Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W calym domu było cicho jak makiem zasiał. Żadne z nich nie miało odwagi się odezwać. W końcu dziewczyna nie mogła znieść tej ciągnącej się ciszy.

- Andreas powiedz coś. Nie cieszysz się?

- Nie.

Wyszeptane słowo usłyszała doskonale, ale zdawało jej się jakby to wykrzyczał z całych sił.

- Musimy coś zrobić z tym problemem. To był błąd i trzeba go jak najszybciej naprawić.

- Razem weźmiemy za to odpowiedzialność. Wszystko się ułoży - próbowała złapać jego dłoń w uścisk ale jej się to nie udało, gdy tylko dotknęła jego dłoni on odskoczył od niej jak poparzony.

- Czy ty rozumiesz co ja do Ciebie mówię?! - wykrzyczał podrywając się na równe nogi - Ja nie chce nic zmieniać w swoim życiu. Jesteś mi dobrze tak jak jest. Myślałem, że to akceptujesz. Teraz jest mój czas. I nic ani nikt tego nie popsuje.

- Jesteś dorosły a zachowujesz się jak smarkacz. Do cholerny jasnej masz dwadzieścia dwa lata, a nie cztery. To już nie jest czas kiedy możesz chować się za mamusi spódnice. Pora wziąść odpowiedzialność za swoje czyny.

- To nie jest odpowiednia pora - wplątał swoje dłonie we włosy i zaczął je szarpac - Ja nie jestem gotowy ani Ty. To zmieni całkowicie całe moje życie. Pozostaje nam tylko jedno wyjście.

- Ty chyba nie myślisz o tym?

Jednak wyraz jego twarzy rozwiał jej wszystkie wątpliwości. On tego chciał. Chciał zabić nasze dziecko.

- Ty chyba nie mówisz na poważnie. Ja tego nie zrobię. Już jestem za nie odpowiedzialna.

- Za co jesteś odpowiedzialna? - zapytał z kpiną - To nie jest dziecko. To jest zlepek komórek i tyle. Wszystko można jeszcze przerwać. A pozatym ja nie chciałem, żeby jakie zaslinione dzieciaki latały po moim domu.

- Ale...

- Posłuchaj mnie uważnie - uklękł przed dziewczyna łapiąc jej dłonie w swoje - To nie jest dobry czas na dziecko. Jesteśmy młodzi, należy nam się czas na szaleństwa jakie sobie wymyślimy. A dziecko będzie nam tylko w tym przeszkadzać. Będziemy mieli czas na dzieci.

- Wtedy kiedy skończysz karierę skoczka? Na to nie ma nigdy dobrego momentu Andi.

- Marit posłuchaj mnie uważnie. Ja wszystko załatwię, umówię i zapłacę. Ty tylko będziesz musiała się tam pojawić i będzie po kłopocie.

- Dobrze, zrobimy tak jak ty chcesz - poddała się jego sugestii - Ale naprawdę chcesz mieć kiedyś ze mną dzieci?

- Tak, tak. Pójdę Cię spakować - odpowiedział wybiegając z salonu i wbiegając szybko po schodach na górę.

Nie uwierzyła mu. Skoro teraz z taką łatwością przychodzi pozbycie się dziecka to nie wątpiła, że i później gdy przydarzy im się ponowna sytuacja to spostapi tak samo. Poszła do łazienki, wybrała pierwszy numer w telefonie jaki przyszedł jej do głowy. Nie umiała postąpić inaczej.

- Błagam Cię odbierz jak najszybciej - szeptała, ale wciąż słyszała tylko ten uporczywy dźwięk pikania - Tylko Ty mi możesz pomóc.

- No co jest mała? Wellinger Cię opuścił i masz chwilę dla swojego braciszka ukochanego?

- Błagam Cię to nie jest teraz dobry moment na żarty - wyszeptała - Musisz mi pomóc zniknąć z Bawarii. I to jak najszybciej.

Słysząc głośne kroki na schodach puściła wodę spod prysznica aby nie było słychać o czym rozmawia. Odeszła w najdalszy kat łazienki.

- Marit jest tam? - usłyszała.

- Tak, tak jestem - przytknela rękę do telefonu - Musze się tylko wykapac i za chwilę wychodzę.

Odpowiedziała jej cisza.

- Co się tam u was dzieje? - wyraźnie słyszała zmartwiony głos - Czy Andreas coś Ci zrobił?

- Nie - zaprzeczyła gwałtownie - Błagam cię pomóż mi.

- Zawsze możesz na mnie liczyć, co tym razem?

- Zabukuj mi bilet na najbliższy lot do Norwegii. Wracam do domu i tam Ci wszystko opowiem.

Nie dała mu szansy aby więcej coś powiedzieć bo się rozłączyła. Wyłączyła wodę, wyszła z łazienki.

- Gotowa?

- Tak.

O ile można być gotowym na zabicie swojego dziecka.

Objął ją ramieniem biorąc jej walizkę. Blondynka na chwilę przystanęła.

- Andreas ja sama tam pojadę. Daj mi tylko adres.

- Jesteś pewna?

- Tak. Kocham Cię.

Podeszła do niego, objęła jego twarz rękami i pocalowala jego pełne wargi. Od razu poczuła jak odwzajemnia ten pocałunek. Czuła jak ich języki walczą o domiację, chciała przelać w ten pocałunek wszystkie swoje emocje. Przesunęła swoje ręce w jego miękkie włosy, ciągnąć za końcówki jego kosmyków. Czuła jego ręce błądzące po całym ciele, zatrzymujące się na jej pośladkach. Gdy tylko ją podniósł ona oplotła jego biodra swoimi nogami. Zabrakwszy im tchu oderwali się od siebie. Przyłożyła swoje czoło do jego, patrzyła w te jego błękitne oczy które urzekły ją od pierwszej chwili.

- Kocham Cię Marit.

Gdy tylko ją postawił na ziemię zaczęła iść w stronę drzwi. Spojrzała na niego ostatni.

- Żegnaj Andreas.

- Będę czekał na Ciebie.

Uśmiechnęła się lekko. Wychodząc otworzyła za pomocą kluczyka swój samochód, od razu do bagażnika wrzuciła swoją torbę. Podeszła do drzwi i wskoczyła szybko. Włożyła kluczyk do stacyjki i odpaliła. Jej maleństwo ruszyło od razu. W lusterku widziała twarz Wellingera. Skierowała się w stronę lotniska. Zaczął dzwonić jej telefon, uśmiechnęła się gdy zobaczyła zdjęcie blondyna na tapecie.

- Tak Daniel?

- Wszystko jest zarezerwowane, jakoś udało mi się zabukować bilet. Z lotniska z Monachium masz samolot. Dokładnie za trzy godziny masz odprawę.

- Dziękuję Ci nie zapomnę ci tego nigdy.

- Na stałe już wracasz do Narwiku?

- Tak na stałe. To już jest koniec i nie widzę dalszej przyszłości z Wellingerem. To już będzie dla mnie zamknięty temat.

- A on wie, że chociaż od niego odeszłaś?

- Nie wie, żyje dalej w przeświadczeniu, że wrócę za kilka dni.

- Musisz mi wszystko opowiedzieć w domu. Jedź ostrożnie mała.

Rozłączyła się i skupiła na drodze. Po jakiej godzinie szybkiej jazdy dotarła na lotnisko. Zaparkowała na parkingu gdy wszystko zabrała z samochodu, kluczyki zostawiła w środku i zatrzasnęłam auto. Skierowała się do wejścia poprawiając włosy które rozwiewał jej lekki wiatr. Podeszła do kas kupując zarezerwowany bilet. Podróż na lotnisko zleciała jej dosyć szybko wiec czekała z niecierpliwością na odprawę. Zobaczyła napis NARWIK i wiedziała, ze to tutaj musi dać bilet kobiecie na lot. Skierowała się w stronę samolot, gdy znalazła swoje miejsce usiadła i zaczęła wyglądać przez okno. Wiedziała, ze teraz jej życie się zmieni o 360 stopni.

Wreszcie wracam do domu. I to nie sama.

****

Gdy wyszła już z samolotu znalazła się w wielkim holu. Otaczały ją setki osób, ale nie było tam tej jednej osoby którą pragnęła zobaczyć. Miał po nią przyjechać ale nigdzie nie widziała tej znajomej blond grzywki.

- Marit tutaj - usłyszała znajomy głos - Marit - nowy ktoś krzyknął.

Gdy się odwróciła zobaczyła swojego brata do którego podbiegła zostawiając walizkę. Rzuciła się na niego dosłownie mając prawie łzy w oczach. Gdy tylko oderwała się od niego przyjrzała mu się dokładnie. Nic się nie zmienił wciąż ten sam łobuzerski uśmiech którym obdarzał tylko najbliższe jemu osoby. Gdy ponownie się do niego przytuliła, czuła jak jego długie blond włosy łaskoczą ją w szyje.

- Wracamy do domu?

- Bezsprzecznie. Każdy się za tobą stęsknił.

- Mogę prowadzić?

- Jasne twoim maleństwem przyjechałem.

Zaświeciły się jej oczy gdy zobaczyła swoje auto. Było takie samo jak je zapamiętała. Daniel rzucił jej kluczyki które błyskawicznie złapała.

- Otwórz bagażnik mała - zaśmiał się - Bo o walizce zapomnisz w tym szczęściu.

- Bardzo śmieszne - zakpiła - Rodzice wiedzą o moim powrocie?

- Oni nie - zakłopotany podrapał się po karku - Ale chłopaki już wiedzą. Bardzo się cieszą na wieść o twoim powrocie, a zwłaszcza Anders - poruszył zabawnie brwiami - A teraz mów co się stało, że uciekłaś od Wellingera.

Na wieść o jej byłym chłopaku zdenerwowała się i przycisnęła pedał gazu coraz bardziej rozpędzając swoje autko.

- Dowiesz się w domu.

Reszta drogi minęła im w ciszy. Uśmiechnęła się lekko widząc znajome ściany jej domu. Tutaj naprawdę była szczęśliwa. Tak bardzo się stęskniła za rodzina gdy była w tej przeklętej Bawarii. Wtedy nie miała za bardzo czasu ich odwiedzać bo praca, skoki i konkursy Andreasa. A teraz może w pełni im to wynagrodzić.

- Mamo jesteś? Tato? Ida? - zawołał blondyn gdy wszedł ze swoja siostrą do domu. Odstawił jej walizkę w przedpokoju.

- Nie krzycz tak Danielku bo Twoi koledzy z kadry tu są u Idy. A swoją drogą co to się stało, że tak nagle przyszli? - zawołała, Daniel pokazał swojej siostrze, ze ma być cicho aby zrobić niespodziankę. Właśnie z tej kuchni dochodziły smakowite zapachy. Zdecydowanie kuchnia to było małe królestwo ich matki.

- A kto przyszedł?

- Anders, Johann i Andreas.

- A to mnie tym nie zaskoczyłaś mamuś - zaśmiał się lekko zaglądając do kuchni - Mam dla Ciebie niespodziankę mamo - za jego plecy wyłoniła się drobną blondynka z wesoło błyszczącymi oczami.

- Marit?! - krzyknęła zdziwiona kobieta - Marit dziecko jak ja się cieszę, że Cię widzę. Ojciec będzie miał niespodziankę jak wróci z pracy. Na długo tu przyjechałaś? A czemu bez Andreasa?

Poczuła jak podnosi się do góry w silnym uścisku. Odwracając lekko głowę zauważyła tą znajomą ciemną grzywkę, posłał jej ten uśmiech który tak często był kierowany w stronę jego fanek. Wtedy dosłownie wszystkie wariowały i piszczały jakby spotkał jej zaszczyt.

Dalej zauważyła dwóch blondynów który był znacznie niższy od swojego towarzysza. Właśnie ten niższy był jej przyjacielem przed wylotem do Bawarii, niestety później ich kontakt był sporadyczny. Ale wie, że teraz mogą znowu odbudować dawna przyjaźń. Blondyn posłał jej lekki uśmiech i przyszedł ją przytulic. Okręcił się z nią dookoła własnej osi, gdy tylko odstawił ja na ziemie pocałował ja w policzek w ramach powitania. Ostatni z nich przytulił ja mocno i puścił jej oczko. I wyszeptał jej do ucha. Tęskniliśmy.

- Mamo ja już wróciłam na stałe. Zostaje w Norwegii - obwieściła jej wesołe nowiny. Z ta ostatnia chciała jeszcze poczekać.

- Ale co z Andreasem?

Nie zdążyła odpowiedzieć gdy zadzwonił jej telefon. Coś ścisnęło ją w sercu, ale mimo wszystko odebrała. Poszła szybko do salonu, nie chciała aby ktokolwiek słyszał tą rozmowę.

- Tak Andreas?

- Dojechałaś już na miejsce?

- Tak.

- Już jest po?

- Już po wszystkim. Twoja kariera nie jest już zagrożona przez mnie i ten błąd jak to nazwałeś. Nie chcę już Cię widzieć na oczy Andreas. Żegnaj.

- Ale to ja zrobiłem dla nas. Nie chciałem żeby nasza młodość tak szybko się nie skończyła. Nie jesteśmy gotowi na bycie rodzicami. Na te wszystkie nieprzespane noce, płacze, pieluchy.

- To była twoja decyzja. A to jest moja moja. Postaram się aby nigdy więcej nie zobaczył mnie ponownie. Nie ma już nas. Skreśliłeś wspólne lata gdy powiedziałeś, że nasze dziecko to jest błąd. Tego Ci nie wybaczę nigdy. Żegnaj - już wtedy czuła jak łzy zaczynają powoli spływać po jej policzkach.

Nie pozwoliła mu już nic powiedzieć rozłączając się pospiesznie. Upadła na kolana zalewając się całkowicie łzami. Wybuchnęła głośnym płaczem który zaniepokoił wszystkich i podbiegli do dziewczyny.

- Dziecko coś ty zrobiła? - zapytała przerażona kobieta podbiegając do córki i przytulając ją z całych sił - On Cię zmusił do tego?

Nie była nic w stanie powiedzieć czuła jak przytula ją kolejna osoba. Doszły do niej kwiatowe perfumy więc domyśliła się, że to jej siostra ją przytula. Po pewnym czasie przeniosła się na kanapę gdzie wtuliła się w Daniela.

- Mamo idź zrób herbaty. My z nią pogadamy.

Starsza kobieta wyszła salonu zostawiając młodych samych. Wiedziała, że oni się od niej wszystkiego dowiedzą

- Mari coś ty zrobiła? - zwrócił się do niej tak jak w dzieciństwie - On kazał ci usunąć ciąże?

Kiwnęła powoli głową.

- A to drań - skwitowała Ida - A taki idealny się wydawał.

- Nie chce nic mówić, ale ostrzegaliśmy Cię przed Wellingerem - odezwał się Johann przytulając roztrzęsioną blondynkę.

- Co ja teraz zrobię? - wydusiła z siebie - Sama z dzieckiem? Bez pracy? Mieszkania?

- Nie martw się pomożemy Ci - powiedziała jej matka - Kupimy Ci mieszkanie, a dzieckiem się zajmiemy. Ale teraz najważniejsze ja muszę mieć pewność - podała swojej córce kubek z gorącą herbata - Nie usunęłaś ciąży?

- Mamo...

- Ty mi się tu nie wykręcaj tylko mów.

Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią.

- Tak mamo, jestem w ciąży. Tak z tym bałwanem Wellingerem - zaśmiała się lekko - Mam do was prośbę on nie może się dowiedzieć, że ja urodziłam. Tą prośbę do was kieruję szczególnie chłopaki.

- Ode mnie się nie dowie - obiecał puszczając jej oczko Fannemel.

- Jeszcze pysk mogę mu obić za to, że kazał usunąć Ci dziecko - stwierdził Stjernen.

- A praca się nie martw - machnął ręką Forfang - Zawsze do nas możesz wrócić do kadry. Alex z pewnością się ucieszy.

- Ale wtedy bym się z nim widziała - zaczęła kręcić głową - To nie wchodzi w grę.

- To musisz mieć ochroniarzy i wtedy on do Ciebie nie podejdzie - stwierdził lekkim tonem Anders - Albo ja mogę być twoim prywatnym ochroniarzem - wyprężył swoje muskuły na co wszyscy się zaśmiali.

- Czy ty siebie widziałeś? - zakpił Daniel - Ty go nie powstrzymasz. Już bardziej Forfang.

- Stop - zawołała - Nie chce więcej o nim słyszeć w tym domu. Moje dziecko nie będzie dla niego ciężarem. Ja sama sobie poradzę.

- A my ci w tym pomożemy dziecko - Trude Tande pocałowała swoją córkę w czoło, gładziła ją po jej długich złocistych włosach. nie mogła patrzeć na jej cierpienie. Obiecała sobie, że nie pozwoli skrzywdzić kolejny raz jej córkę i jej nienarodzonego wnuka.

****

Hej wszystkim ❤️ Postanowiłam wreszcie te moje bazgroły opublikować widząc, ile tu ich opublikowaliście. Licze, że wam się spodoba.

Mam nadzieję, że zostawicie jakiś ślad po sobie w postaci komentarzy albo gwiazdek ❤️ Zapraszam was serdecznie do śledzenia losów Andreasa i Marity ❤️😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro