XIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zgodziłam się i razem z Maxem poszliśmy do kina. Pozwoliłam mu wybrać film. To nie był mój najlepszy pomysł... Skończyło się to tym, że wylądowaliśmy na "Naznaczony 3". Tak. To jest horror. Oczywiście przez połowe filmu nie patrzyłam na ekran i wtulałam się w tego rudowłosego chama.

Po skończonym filmie poszliśmy do galerii i tam spotkaliśmy mame Maxa. Nie była zadowolona z tego, że zostawił Kati samą i kazała mu iść do domu, a żeby mieć pewność, że wróci teraz, postanowiła jechać z nim. Spierał się, że obiecał mnie odwieść, co prawda autobusem, ale to nie ma większego znaczenia. Powiedziałam, że moge sama jechać i nic mi się nie stanie. Podziękowałam za fajny weekend i pożegnaliśmy się.

Na autobus czekałam z pięć minut. Pech chciał, aby musiało zacząć padać. Kiedy już znalazłam się w środku, usiadłam bardziej z tyłu, oparłam głowe o szybe i wpatrywałam się w mijający świat po drugiej stronie. Ciemny i zasłaniany przez deszcz.

Byłam wyczerpana, bo nie mogłam spokojnie przespać żadnej nocy. Ciche bębnienie kropel deszczu o szybe i ich spływanie w dół, zaczeło mnie powoli usypiać, aż wkońcu się poddałam i zasnełam.

Wokół mnie panuje ciemność. Nic nie widze. Nie dostrzegam nawet zarysów mojej dłoni, choć trzymam ją tuż przed oczami.

Nagle poczułam wielki chłód i nie mogłam zaczerpnąć tchu. Gdy otworzyłam usta napełniły się one słonawą cieczą. Woda? Spostrzegłam, że wokół mnie nie panuje już ciemność. Teraz otaczała mnie woda. Ciemna, zimna i bezgraniczna. Nie było ani dna, ani powierzchni. Gdzie nie spojrzeć była ta przeklęta ciecz.

Powoli zaczynałam tracić siły i brakowało mi powietrza. Obraz przed moimi oczami stawał się coraz ciemniejszy. Nagle ktoś zaczął ciągnąć mnie ku górze. (O ile tu były kierunki) Po chwili poczułam, że wynurzyłam się z wody. Mimo to byłam zbyt słaba, żeby otworzyć oczy. Po kilku minutach znalazłam się na lądzie. Uchyliłam lekko powieki. Widziałam jak przez mgłe, ale udało mi się zobaczyć postać przede mną. Jedynie zarysy, nie byłam w stanie zoriętować się kto to. Wiem jedno. Miała skrzydła.

Obudziło mnie szturchanie. Od razu się przebudziłam. To kierowca mnie budził.

- Wysiadka. Koniec trasy.

Pokiwałam głową. Jeszcze nie do końca doszłam do siebie. Facet poszedł i sprawdzał coś przy kierownicy i tych innych takich.

Kto to mógł być? Pewnie gdyby mnie nie obudził, to usłyszałabym jego głos... Albo sama się obudziła. Czy to był Ithruil?

Gdy stanełam na ziemi coś mi się przypomniało. Odwróciłam się do faceta i zapytałam:

- Gdzie jestem?

- W pobliżu Tower of London. - odparł i odjechał, zostawiając mnie samą.

Co?! Tower of London?... Przecież to kawał drogi od mojego domu! Ekstra! Na dodatek telefon mi się rozładował i nie moge do nikogo zadzwonić z pomocą! Dobra...  Musze się przejść.

Przeszłam już chyba kilometr i nagle ktoś zaciągnął mnie w ciemną uliczke. Nie widziałam jego twarzy, ani nawet oczu. Miał chyba kaptur i... Okulary przeciwsłoneczne?

Przyszpilił mnie do ściany, trzymając moje ręce nad głową. Ekstra... Teraz mnie zgwałci i zostawi na pastwe losu i innych zboczeńców. Albo poprostu mnie zabije.

- Nie... - wyszeptałam zrospaczona. - Prosze...

Usłyszałam pisk opon. Do uliczki wszedł drugi. Złapali mnie za ramiona i zaciągneli do auta.
Krzyczałam, błagałam, płakałam, ale na próżno. Wsadzili mnie na tylnie siedzienia, a oni usiedli z przodu. Rozpłakam się. Nie chciałam pokazywać im mojej słabości (chociaż chyba już to zrobiłam), ale kiedy pomyślałam o moich przyjaciołach. Maxie, Ani i Becky. Oraz o mojej małej siostrzyczce... Nie dałam rady.

Po kilku minutach zatrzymaliśmy się. Wyciągneli mnie z auta i pociągneli nad rzeke.

- Nie... Błagam... - dobra... poddaje się, ale zanim umre, może uda mi się czegoś dowiedzieć. - Chcecie mnie utopić? Najpierw się mną zabawicie, a potem wrzucicie do wody? A może zostawicie mnie tutaj na pastwe losu? Upatrzyliście sobie mnie wcześniej, czy wybraliście pierwszą lepszą? Dowiem się kim jesteście zanim mnie zabijecie? Chcecie mnie w ogóle zabić?

- Dość! - krzyknął jeden z nich. Drugi, chyba ten co mnie złapał w uliczce, zaśmiał się. - Musisz zadawać tyle pytań?!

- Co zrobisz?... Taką mam naturę...

- Czyli jaką? Wścibską?! - chciałam coś odpowiedzieć, ale olśniło mnie. Spojrzałam na niego. Nachylił się nade mną z śmieszną miną. Znałam tę mine i te słowa. Jednym szybkim ruchem ściągnełam mu z głowy kaptur.

- TROY!?!?!

- No nie! Zepsułaś niespodzianke. - odwróciłam się.

Byłam wniebowzięta, bo miałam nadzieje, że ujrze tam Luke'a, ale zamiast niego stał tam Sasza. Nie Sasza Szasa, tylko Sasza. Jack Frost jako Sasza. Cieszyłam się na ich widok, ale... Bardziej cieszyłabym się, gdybym zobaczyła Luke'a...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro