Leo x clumsy!male!reader

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Imię) nienawidził deszczu. Kiedy siedział w budynku - jeszcze pół biedy! Ale na zewnątrz? Niech Bogowie mają go w opiece...

Ostatnio bogowie nie byli w najlepszym humorze. Skąd (kolor)owo włosy to wiedział? Ostatni tydzień w obozie herosów non stop padało. Mimo niesprzyjających okoliczności pogodowych, wszystkie zajęcia trwały nadal. Chłopak szedł więc teraz w ulewie w stronę areny treningowej.

Do paska od jego spodni przytroczony był (miecz/sztylet), jego buty umazane i nasiąknięte błotem, a na głowę mocno naciągnięty kaptur. Zdenerwowany patrzył na ziemię, która w tej chwili była błotem i przeklinał po grecku pod nosem.

Przez to (kolor)owooki nie wiedział, że zaraz się z kimś zderzy, jednak kiedy spojrzał przed siebie było już za późno. Jego noga poślizgnęła się na błocie, a zaraz za nim upadł chłopak idący z na przeciwka. Gdy (imię) szykował się na upadek zamknął oczy i od kiedy uderzył w mokrą ziemię, nie miał odwagi ich otworzyć.

Otworzył oczy dopiero gdy tuż nad sobą usłyszał śmiech. Jego oczy otworzyły się w zdziwieniu, a policzki pokryły rumieńcem ze wstydu. Tuż nad nim opierał się przystojny chłopak. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, były właśnie oczy tego chłopaka. Ich głęboki czekoladowy kolor i psotne iskierki, które w nich tańczyły.

- Cholera. Wiedziałem, że na ciebie lecę, ale nie, że dosłownie.

Na te słowa chłopak zarumienił się mocniej. Jego oczy przeskanowały wygląd nieznajomego. Podsumowując wyglądał trochę jak latynoski elf. Bardzo przystojny, o kręconych, brązowych włosach, latynoski elf.

Chłopak podniósł się z ziemi i wyciągnął do (kolor)owo włosego rękę. Ten złapał za wyciągniętą rękę i wstał z pomocą drugiego. Czekoladowooki przyciągnął go do siebie i mocno objął go kładąc ręce na jego biodrach.

- Jesteś szczotą do podłogi? Bo zmiatasz mnie z nóg.

Twarz elfa była bardzo blisko, tak blisko, że słowa były wyszeptane prosto w usta (kolor)owookiego. Rumieniec tym razem zalał poliki obu przedstawicieli płci męskiej. Na nosie jednego z nich na chwilę zatańczył płomyk, tylko by za chwilę z sykiem zniknąć i w jego miejscu pojawił się dymek.

Dwójka znajdowała się teraz tak blisko siebie, że (imię) byłby wstanie policzyć teraz wszystkie piegi brązowowłosego. Na chwilę jego wzrok zjechał trochę niżej na usta chłopaka, ale po chwili z powrotem wrócił do oczu.

- Wiem, że jestem przystojny, ale nie myślałem, że na tyle, by odebrało ci mowę...

Po tych słowach (imię) otrząsnął się. Chciał odsunąć się na bezpieczną odległość, ale zapomniał o tym, że takiej tkwił w objęciach przystojnego elfa i ponownie upadli na błotnistą ziemię.

- Przepraszam! Przeze mnie znów upadliśmy w błoto.

- Tak długo jak jestem z tobą, nie przeszkadza mi gdzie.- powiedział mrugając zalotnie do chłopaka nad którym się znalazł.- Z resztą, zawsze wiedziałem, że to ja jestem dominującym.

(Kolor)owo włosy nie był pewien, czy można być nawet tak czerwonym na twarzy, jak on był teraz. Ponownie elf podniósł się z ziemi, a potem pomógł wstać (kolor)owookiemu.

- Tak czy siak, muszę już iść. Jak coś, to pytaj o najprzystojniejszego chłopaka w obozie.- powiedział odchodząc w swoją stronę czekoladowooki, ponownie mrugając w jego stronę.

(Imię) stał jak wbity w ziemię. Moknąc dalej na deszczu, próbował przetrawić to przed chwilą się zdarzyło. W jego klatce piersiowej serce łomotało jak oszalałe, dziwne uczucie ściskało mu płuca odbierając dostęp do powietrza.

Jego wzrok skierował się w stronę areny treningowej. Miał teraz zajęcia... Wiedział, że Clarisse będzie na niego wściekła, o ile już nie jest. Jako dziecko Aresa nie zna litości, będzie miał przesrane...

Potem jego oczy powędrowały w kierunku, w którym udał się przystojny nieznajomy. Co tam na niego czekało? Nie był pewien. Dalej stał w miejscu zastanawiając się czy pójść za nim, czy iść na zajęcia.

Chłopak westchnął. Co tamten brązowowłosy elf z nim zrobił? Odwrócił się plecami do areny treningowej i ruszył biegiem za czekoladowookim. Oczywiście w takich warunkach nie mogło się to skończyć dobrze. Po drodze poślizgnął się na błocie trzy razy zanim ścigany znalazł się dwadzieścia metrów od niego.

- Stój złodzieju!

Chłopak za którym (imię) biegł nie zatrzymał się.

- Powiedziałem stój!

W końcu ponownie wpadł na niego i wylądowali razem w błocie. (Kolor)owe oczy lśniły niewyjaśnionym blaskiem, a policzki właściciela tych oczu były zabarwione na czerwono.

- O co ci chodzi z tym złodziejem?- zapytał leżący teraz w błocie brązowowłosy.

- Skradłeś moje serce po tym jak powiedziałeś pierwsze słowo...

Czekoladowooki uśmiechnął się na to szelmowsko, przetaczając się tak, że to teraz on był na górze.

- Gdyby ocenić twój urok powiedział bym, że masz dziewięć na dziesięć. Ja jestem tym jednym, którego ci trzeba.- powiedział po czym wstał i otrzepał się z błota na tyle na ile mógł. Po raz trzeci tego dnia pomógł wstać (imię).

Dalej trzymając dłoń (kolor)owo włosego, ruszył w stronę Domków. Mijając arenę treningową słyszeli ze środka krzyk pewnej córki Aresa.

- Valdez! Oddawaj mi (imię) w tej chwili! Miał ćwiczyć dzisiaj walkę z wieloma napastnikami!

Czekoladowooki spojrzał na chłopaka, którego dłoń trzymał w swojej.

- A tak, zapomniałem wspomnieć. Nazywam się Leo Valdez. Jestem synem Hefajstosa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro