XII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie miałam pojęcia, że wypowiedziałam te słowa na głos.
Spojrzałam w kierunku, z którego dobiegł głos. W rogu pokoju stał anioł. Dosłownie. Miał lekko kręcone, złote włosy, sięgające do ramion i srebrne oczy. Ubrany był w biały podkoszulek i tego samego koloru spodnie. Nie miał butów. Był boso. Nie trudno się było domyślić, że jest aniołem, bo z pleców wyrastały mu dwa srebrno-złote skrzydła.

Byłam w szoku i nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa.

- Witaj, Żaklino. - odezwał się melodyjnym głosem. - Jestem Ithruil. Anioł.

Po kilku minutach udało mi się uspokoić. Wkońcu niecodziennie spotyka się anioła.

- Domyśliłam się... Skąd znasz moje imie?

- Wiem o tobie dużo więcej. Opiekuje się tobą od dłuższego czasu...

- Anioł Stróż?

- Możesz to tak nazywać. Wolałbym jednak, żebyś mówiła mi po imieniu. Tak jak mówiłem, opiekuje się tobą od pewnego czasu... Musze przyznać, że jestem troszeczke rozczarowany...

- Rozczarowany? Czym?

- Tobą. A raczej twoim zachowaniem... Nie możesz ubolewać nad tym co było, bo przegapisz to co jest.

- Ale...

- Żaklina. Kiedy cię poznałem byłaś zdecydowana i pewna siebie. Nie zastanawiałaś się nad konsekwencjami. Robiłaś to co uważałaś za słuszne. Potem trafiłaś do StoryBroock. Wiele się nie zmieniło. No może poza tym, że poznałaś Luke'a i Troy'a. Ale to akurat był plus. Nie byłaś tego świadoma, ale motywowali cię, starałaś się zaistnieć w ich oczach i udało ci się to. Dzięki temu, że się nie poddałaś i próbowałaś wszystkiego, nie myśląc co robisz. Ale po tym "wypadku" Luke'a całkiem się zmieiłaś... Musisz zrozumieć, że oni mogą już nie wrócić. Masz tutaj przyjaciół, no i oczywiście Lare... Nie załamuj się i pokaż, że nadal jest w tobie iskra życia. Pokaż, że nadal jesteś dawną Żaki.

Nie zdążyłam zaareagować. Ithruil zniknął. Skoro powiedział, że mnie obserwował przez dłuższy czas, to widział jak się przespałam z Troy'em?! Co z tego. Przecież on też był kiedyś człowiekiem. Chyba. Po za tym jest młody (przynajmniej tak wygląda) i powinień mnie zrozumieć.

A co do jego proźby, to ja nadal jestem dawną Żaki! Przepraszam, że nie skacze z radości kiedy Luke umarł przeze mnie, a Troy nie odezwał się od ponad trzech miesięcy!

Nawet nie zdążyłam zapytać, co mogą znaczyć te sny. Wkońcu to anioł, a mi się śnił Luke jako anioł. No i Max, ale on był... Inny. Jeśli tak to można nazwać.

No teraz to napewno nie zasne!

Zeszłam do kuchni i wziełam sobie szklanke mleka. Jest wcześnie, ale ja nie moge zasnąć... Boje się spać. Poszłam do salonu i włączyłam telewizor. Ten czas zleciał mi szybko. Nim się obejrzałam obok mnie siedział Max. Nie zauważyłam kiedy przyszedł i troche się wystraszyłam. A te sny nie pomogły mi się przy nim odprężyć.

- Przestraszyłem cię?

- Troche... Nie zauważyłam kiedy przyszedłeś.

- Czemu nie śpisz? - wiesz... Ciężko jest zasnąć kiedy masz takie sny, a gdy się budzisz obok twojego łóżka stoi anioł.

- Miałam dziwny sen... Raczej dziwne sny.

- Może jak mi powiesz, poczujesz się lepiej? - może masz racje. Ale nie moge.

- Nie... Nie chce.

- Okey. Zostały nam dwa dni. Co chcesz robić?

- Został nam jeden dzień, bo musze pojechać do domu i naszykować się do szkoły.

- To może kino? Później cię odwioze.

- Czym?

- No autobusem oczywiście. - uśmiechnął się.

____________________________________

Akcja w tym opowiadaniu rozwija się chyba za wolno. Nie sadzicie? Ale spokojnie postaram się coś wymyślić. Chociaż planowałam zrobić z tego bardziej "spokojną" historię. Ale czy tylko mi się wydaje, że to się robi troszeczke nudne? Dobra kończe, bo znowu się rozpisze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro