Powrót do Nocnego Lasu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


To był pierwszy raz, kiedy odważyłam się tutaj wrócić od momentu, gdy wszystko runęło.

Niepewnym krokiem przemierzałam ścieżki, które przez tyle lat zdążyły już zarosnąć. Mimo to dalej je doskonale pamiętałam. Zamykając oczy, widziałam je w takim stanie jak pierwej: Jak idę nimi ze swojego domu do wioski, niosąc koszyk pełen zakupów z targowiska. Jak biegnę nimi, by zdążyć przed zmrokiem. Jak początkowo potykam się o wystające korzenie drzew, by po paru miesiącach móc pędzić praktycznie na oślep, bez zahaczenia o żaden. Jak przyglądałam się śladom pozostawionym na ziemi, zastanawiając się, ile leśnych stworzeń również nimi podążało.

Dotknęłam pnia drzewa rosnącego obok mnie. Szorstka kora, mimo bycia chropowatą i twardą, była tak nostalgicznie przyjemna. Zjechałam ręką niżej i poczułam miękki mech, będący jak leśny kocyk rosnący na pniach. Zanurzyłam w niego palce i zamknęłam oczy. W mojej głowie wybrzmiał charakterystyczny dźwięk ocierających się o korę moich chowańców, która satysfakcjonująco drapała je po plecach. Jak płynnie oplątywały drzewa, by te pozbawiły je swędzenia towarzyszącego przy wychodzeniu nowych łusek.

Dzień chylił się ku zachodowi. Musiałam wkrótce znaleźć miejsce na rozpalenie ogniska i spędzenie nocy. Poprawiłam torbę ze swoimi rzeczami i ruszyłam dalej przez las, który jak zwykle zachwycał mnie swoim niecodziennym klimatem. Niemożliwe, że tak to się skończyło.
Dotarłam do starej metalowej bramy, z wyrwanymi już drzwiczkami, funkcjonującą teraz bardziej jako stary, zardzewiały, zarośnięty łuk pośrodku lasu. Z ledwością dostrzegłam stary napis widniejący na samej górze.

- Nocny Las. - Wyszeptałam sama do siebie.

Przełknęłam głośno ślinę i napięłam mięśnie. Chciałam tu przyjść. Chciałam tu wrócić ten ostatni raz. Nie mogłam już zawrócić, zwłaszcza że jak już zauważyłam, zaczęło zmierzchać.
W lesie powoli zaczęła pojawiać się mgła. Gasnące promienie Słońca tworzyły niesamowitą śreżogę, która przypomniała mi, jak magiczne jest to miejsce, a także o tym, jak piękno może szybko przeminąć i że nic nie trwa wiecznie. Kroczyłam tymi ścieżkami niezliczoną liczbę razy w ciągu mojego życia, ale tego dnia czułam się, jakbym szła tamtędy po raz pierwszy. Wiedziałam, że las był opuszczony, skąd też pojawiało się to uczucie strachu i niepewności? Doskonale wiedziałam, czego mogłam się tak spodziewać. Niczego. Pustki. Czy jakaś iskra nadziei, czy krzta głupoty pragnęła, by było inaczej? Bezsens.

Skręciłam na zachód. Idąc dalej na północ, doszłabym do zgliszczy wioski, ale nie zastałabym tam nic, co byłoby dla mnie interesujące. Naoglądałam się jej dość, kiedy jeszcze była żywa i tłumna. Kiedy z każdego miejsca słychać było przyjemny gwar, a hodowcy na targowisku z werwą przekrzykiwali się o ceny składników szkoleniowych. Zanim jeszcze się to wszystko wydarzyło, unikałam raczej towarzystwa innych. Do wioski schodziłam tylko w ostateczności. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek będę tego żałować i, że będzie mi tak brakować tego, co tak omijałam.

Ścieżka zaczęła piąć się ku górze. Dobitnie poczułam, jak dał się we znaki spadek mojej kondycji przez ostatnie lata. Aż zrobiło mi się wstyd przed samą sobą. Głośno dysząc, kroczyłam dalej, chcąc zdążyć na spojrzenie na las w ostatnim świetle dzisiejszego słońca.

Powietrze zrobiło się coraz zimniejsze. Robiąc wdechy, czułam coraz większy chłód rozpierający moje płuca, a podczas wydychania powietrza, z moich ust wydobywał się mały kłębek pary. Skupiłam się na ziemi pode mną, na rzeczach najmniejszych jak kamyczki, które wesoło podskakiwały i przesuwały się z każdym moim krokiem. Nim się zorientowałam, teren wyrównał się i znalazłam się na wzniesieniu. Ciekawość wygrała i mimowolnie się odwróciłam. Poczułam ucisk w sercu. Żal, który myślałam, że został w przeszłości, powrócił. Widok na spaloną wioskę był nie do zniesienia. Chciałam wyobrazić sobie jej dawny obraz, pełen budynków i dymów z ognisk, ale nie potrafiłam. Odwróciłam się z powrotem, zanim zdążyła wylecieć jakakolwiek łza. Naprawdę przez te wszystkie lata nie dałam rady przezwyciężyć tego bólu?

Zeszłam ze ścieżki i przedzierając się przez drzewa dalej ku zachodowi, dotarłam na skraj wzniesienia. Moją twarz przytuliły ciepłe, pomarańczowe promienie Słońca. Las znajdujący się pode mną fantazyjnie błyszczał. Liście delikatnie powiewały na wietrze, a im dalej ku horyzontowi, tym bardziej sprawiały wrażenie zielonych fal. Przez mgłę nie byłam w stanie dostrzec nawet Zatoki, a co dopiero dalszych zakątków, gdzie wybierały się moje dziewczyny. Usiadłam na chwilę, by ponapawać się ciepłem Słońca, nie trwało to jednak długo, gdyż schowało się ono za horyzontem, a las nieuchronnie zmierzał ku nocy.

Gdy ujrzałam jaskinię, było już prawie ciemno. O ile widok zgliszcz wioski wywołał u mnie jakiekolwiek emocje, tutaj nie czułam już praktycznie nic. Jedynie trochę dziwnego zmieszania, jakby mój umysł oczekiwał, że powinnam poczuć smutek i rozpacz. Cicho nawet liczyłam, że gdy tylko się zbliżę do tego miejsca, wybuchnę płaczem. Padnę na ziemię i uderzając w nią pięścią, będę klnąć wniebogłosy. Tak się jednak nie stało. Wypakowałam się i rozpaliłam ognisko zaraz przy wejściu do jaskini. Miło było w końcu ogrzać zmarznięte dłonie. Posiliłam się i zapaliłam pochodnię. Wyruszyłam w głąb jaskini.

Niesamowitym było, jak obojętnie potrafiłam tamtędy chodzić. Przyglądałam się ścianom, które widywałam praktycznie codziennie. Wszystkie ozdoby, jakie tam pozostawiłam już dawno zgniły czy zwiędły, a klejnoty przymocowane do sufitu straciły cały blask. Na ziemi walały się wysuszone na proch stare składniki szkoleniowe, zmurszałe pancerze, potrzaskane butelki, zardzewiałe klucze, połamane hieroglify i figurki. Znalazłam swoje biurko i zdmuchnęłam z niego kilkuletnią warstwę kurzu. Stare listy były już nie do przeczytania. Serce zamarło mi na chwilę, gdy odnalazłam moją starą szkatułkę. Doskonale pamiętałam, co zostawiłam w środku, ale w momencie jej otwarcia nie mogło mnie spotkać nic innego niż rozczarowanie. Łuski, które się tam znajdowały, już rozsypały się w kolorowy pył, który rozpłynął się w powietrzu, gdy tylko próbowałam go złapać.

Położyłam się przy ognisku. Przez te wszystkie lata, zdążyłam pogodzić się już z upadkiem lasu i wszystkimi okropieństwami, które temu towarzyszyły. Przyjście tutaj nie sprawiło, że poczułam się bardziej przybita, ale przypomniało mi, jak cudowne było życie w Nocnym Lesie. Chciałabym móc poczuć tę magię raz jeszcze, choćby przez jeden dzień. Jeszcze chociaż raz, trafić do miejsca tak niesamowitego, jak to.

Nazajutrz miałam opuszczać swój stary dom. Chyba z jakiegoś aktu masochizmu wkroczyłam jednak do wioski, której widok tak mnie bolał. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam i nigdy nie przypuszczałabym, że powrót do miejsca, które najbardziej mnie boli, tak odmieni moje życie.
Na środku wioski, na starej tablicy ogłoszeniowej przybita była tabliczka "Udało nam się je odratować. Ruszaj ku Mglistemu Lasu, by z powrotem zostać smoczym hodowcą". Nie znam słów, by opisać emocje, jakie w tym momencie we mnie zapłonęły. Radość, zaciekawienie, błogość, smutek, żal, złość. Jakby wszystko i nic jednocześnie.

***

Wioska się dopiero rozwija, odkrywane są właściwości nieznanych przedtem roślin, znajdowane są nowe miejsca, a ludzie, zarówno starzy hodowcy, jak i ci nowi zainteresowani tajemniczymi tabliczkami rozmieszczonymi po świecie wciąż przybywają, tworząc nową niesamowitą społeczność.

Ciężko pogodzić mi się, z tym że po pojawieniu się nadziei w moim sercu, nigdy nie doświadczę tego samego co kiedyś, ale nie chcę pozwolić, by to przysłoniło mi czerpanie radości z tego, co jest teraz.

A dotyk smoczych łusek, słyszenie ich bicia serca i doświadczanie ich lojalności i miłości, jest najpiękniejszym, co może spotkać człowieka, w przeciągu jego całego życia.

Witaj Mglisty Lesie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro