XXVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

#Żaklina

Siedziałam i patrzyłam jak głupia na chłopaków, którzy już od pięciu minut siedzieli na kanapie i chyba bardzo ich irytowało nasze zachowanie.

Widziałam wiele dziwnych rzeczy. Na przykład gościa, który jednym machnięciem ręki potrafi zabić człowieka. Na dodatek przeniosłam się do Śródziemia! A jednak... Troy całujący Luke'a to najdziwniejsze co moje oczy widziały.

- Już? Zbuforowaliście to co się tu wydarzyło? - zapytał zirytowany brunet.

- CO!?! TO!?! BYŁO!!?!! - pierwszy odzyskał głos Max. Jego mina była bezcenna. Ja też tak wyglądałam? Musze się wziąść w garść, bo pewnie wyglądam jak idiotka. Albo jak Max teraz. - CO TO ZA KOLEŚ?!?! KTO TO "LEGI" I "AGI"?!?! CZEMU ON CHCE ICH ZABIĆ?!?! KTO TO SASZA?!?! CZY ON...

- Spokojnie. Ochłoń troszke, bo tak krzyczysz, że zaraz całe miasto się obudzi, a mi już łeb pęka. - Max uciszył się i przez chwile oddychał głęboko, żeby się uspokoić. - Pewnie masz kilka pytań... - zaczął spokojnie brunet. - Postaramy się... Odpowiedzieć na nie.

- Troy... - syknął Luke. - Zamierzasz mu powiedzieć? WSZYSTKO?

- Kiedyś i tak by się dowiedział. A Żaki pewnie i tak odpowie mu na te pytania. - znowu zwrócił się do Maxa. - Słucham.

- Kim był ten facet? - zapytał drżącym głosem.

- Ten facet to James. - powiedział spokojnie Troy. - Już nieraz chciał nas zabić.

- "Legi" i "Agi"...

- To my. Ja jestem Aragorn, a on Legolas.

- Ci z Władcy Pierścieni? - obaj zmarszczyli brwi.

- Tak. Ale ich prawdziwa historia różni się od tej w filmie i książce. - odpowiedziałam za nich. Max tylko pokiwał głową i wymamrotał coś w stylu "aha".

- A ten Sasza?...

- To... Jack Mróz. Nasz przyjaciel. - tym razem odpowiedział Luke.

- On...

- Nie żyje. - dokończył za rudego Troy.

- Ten James go zabił? - pokiwali twierdząco głową. - Dlaczego?

- Wszedł mu w droge kiedy chciał zabić mnie. - Max pokręcił z niedowierzeniem głową. - Z każdym tak robi.

- Troy nie pomagasz. - powiedziałam, widząc, że dla rudego to wielki szok.

- Chciał wiedzieć. - odparł sucho. - Jeszcze coś? - rudy patrzył chwile na podłoge, a po chwili podniósł wzrok na chłopaków.

- Dużo jeszcze chciałbym zadać pytań... Ale zadam tylko jedno... Jesteście homo? - tym wywołał uśmiech na ich twarzach.

- Nie. To było tylko po to, by James się odczepił. - wyjaśnił brunet.

Ustaliliśmy, że Max śpi w pokoju Lary, a chłopaki muszą się jakoś pogodzić. Szykowałam się do snu, kiedy nagle do pokoju wszedł Troy. Byłam w samej bieliźnie, więc odruchowo rzuciłam się na łóżko i zakryłam się kołdrą. Siedziałam na piętach i czułam jak rumieńce wyskakują mi na twarzy. Widząc moje zachowanie brunet wyszczerzył swoje ząbki.

- Jakoś nie pamiętam, żebyś tak się zachowywała, kiedy...

- Daj spokój! - przerwałam, jeszcze bardziej zawstydzona, wiedząc, że chłopak chce przypomnieć mi noc tuż przed jego wyjazdem. - Możesz się odwrócić. - spełnił moją proźbę nie ukrywając rozbawienia.

Kiedy już byłam przebrana w piżame, powiedziałam mu, że może się już odwrócić. Dopiero teraz zauważyłam, że w ręce trzyma mój szkicownik. Dał mi go mówiąc tylko jedno słowo.

- Wampir.

- Co? - zapytałam całkiem zbita z tropu.

- Wampir. W twoim śnie Max to wampir. Cały na czarno, a wampiry chyba nie paradują po mieście w kolorach teńczy. Śmierć. Przecież te pijawki nie żyją. Ta krew. One przecież się nią żywią.

- A skrzydła? No i Luke jako anioł?

- To tylko iluzja... Pewnie chodzi o tę jego umiejętność komunikowania się w myślach. Ithruil mówił, że niektóre anioły to potrafią. One, te anioły mają skrzydła. Biały, dobro. Czarny, zło. Wampiry są złe. Te skrzydła... Na nich była krew. Pewnie po to by podkreślić to kim się stał. - im więcej mówił, tym bardziej byłam przerażona. Max?... Wampirem?...

- Jak na to wpadłeś?

- Luke mi bardzo pomógł. Wtedy kiedy się oplół, przypominał troche wampira.

- Tak bardzo przypominał mi wtedy Maxa z tego snu... - powiedziałam cicho, całą sobą starając się powstrzymać łzy, które już lśniły w moich oczach.

Ręce mi drżały, więc schowałam je za plecy, mając nadzieje, że Troy tego nie zauważy. Tak samo jak moich łez. Chyba nie, bo po chwili wyszedł, a ja czując się beznadziejnie i wiedzac, że jestem bezradna, opadłam na łóżko.

To niemożliwe. To nie może być prawda. Wampir? Krwiożercza pijawka, która wysysa krew z wszystkiego co sie rusza? Nie... Max taki nie jest... Ale może się taki stać... Nie! Napewno nie... Może James właśnie to chciał mu zrobić. Zamienić go w wampira, żaby rzucił się na mnie, albo któregoś z chłopaków. Ale przeszkodziliśmy mu, więc to się nie stanie. Max nie będzie wampirem. Napewno na to nie pozwole.

#Troy

Żaki chyba nie najlepiej przyjeła znaczenie tego snu. Ale musiałem jej powiedzieć. Skierowałem się do salonu. Zastałem w nim Luke'a leżącego na kanapie i rozmyślającego nad czymś.

- Ło... Ty myślisz. Jestem w szoku. - poderwał się i podszedł do mnie.

- Ja... No... Mam takie pytanko. Tylko... Troszke... Dziwne.

- Dziwne? U ciebie to nie nowość. - zaśmiałem się nie zwracając uwagi na jego jąkanie, co normalnie wydałoby mi się dziwne.

- Co byś powiedział, gdybym... Ee... Zakochał się w tobie?

- Za... Zakochał? Chyba nie rozumiem.

- Bo... Wiesz ty... Ty całujesz troszke lepiej niż "całkiem, całkiem" i...

- I dlatego pomyślałeś, że się we mnie zakochałeś? - powiedziałem powstrzymując śmiech.

- No bo... Podobało mi się. - przyznał tak jakby sam w to nie wierzył.

- Mi też i co? Świetnie całujesz i też chciałbym jeszcze raz... Pocałować cię. - przyznałem z niechęcią. - Ale to nie oznacza, że jestem gejem! Ty też nie!

- Coś mi się nie wydaje. Chyba cie kocham... - powiedział to bardziej do siebie.

- Niczego nie jestem bardziej pewień niż tego, że ja też cię kocham. Kocham jak brata i dobrze o tym wiesz. Nic dziwnego, że tak myślisz, a ja powinieniem się obrazić za słowo "chyba".

- No nie wiem...

- Dobra, jak już ustalisz, czy się we mnie zakochałeś, czy nie to daj mi znać. - warknąłem i wyszedłem z domu, żeby troche ochłonąć.

Co się z tym debilem dzieje?! Zakochał?! Co to ma być? Odkąd się poznaliśmy traktowałem go jak brata, którego nigdy nie miałem i myślałem, że jest to oczywiste. Nawet miałem nadzieje, że on traktuje mnie tak samo. Wkońcu sam nigdy nie miał brata... Owszem ma siostre, ale jednak brat to brat. A on teraz wyskakuje mi z takim czymś! Amorków mu się zachciało.

#James

- Dobrze... Już się tak nie gorączkuj, bo ci żyłka pęknie i będziesz jak Voldemort. - zaśmiałem się.

- Kto?

- Ty serio mało wiesz o świecie. Ale to nie istotne. Widok ich całujących się był komiczny.

- Nie obchodzą mnie ich chore relacje, a tym bardziej to czy są gejami!

- Serio? A nie chcesz się umówić z jednym z nich. Polecam Agiego. Taki stanowczy... Dużo bardziej ogarnięty od Le...

- Sam się z nim umów!

- Dobra, spokojnie. Przekazuje ich w twoje ręce i doceń to, bo nie lubie kiedy inni robią coś co ja miałem zrobić. A tak się składa, że Dróżyne Pierścienia, a szczególnie tych kochasiów chciałem załatwić osobiście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro