XXII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uznaliśmy za stosowne, powiedzieć Larze jaka jest prawda. Raczej Żaklina mówiła, bo ja cały czas myślałam gdzie teraz jest James i co z Lukiem. Po tym jak opowiedziała już wszystko, Lara powiedziała tylko "Aha". Spojrzeliśmy na nią zdziwieni, że nie jest chociaż troche zszokowana, a ona odparła.

- To by wyjaśniało dlaczego ktoś zamknął mnie w jakiejś sali i to wszystko co się wydarzyło od kiedy spotkałam Żaki w tym dziwnym mieście. - po tych słowach pobiegła na góre.

Najśmieszniejsze chyba było to, że Żaklina zadała tylko jedno pytanie.

- Czy ona powiedziała to normalnie?

***

Żaki siedziała na kanapie z łokciami na kolanach, podpierając głowe, a ja chodziłem w te i z powrotem po salonie. Jak mogłem na to pozwolić?! Teraz musze wykombinować jak go uwolnić. Ale nie mam pojęcia gdzie on jest. Ani od czego zacząć. I czy w ogóle jeszcze żyje.

- Żaki! - krzyknąłem. Wpadłem na świetny pomysł.

- Hmm?

- Te twoje sny... Może spróbujesz w ten sposób zobaczyć gdzie jest Luke?

- To tak nie działa.

- Sprawdź przynajmniej, czy żyje...

- Dobra.

#Żaklina

Nie jestem pewna, czy to wypali, ale spróbować nie zaszkodzi. Rozłożyłam się na kanapie i próbowałam zasnąć.
Mineło już z 15 minut, a ja nadal nie spałam i nie mogłam się rozluźnić.

- Żaklina, skup się. - naciskał Troy.

- To samo mówiłeś dwie minuty temu. Nie dam rady. To wszystko mnie przerasta. Moje życie miało być normalne. A tu nagle zjawiacie sie wy i wywracacie je do góry nogami. Później James zabija Sasze. Kiedy ja i Luke się całujemy, znowu się zjawia i go porywa. A teraz nawet nie wiemy, czy żyje!

- Wiem, to... Troche skomplikowane, ale dasz rade. W StoryBroock świetnie sobie radziłaś.

- Tam był Gold, który użyczał mi magii. Henry, ty, Luke, Ruby, Sasza pomagaliście mi.

- Oj, Żaki... Za ostro siebie traktujesz.

- Dobra. Spróbuje jeszcze raz. - uśmiechnął się na moją odpowiedź.

Ułożyłam się wygodnie i zamknełam oczy, próbując się rozluźnić. Udało się i po chwili odpłynełam, cały czas myśląc o Luke'u.

Nagle wpadłam na kogoś. Musiałam uderzyć o coś głową. Strasznie mnie bolała i teoretycznie nic nie widziałam. Złapałam sie za skroń i zmrużyłam oczy licząc, że to mi pomoże. Nagle usłyszałam jego głos.

- Nic ci nie jest? - był tak dźwięczny i piękny, że to chyba on mnie uzdrowił. Odzyskałam wzrok, a głowa przestała tak mocno boleć.

Gdy podniosłam wzrok ujrzałam przystojnego blondyna.
Miał piękne blond włosy i nieziemskie, niebieskie oczy. Lekko sie uśmiechał. Ten uśmiech mnie powalił. Był tak uroczy, że od razu mu wybaczyłam. Wyciągnął ręke żeby mi pomóc wstać. Chwyciłam go i wstałam. Przypadkiem spojrzałam w jego oczy. Utonełam w nich. Były przypiękne. Po chwili odezwał się.

- Przepraszam... Zamyśliłem się. - powiedział wyrywając mnie z transu. - Chociaż ty też mogłabyś troche uważać. - powiedział sam do siebie lekko odchylając głowe.

- Nie. To moja wina, ja... - przypomniałam sobie o kartce. - Przepraszam musze lecieć! - Pojechałam dalej zostawiając go samego.

***

Obudziłam się w swoim pokoju. Poczułam chłodne powietrze. 


- Nareszcie. - usłyszałam głos.

Piękny, dzwięczny głos Luke'a. Uśmiechnełam się pod nosem, mając nadzieje że tego nie zauważy. I chyba się udało. Szybko wyrwałam się z transu i postanowiłam udawać, że jestem na niego wściekła.

- Co tu robisz?! - powiedziałam odwracając się do niego. Siedział na oknie (które było otwarte) opierając się o szybe i uśmiechając się. Walczyłam dzielnie żeby nie odwzajemnić uśmiechu. Chciałabym, żeby codziennie budził mnie taki widok.

- Czekam, aż się obudzisz. - uśmiechnął się.

- Po co? - zapytałam, starając się brzmieć jak najbardziej oschle.

- Jesteś na mnie zła?

- Nie skąd. Ty tylko więziłeś mnie przez 3 dni w swoim pokoju, nie dając mi wody. Namazałeś mi durny, niezmywalny makijarz i przefarbowałeś włosy na zielono z fioletową kratką, której też nie moge zmyć! A teraz wyglądam jak idiotka!!

- Mam cię na tapecie. - zaśmiał się, pokazując mi swój telefon. Na tapecie faktycznie byłam ja, kiedy jeszcze byłam związana. - Wszyscy już mają to zdjęcie. - powiedział chowając telefon. - Oprucz Reginy.

- Wszyscy twoi znajomi... Tak? - zapytałam zaniepokojona.

- Oczywiście. Tylko, że mnie zna całe miasto i wszyscy są moimi "znajomymi".

Postanowiłam się już nie odzywać. W tym czasie Luke, zszedł z okna i podszedł do kanapy, na której dzisiaj, a raczej wczoraj spałam.

- A to jest moje! - powiedział i zabrał swoją bluzę. Prubowałam mu ją odebrać, ale niestety nie wyszło mi to...

Wszystko przez to, że jest ode mnie wyższy. Podniósł ją wysoko nad głowe i nie byłam w stanie jej dostać. Bawiło go to, ale musze przyznać że zabawnie to wyglądało. On był wysoki, ja niska i skakałam desperacko próbując ją złapać.

Zrobił krok do tyłu i potknął się o jakiś rupieć. (Mój pokój nie należy do najczyściejszych) Kiedy skakałam po bluze, upadłam razem z nim. Wylądował na podłodze a ja na nim. Trzymałam jego ręce za nadgarstki nad głową, a nasze twarze były oddalone zaledwie o kilka milimetrów. Znów utonełam w jego oczach. Nie wiem ile tak leżeliśmy... Dla mnie to trwało wieki. Tak jakby czas stanął w miejscu... Niestety tak nie było.
Do pokoju wpadła Ruby. Wyrwaliśmy się z transu i odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Spojrzałam na nią wściekle.

- Ups. Sorki. - uświadomiła sobie, że przerwała nam ważną chwile i uśmiechneła się zawstydzona.

- Chciałaś coś? - zapytałam, siląc się na spokojny ton. Z chęcią bym ją teraz rozszarpała.

- Dobra, mam to po co tu przyszłem więc moge już iść. - stwierdził, wstając i kierując się w strone drzwi. Westchnełam cicho. Ruby i jej idealne wyczucie czasu.


***

Gdy weszłam do sali, Luke już tam siedział, opierajac czoło o stół. Podniósł wzrok na mnie.

- Spodziewałem się Liry. - oznajmił i wrócił do poprzedniej pozycji.

Nie było tutaj strażników. Ciekawe czy ja bym tak umiała manipulować ludźmi? Wzdrygłam się gdy sobie przypomniałam, jak Lira uwodziła tego strażnika.

- Ale jestem ja. - siadłam po drugiej stronie stołu. Legi podniósł głowę i oparł ją na ręce.

- To już trzecia wizyta dzisiaj. - uśmiechnął się.

- No tak... Podziękuj Lirze.

- A myślałem, że to Troy ma dar negocjacji.

- Ma. Zato Lira ma dar uwodzenia. - na jego twarzy pojawił się grymas, albo obrzydzenie. Albo i to, i to.

- Łe... Jeśli to ten sam spaślak co mnie zamykał, to jej współczuje.

- Ja też. Mam prośbę...

- Jaką?

- Moge dotknąć twoich włosów? - odważyłam się zapytać. Wybuchnął śmiechem. Już zapomniałam jaki on ma piękny śmiech!

- Macaj ile chcesz. - odparł, nadal się śmiejąc.

Wpełzłam na stół i leżąc na nim, "macałam" włosy Luke'a. Były takie miękkie i gęste... Żaklina! Ogarnij się! On ma dziewczyne! Zaraz... Z tego co zrozumiałam z rozmowy w Śródziemiu, to on miał dziewczyne. Czyli jest wolny!?

- A ta... Arlena... - nie dane mi było skończyć. Luke w mgnieniu oka przywarł swoje usta do moich. Niestety... Nie zdążyłam nawet zaareagować. Tak szybko jak się znalazł przy mnie, tak szybko się odsunął ode mnie. Kilka sekund po tym w drzwiach pojawił się strażnik. Zdążyłam się zsunąć na krzesło, zanim zauważył mnie leżącą na stole.

- Koniec wizyty. - powiedział tonem typowego gbura.

Luke posłał mi swój uśmiech na pożegnanie. Po chwili strażnik wyprowadził mnie z sali.

***

Teraz wokół mnie jest ciemność. Nic nie widze.

- Luke... - mój głos niesie się w ciemności i słychać go jeszcze przez chwile. - Luke gdzie jesteś? - nagle przede mną pojawił się Ithruil.

- To tak nie działa i ty dobrze o tym wiesz. - odezwał się.

- Tak, ale... Ja musze wiedzieć.

- Nie moge nic na to poradzić.

- Powiedz przynajmniej, czy on żyje. - westchnął.

- Nie... Nie! Nie! Nie!

- Żaklina...

Żaklina.

Żaklina.

Otworzyłam oczy i podniosłam się. Uświadomiłam sobie, że to Troy wypowiadał moje imie. Patrzył na mnie, a w jego oczach przeplatał się strach, którego starał się nie okazywać.

- Co się stało? - zapytałam.

- To ja powinieniem o to spytać. Jakiś czas po tym jak zasnełaś, usłyszalem jak wołasz Luke'a. Kilka minut po tym zaczełaś krzyczeć, więc postanowiłem cie obudzić. Żaki. Co sie stało? Co widziałaś?

Powiedziałam mu, że na początku widziałam moje pierwsze spotkanie z Lukiem. Potem było zdarzenie z kiedy już się przyjaźniliśmy i to co było na końcu. Troy zasugerował, że to są wspomnienia. Ale ja to wiem... Cały czas myślałam o Luke'u, więc przyśniły mi się wspomnienia, które zapadły mi w pamięć. A to mogłam przeoczyć. Kiedy opowiedziałam mu o razmowie z Ithruilem i zakończyłam słowami "I wtedy mnie obudziłeś", przez chwile milczał, a potem wstał i poszedł do kuchni. Poszłam za nim.
- Troy. - akurat nalewał sobie soku w szklanke. - Powiedz coś. Ty zawsze wiesz co powiedzieć. - teraz nie marzyłam o niczym innym, jak o jego słowach.

- Co mam ci powiedzieć?! "Wszystko będzie dobrze"?! Nie. Nie będzie. Ten twój anioł ma racje. To nie ma sensu. Dajmy sobie z tym spokój.

Była szusta, więc zaczełam się szykować do szkoły. Wziełam Lare i razem wyszłyśmy z domu.

W szkole nie spotkałam, ani Anki, ani Becky. Co mnie wsumie nie dziwi.

#Troy

Żaki chyba nie myśli, że na serio dam sobie spokój z szukaniem Luke'a. Nie odpuszcze dopuki go nie znajde. Nie obchodzi mnie, to co tan jej aniołek sobie myśli. Luke żyje. To wiem napewno. Ale nie mogłem pozwolić, żeby szukała go ze mną. James jest... Łatwo mu przychodzi zabijanie innych. Nie moge pozwolić, żeby przeze mnie zginął ktoś jeszcze.

Mamy zastępstwo z naszą panią Ferbisch. Jakieś dwie minuty temu był dzwonek, ale to kto wszedł właśnie do klasy, zszokowało mnie całkowicie. Luke?

- Dzień dobry. - powiedziała pani.

- Witam, witam. - odparł z uśmiechem i usiadł obok mnie. Żaki odwróciła się i patrzyła na niego z niemałym zdziwieniem. Też nie mogłem spóścić z niego wzroku.

- Żaklina mogłabyś się odwrócić? - zapytała uprzejmie nauczycielka. Posłuchała jej, ale ja nadal przyglądałem mu się. Spojrzał na mnie. Nie wiem, dlaczego, ale jego oczy wydały mi się... Inne.

- To krępujące jak się tak na mnie patrzysz.

- Sorry, ale jakoś nie moge oderwać od ciebie wzroku. Przecież...

- Możemy nie mówić o Jamesie? Zabrał mi łze i fakt chciał mnie wykończyć, ale jakaś dziewczyna go powstrzymała.

- Dziewczyna powstrzymała Jamesa?

- Dziwne, nie?

- Nawet nie wiesz jak się ciesze, że cie widze.

- I wzajemnie... Agi. - zauważyłem dziwny, jaskrawy, zielony błysk w jego oczach. Skapnąłem się o co chodzi i dlaczego coś mi w nim nie pasowało.

- James...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro