XVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Opwiedziałam im swój sen.

- Troy, prosze pomóż mi...

- Dlaczego on? - oburzył się Luke.

- Jest bardziej kumaty i może będzie wiedział co oznacza mój sen.

- Owszem, ale to nie on był w nim półnagi. - uśmiechnął się, a ja tylko przewróciłam oczami.

- Cóż... - zaczął Troy. - Moge się mylić, ale anioły kojarzą się z niebem, niebo, ze śmiercią. A to, że Luke był półnagi chyba nie ma żadnego znaczenia.

- Śmiercią? Ale dlaczego on był "dobry", - zrobiłam cudzysłów w powietrzu. - miał białe skrzydła i... - i wyglądał tak bosko... - I w ogóle, a Max był tym złym. Czarne skrzydła, ten uśmiech... I o co chodzi z tą krwią?!

- Jasnowidzem nie jestem, ale postaramy się ci pomóc. - odpowiedział spokojnie i zrobiło mi się troche głupio, że tak nawrzeszczałam na niego.

- Postaramy? - powtórzył Luke.

- Tak. My. I nie chce słyszeć ani słowa sprzeciwu. - powiedział stanowczo.

- Ale się rządzisz. - burknął

Nagle coś sobie uświadomiłam. SZKOŁA!!! Zerwałam się i zaczałam biagać po domu jak szalona, szykując się do szkoły.

- Co robisz? - zapytał brunet.

- Szykuje się do szkoły. - odparłam w biegu.

***

No nie... Pierwsza matma... Kiedy stanełam przed drzwiami, rozmyśliłam się. Postanowiłam, że odpuszcze sobie pierwszą lekcje, ale zjawie się na następnych.

Czas mi szybko zleciał i po chwili usłyszałam dzwonek. Korytarz zaczął zapełniać się uczniami, ale w tym tłumie udało mi się rozpoznać rudą czupryne Maxa. On chyba też mnie zobaczył i podszedł do mnie.

- Gdzieś ty była?! Matwiłem się...

- To słodkie, ale nie musiałeś. Ja... Po prostu zaspałam. - uśmiechnełam się.

Następna lekcja. Plastyka. Kiedy wszyscy zajeli miejsca, do klasy weszła nauczycielka, ale nie sama. Za nią pojawili się Troy i Luke. Brunet rozejrzał się po klasie, a kiedy napotkał mnie, szturchnął blondyna i kiwnął w moją strone. On spojrzał w moją strone i wyszczerzył się. Zmieszana spóściłam wzrok.

- To są Troy i Luke. - zaczeła, wzkazując na nich, ale się pomyliła.

- Ja jestem Troy. - poprawił - Ten mądry. - uśmiechnął się i rzucił wyzywające spojrzenie Luke'owi.

- A ja Luke. Ten fajny, przystojny, zabawny, olśniewający, boski...

- Głupi, irytujacy, wkurzajacy... Mam dalej wymieniać? - w odpowiedzi blondyn wywalił mu język. Pani widząć, że jeśli teraz tego nie skończy, to będzie trwać wieki, postanowiła przerwać te przekomarzanki.

- Będą chodzić z wami do klasy.

- Ale nie znamy szkoły...A co jeśli się zgubimy... - blondyn zrobił smutną minke. - Może ktośby nas oprowadził?... Żaki? - wszyscy skierowali wzrok na mnie. Większość dziewczyn patrzyła na mnie wrogo. Nie dziwie im się. Gdyby uroda była przestępstwem, oboje byliby skazani na kare śmierci, a potem powieszenie i dożywocie. Z zawieszeniem na wieczność.

Wstałam i wyszłam z nimi z klasy. Kiedy skończyliśmy była już szósta godzina lekcyjna. Skończylibyśmy wcześniej, ale chłopaki opóźniali jak tylko mogli. Na przerwach musieliśmy przerywać, bo dziewczyny podbiegały do nas, zafascynowane chłopakami.

Ostatnia lekcja. Godzina wychowawcza.

Ja z Anką siedziałyśmy w przedostatniej ławce od okna, a chłopaki zajeli miejsce za nami. Przyszedł Eric i Chloe*. Dziewczyna, która działa mi na nerwy, tak samo jak sam Eric. Ma blond włosy i tone padkładu na twarzy. Jej stylizacja... Pewnie zamawia ciuchy z burdelu. Pewnie sama z tamtąd pochodzi. Mimo, że Eric już ją zaliczył, nadal się do niego przystawia, a on się nie sprzeciwia. Przeciwnie. Jest zadowolony z tego. Ojciec Chloe jest burmistrzem Paryża... Czy coś... I ona uważa się za lepszą.

- Przeprazam, ale to nasza ławka. - odezwał się, troszke poddenerwowany. Pewnie dlatego, że ma teraz konkurencje, z którą nie ma szans i żadna laska na niego już nie patrzy. Oprócz Chloe.

- Ale teraz my tu siedzimy. - odparł spokojnie Troy.

- Chyba niezrozumiałeś... A podobno to ty jesteś tym mądrym. Może ten blondas zrozumie. E ty! - zawołał do Luke'a, ale tamten go ignorował i bazgrał coś na ławce.

- E, artysta! - odezwał się Troy, wyszczerzając ząbki.

- Hm? - mruknął, nie przerywając czynności.

- Pan Dziwkowski chciałby z panem porozmawiać. - odparł poważnie, ale ze śmiechem. Tak. Tylko on tak potrafi.

- Przekaż męskiej dziwce, że trzeba się ze mną umówić. Ale z nim lepiej nie w cztery oczy... I nie w kiblu na drugim piętrze... A w ogóle to nie mam czasu na męskie dziwki i pedały...

- O ty... - Eric podszedł od tyłu do Luke'a i wyciągnął ręke, prawdopodobnie po to, aby złapać go za włosy, ale blondyn był szypszy. W mgnieniu oka odwrócił się na krześle i złapał go za nadgarstek. Cała klasa zwróciła oczy ku nim.

- Tylko spróbuj... - wysyczał.

Póścił go, a on cofnął ręke. Legi znowu się odwrócił, a on to wykorzystał. Złapał go za koszulke i szarpnął, zpychając Luke'a z krzesła, tak że wylądował półtora metra od ławki.

- Przegiąłeś. - mruknął na tyle głośno, że każdy to usłyszał.

Podniósł się i podszedł do Erica. Najpierw dowalił mu z pięści w twarz, a potem wykręcił jego ręke, wywalając go przy okazji tak, że dobił głową w krzesło ostatniej ławki w środkowym rzędzie. W sekundzie przygwoździł go i zaczął przyduszać.

- Przeproś - rozkazał

Troy postanowił to przerwać. Złapał Luke'a z tyłu za ręce i odciągnął od Erica.

- Troy nie będzie mnie długo powstrzymywał. Lepiej przeproś teraz.

- Prze...P...Praszaam... - wydusił, trzymając się za gardło.

Legi się uśmiechnął i brunet go póścił. W tej chwili do klasy wszedła nauczycielka. W pore się skapneła.

- Co tu się dzieje? I dlaczego ty leżysz na podłodze?!

- Siła grawitacji jest niezwykle zaskakująca... - odezwał się Luke nie odwracając wzroku od Erica, dając mu do zrozumienia, że ma siedzieć cicho.

- Ptaszek chciał nauczyć się latać. Niestety jest za mały. - dopowiedział Troy z uśmiechem.

Razem z blondynem zajeli miejsce za nami, a tamci dwaj musieli iść do pierwszej ławki.

Nigdy bym nie pomyślała, że w szkole może być tak fajnie.

Pewnie teraz tak będzie codziennie.

____________________________________

* Chloe (czyt. Klołi)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro