46. Proozycja cz. II
- C-co??? J-ja?? Dołączyć do... Ciebie??? Nie!
- Oj Agi, Agi... - wstał i odszedł dwa kroki. - Nie zdajesz sobie sprawy ile osób zabiłoby się za taką propozycję. - odwrócił się w moją stronę. - Na przykład twój ojciec.
- Kłamiesz. - warknąłem, ale on nadal mówił spokojnym głosem.
- Arathorn kochał władzę. Podziwiał mnie. Sam mi nawet zaproponował współpracę.
- I co? Najpierw go wyśmiałeś, a potem zabiłeś? Czy może nasłałeś orki, żeby go rozszarpały? Dostarczyło ci to satysfakcji?!
- Legi ci nie powiedział, że to on zabił twojego ojca?
- To nie on.
- Nawet jeśli... Jedyne co mogło się równać z jego żądzą władzy, była miłość do syna. Wzruszające. Szkoda, że zginął i nie zdążył się tym nacieszyć.
- O co ci tak naprawdę chodzi?! - zbliżył się do mnie. Teraz był na wyciągnięcie ręki.
- Chce żebyś był moim sojusznikiem.
- Co z Drużyną Pierścienia?
- Rozkręcasz się. Wcale cię oni nie obchodzą. Martwisz się tylko o Legusia. Ale nie robisz tego bezinteresownie. Legi pomaga ci odzyskać wspomnienia. Gdyby nie to prawdopodobnie teraz razem byśmy pili wino. - wziął łyk z swojego kieliszka. Podkusiłem się i też spróbowałem. Słodkie. Dobre...
- Czyli jeśli do ciebie dołącze to Luke przeżyje?
- Możliwe... - usiadł na stole i spojrzał na mnie z zadziornym uśmiechem, a po chwili wypił to co zostało w kieliszku. Odctawił go, ale pstryknął palcami i obok pojawiła się butelka wina.
- Co to znaczy? Tak, albo nie.
- Ja go nie zabije. Co najwyżej troszeczke okalecze. - powiedział, nalewając sobie do kieliszka. - Niestety z takim charakterem trudno jest żyć wiecznie. - upił mały łyczek.
- Alkocholik. - burknąłem. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że powiedziałem to na głos. Zwrócił wzrok na mój kieliszek i uśmiechnął się. Chwila. Skąd on się wziął w mojej ręce? I dlaczego jest pusty?
- Wracając. Chciałbyś odzyskać wsomnienia, nie? - spojrzałem na niego zainteresowany. - Skoro to ja ci je zabrałem, ja moge ci je zwrócić.
Wystawił dłoń, a nad nią pojawiła się złota kula wielkości piłki ręcznej, a w niej było kilka złotych nici, które lewitowały i przeplatały się. Moje wspomnienia...
#Żaklina
- Dzwoniłaś do niego? - zapytał blondyn, nadal leżąc półprzytomny na kanapie.
- Zostawił telefon. - powiedziałam zrezygnowana, siedząc na fotelu.
- To napewno sprawka Jamesa.
Nagle w salonie pojawiła się Lira. Luke od razu usiadł i wyszczerzył się. Spojrzała na nas badawczo.
- Gdzie Troy?
- Poszedł do Maxa. On się dowiedział o nas i teraz chce się dowiedzieć czegoś więcej. Znając tego rudzielca troche tam posiedzi. Ale o tobie nie wie, więc nie czaruj przy nim. - odparł. Wzruszyła ramionami i usiadła na fotelu. Nagle obok Luke'a pojawił się mój aniołek.
- Spałaś coś? - zapytał uważnie się mi przyglądając.
- Myślisz, że mogłabym zasnąć po czymś takim?
- Kim jesteś? - spytała zaskoczona Lira. Przeniósł na nią wzrok i uśmiechnął się.
- Ithruil. Anioł, jakbyś nie zauważyła. - zatrzepotał lekko skrzydłami. - Ty to pewnie siostra Legolasa. Jesteście do siebie tacy podobni... Pewnie też masz jakiś dar.
- Widze przyszłość... - spojrzałam na Luke'a. Wiedziałam, że ona to potrafi, ale on...
- Potrafie czytać i przemawiać do dowolnej osoby w myślach. - przyznał niechętnie.
- Co?! - krzyknełam zaskoczona - Dlaczego nic nie powiedziałeś?!
- Nie widziałem takiej potrzeby.
- Ale Aragorn pewnie o tym wie.
- No wie, ale... Przez przypadek. Gdybym nie grzebał wtedy w jego głowie, James by go zabił!
- Legolas... - westchneła Lira i spojrzała na niego z współczuciem. - Spójrz prawdzie w oczy. Może i jesteś Smoczym Dzieciem, ale sam całego świata nie zbawisz.
Po tych słowach znikneła. Ithruil też się ulotnił, a Luke padł na kanape z cichym jękiem.
- Dobrze się czujesz? - zapytałam, przyglądając się jego nadzwyczaj bladej twarzy. Jakoś cała złość na niego mnie opuściła.
- Czy jeśli łeb mi tak pulsuje, że zaraz wybuchnie to dobrze? - odparł i przymnknął powieki.
Po kilku minutach wpatrywania się w niego, uświadomiłam sobie, że znowu zasnął. Pocichu pobiegłam do mojego pokoju po szkicownik. Wróciłam, zajełam swoje poprzednie miejsce i zaczełam szkicować blondyna. Jego spokojną twarz i delikatne rysy twarzy. Całkiem inne niż u Troy'a... Ręce i szczupłą talie. Kolejna różnica. Troy jest masywniejszy i bardziej umięśniony.
Jak ktoś może mówić, że oni są podobni? Wręcz przeciwnie. To ogień i woda, czerń i biel, noc i dzień, słońce i księżyc, ziemia i niebo. I wszystkie inne przeciwieństwa. Możnaby napisać książkę z ich różnicami. Oni nawet charakterów nie mają ani trochę podobnych.
Oderwałam się od tych myśli i wróciłam do szkicowania. Poprawiłam szczegóły twarzy, dłoni i nóg. Kilkakrotnie męczyłam się z włosami. Za każdym razem coś było nie tak. Drobniutki szczegulik psół cały efekt. Jego włosy są cudne. Miękkie, gęste, rozczochrane, ale dzięki temu jeszcze bardziej urocze i przepiękne. Wkońcu mi się udało i mogłam podziwiać moje dzieło. Ale wolałam podziwiać orginał, śpiący na kanapie.
Odłożyłam zeszyt na stolik i wygodnie się ułożyłam w fotelu, tak żeby móc w spokoju patrzeć na Luke'a. Na powolne i spokojne ruchy jego klatki piersiowej, oraz złociste włosy opadające na czoło. Wkońcu moje powieki stały się zadziwiająco ciężkie. Po chwili musiałam się poddać i odpłynąć do krainy snu.
Znowu ide tym ciemnym korytarzem. Mijam jakieś drzwi, ale nie przejmuje się nimi. Ide dalej. Skręciłam w lewo i moim oczom ukazał się mały pasek światła, wychodzący z uchylonych drzwi. Podeszłam do nich i przez chwile wpatrywałam się w klamke. Żaklina szybciej! Zaraz się obudzisz! Chwyciłam za klamkę.
I znowu się obudziłam. Było ciemno. Widziałam jedynie zarysy fotela, na którym zasnełam. Podniosłam wzrok i mało brakowało, a bym padła na zawał. Zobaczyłam błekitne oczy, wpatrujące się we mnie.
- Luke. - wydyszałam.
- Przepraszam. Nie chciałem cię obudzić. Tak słodko wyglądasz kiedy śpisz. - zobaczyłam jego białe ząbki i zrozumiałam, że się uśmiecha. Dobrze, że jest ciemno i nie widzi moich rumieńców. - Jak się rumienisz też. - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Elfi wzrok. - wyjaśnił.
- Od jak dawna nie śpisz? - zmieniłam temat.
- Nie wiem. Godzina? Dwie?
- Jak się czujesz? - głupie pytanie. Iskierki w jego oczach znikneły, a głos już nie jest dźwięczny i melodyjny, tylko zachrypnięty.
- Bywało lepiej. Znowu miałaś jakiś sen?
- Tak... Ale ten był spokojny. Chociaż nadal się boje, że zobacze to...
- Koszmarne widmo? - pokiwałam głową.
Poczułam napływające łzy do oczu. Luke podszedł do mnie. Teraz mogłam dostrzec zarys jego postaci i blond włosy. Uśmiechnął się delikatnie i otarł łzę spływającą po moim policzku.
- Jeśli chcesz moge spać z tobą i przypilnować, żeby nie męczyły cię żadne koszmary. - odwzajemniłam jego uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro