Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

****

* Marita *

W końcu weszłam jako pierwsza do mieszkania otwierając drzwi na oścież. Zaczęłam się kierować w stronę sypialni. Jednak usłyszałam ciche głosy które postanowiłam posłuchać.

- Ona też ma prawo do szczęścia - powiedziała cicho Celina - Może rzeczywiście nie jest jeszcze gotowa na nowy związek?

- Ale żeby dwa lata - odpowiedział Stjernen - To tyle czasu, że na spokojnie mogła wyleczyć się z tej nieszczęśliwej miłości.

- Andi ma rację - wsparł go Johann który zarobił mordercze spojrzenie od swojej dziewczyny - Mimo, że naprawdę kocham Maritę jak siostrę. Fanni jest jest ważniejszy, nie pozwolę go skrzywdzić. Jeśli nie chce z nim być to niech się określi.

- Chłopaki, ale uczuć nie można wyłączyć i włączyć jak za pstryknięciem palca - uniosła się Elisa - Jeśli macie zamiar ją oceniać to lepiej idźcie - mrużąc oczy patrzyła to na jednego skoczka to na drugiego.

Miałam już dość słuchania tego, ale wiem, że jutro nie będzie lepiej. Zapewne cała kadra się dowie co zrobiłam. Odeszłam w stronę swojej sypialni zamykając cicho drzwi. Przekręciłam zamek w drzwiach, robiąc to samo po chwili w łazience. Siadając pod prysznicem puściłam wodę i wtedy mogłam płakać do woli. Mogłam wtedy się oszukiwać, że to woda a nie moje łzy. Nie wiem nawet ile tu siedzę. Nic mnie nie obchodziło.

Nie interesowało mnie nawet walenie do drzwi. Chciałam być sama.

****

* Elisabeth*

- Jesteście nienormalni? - zapytałam - Chcecie, żeby ona to usłyszała? Wtedy będzie jeszcze gorzej.

- Powinna to usłyszeć i zastanowić się nad sobą - burknął zły Andreas - Fannemel też ma uczucia i najwyraźniej źle ulokował swoje uczucia. Niespodziewałem się tego po Maricie.

- Chodzcie do kuchni, ja zrobię nam herbaty i kawy. A my później idziemy do Marity - zarządziłam pewnym tonem wchodząc do kuchni gdzie zawsze panował porządek. Wstawiłam wodę w czajniku, a potem zaczęłam przygotować lekki posiłek dla naszej trójki - A wy się macie ogarnąć. Jeśli się dowiem, że w trakcie wyjazdów czynicie jej wyrzuty to pożałujecie oboje - pogroziłam im nożem aby mnie zrozumieli za pierwszym razem.

- Tak teraz zróbmy z niej świętą. To ona zawsze jest poszkodowana - zaczął oburzonym tonem Stjernen - Przecież ona musiała się domyślać, że Anders coś do niej czuje. Przecież macie tą swoją kobiecą intuicję. Zawsze wiecie albo chociaż musicie się domyślać, że jakiś facet czuje do was coś więcej.

- Nie przesadzaj, bo nie zawsze mamy rację - powiedziała Celina zalewając wrzątkiem rządek kubków - A on mógł jej wcześniej powiedzieć.

- To jej dzisiaj powiedział - odezwał się Johann zakładając ręce na piersi - I się tylko ośmieszył.

- A czy Ty skarbie wiesz co on jej powiedział? - uniosła brew - Nie, nie wiesz Johann. Oni tylko to wiedzą. My nie wiemy jak przebiegła ta rozmowa. Sam nam powiedział, żebyśmy nic nie mówili, bo ta miłość nie ma prawa bytu.

- Zgadzam się z Cel - powiedziałam zgarniając pokrojone warzywa do miski - Nie wiemy co jej dokładnie powiedział. Więc nie róbcie już z Marity kozła ofiarnego - dolała do miski odrobinę oliwy, na koniec wycisnęłam z cytryny trochę soku którego dodała do sałatki. Którą od razu wymieszałam - Wy przemyślcie to trochę, a jak nie to stąd idźcie.

Wzięłam sałatkę i kubki które ustawiłam na tacy. Spojrzałam krótko na szatynkę i poszłyśmy razem do sypialni blondynki. Widząc jak moja przyjaciółka nie może otworzyć drzwi, zmarszczyłam brwi. Podałam jej tacę i spróbowałam jeszcze raz.

Jednak klamka nie chciała ustąpić. Zaczęłam pukać delikatnie w drzwi. Jednak nie było słychać żadnego odzewu, przez co zaczęłam się denerwować.

- Marita otwórz te drzwi - poprosiłam cicho - Jestem razem z Celiną. Możesz nas wpuścić?

- Może śpi? - zapytała niepewnie.

- Wątpię żeby usnęła - pokręciłam głową zaniepokojona - A jak sobie coś zrobiła?

Zaczęłam walić w drzwi, nie przejmując się hałasem jaki przez to robię. Przez to moje głośne dobijanie się do drzwi przyszli zaniepokojeni skoczkowie. Jeden i drugi posłał pytające spojrzenia w stronę Celiny, która bezradnie wzruszyła ramionami.

- Otwieraj te drzwi - zawołałam już nie żarty zaniepokojona - Marita jeśli ich nie otworzysz to Andreas i Johann wyważą te drzwi - jednak odpowiedziała mi cisza, przez co odsunęłam się i zrobiłam im miejsce.

Zobaczyłam, że Forfang zaczyna coś majstrować przy zamku, ale najwyraźniej mu się nie udało.

- Klucz musi być w zamku, tak raczej nie otworzymy więc trzeba wyważyć - stwierdził z lekkim wahaniem - Na trzy Andi.

Bałam się co tam mogę zobaczyć. Gdy w końcu weszłam do pokoju nie zobaczyłam nigdzie blondynki. Jednak coś mnie tchnęło, podeszłam do drzwi łazienki gdzie usłyszałam szum lejącej się wody. Tak jak podejrzewałam drzwi też były zamknięte. Bez słowa mój chłopak podszedł do drzwi, które po chwili wyważył.

To co tam zobaczyłam wstrząsnęło mną dotkliwie. Zobaczyłam skuloną blondynkę która siedziała pod prysznicem obejmując ramionami nogi. Widziałam wyraźnie jak się trzęsie. Najszybciej jak mogłam podeszłam i wyłączyłam wodę. Kilka kropel które spadło na moją rękę sprawilo, że się wzdrygnęłam. Ta woda była lodowota. Wzięłam ręcznik i narzuciłam na jej ramiona.

Nie chcąc aby chłopaki byli przy naszej rozmowie podeszłam do nich.

- Zostaw kluczyki Marity na szafce - powiedziałam cicho - A wy stąd znikajcie. Jedźcie do Andersa czy gdzie chcecie. Ale macie stąd znikać. Czeka nas ciężką przeprawa z nią.

Uśmiechnęłam się mimowoli jak usta Stjernena lądują na moich ustach.

- Do zobaczenia skarbie - ostatni raz mnie pocałował poczym wyszedł.

Odprowadzając ich do drzwi, zamknęłam za nimi dokładnie aby nikt nam nie wszedł. Wracając do dziewczyn widziałam jak Celina zaczęła szykować nam łóżko.

- Idź się zająć nią, bo ja nie potrafię - wyszeptała - Już jej przyszykowałam piżamę, leży na pralce.

- To ja idę - powiedziałam - A ty zrób nam nowej herbaty, bo ta na pewno wystygła. A ona musi się ogrzać.

Podeszłam do niej. Serce łamało mi się gdy widziałam, że nie zmieniła wogole pozycji odkąd wyszłam.

****

* Marita *

Nie zwracałam uwagi na żadne krzyki, walenie do drzwi czy prośby bym otworzyła te cholerne drzwi. Siedziałam pod prysznicem już tyle czasu, a i tak czułam, że nie wypłakałam się jeszcze. Nie chciałam się z nikim widzieć. Dzisiaj wszystko wróciło do mnie ze zdwojoną siłą. Gdy rozmawiałam z Andersem o Wellingerze nie myślałam o nikim innym. Związane wspomnienia z nim powróciły do mnie. A przed wszystkim nasza pierwsza randka.

Byłam wtedy bardzo podekscytowana. Od naszego przypadkowego spotkania minęło już trochę czasu. Było dla mnie kompletnym zaskoczeniem ale takim miłym. Potrafiliśmy rozmawiać godzinami a tematy wogole nam się nie kończyły. Mieliśmy sporo zainteresowań. Jednak najbardziej zbliżyły nas do siebie skoki. Mogliśmy debatować o tym całą noc, a i tak nam było mało. Najprzystojniejszy skoczek narciarski zaprosił mnie na randkę. Mnie nic nie znaczącą dziewczynę. Przecież on mógłby mieć każdą dziewczynę, i to jaką kolwiek. I z pewnością ładniejszą odemnie. A on jednak wybrał mnie. To było spełnienie moich marzeń. Mieliśmy kilka dni wolnego od zawodów i Andreas postanowił zaprosić mnie do Monachium. Cały poranek był uśmiechnięty z powodu naszej planowanej randki. Jednak nie chciał nic zdradzić, gdy się dopytywałam.

Po naszym wspólnym śniadaniu zaczęłam się szykować do wyjścia. Jak tylko skończyłam makijaż, to podeszłam do mojej walizki szukając jakiś ładnych ubrań w które mogłabym się ubrać. W końcu padło na białą koszulę w czarne serduszka i rozkloszowaną spódnicę. Całość mojej stylizacji dopełniły wysokie, skórzane kozaki które idealnie współgrały z ciuchami. Zakładając płaszcz po chwili opatuliłam się grubym szalikiem.

- Możemy iść - powiedziałam wchodząc do przedpokoju gdzie ubierał się Andreas.

- W takim razie chodźmy - stwierdził pewnym tonem - A gdzie masz czapkę?

- Ja nie lubię nosić czapek - powiedziałam tonem małego dziecka - Przez to, że je noszę moje włosy po jej zdjęciu wyglądają okropnie.

- Dla mnie nie będziesz okropnie wyglądać - puścił mi oczko, otworzył szafkę i zaczął czegoś tam szukać po chwili nałożył mi na głowę fioletową czapkę. Po chwili saam zrobił to samo - I teraz pasujemy do siebie jak ulał.

Chciałam ściągnąć tą czapkę, ale Wellinger mi to uniemożliwił, chwytając mnie za rękę i prowadząc mnie do wyjścia. Upewniając się, że zamknął mieszkanie wyszliśmy na zatłoczoną ulicę w centrum Monachium. Zaczął iść w tylko znanym sobie kierunku. Nic nie mówiąc szliśmy. Kilka razy zatrzymało nas parę fanek skoczka. Tak mnie bawiły ich reakcje, że ledwo dusiłam w sobie śmiech.

- Wybaczcie dziewczyny - zaczęłam mówić okropnie przesłodzonym głosem, przytuliłam się do skoczka patrząc na jego fanki z jawną niechęcią - Ale się nam śpieszy, więc dajcie mu już spokój.

- A co jesteś jego nową dziewczyną?

- Bardziej narzeczoną - odezwał się chłopak - Więc my już idziemy.

Odchodząc od nich szybko obróciłam się. Wciąż tam stały i patrzyły na mnie ze złością wymalowaną na twarzy. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem.

- Nie ładnie tak okłamywać swoje hotki, Welli - spojrzałam na niego kątem oka.

- Ale ja nie skłamałem - przytulił mnie do siebie jeszcze bardziej - Widzę Cię jako moją narzeczoną. A później jako żonę.

- Ty już tak nie wybiegaj w przyszłość Wellinger - westchnęłam - Tylko powiedz kiedy będziemy na miejscu.

- Widzę, że to nazwisko bardzo Ci się podoba - skręciliśmy w prawo znajdując się już w parku gdzie wszystko przykryte śnieżnym puchem - Marita Wellinger brzmi wprost idealnie. A co do mojej niespodzianki już jesteśmy.

Znaleźliśmy się przed dużą, białą budowlą. Zaczęliśmy iść w stronę dębowych drzwi, Andreas przepuścił mnie jako pierwszy. I zaczęliśmy iść w stronę stolika który stał na środku pomieszczenia. Siadając patrzyłam na siedzącego naprzeciwko mnie skoczka. Po chwili podszedł do nas kelner. Patrząc na niego, zmarszczyłam brwi gdy zrozumiałam, że to Markus.

- Witam, zaraz przyniesiemy pierwsze dania - zaczął mówić poważnym tonem - Na początek zaproponuje Pani ulubione wino - zaczął nalewać do kieliszka czerwonej cieczy.

Gdy po chwili odszedł, spojrzałam pytająco na blondyna.

- Serio? Markus jako kelner? - zaśmiałam się upijając łyk wina - Nie zapomnę tego widoku.

- Kilku kumpli mi pomogło w realizacji mojego pomysłu - powiedział tajemniczym tonem - Jeszcze kilka asów w rękawie mam, więc się nie zdziw.

Cała kolacja minęła nam na rozmowie i poznawaniu siebie. Kiedy tylko widziałam Eisenbichlera w stroju kelnera nie mogłam przestać się śmiać. Był tak poważny w swojej roli, że przez cały wieczór nie posłał nam uśmiechu. Na sam koniec Andreas wymyślił, że Richard i Stephan nauczą mnie grać na gitarze. Ta randka z pewnością udana. Nigdy nie bawiłam się lepiej.

- Marita obudź się - czułam jak ktoś mnie szarpie, z trudnością otworzyłam oczy - Chodź się przebierzemy.

Od kilkugodzinnego siedzenia pod prysznicem zdrętwiały mi wszystkie kończyny. Wstając oparłam się o kabinę prysznicową aby nie upaść. Zaczęłam się rozbierać z tych mokrych ciuchów. Później zostałam wyciągnięta przez blondynkę z kabiny i wcisnęła mnie w piżamę. Dopiero teraz poczułam jak mi zimno. Mimo ciepła w domu drżałam jak osika. Elisa zaciągnęła mnie do łóżka gdzie od razu wręczyła kubek gorącej herbaty. Usiadły po obu przypadkach i patrzyły na mnie z oczekiwaniem.

- Wiem, że was roznosi ciekawość - wychrypiałam - Pytajcie o co chcecie.

- O czym rozmawiałaś z Andersem? Powiedział ci coś szczególnego?

- Nie za bardzo - usiłowałam sobie przypomnieć całą rozmowę - Oprócz tego, że życzy mi szczęścia to nic takiego.

- A co jest w końcu z Andreasem?

- Nic a co ma być? - uniosłam brew - To, że do niego coś czuję nie znaczy, że rzuci dla mnie wszystko i przeprowadzi się do Norwegii. Nie ma na to najmniejszych szans - upilam łyk gorącej herbaty.

- Ale zadaj sobie zasadnicze pytanie - powiedziała blondynka - Ty kochasz jego czy wspomnienia? I czy nadal chcesz z nim być?

- Elisa ale to nie jest takie proste.

- Wogole życie nie jest proste - zaśmiała się Celina - Ale odpowiedź jak czujesz.

- Oczywiście, że go kocham - odpowiedziałam i zauważyłam ich przygnębione miny - Zawsze będę go kochać. W końcu to moja pierwsza miłość, jest ojcem Astrid ale o tym nie wie. Ale być już z nim nie potrafię. Za bardzo mnie zranił żebym od razu od tak rzuciła mu się w ramiona.

- A jest ktoś kto Ci się podoba?

- Jest - zauważyłam jak dziewczynom zaświeciły się oczy - Ale wam nie powiem kto. Ten związek nie ma szans. Nie jestem z jego ligi - uśmiechnęłam się gorzko - A pozatym jest Astrid. Nie każdy facet chce wychowywać nie swoje dziecko. Wolą wolne kobiety a nie kobiety z przeszłością i tak zwanym balastem w postaci dzieciaka.

- Nie mów tak - powiedziała - Jeśli spotkasz prawdziwa miłość nie będzie mu przeszkadzało, że masz dziecko. Spójrz tylko na Roberta, nie przeszkadza mu, że jego partnerka ma syna z poprzedniego związku. A ten chłopiec jest starszy od twojej Astrid. A pokochał go jak swojego syna.

- Ale nie każdy jest jak Robert - burknęłam - Jeśli on nie zaakceptuje Astrid, to znaczy, że on nie jest dla mnie. Kocham go, ale to nie znaczy, że będę wybierać pomiędzy nimi.

- Powiedz kto to jest - szatynka wróciła do poprzedniego tematu nie mogąc wytrzymać z ciekawości - Kenneth?

- Weź przestań - zaczęłam się głośno śmiać - Jemu to tylko jedno w głowie.

- Nie mów, że Halvor - zawołała teatralnym tonem. Widząc moją minę zrobiła wielkie oczy - Wiedziałam, że to on.

- To nie on, Celin - pokręciłam głową zniesmaczona wizją mnie i Graneruda - Nie mój typ. Za bardzo pewny siebie. Na kumpla się nadaje, ale na partnera już nie za bardzo.

- To ktoś z kadry? - zapytała Elisabeth dołączając do swojej przyjaciółki w zgadywaniu kto mi się podoba - Tylko jak mi powiesz, że to mój Andreas ci się podoba to będzie z Tobą źle. Bo to imię na pewno Ci się podoba ze względu na kogoś - blondynka nadała swojej twarzy groźny wyraz twarzy przez co od razu zaczęłam się śmiać.

- Weź przestań - mówiłam przez śmiech nie mogąc się uspokoić - Nie, nie podoba mi się Andreas ani twój Johann - powiedziałam widząc otwierające się usta swojej przyjaciółki. Chcąc się trochę z nią podroczyć postanowiłam zagrać trochę jej na nerwach, puściłam siedzącej obok mnie blondynce dyskretne oczko - Chociaż kto to wie. Gdyby nie ty, to Johann idealnie by pasował do mnie. On tak uwielbia bawić się z Astrid. Byłby idealnym ojcem.

- Też tak uważam - dołączyła się Elisa - Piękną parą byście byli. Johann jest taki przystojny, opiekuńczy i na pewno nie najgorzej całuję.

- Oj ale bym chciała zasnąć w jego ramionach - zaczęłam mówić - W tych jego silnych ramionach. A i jeszcze bez koszulki. Bo co by nie mówic, ale ma nieźle wyrzeźbioną klatkę piersiową.

- Może już przestańmy tak fantazjować na temat Johanna bo nas zaraz Celina zabije wzrokiem - powiedziała ze śmiechem Elisabeth.

Zobaczyłam jaką minę ma dziewczyna skoczka. Wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć i nas zabić z zimną krwią. Widząc ją w takim stanie razem z blondynką wybuchnęłam śmiechem. Wiedziałam, że Celina jest zazdrosna o Forfanga więc postanowiłam zakończyć to drażnienie jej.

- Wyluzuj słońce - powiedziałam - Nie musisz się bać. Mnie zajęci faceci nie interesują. A pozatym Johann jest dla mnie jak starszy brat. I związki między rodzeństwem nie są wskazane w naszym kraju - dokończyłam mówić poważnym tonem tłumiąc śmiech.

- No ja myślę - stwierdziła Celina - Bo tak to już nie mogłybyśmy się przyjaźnić - oznajmiła mi żartobliwym tonem.

Cały wieczór minął nam na śmiechach i obgadywaniu norweskich skoczków. Chociaż wieczór miał pewne zgrzyty, końcówka wieczoru była naprawdę fajna. Żałowałam, że nie było z nami Anji, ale ja nie zamierzałam pierwsza wyciągać ręki na zgodę. Tego byłam pewna.

****

* Anders *

Od przyjazdu do swojego wynajmowanego mieszkania. Wciąż miałem w głowie słowa Marity, że ona kogoś kocha. Wiedziałem, że to już dla mnie oznacza jedno. Koniec. Nie miałem szans z tym facetem w walce o serce blondynki. Jednak zaniepokoiło mnie jedno jej stwierdzenie, że to nie była jej liga. Nie sądziłem, że jakiemus mężczyźnie nie spodobają się jej oczy. Te wielkie, szafirowe oczy które rzadko kiedy były smutne. Ten uśmiech. Cała była idealna. Żałowałem, że to nie ja byłem tym szczęściarzem. Byłem przekonany, że taka kobieta jak Marita nie spojrzałaby na mnie. Żadna z moich dotychczasowych partnerek nie widziała mnie jako narzeczonego czy męża. Zawsze było jakieś ale. Najbardziej oczarowało mnie jej spojrzenie. Zawsze widziałem w nich iskierki szczęścia, gdy kobieta bawiła się ze swoją córką.

Dość! - skarciłem się w myślach.

Miałem już nie myśleć o siostrze mojego kumpla, a będąc sam w mieszkaniu moje myśli wybiegały tylko w jej stronę. Nie sądziłem, że łatwo będzie się od kochać z tej miłości. W końcu aby zająć swoje myśli, włączyłem telewizor i skakałem pomiędzy kanałami. Z tej nudnej czynności wyrwał mnie odgłos dzwonka, który początkowo miałem ochotę zignorować. Ale natręt się nie poddawał. Dzwonił już kolejny raz.

W końcu podszedłem do drzwi, gdzie ujrzałem szeroko uśmiechniętych Stjenerna i Forfanga. Bez słowa wpuściłem ich do środka. Johann usiadł na fotelu na przeciwko telewizora, a Andreas rozłożył się na kanapie gdzie zaczął wyjmować z reklamówek których nie zauważyłem szklane butelki.

- Panowie ja nie pije - usadowiłem się na kanapie gdzie dalej szukałem czegoś ciekawego do obejrzenia - Pojutrze wyjeżdżamy a ja nie chce walczyć jutro z kacem.

- Daj spokój, kilka piw ci nie zaszkodzi - machnął ręką lekceważąco Johann - Papcio Alex nie będzie krzyczał na Ciebie.

- Wolę nie próbować po ostatniej akcji Halvora i Marity - powiedziałem.

- Dobrze, że zacząłeś gadać o Maricie - wtrącił się Stjernen - Powiesz nam o czym była wasza rozmowa?

- Zaczęła mówić o Andreasie na początek i Astrid. Boi się, że któregoś dnia on zabierze jej małą i nigdy jej nie zobaczy - pociągnąłem łyk piwa namówiony przez kumpli, dzisiaj tego było mi trzeba. Mówiłem dalej nie patrząc na spojrzenia chłopaków - Później wyznała, że gubi się w uczuciach.

- Ale to znaczy, że kocha Wellingera?

- Nie mam pojęcia - wzruszyłem ramionami - A na sam koniec wyznała, że podoba jej się ktoś ale traktuje ją jak wyłącznie koleżankę. Zaczęła mówić, że to nie jej liga i, że pewnie potraktuje ją jak Wellinger.

- I nie powiedziała ci o kogo może chodzić? - zapytał Andreas odkładając pustą butelkę na stół przy okazji zabierając kolejną.

- Nie mam bladego pojęcia - odparłem obojętnym tonem - Czas się wyleczyć z tej miłości do Marity. Wzdycham do niej dwa lata i nic z tego nie wychodzi. Czas się skupić na skokach podczas zawodów.

- To w takim razie papcio Alex będzie zadowolony, że odpuszczasz sobie dziewczyny - zarechotał Forfang - A co z Maritą podczas zawodów?

- W końcu czas polepszyć swoje wyniki stary - wyszczerzyl do niego zęby - Nic. Mi to nie przeszkadza. Po prostu skrócę ją na dystans i tyle.

Reszta wieczoru minęła nam dyskutowaniu o najbliższych zawodach i formie skoczków. Cała nasza trójka była pewna, że kolejny konkurs drużynowy będzie nasz, tak jak i konkursy indywidualne. Jednak Johann zauważył, że Dawid w tym sezonie ma całkiem niezłą formę i może być dla nas zagrożeniem. Dzięki temu wieczorowi z chłopakami wierzyłem, że będzie lepiej. I, że świat nie kończy się na jednej dziewczynie która złamała mi serce.

****

* Marita *

Pojechałam do mojego rodzinnego domu po moja małą córeczkę. Nie spodziewałam się, że w drzwiach minę się razem z Anją. Spoglądając na nią chciałam się odezwać, ale zrezygnowałam. To nie była pora na przeprosiny. Ja nie czułam się winna. Po długiej rozmowie razem z Celiną i Elisabeth wiedziałam, że to nie moja wina. W końcu uczucia są czasem silniejsze niż rozsądek i rozum.

Wchodząc do przedpokoju zaniepokoiła mnie ta cisza. Powoli swoje kroki skierowałam do salonu gdzie widziałam bawiącą się Astrid razem z Danielem. Ku radości małej dziewczynki jej wujek puszczał jej bańki które próbowała łapać swoimi łapkami. Gdy tylko udało się jej złapać to klaskała i krzyczała zadowolona. Nie przeszkadzając im poszła do kuchni gdzie zauważyłam, że jej mama i Ida gotują obiad. Cicho rozmawiały więc nie usłyszałam o czym dokładnie mówią. Jednak zauważając mnie szybko zamilkły. Ale patrząc po ich minach domyśliłam się, że już wiedzą o mnie.

- Cześć wam - weszłam głębiej do kuchni uśmiechając się lekko z wymuszeniem - Co tu taka konspiracja? Coś szykujecie?

- Nie udawaj głupszej niż jesteś Marita - powiedziała Ida nawet na nią nie patrząc tylko dalej zawzięcie odbierała ziemniaki - Nie mogłaś nam wcześniej powiedzieć?

- Ale o czym? - dalej próbowałam brnąć w te kłamstwa, ale wiedziałam, że na długo to się nie zda - Nie wiem o czym mówisz.

- O tym, że dalej kochasz tego pajaca - warknęła ciskając ziemniaka do garnka przez co wszędzie rozprysła się woda - Ja nie wiem, jak w ogóle to jest możliwe. Po tym jak Cię potraktował.

- Ida uspokój się - powiedziała nasza matka - Nie ma co się denerwować. A ty siadaj i nam pomożesz - dała jej warzywa do obrania za co od razu się wzięła - A to jest życie twojej siostry i ty nie będziesz za nią decydować.

- Tak? - po raz pierwszy od wejścia moja siostra spojrzała na mnie - To niech poczeka sobie na ojca. Dawno nie widziałam go takiego wściekłego.

- To, że ja coś do niego czuje nie znaczy, że chce aby poznał Astrid i był w naszym życiu.

- Ciekawe na jak długo - burknęła najmłodsza - Znowu Cię omota i tyle z tego będzie.

- A może gdyby Andreas poznał swoją córkę to by się zmienił? - napomknęła delikatnie starsza kobieta.

- Mamo, po moim trupie on zbliży się do Astrid. Gdyby mu na mnie zależało to by mi nie dawał pieniędzy na skrobankę.

- Ale ludzie się mogą zmienić pod wpływem bliskich osób.

- Ale nie on - o dziwo wypowiedziałyśmy to równo z moją siostrą.

- Jak tam chcecie - fuknęła kobieta - Ale moim zdaniem źle robisz zabraniając kontaktu Andreasowi z jego córką. Jeszcze kiedyś obróci się to przeciwko Tobie - kobieta obróciła się i pomachała drewnianą łyżką - Zobaczysz wspomnisz słowa swojej starej matki.

- Mamo... - jęknęłam.

- Ale mnie to się nie słucha - mamrotała pod nosem - Wszyscy są mądrzejsi.

- Skoncz z tym mamrotaniem - burknęła Ida.

- Ja zdania nie zmienię. To, że wszyscy uważacie, że Astrid i Andreas nie powinni znać prawdy to błąd. Andreas nigdy Ci tego nie wybaczy, nie mówiąc już o twojej córce - spojrzała na nią odwracając się lekko - Co zamierzasz zrobić gdy zapyta się o ojca? Nie powiesz jej chyba, że on nie żyje...

- Nie wiem mamo...

- Musisz wiedzieć, jeśli będziesz to odkładała to gdy w końcu zdecydujesz się wyznać prawdę to Astrid może Ci tego nie wybaczyć.

- Moim zdaniem... - zaczęła mówić Ida.

- Twoje zdanie to już znam córeczko na pamięć - przerwała kobieta młodszej blondynce - Ale ty Marita musisz myśleć o wszystkich opcjach. Nie wpisałaś go do dokumentów małej dobrze rozumiem. Ale nie wiesz czy u niego w rodzinie nie było zdanych chorób które może odziedziczyć mała.

- Musisz od razu mieć czarne myśli? - zaperzyłam się - Jeśli tak będzie to wtedy będę się martwić, ale narazie według dokumentów ojciec jest nieznany.

- Robisz błąd.

- Ale to będzie mój błąd - odpowiedziałam chłodno - Skończyłam.

Poszłam do salonu gdzie owa dwójka dalej się bawiła. Bez słowa przytuliłam się do dziewczynki, czując uważne spojrzenie mojego brata na sobie.

- Ty też tak samo uważasz, że robię błąd? - wypaliłam nagle - Myślisz, że powinien wiedzieć?

- Ja akurat jestem po twojej stronie. Dla mnie on w ogóle nie powinien wiedzieć - znowu zaczął puszczać bańki w stronę dziewczynki - Ale jednak mama też ma trochę racji. A co zrobisz jak on zechce ciągać Cię po sądach przez to, że utrudniałaś mu kontakt z Astrid?

- On nie zrobiłby czegoś takiego - wyszeptałam.

- Jesteś pewna? - uniósł brew w geście zapytania - Tak samo mówiłaś, że na wieść o ciąży na pewno bardzo się ucieszy.

- Teraz niczego nie jestem pewna...

Po słowach Daniela zaczęłam wątpić w swoje słowa. Położyłam się na plecach, czułam miękki dywan pod moim ciałem. Zaczęłam gapić się w biały sufit jakbym miała znaleźć tam odpowiedź. Nagle usłyszałam zduszony okrzyk. Podniosłam się gwałtownie bojąc się, że Astrid coś się stało. Jednak zauważyłam, że moja maleńka córeczka postawiła swoje pierwsze kroki. W sumie to nie były jej pierwsze kroki, tylko teraz ponowiła swoją próbę. Pierwsza próba była nieudana, i od tamtej pory nie próbowała sama chodzić. Tylko raczkowała. A dzisiaj zaczęła już sama chodzić. Podbiegłam do niej chwytając ją w ramiona i kręcąc się razem z nią.

- Wreszcie kochanie - zaczęłam ją całować po policzkach i główce - Teraz to będę musiała za Tobą biegać.

Stawiając ją na ziemię, odwróciła się i podeszła lekko chwiejnym krokiem do Daniela który stał z wyciągniętą ręką. Z uśmiechem obserwowałam jak Astrid wychodzi za rękę z moim rodzeństwem do ogrodu przez otwarte drzwi.

Zostałam sama w salonie z moją mamą i czułam, że szykuje nam się poważna rozmowa. Nie chciałam już dzisiaj odbywać kolejnej rozmowy więc postanowiłam to uciąć od razu.

- Mamo, nie mam siły już o tym rozmawiać - nagle poczułam swąd spalonego jedzenia - W kuchni coś chyba się pali - zawołałam spanikowana.

Obie udałyśmy się do kuchni zobaczyć, na patelni można było zobaczyć za bardzo zesmażone warzywa. Starsza kobieta od razu zmniejszyła gaz, a mi kazała pokroić nową porcję warzyw. Co od razu zaczęłam robić. W milczeniu zaczęłyśmy gotować, od czasu do czasu łapałam spojrzenia rzucającej mi kobiety.

- Gotowa do podróży? - powiedziała blondwłosa kobieta.

- Tak walizka spakowana - rzuciłam z lekkim uśmiechem - Tylko o jedno Cię proszę nie kupuj już Astrid więcej ciuchów. Nawet jak Daniel Cię o to poprosi.

- Ona rośnie więc potrzebuje ciuchów - stwierdziła ten fakt jakby był oczywisty.

- Ale nie różowych mamo - zaperzyłam się, odłożyłam na bok deski długi nóż którym kończyłam już kroić warzywa - Wiesz jak ja nie cierpię tego koloru. Zamiast jej kupować ciuchy w innych kolorach, to cała jej szafa jest w różowych ciuchach.

- Jest dziewczynką więc to naturalne, że będę ją ubierała w ten kolor - oświadczyła pewnym tonem - Jak będzie u mnie to będę ubierała ją tak jak będę chciała. A gdyby będzie z Tobą to ubieraj ją tak jak ty chcesz.

Pokręciłam głową. Wiedziałam, że dalsza rozmowa z moją mamą nie jest wskazana. I tak jej nie przegadam. To była istna walka z wiatrakami. Więc wolałam już nie strzępić sobie języka na zbędne kłótnie.

Cały dzień minął mi już spokojnie. Nikt z moich najbliższych nie zaczął już tematu Andreasa który nie był mi łagodnie mówiąc na rękę. Najbardziej obawiałam się wieczoru, ale jednak okazało się, że mój tata nie powiedział na ten temat ani słowa. Ale domyślałam się, że nie jest zachwycony usłyszą ami wiadomościami. On zawsze był przeciwko Andreasowi. Nigdy tego nie mogłam zrozumieć. Jednak tego nie wypowiedział żadnego krytycznego słowa w moja stronę. Ta obojętność była gorsza niż krzyk. Czułam, że go zawiodłam.

****

* Marita *

Kilka dni później siedziałam z kadrą norweską w samolocie. Obok mnie nie usiadł jak zawsze Anders, tym razem miejsce obok mnie było puste. Chcąc się wyciszyć założyłam słuchawki i wsłuchałam się w pierwsze nuty muzyki Sheerana. Zawsze gdy byłam w kiepskim nastroju lubiłam się wsłuchiwać w jego głos. Podróż do Niemiec zawsze mnie lekko stresowała. Mimo, że to nie była moja ojczyzna uwielbiałam ten kraj. Gdy tylko tam byłam czułam się jakbym była w domu.

Po dotarciu do hotelu postanowiłam się przebrać i pobiegać. Dawno tego nie robiłam. A dzięki temu mogłam oczyścić się ze złych emocji. Gdy wychodziłam z hotelu minęłam kilku moich przyjaciół. Jednak nie zwróciłam na nich zbytnio uwagi. Wkładając słuchawki do uszu zaczęłam biec. W końcu nie mogłam wytrzymać z pragnienia, więc weszłam do sklepu.

Kupując kilka rzeczy zaczęłam biec na skocznie. Tam mogłam się wyciszyć i miałam pewność, że nikogo tam nie będzie. Będąc na górze emocje wzięły górę i po prostu się rozpłakałam. Zaczęłam szukać w saszetce papierosów którego po chwili odpaliłam.

Tak dawno nie paliłam. Jednak to uczucie drapania w gardle uspokajało mnie.

- Nie wiedziałem, że palisz - usłyszała głos przez co podskoczyłam na ławce.

- A ja nie wiedziałam, że pusta skocznia tak przyciąga ludzi - spojrzałam na dwóch Niemców - Nawet jak macie przerwę to musicie przychodzić na skocznie?

- Uzależnienie - wzruszył ramionami - Tak więc co tu robisz Marita?

- Musiałam się wyciszyć Karl - wzruszyłam ramionami.

- A ty co tu robisz ze Stephanem?

- Chcieliśmy się przejść i po prostu w pewnym momencie Cię zauważył Steph, że biegniesz w stronę skoczni - zaczął mówić z delikatnym uśmiechem - Więc pomyśleliśmy, że Ci potowarzyszymy. Ale jak przeszkadzamy to możemy iść.

- Ja potrzebuje chwili spokoju chłopaki - powiedziałam wznosząc oczy ku górze - Najwidoczniej nie jest mi to dane.

- To dlaczego nie jesteś ze swoimi? - odezwał się Leyhe po raz pierwszy odkąd tu przyszli - Jakiś kryzysik? Mała kłótnia?

Nie odezwałam się ani słowa, zaciągając się papierosem.

- Czyli słusznie Markus zauważył, że jakieś zgrzyty panują w drużynie śniegu i lodu - powiedział Karl - Nasza księżniczka czuje się samotna. Z nami nie będziesz - mówiąc to objął mnie ramieniem i położył głowę na moim ramieniu.

Na to określenie przewróciła oczami w geście rozbawienia. Jak byłam jeszcze z Andreasem, to właśnie Eisenbichler zawsze potrafił rozbawić mnie do łez.

- Widzę, że poczucie humoru nie opuszcza Markusa - zakpiłam.

- Jego humoru nic nie popsuje mała.

- Ej, ej ja nie jestem mała - oburzyłam się - Ja jestem tylko proporcjonalnie zbudowana.

- Tak sobie wmawiaj - zaśmiał sie Geiger przybijając piątkę razem ze swoim przyjacielem - To od tego palenia jesteś taka mała.

- Bardzo śmieszne - wytknęłam im język - Nie każdy może być takim wielkoludem jak wy.

- A tak wogole ile ty masz wzrostu? - zapytał ze śmiechem Stephan - Metr czterdzieści dziewięć? Metr pięćdziesiąt dwa?

- Ja bym nie powiedział, że ma nie więcej niż metr pięćdziesiąt jeden - zadrwił z jej wzrostu Geiger.

- Mam metr sześćdziesiąt trzy - zawołałam z oburzeniem.

- Czyli nawet Fannemel jest od Ciebie wyższy - dwójka mężczyzn zaśmiała się głośno irytując mnie w tej chwili. Każdy wiedział, że nie cierpię jak się kpi z mojego wzrostu, ale natrafiłam na nich.

- To wy się tu śmiejcie a ja idę dalej biegać - burknęłam pod nosem chcąc odejść, ale czyjąś ręką mnie zatrzymała.

- Zostań z nami - poprosił mnie Karl - Tak dawno nie gadaliśmy. A jak wyjechałaś tak nagle z Monachium, zerwałaś wszystkie kontakty. Nawet z nami.

- Musiałam odciąć się od wszystkiego - powiedziałam siadając pomiędzy nimi - To był ewidentny koniec naszego związku.

- Coś Ci zrobił?

- To nie jest coś takiego Stephan o czym się mówi lekko - spojrzałam na niego - Jeśli Andreas wam się nie pochwalił to znaczy, że i ja wam nie powiem. Nie chcę o tym rozmawiać.

- W takim razie chodźmy do hotelu, posiedzimy pogadamy jak za starych dobrych czasów.

- A w sumie czemu nie - zgodziłam się na ten plan, ale jedna myśl mi nie dawała spokoju. To jak chłopaki zareagują, że znowu koleguje się z kumplami Wellinger.

Zaczęliśmy iść do hotelu rozmawiając o najbliższych zawodach. Wchodząc do hotelu zauważyłam przy recepcji czwórkę Norwegów którzy zabijali mnie w tym momencie wzrokiem. Posłałam im obojętne spojrzenie i poszłam dalej. Weszliśmy do mojego pokoju.

Zapomniałam jak dawno się tak dobrze bawiłam. Gadając z nimi całkowicie zapomniałam o moich problemach z Andreasem, kadrą norweską.

- To my będziemy się już zbierać - powiedział Karl całując mnie w policzek na pożegnanie - Mam nadzieję, że nam będziesz kibicować jak za starych dobrych czasów.

- Karl wiadomo, że ona i tak najbardziej mnie uwielbia - powiedział Steph - I nic tego nie zmieni.

- Idźcie już bo mam już was powoli dość - zakpiłam otwierając drzwi na oścież - Do zobaczenia jutro panowie.

Zaczęłam sprzątać pokój po wizycie niespodziewanych gości. Gdy już zobaczyłam, że pokój jest wysprzątany wyszłam na balkon zapalić przed snem. Nie zwracałam uwagi na noc tylko widziałam ten krajobraz przed sobą. Zapierało mi dech w piersiach.

- Widzę, że znowu palisz - ten kochany głos wyrwał ją z rozmyślań - Tym razem jesteś zła, smutna czy rozbita emocjonalnie?

- To wszystko odkąd znowu Cię zobaczyłam - warknęła nawet na niego nie patrząc - Nawet tutaj nie dasz mi spokoju?

- Ja jestem w swoim pokoju - rzucił z kpiącym uśmiechem Wellinger - Ty tak samo, a rozmowa z Tobą nie jest zabroniona przez nikogo. Chyba, że naslesz na mnie Daniela, Johanna i twojego krasnala aby mnie postraszyli.

- To sobie przypomnij dlaczego już nie jesteśmy razem może coś Ci zaświta w tym twoim móżdżku - zaczęłam mu docinać - A nie przepraszam ty nie masz mózgu, więc nawet nie jesteś w stanie myśleć racjonalnie.

- Widzę, że cięty języczek dalej pozostał u Ciebie - podszedł do barierki która ich oddzielała - Jeszcze nikt nie próbował go utemperować?

- A może nie pomyślałeś, że tylko do Ciebie jestem taka? - uniosłam brew zaciągając się dymem papierosowym.

- A tak czysto hipotetycznie gdybym wyznał Ci miłość i chciał do Ciebie wrócić jest taka szansa? - zapytał zmieniając temat.

- W twoich snach Wellinger.

- W moich snach robimy o wiele ciekawsze rzeczy - sugestywnie poruszył brwiami.

- Zapomniałam już jaki jesteś bezpośredni - wymamrotałam pod nosem - Niestety, ale odpowiedź brzmi nie. Zbyt dużo się wydarzyło, żebyśmy znowu byli razem.

- Żałuję, że wtedy kazałem Ci usunąć nasze dziecko - wyznał nagle - Od momentu naszego rozstania wyobrażam sobie taką małą wersję Ciebie.

- Przestań - powiedziałam zamykając oczy i zaciskając ręce na barierce - Było minęło, nie ma sensu do tego wracać.

- Czasami wyobrażam sobie, że jesteśmy we trójkę - ciągnął dalej jakby nie słyszał moich słów - Ty, ja i nasza córeczka. Zawsze wyobrażałem sobie, że mamy córkę. I pewnie uparłabyś się na jakieś typowo norweskie imię. Pewnie Astrid, Ingrid czy Andrea.

- Dość Andreas. To ty postanowiłeś usunąć nas ze swojego życia.

Od dalszej rozmowy ocaliło mnie pukanie do drzwi. Ku mojemu zdziwieniu za drzwiami stali Andreas i Johann. Bez słowa wpuściłam ich do środka.

- Znowu palisz? - wyrwał mi paczkę z ręki - Z Tobą jak z dzieckiem - zaczął kręcić głową zdegustowany moim zachowaniem.

- Odwalcie się odemnie wszyscy - wyrwałam moja własność z rąk Stjernena - To jest moje życie i jeżeli wam się nie podoba to możecie stąd wyjść.

- Już się tak nie bulwersuj, bo ci żyłka pęknie maluchu - powiedział rzucając się na moje łóżko Johann - My jesteśmy w zupełnie innej sprawie.

- Już nawet się domyślam - założyłam ręce na piersi i stanęłam w bojowej pozycji - Nie zamierzam w tej kwestii ustąpić.

- To znaczy, że chcesz powiedzieć... - Johann na szczęście nie zdążył dokończyć gdy doskoczyłam do drzwi balkonu i gwałtownie je zamknęłam - Co jest Wellingera tam ukrywasz?

- Nie, ma pokój obok mnie.

- I już musiałaś z nim rozmawiać? - uniósł brew Stjernen.

- Złapał mnie jak paliłam i tyle - westchnęłam przeczesując moje rozpuszczone włosy - Zaczął gadać o tym, że żałuję, że usunęłam dziecko. Mówił, że wyobraża sobie jakbyśmy żyli w trójkę. Ja, on i nasza córka.

- Powiedziałaś mu?

- Nadal nie wie, i tak ma pozostać.

- My przyszliśmy w zupełnie innej sprawie - zmienił temat Stjernen, poganiany wzrokiem przez Forfanga - Jesteś pewna tej przyjaźni z Leyhe i Geigerem?

- Może działają na polecenie Andreasa? - zapytał zakładając ręce za głowę Forfang.

- Weźcie skończcie z tymi teoriami spiskowymi - zaśmiałam się - W Monachium przyjaźniliśmy się. I tyle. Na pewno nie zamierzam wszystkim rozpowiadać, że mam dziecko z tym dupkiem.

- Martwimy się o Ciebie - powiedział podnosząc się Forfang - Jesteś naszą przyjaciółką.

- Właśnie widziałam jak traktujecie mnie jak swoją przyjaciółkę - stwierdziła chłodnym tonem - Ja rozumiem, że być może ranię Andersa swoimi uczuciami do Andreasa, ale niedługo to minie. Już w moim sercu jest ktoś inny. Po rozmowie z dziewczynami zrozumiałam, że ja kocham tylko wspomnienie.

- Pogadaj z Fannim lepiej dla waszego dobra - Andreas przytulił mocno Norweżkę - Na dobre to wam wyjdzie. Na pewno będziecie raz szczesliwi, tylko musisz mu wszystko wytłumaczyć, bo od tamtej sytuacji mało się odzywa.

- Dziękuję chłopaki.

Dzieki tej krótkiej rozmowie z moimi przyjaciółmi humor mi się poprawił. Zmęczona rzuciłam się na łóżko i zasnęłam jak tylko moja głowa dotknęła poduszki.

****

Rozdział dziesiąty za nami ❤️ Nasi bohaterowie już się trochę gubią w swoich uczuciach, ale Marita i Anders będą musieli dać sobie radę z nimi poradzić 😎 Najważniejsze żeby wiedziała z kim ma być 😏😎

Do was pytanie #TeamAnders czy #TeamAndreas? 😹❤️

Za kim jesteście? 🤔🤔🤔

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro