22-"Mogłabym cię przytulić?"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Tętno spada!

- Ratujecie ją!

Narastające krzyki na korytarzu, zmusiły moją ciekawości do zajrzenia na zewnątrz. W końcu od kilkunastu minut cały szpital w popłochu zajmował się umierającym pacjentem. Nie dziwiło mnie to. Tu ciągle ktoś umierał. Ludzie starsi, w średnim wieku, dzieci. To nie tak, że się tego nie bałam. Po prostu po kilku miesiącach na oddziale, przyzwyczaiłam się do ilości spotykanych tu ludzkich tragedii. Tym razem nie miał być to wyjątek. Miałam zobaczyć płaczących bliskich oraz zbiorowisko ludzi ciekawych rozwijającej się sytuacji.

Powoli, uważając by nie obudzić śpiącego na krześle taty wyszłam z łóżka, kierując się w stronę drzwi prowadzących na korytarz. Delikatnie je uchyliłam. Mogłoby się wydawać, że wszystko było jak zawsze. Widok reanimowanej dziewczyny, leżącej na szpitalnym łóżku, otoczonej wianuszkiem lekarzy oraz ludzi ciekawych jej dalszych losów. Jednak tym razem coś mnie poruszyło. Była tak spokojna. Jakby nie bała się śmierci tak jak inni ludzie, którzy tu trafiają. Na jej twarzy nie widniał grymas, a lekki uśmiech, który zaczynał działać również na mnie. Intrygowała mnie. Nie potrafiłam wyjaśnić dlaczego. Była taka ładna i wydawała się miła. Musiała przeżyć! Chciałam ją poznać.

- Hiromi? - zza pleców usłyszałam zaspany głos taty. - Co robisz? Znowu obserwujesz pacjentów? Kolejny raz ktoś pomyśli, że jesteś kieszonkowcem.

- Przywieźli nową pacjentkę. Czuje, że się zaprzyjaźnimy, wiesz? - uśmiechnęłam się ładnie. - Mogłabym iść się jej przyjrzeć?

- Ostudź zapał kochanie. Za chwilę mamy chemię. Jeżeli po będziesz czuła się dobrze to nie widzę przeciwskazań.

Pokiwałam głową, poprawiając hustę, ssuwajacą mi się na czoło.

***

Po odpoczynku i krótkiej drzemce postanowiłam trochę powęszyć. Co prawda korytarze były pełne pacjentów czekających na swoją kolej oraz tych świeżo przyjętych, przez co istniało duże ryzyko, że kto by mnie zauważył ale miałam swoje sposoby by przemknąć niezauważoną. Jednym z nich były korytarze dla pielęgniarek. Kiedy byłeś dzieckiem w wysokim stadium raka, mogłeś korzystać z takich udogodnień. Wystarczyły maślane oczka i lekkie wspomnienie o samotności życia na onkologii dziecięcej. Prościzna.

Szybko zebrałam się z łóżka i korzystając z nieobecności taty przeszłam na stronę personelu szpitala. Przechodząc korytarzem, zaglądałam przez okna do sal. Szukałam tej ślicznej dziewczyny z brązowymi włosami. Czułam, że jest w niej coś wyjątkowego. Że jest podobna do mnie.

- Ałć! - krzyknęłam, kiedy poczułam jak silne uderzenie odrzuca mnie do tyłu. Ktoś na mnie wpadł. - Uważaj gdzie łazisz blondyna!

- Przepraszam mała - dziewczyna o szarych, zapłakanych oczach popatrzyła na mnie z litością. Fuj - nie zauważyłam cię.

- Wiesz, że to korytarz dla pielęgniarek? Nie wolno ci tu być - wytknęłam, masując obolałe od zderzenia ramię.

- Moja przyjaciółka jest w bardzo ciężkim stanie - pociągnęła nosem. Drugi raz fuj. - Miła Pani w recepcji powiedziała, że mogę tu poczekać i się uspokoić.

- A tak, Helen zawsze miała miękkie serce dla beks - skrzywiłam się - Jak nazywa się twoja przyjaciółka? Ma może brązowe włosy i wygląda na miłą? - zapytałam z nadzieją. Umierająca czy nie chce ją poznać.

- Tak i tak - wymusiła uśmiech - nazywa się Sadie. Jest cudowna, zawsze uśmiechnięta. A teraz, leży tu nieprzytomna. Dlaczego na onkologii? Przecież musieli coś pomylić! - mamrotała będąc już w swoim świecie.

- Sadie? Osoba, której skrótem imienia jest smutek musi być giga fajna, nie? A co do tego oddziału i w ogóle to to raczej nie jest pomyłka ale wiesz, czoło do góry czy jakoś tak. - wyszczerzyłam się - Jestem Hiromi i chce poznać tą smutną ale wesołą dziewczynę. - zarządziłam.

- Cześć Hiromi - po raz któryś pociągnęła nosem, fuj stop prosze. - Hope - podała mi rękę - mogę cię do niej zaprowadzić. Na pewno chętnie pozna twoje zdanie na swój temat jak już się wybudzi.

Uśmiechnęłam się.

***

Kiedy Hope zaprowadziła mnie pod drzwi pokoju, w którym miala znajdować się ta tajemnicza dziewczyna, nagle ogarnął mnie strach. A co jeśli mnie nie polubi? Tak dawno nie rozmawialam z nikim, kto nie byłby lekarzem, albo kimś z mojej rodziny...

- To tutaj - powiedziała blondynka, wyrywając mnie z zamyślenia.

- Dzięki - odburknęłam groźnie, pomimo tego, że byłam jej wdzięczna za doprowadzenie mnie tutaj.

- A jaka ona jest? - zapytałam cicho przerywając dziewczynie, która już wyciągała rękę, żeby otworzyć drzwi.

Popatrzyła na mnie.

- Ona jest... - ale od razu kiedy zaczęła mówić, jej oczy przestały być jakby obecne... - jest najcudowniejszą przyjaciółką, jaką mam. Jest dobra, miła i niezależnie od wszystkiego. Wiem, że mogę na niej polegać. że będzie obok, kiedy będę jej potrzebować. - Z jej oczu znów zaczęły lecieć łzy, plamiąc jej już i tak mokrą koszulkę. - Jest bardzo mądra i kochana. Nigdy mnie nie zawiodła.

Zakończyła, wypierając rękawem nos. Z jednej strony byłam tym aktem obrzydzona ale z drugiej... Chciałabym mieć kogoś takiego kto będzie o mnie myślał właśnie w ten sposób. Jako i kimś ważnym. Sama dawno nie widziałam swoich przyjaciółek... Odkąd trafiłam na onkologie nie miałam nikogo poza tatą. Tęskniłam za rozmowami, kontaktem fizycznym, śmiechem. Z zamyślenia wyrwał mnie delikatny, ale stanowczy głos dziewczyny siedzącej na łóżku.

- Sadie - wystawiła bladą rękę uśmiechając się lekko.

- Hiromi! - ochoczo potrząsnęłam dłonią dziewczyny. - Mogłabym cię przytulić? Pachniesz tak ładnie! A ja dawno nie czułam ciepła drugiej osoby... - momentalnie zrobiło mi się głupio i przykro, ale słowa dziewczyny poprawimy moje samopoczucie.

- Jasne, uwielbiam się przytulać. - wyciągnęła do mnie ręce. Objęłam delikatnie chudą jak patyk Sadie, uważając na wszystkie kabelki wystające spod jej szpitalnej piżamy.

- Mam pytanie - zaczęłam odsuwając się - skrót twojego imienia to smutek, a ty wydajesz się wesoła. Co sądzisz o tym, że jesteś smutnym wesołkiem?

- Ciekawe pytanie - naprawdę była miła! - chyba czuje się jak wesoły smutek - skrzywiła się lekko - odkąd zachorowałam więcej we mnie smutku mimo, że bardzo się staram.

- Hope już wszystko wie? - zapytałam, zerkając na blondyne obok.

W odpowiedzi uzyskałam kiwnięcie głową. Ciekawe ile jeszcze tajemnic miała ta brązowowłosa dziewczyna.

- Masz chłopaka? - wypaliłam.

- Ja... - zmyśliła się - nie. Nie mam. A ty mała?

- Bardzo bym chciała! - zaśmiałam się - ale w szpitalu nie ma żadnego chłopca w moim wieku - zasmuciłam się.

- na pewno poznasz jakiegoś miłego chłopca. Już ja o to zadbam - ponownie się uśmiechnęła. - O której masz chemie? Może pójdziemy na nią razem?

- Jasne!

***

- Dlaczego nic nam nie powiedziała?! Przecież mogła umrzeć sama. Nic byśmy o tym nie widzieli!

Raczej nie powinnam podsłuchiwać kłótni przyjaciół wesołego smutasa, ale nie mogłam się powstrzymać. Z resztą ten chłopak myślący, że go nie widać też to robił! Ładny był. Taki dorosły i o ładnych oczach. Ciekawe kim był. Musiałam ją o to zapytać przy najbliższej okazji, bo w ostatnim czasie bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Chodziłyśmy razem na chemie i spotkania z psychologiem. Było fajnie.

- Nie chciała nas martwić. Widzisz jak reagujesz! Chciała spokoju w... - głos blondyny się zaciął.

- w umieraniu? To chciałaś powiedzieć? Hope, ona nas okłamywała i głupio w te kłamstwa brnęła. Pierwsi powinniśmy dowiedzieć się, że ma raka...

- co...? Nie rozumiem - do rozmowy włączył się przystojniak, o którego obecności nie wiedzieli pozostali. - jak to raka?! Kurwa. To się nie dzieje naprawdę. Kłamiecie. Ona nie jest chora. Nie może! Myślałem, że leży tu z braku innych miejsc. Że nic jej nie jest! Hope, powiedz, że to nie jest prawda. Przecież nic jej nie było. Była zdrowa. Chodziliśmy na imprezy, śmialiśmy się. Była szczęśliwa. Szczęśliwa ze mną. Była moja. To nie jest prawda. Ona nie mogła o tym wiedzieć. Nie mogła dać mi wszystkiego, żeby teraz to zabrać. Nie mogła. KURWA - wydarł się, płacząc. Błagam. Powiedz, że to mi się śni. - chłopak zaczął szarpać za swoje włosy nie mogąc się uspokoić.

- Przykro mi Nate - zaszlochała Hope. - to potwierdzone. Został jej miesiąc.

***
Za pomoc w tym rozdziale dziękuję fantastycznemu koledze, który w dużej mierze przyczynił się do jego powstania oraz mojemu blondynowi, który podsunął mi na niego pomysł xx

Ps ktoś to jeszcze czyta??

Pozdrawiam Pisarka_z_marzeniami xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro