40. Dziwne zdarzenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kończe z rzymską numeracją. Teraz będzie arabska liczba i tytuł. Nadal nie jestem pewna ile będzie rozdziałów, ale nie chce mi się już tak pisać. Mam nadzieje, że wam to nie przeszkadza.
____________________________________

O... Czyli dlatego tak się zachowują...

- Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - uśmiechnełam się lekko.

- Żaki, mam ponad pięć tysięcy lat, a mimo to jeszcze ani razu nie kichnąłem i nie miałem najmniejszych objaw choroby. - zatrzymałam się przy tym, że ma ponad pięć tysięcy lat. Troy mi coś takiego kiedyś mówił, ale myślałm, że żartuje.

- Ile masz lat? - zapytałam, nie będąc tego świadoma.

- Tak dokładnie to nie mam pojęcia, ale chyba 5586.

- Ale ty stary. - wymskneło mi się.

- Stary, czy nie. Nie powinien chorować. - odezwał się Troy.

- E tam... To tylko jedno małe kichnięcie. Przeżyje. Wkońcu jestem "elfem, którego nie da się zabić". A jak zachoruje to przynajmniej nie będe musiał chodzić do szkoły i twój ojciec nie będzie mógł mnie męczyć.

Brunet nic już nie powiedział, tylko przewrócił oczami i znowu wpatrzył się w ekran telewizora. Poszłam w jego ślady. Siedzieliśmy tak do wieczora. Oznajmiłam, że ide spać. Troy zgodził się ze mną i poszedł do pokoju Lary, a Luke jak zwykle został w salonie, ale tym razem raczej nie prześpi się na kanapie, bo Lira nadal tam śpi. Chociaż wątpie, żeby on spał przez te wszystkie noce, kiedy zostawał w salonie i miał spać. Nie zastanawiająć się dłużej nad tym, położyłam się na łóżku, a po chwili już spałam.

Ide ciemnym korytarzem. Wokół są jakieś drzwi, ale nie przejmuje się nimi. Ide dalej. Skręciłam w lewo i moim oczom ukazał się mały pasek światła, wychodzący z uchylonych drzwi. Podeszłam do nich i przez chwile wpatrywałam się w klamke. Odetchnełam głeboko i...

I się obudziłam. Po raz pierwszy nie poderwałam się z krzykiem. Otworzyłam oczy i przez chwile tak leżałam. Co to były za drzwi? I dlaczego tak się czułam. Gdy zobaczyłam to światło, poczułam bardzo dużą ciekawość i niepewność. Kiedy podeszłam do nich i wpatrywałam się w tą klamke, narastało to we mnie. Pojawił się też strach. Co to było?

#Troy

Obudził mnie krzyk i ktoś kto na mnie wskoczył.

- Wstawaj! W trumnie się wyśpisz! - któżby inny jak nie ten idiota?

- Spadaj... - mruknąłem, nie otwierając oczu i okrywając się bardziej kołdrą.

- Ej... Musisz iść do szkoły...

- Ja nic nie musze. Ja moge. Dzisiaj mam wolne. Wzorowy uczeń ma taki przywilej. Jeden dzień w miesiącu ma wolne. Ten dzień jest dzisiaj.

- No weź... Wstawaj! E! Aragorn... Wstawaaj... Wstawaj... Idioto, debilu, durniu, głupku... - i nagle zamilkł, zastanawiając się co dalej powiedzieć.

- Tyle? To daj mi wreszcie spokój arogancki i uparty elfiku. - odepchnąłem go.

Przez chwile miałem upragniony spokój, ale tak jak powiedziałem on jest strasznie uparty. Jakąś minute potem, poczułem chłód i brak kołdry na sobie.

- Wstawaj... - usłyszałem przy uchu. Uchyliłem powieki. Okazało się, że ten debil nie tylko zabrał mi okrycie, ale i przygniótł mnie. Niestety ciągle zapomina kim jest.

- A ty wiesz, że ważysz mniej niż trzyletnie dziecko? - uśmiechnąłem się i znowu zamknąłem oczy.

- Eeeejjj.... Wstawaj... - jego lamentowanie zaczeło mnie już nudzić i troche wkurzać.

- Dobra. Która godzina? - zapytałem wstając.

- Piąta. Chyba.

- Co?! Budzisz mnie o piątej?!

- No... Sorry. Ale strasznie mi się nudziło. - wyszczerzył się, pokazując swoje wszystkie zębiska.

#Żaklina

Tak mi się wygodnie leżało i bardzo byłam pochłonięta swoimi myślami, że nawet się nie zoriętowałam kiedy mineły dwie godziny. Niestety musiałam wstać i zacząć się szykować do szkoły.

***

Lira została w domu, ale ja i chłopaki musieliśmy iść do szkoły. Pierwsze dwie lekcje to plastyka, więc nie jest źle. Zajeliśmy swoje miejsca. Niestety podobno Anka jest chora i znowu jej nie ma.

- Dzisiaj zrobimy troche inną lekcje. Rozsuńcie ławki i usiądźcie w kole.

Zrobiliśmy tak jak nam powiedziała. Ja siedziałam po prawej stronie Troy'a, a Legolas po lewej.

- Każdy z was powie jedną rzecz o osobie z klasy. To może najpierw o Luke'u.

Dziewczyny oczywiście mówiły jaki to on jest przystojny i ogólnie super. Chłopaki mówili, że jest fajny i chwalili to jak dowalił Ericowi. A propo Erica przyszła jego kolej.

- Sierota. - mruknął.

- Dziwny. - skomentowała Chloe.

Teraz moja kolej... Co ja mam o nim powiedzieć? Naszczęście przypomniałam sobie co Troy o nim mówi.

- Arogancki.

- Ktoś wkońcu trafił w sedno! - krzyknął brunet. - Niedość, że jest arogancki, to jeszcze uparty, wkurzający... - Luke zatkał mu usta.

- Miało być jedno.

Teraz kolej na opisywanie Troy'a.

- Mądry. - wyszczerzył się blondyn.

Taka sama sytuacja jak przy Luke'u. Tylko chłopaki nie wychwalały tego, że przywalił Ericowi. Znowu kolej pana Diwkowskiego.

- Kujon. - warknął.

- Silny. - Eric spojrzał na Chloe karcąco.

- Wszystkowiedzący. - powiedziałam, kiedy była moja kolej.

Nareszcie nadszedł czas na Erica.

- Dziweczka. - powiedzieli równo kochasie z śmiechem.

- Przynajmniej nie gej jak wy. - odparł. Chłopaki spojrzeli na siebie i nagle szybko zagrali jedną runde "papier, kamień, nożyce". Troy wygrał.

- Kuźwa!

- Ha! - brunet popchnął go lekko. - Jesteś gejem.

- Czemu zawsze ty wygrywasz? - zapytał z wyżutem.

- Bo znam cię na wylot i wiem co wybierzesz. - uśmiechnął się.

- Chce rewanż. - brunet przewrócił oczami i znowu zagrali w "papier, kamień, nożyce". Luke nie odrywał wzroku od niego. Wyglądało to troche tak jakny blondyn przeszywał go wzrokiem. I tym razem to on wygrał.

- To było nie fair! - krzyknął Troy.

- Dlaczego? - zapytał z śmiechem.

- Dobrze wiesz dlaczego! - rzucił się na niego.

- Ej... Fakt iż teraz wszyscy wiedzą, że jesteś gejem, nie oznacza, że musisz się od razu na mnie rzucać.

- Może obaj bądźcie... - zaczełam, ale chłopaki przerwali mi od razu, mówiąc równo.

- Nie.

- Dlaczego? - wtrąciła się Ferbi.

- Jakbyśmy obaj byli homo, to nie możnaby było zrobić super, mega filmu.

- Super, mega filmu? - powtórzyłam.

- No naprzykład on jest gejem. Nie? I w pewnym momencie zakochuje się we mnie, ale ja nagle odnajduje w sobie miłość do innej dziewczyny. Powiedzmy Chloe. Kiedy dowiaduje się o tym, zabija ją, zwłoki wrzuca do rzeki, lub jeziora i dalej próbuje rozkochać mnie w sobie. Niestety sprawa się komplikuje, gdy jego siostra Lira ujawnia to, że zaczeła coś do mnie czuć. Jako bliska mu osoba wie o jego "gejostwie", ale nie powiedział jej, że akurat we mnie się zakochał. Akcja toczy się dalej, aż wkońcu zaprzyjaźniam się z nim. Niestety niedługo potem zostaje znalezione ciało Chloe i odkrywam, że to on ją zabił. Mówie mu, że nie chce go znać, a on potem próbuje popełnić samobujstwo, ale jednak zdążyłem się z nim zżyć i ratuje go. Wtedy on wyznaje mi swoje uczucia do mnie. Niestety nadal są one nieodwzajemnione. Mimo to zostajemy przyjaciółmi. Postanawiam mu pomóc i na własną ręke poszukać dla niego dziewczyny. Ale to już w drugiej części. Nie będe spojlerował.

- Nie myślałeś może o zostaniu reżyserem? - wszyscy spojrzeliśmy na drzwi, w których stał ojciec Troy'a.

- To dobry pomysł. - odezwał się Luke. - Ty zostaniesz genialnym reżyserem, a ja twoim super aktorem.

- Dobra, ale pod warunkiem, że przyjmiesz każdą role jaką ci dam.

- I tak przez ciebie zawsze wychodze na idiote, więc stoi. - przybili sobie piątke.

- Dyrektor panią prosi. - odezwał się prezes. - Prosze się nie martwić. Ja ich popilnuje.

Pani wyszła z klasy, a on usiadł na jej fotelu z kółkami i przyjrzał nam się.

- To co robiliście zanim Troy zaczął opowiadać swój film? - zapytał.

- Kłuciliśmy się o to, który z nas jest gejem. - odparł jego syn, wskazując na siebie i blondyna. Prezes przyjrzał im się.

- Na moje oko to żaden z was. - obaj wytrzeszczyli oczy. Nie tylko ich zdziwiło, że znienawidzony przez wszystkich nauczyciel, nie skorzystał z okazji i nie pognębił Luke'a. - No chyba, że o czymś nie wiem. - powiedział, widząc zdziwione twarze.

Zadzwonił dzwonek i wszyscy opuścili klase, oprócz pana prezesa. Ja, Troy i Luke poszliśmy tam, gdzie zazwyczaj chodzimy. Czyli na parapet naszego, a raczej Luke'a ulubionego okna. Dlaczego ulubionego? Poniewarz to jest jedyne okno, z którego widać las.

- Pierwszy raz usłyszałem od niego coś miłego. Pierwszy raz mnie nie zgnębił! - powiedział zdziwiony i zafascynowany.

- To jest raczej niemożliwe, żeby przeszło mu to tak z dnia na dzień... Może to James?!

- Błagam Troy... James? Czy ty aby troszke nie przesadzasz?

- Luke ma chyba racje. Jesteś zbyt podejrzliwy. - stwierdziłam.

- Ale...

- James może i umie zmieniać się w innych, ale wątpie, że to on. No chyba, że to ja nim jestem, a biedny Legi leży martwy w mojej kryjówce. Co ty na to Agi? - uśmiechnął się zadziornie.

Tak jak James... To niemożliwe!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro