XXIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Troy odłożył butelke i wziął telefon. Po chwili przyłożył go do ucha. Domyśliłam się co robi. Nie mineły nawet dwie minuty, a on rzucił telefon na stolik.

- Może spróbuj się nagrać? - zaproponowałam.

- Co to da? - zapytał zrezygnowany, sięgając po butelke. Szybko ją zabrałam.

- Za dużo pijesz.

- A jak ty byś się zachowywała gdyby twój najlepszy przyjaciel... Nie... Twój jedyny przyjaciel gdzieś zniknął, kiedy ktoś taki jak James chce go zabić?! Oddawaj... - wyciągnął ręke po butelke, ale oddaliłam ją od niego.

- Nie. Nie możesz...

Nagle usłyszeliśmy dzwonek telefonu. Troy szybko poderwał się i odebrał.

- Halo?

- Kto dzwoni? - zapytałam. Nie uzyskałam odpowiedzi, ale sądząc po jego minie to nie był Luke.

- Po co? - warknął. - ... A jak nie? ... Trudno. Poradze sobie. ... A żebyś wiedział!

- Kto dzwonił? - zapytałam jeszcze raz.

- Prezes...

- Czego chciał?

- Żebym przyjechał do niego.

- On nie powinien być w szkole?

- Nie wiem! Odpuść, dobra? Zadajesz strasznie dużo pytań.

- Bo chce wiedzieć! Poza tym to nie przeze mnie Luke gdzieś polazł! To twoja wina, więc jeśli masz mieć do kogoś przetensje, to miej je do siebie! - rzuciłam mu butelke. - Masz! Faceci... - prychnełam. Poszłam na góre i zamknełam się w pokoju.

#Troy

Idiotka. Jednak to prawda, że blondynki są głupie. Powiedziałem jej tylko prawde. Nie moja wina, że jest taka jaka jest. Luke miał racje. Prawda zawsze boli. A propo Luke'a...

Wziąłem telefon i zadzwoniłem do niego. Odbierz... Prosze, odbierz...

Heja. Skoro do mnie dzwonisz to wiesz kim jestem i nie widze sensu ci tego mówić. Nie moge odebrać telefonu, bo właśnie wkurzam Troy'a. Nagraj się to może oddzwonie... Albo nie.

Nawet nie wiem kiedy, rzuciłem butelke, a ona rozbiła się na ścianie. Wstałem i znowu zacząłem nerwowo chodzić po salonie. Gdzie ten debil polazł?. Spróbujmy jeszcze raz...

Jeden sygnał...

Drugi...

Trzeci...

Czwarty...

Piąty...

Szusty...

Siódmy...

Heja. Skoro do...

Luke! Idioto gdzie jesteś?... Opadłem bezradny na kanape. Co jeśli James go znalazł i... Nie! On żyje. Wiem to... Wziąłem telefon i znowu wybrałem jego numer. Kiedyś wkońcu musi odebrać.

Próba nr. 3
Poczta...

Próba nr. 4
Poczta...

Próba nr. 5
Poczta...

Próba nr. 6
Poczta...

#Time Skip

Próba nr. 23
Poczta...

Próba nr. 24
Poczta...

Próba nr. 25
Poczta...

#Time Skip

Próba nr. 41
Pooocztaaaa...

Próba nr. 42
Poczta...

Próba nr. 43
P. O. C. Z. T. A.

Próba nr. 44
P... O... C... Z... T... A...

Próba nr. 45
PPPPPOOOOCCCZZZTTAAAAAAA

I następne pięć prób to POCZTA! Dobra... Chyba nie mam wyjścia... Nagram się. Zadzwoniłem i zaczekałem na sygnał.

- Luke... Gdzie jesteś?... Żyjesz? Daj znać jeśli nic ci nie jest...

Po chwili usłyszałem dźwięk telefonu. Sprawdziłem co to.

Luke
Żyje.

Ja
Zadzwoń. Musze cie usłyszeć.

Chwile potem usłyszałem dzwonek. Szybko odebrałem.

- Luke!

- No... A kto? - odetchnąłem z ulgą. Teraz mam pewność, że żyje.

- Boże... Nawet nie wiesz jak się ciesze...

- To teraz przestaniesz do mnie wydzwaniać?

- Gdzie jesteś? Czemu tak długo nie wracasz?

- A masz ochote patrzeć na kogoś kto zabił ci ojca? - warknął.

- Tak. Z przyjemnością. Chętnie się zemszcze. Będzie mnie błagał o śmierć.

- No właśnie...

- Ale najpierw musze się dostać do Śródziemia i znaleźć tego durnego orka. Co może być trudne, bo pewnie już go zabiliśmy, albo sam zdechł.

- Troy... Jesteś stuknięty, wiesz? - wyczułem jego uśmiech.

- Napewno nie tak jak ty.

- Heh. Śmieszne.

- Powinienieś mi podziękować. Śmiech jest dobry na zdrowie. A tobie to się przyda.

- Troszczysz się o mnie jakbyś był moim... - urwał. No tak... Ojcem. Szkoda, że jego ojciec ma go gdzieś i traktuje go jak zwykłego poddanego.

- Bratem? - podsunąłem.

- Tak. Bratem. Wiesz... Jestem niedaleko domu Żaki, więc zaraz przyjde.

- Dobra.

***

Kiedy czekałem na Luke'a, postanowiłem przy okazji posprzątać tą butelke. Akurat skończyłem, a do domu wszedł Luke.

- Gdzieś ty był?!

- W parku... - coś mi mówi, że nie do końca, ale niech mu będzie.

Usiedliśmy na kanapie. Panowała taka dziwna cisza... Nigdy takiej nie było, kiedy byłem gdzieś z nim.

- Mówiłeś serio? - zapytałem niepewnie.

- Kiedy?

- Wczoraj... Kiedy powiedziałeś, że jestem twoim bratem. - to dziwne, ale to pytanie gryzło mnie najbardziej.

- Tak. Jeszcze nigdy nie byłem tak szczery. I to chyba dlatego, tak zaareagowałem na fakt, że mogłem się w tobie zakochać... To, że mógłbym okazać się gejem nie ma dla mnie znaczenia, ale to, że mógłbym zakochać się akurat w tobie...

- A co? Gorszy jestem?

- Nie, ale... No przecież jesteś moim bratem!

- Dobra, ale ojca chce mieć swojego. - palnąłem bez zastanowienia. Teraz to zraniłem go dwukrotnie... - Luke ja...

- Nic się nie stało... Serio, ale... Mam pytanie. Nadal uważasz, że...

- To nie ty zabiłeś mojego ojca? Tak. I pogudź się z faktem, że nigdy w to nie uwierze.

- Mam jeszcze małą proźbe... Mógłbyś nie gadać o Thranduilu przy mnie?

- Jasne. Jestem strasznym idiotą, że ciągle wspominam o nim, skoro kiedy się poznaliśmy powiedziałeś, że on jest twoim królem i nie ma dzieci.

- Pamiętasz?

-Co? No tak! Ale tylko to... Znaczy... Mam jeszcze troche przebłysków wspomnień... Na przykład o tym, że inni ciągle mi gadali jaki to mój ojciec był wspaniały, albo... Jaki twój ojciec był... Ee... Beznadziejny.

- Ekstra! - zerwał się na nogi. - Może zamiast próbować rozszyfrować te sny, to spróbowalibyśmy odzyskać twoje wspomnienia!

- Spoko, Żaki i tak się na mnie obraziła. To od czego zaczynamy? - wyszczerzyłem się, a on zrobił to samo. Wkońcu ktoś mi może pomóc odzyskać wspomnienia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro