwierdził listy zaklęciem przylepca do ściany i przyjrzał się im. Przydałoby mu się biurko i barek w bibliotece. Akurat w tym miły kąciku, który sobie wypatrzył. Zawołał skrzata i polecił mu to zadanie, a sam pokierował się do sypialni.

Przydałoby się wprowadzić kilka zmian w tym dworze - pomyślał i zasnął.

***

Obudził się rano w świetnym humorze i wypoczęty. Wyskoczył z łóżka jak na sprężynach, ogarnął się szybko, przywitał się z Hessą i zasiadł do śniadania. Skrzaty jak zwykle robiły najlepsze jedzenie. Wybrał się na spacer po dworze i terenach zastanawiając się co można by zmienić. Zdecydowanie przydałoby się unowocześnić basen i dodać jakieś duże jakuzzi. Można jeszcze oddać barek z alkoholami na świeżym powietrzu. I grilla. Może jeszcze jakieś altany w ogrodzie, i więcej zacisznych miejsc. Potem wnętrze. Przydałby mu się jakiś jeden duży salon mogący pomieścić więcej osób. Coś jak pokój wspólny. Potem jakaś sauna albo spa. Stwierdził, że na razie tyle wystarczy. Zawołał skrzaty i przekazał im listę pożądanych zmian.

Teraz kiedy skończył tę część swoich obowiązków postanowił skupić się na następnej. Na swojej edukacji. Najgorszy był z eliksirów co było rzeczą niedopuszczalną. Eliksiry były bardzo pożyteczną i przydatną dziedziną więc Harry powędrował na niższe piętra, do jednej ze swoich pracowni i laboratorium. Zaczął swoją naukę od przeczytania podręcznika z pierwszej klasy i książki o właściwościach składników. Zaniedbał to do tego stopnia, chociaż w większości z powodu zniechęcania ze strony Snapea i fałszywych przyjaciół ponieważ na początku go fascynowały, że trzeba było zacząć od początku. Przebrnął przez to szybko i zaczął robić wszystkie eliksiry z pierwszej klasy, a kiedy mu się udało zgodnie z podręcznikiem starał się modyfikować skład aby uskutecznić miksturę. W gruncie rzeczy świetnie się przy tym bawił. Kiedy skończył powtórzył ten proces na eliksirach z drugiej klasy, trzeciej i tak dalej.

Przerobił materiał w kilka dni i wziął się za naukę, udoskonalanie i rozszerzanie wiedzy i umiejętności z różnych przedmiotów i dziedzin magii. Chyba oczywistym było, że najbardziej fascynowała go czarna magia, nawet bardziej niż obrona przed nią, ale zaskoczeniem było, że pokochał również eliksiry. Były to szczególnie domeny Slytherina więc wyglądało na to, że Harry wdał się szczególnie w tego przodka. No i trochę w Rovenę.

W między czasie, w swojej sali treningowej zaczął ćwiczyć pojedynki. Kazał pokojowi tworzyć dla siebie wrogów i rozwalał je na kawałki. Dzięki takiemu treningowi wyrobił sobie świetne nawyki i refleks i stał się, można powiedzieć, mistrzem pojedynków. Specjalnym eliksirem naprawił sobie również oczy i nie musiał nosić już swoich okropnych okularów. W ten sposób zajmował sobie całe dnie i ani się obejrzał kiedy obudził się rankiem w przeddzień obrad wizengamotu. Przez chwilę leżał bezczynnie gapiąc się w baldachim

Nie miał pojęcia co mógłby dalej robić. Było za wcześnie na kolejne morderstwa, nadal był ranny, a jego obrażeń było tak dużo, że ubywały w nieznośnie powolnym tempie. Po namyśle stwierdził, że dzisiaj odpocznie i się zrelaksuje. Może pozwiedzać dokładniej swój las?

-Tak to jest dobry pomysł - stwierdził i zebrał się z łóżka

Godzinę później stał już na dworze zmieniając się w lamparta. Pognał przed siebie napawając się uczuciem wolności i wiatrem w futrze. Zaczął zwiedzać swój las. Natknął się na stado testrali, z którym szybko się zaznajomił a potem spędził z nimi godzinę karmiąc je mięsem i głaszcząc je. Potem pokierował się do innej części lasu - przesyconej Białą Magią. I to tam się na nie natknął. Jednorożce. Całe ich stado pasło się na dużej polanie. Na widok Harrego wkraczającego na polanę w pierwszej chwili spłoszyły się ale potem kiedy przemienił się w człowieka podeszły do niego. Czarnowłosy był zaskoczony. Jednorożce podeszły do niego - niego przesyconego Ciemną Magią, z taką ilością krwi na rękach. Tchnęło to w niego taką nadzieje jakiej nie czuł od dawna.

Po pożegnaniu stworzeń, i odkryciu żmijoptaków, Harry ruszył dalej. Natknął się też na inne bardzo rzadkie i zagrożone gatunki magicznych stworzeń. Np. Gromoptaki. Wyglądało na to, że jego ziemie stały się dla nich pewnego rodzaju ostoją, chronioną przed resztą świata przez potężne bariery. Miejsce, w którym nikt nie mógł ich skrzywdzić. Postanowił, że jak długo żyje utrzyma ten stan rzeczy.

Potem chłopiec dotarł do jaskiń, które poprzednio tak go zaintrygowały. Przemienił się w człowieka i powoli, ostrożnie wszedł do środka. Wyglądało na to, że jaskinie są bardzo głębokie. I ciemne - pomyślał Harry. Uniósł dłoń wnętrzem do góry i mruknął - Lumos. Nad jego dłonią zaczęła lewitować kulka światła. Usatysfakcjonowany ruszył w ciemność.

To co tam odkrył wprawiło go w zdumienie. Znalazł długi korytarz ciągnący się daleko pod ziemię, którym szedł aż natknął się na odnogę. Po chwili dotarł do jaskini. A w niej był smok. Harry stanął sparaliżowany. Wielki gad spał zwinięty na stosie złota i kamieni szlachetnych. Najwyraźniej przybycie Harrego go zbudziło bo uniósł swoją wielką głowę i spojrzał na niego.

~ Co tu robi człowiek? - zapytał syczący głos

Harry był zszokowany - czyżby, tak jak język wężów, rozumiał język smoków?

~ Wybacz mi, że Ci przeszkadzam - powiedział w tym samym dziwnym języku kłaniając się - Nie wiedziałem, że tu mieszkasz. Dopiero się wprowadziłem do dworu i odkrywam swoje tereny.

Smoczyca - bo z całą pewnością była smoczycą - zdumiała się.

~ Rozumiesz nasz język? Wprowadziłeś się tu? Czy jesteś aby potomkiem Merlina? Tylko on rozumiał nasz język.

~ Tak Pani, jestem nim - potwierdził chłopak

~ W takim razie bądź pozdrowiony potomku Merlina. Długo czekaliśmy na powrót jego lub jego potomków jednak gdy się nie doczekaliśmy sądziliśmy, że jego ród wymarł.

~ Przykro mi to mówić ale jestem ostatni.

~ Prawda, taki wspaniały ród wymiera. Czy możemy Ci jakoś pomóc? Nasza rodzina ma dług wobec Merlina i zawsze będziemy służyć jego rodowi. To on dał nam dom i skarby.

~ Dziękuję Ci bardzo, jeśli będę w potrzebie poinformuję was - odpowiedział z wdzięcznością

Harry był naprawdę miło zaskoczony, to znaczyło, że miał po swojej stronie cały smoczy klan. Celesta - bo tak się nazywała - przedstawiła go reszcie smoczej rodziny i szybko złapali wspólny kontakt. Harry obiecał im, że będzie ich często odwiedzał. Kiedy wrócił do dworu był bardzo zadowolony z wyniku tego dnia. Teraz jednak musiał się przygotować, następnego dna było spotkanie Wizengamotu.

***

W czasie kiedy Harry miał świetny dzień Dumbledore wręcz przeciwnie. Stracił swoją marionetkę, Dursleyowie zostali zabici, a on nie wiedział co z tym wszystkim zrobić. Do tego stracił Mundungusa więc nie dowie się co się tam stało.

Chociaż zaraz... Tak! Było wyjście z tej sytuacji. Pani Figg. Na pewno widziała co się stało. Wystarczyło tylko pójść tam i ją przycisnąć, dziwiło go tylko dlaczego się jeszcze z nim nie skontaktowała. Powinna była to zrobić kiedy tylko zauważyła co się dzieje. Jednak nie rozważał nad tym długo. Wysłał patronusy do Szalonookiego i Severusa i czekając aż przybędą łykał sobie cytrynowe dropsy.

Kiedy wreszcie obaj mężczyźni przybyli wstał i teleportowali się razem przed drzwi Aberalli Figg. Zapukał. Cisza. Zapukał jeszcze kilka razy ale nikt nie odpowiadał. W końcu znudzony czekaniem rzucił Allohomora i weszli do środka. Natychmiast zrozumiał dlaczego stara się z nim nie skontaktowała. A to dlatego, że jej zwłoki leżały sobie na ziemi w stanie wskazującym, że już trochę tu leży. Do tego jej zwłoki były w większości zjedzone przez koty, które spłoszyli wchodząc do środka. Teraz jednak sierściuchy powróciły do przerwanego zajęcia kontynuując zżeranie byłej opiekunki. Dumbledore zaklął szpetnie, a Szalonooki gwizdnął zdumiony widokiem. Natomiast Severus analizował wszystko co zobaczył. I co trzeba przekazać Czarnemu Panu.

Kiedy wrócili do kwatery i Dumbledore zaczął psioczyć jak to ostatnio nic nie idzie po jego myśli Severus sprytnie zmył się udając, że wzywa go Czarny Pan.

Kiedy Severus aportował się w Riddle Mannor Lord Voldemort omawiał właśnie z Lucjuszem sprawy do załatwienia na jutrzejszym zebraniu Wizengamotu. Oboje przerwali rozmowę na nieoczekiwany widok Snapea. Spojrzeli na niego pytająco, a on opowiedział im wszystko czego się dowiedział.

- Cóż, robi się coraz bardziej interesująco - skwitował nowe informacje Czarny Pan

- Najlepsze jest to, że ten kto zabrał Pottera wiedział, że ona jest tajnym szpiegiem Dumbledora, a nawet większość Zakonu tego nie wiedziała - dodał Severus

- Możliwe, że ten ktoś wyciągnął to z Dumbledora lub z kogoś innego legilimencją lub podstępem, choć to mało prawdopodobnie - skomentował Lucjusz

Skończyło się na tym, że Czarny Pan polecił Severusowi spróbować się dowidzieć czy pośród Zakonników jest jakiś zdrajca służący domniemanej "Trzeciej Stronie", a Lucjuszowi spróbować dowiedzieć się czegoś na spotkaniu Wizengamotu. I na tym ten dziwny dzień się skończył.

***

Ha, wreszcie, powiem wam, że byłam święcie przekonana, że opublikowałam ten rozdział już tydzień temu. Ale kiedy przyszedł brat i zaczął minie poganiać i to sprawdziłam okazało się, że zamiast opublikować Wattpad usunął mi cały rozdział:(

No więc trzeba było pisać od nowa, na szczęście jeszcze pamiętałam wszystkie szczegóły.

Do następnego Moi Wyznawcy!

***

2282 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro