13. Wspomnienia.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przebłyski wspomnień nawiedzające mnie w najmniej odpowiednich momentach. Dłonie trzęsły mi się niebezpiecznie za każdym razem, gdy przez moją głowę przemykały krótkie urywki wydarzeń z pewnej pamiętnej nocy. Plik dokumentów wyślizgnął mi się z dłoni i upadł z powrotem na blat biurka, na samo wspomnienie jego ust, na moich własnych. Oddech na chwilę uwiązł mi w gardle. Zalała mnie fala gorąca, mająca wyraźny posmak poniżenia i wstydu. Otrząsnęłam się z transu, w który wprowadzałam się cały dzień i wróciłam do swojej pracy,która w ogóle mi nie wychodziła. Nie potrafiłam się skupić, atak bardzo pragnęłam odwrócić swoją uwagę od męczących wspomnień.

Tak długo jak miałam zajęte ręce, mogłam udawać, że nic się nie wydarzyło. Że wczorajsza noc nie skończyła się dokładnie tak, jak to miało miejsce. Bo pomimo momentów, w których straciłam kompletnie głowę i poddałam się dławiącej żądzy, przebudziłam się. W momencie,gdy oboje wtargnęliśmy do obskurnej toalety w klubie, obijając się o obdrapane ściany kabin. Nie myśleliśmy. Absolutnie nic. I wtedy, gdy całował moją szyję zdejmując ze mnie ubrania, dostrzegłam nasze odbicie w brudnej tafli szkła wiszącej wprost naprzeciwko nas. Spojrzałam w swoje zamglone oczy i dostrzegłam coś, co sprawiło, że go od siebie odepchnęłam. Stanęliśmy naprzeciwko siebie głośno dysząc, nie wiedząc co powiedzieć. Bo tym jednym gestem, dłońmi położonymi na jego rozgrzanym torsie, powiedziałam więcej niż tysiącem słów. Emocje opadły. Spojrzeliśmy w swoje tak podobne zielone oczy i na nowo założyliśmy swoje maski. I nagle on na nowo był graczem, a ja wścibską, wyuzdaną i frywolną dziennikarką. Nie mogąc już dłużej tego znieść, tej ciszy,tego spojrzenia, po prostu wyszłam z toalety. Boleśnie poniżona.Tak niezaprzeczalnie znieważona. Byłam głupia. Tak bardzo głupia.

Zanim się obejrzałam,zaczęłam płakać. Przepychałam się w stronę baru, wycierając wściekła łzy z policzków. I choć wiedziałam, że na tych kilka chwil byliśmy zbyt słabi, by bawić się w pozory i sztuczne oblicza, to nic nie zmieniało. Nie zmieniało faktu, że Harry był tak cholernym dupkiem i facetem, który nie miał do mnie za grosz szacunku. Nie zmieniało to także faktu, że zaczęłam się w tym wszystkim gubić. Od kiedy i ja nosiłam maskę? Dlaczego zaczęłam w to grać? Wypiłam mocnego drinka i na granicy utraty przytomności,wyszłam na zewnątrz i wezwałam taksówkę. Gdy podjechała pod krawężnik ledwie stałam na nogach o własnych siłach. Przed oczami widziałam jedynie czarne mroczki. Miałam wrażenie, że zaraz upadnę na kolana. I wtedy, gdy zaczęłam niebezpiecznie osuwać się przy drzwiach taksówki, silne ramiona otoczyły moją sylwetkę i pomogły mi wsiąść do środka. Szczupła, wytatuowana dłoń przez całą drogę trzymała moją dłoń w swojej i gładziła ją kciukiem. Potem po prostu odpłynęłam. Następnego ranka obudziłam się w swoim pokoju, rozłożona wygodnie w swoim łóżku hotelowym z kacem życia. I to połączonym z kacem moralnym.Mieszanka iście szatańska.

Tym razem z mojej dłoni wysunął się telefon, który upadł z hukiem na ziemię. Kolejny przebłysk. Jego dłonie sunące po wnętrzu moich ud. Kolejna fala gorąca. Kolejne poniżenie. To było niczym tortura. Przysięgam.Bardzo wyrafinowana, swoją drogą. Kucnęłam i podniosłam go z ziemi, spoglądając od niechcenia przed siebie widząc jak drzwi od tour busa się otwierają. Do części barowej, w której siedziałam, wszedł Zayn wraz z Niallem. Odetchnęłam z ulgą i gdy myślałam, że i tym razem uda mi się go uniknąć, jego sylwetka zamajaczyła w szparze pomiędzy drzwiami a prowizoryczną szafką. Na jego widok od razu spuściłam wzrok i usiadłam z powrotem na swoim miejscu. Jedyną pozytywną stroną tego co się wydarzyło, był fakt, że absolutnie nikt nie widział o tym co między nami zaszło, poza naszą dwójką. Zayn minął mnie zapatrzony w swój tablet. Niall ruszył do pobliskiej lodówki, a Harry...no właśnie. Harry po prostu stał w wejściu i patrzył na wszystko, poza moją osobą. Czułam jak atmosfera w pomieszczeniu gęstnieje z powodu napięcia panującego pomiędzy naszą dwójką. Chciałam wtedy, by to się skończyło. By to wszystko przeminęło. By to co się między nami wydarzyło, nie miało nigdy miejsca. Bo myśląc o tym teraz,wiedziałam, że było to po prostu lekkomyślne. Nie przemyślane.Głupie. Czy tego żałowałam? Tak.

Zdenerwowana udałam, że bardzo pilnie przepisuję odręcznie zrobione notatki. Styles poruszył się nieznacznie w wejściu. Z wahaniem ruszył w moją stronę, co dostrzegłam kątem oka. Osunął się na siedzenie naprzeciwko mnie. Nic nie mówił. Nadal na mnie nie patrzył. Ale i tak jego obecność byłam w stanie wyczuć nawet z kilometra. Cała się spięłam i szybko szukałam pretekstu, by wydostać się z pomieszczenia. Gdy miałam już zamiar powstać ze swojego miejsca, zauważyłam pewien szczegół, który sprawił, że zawirowało mi przed oczami. Jego dłonie. Jego lewa dłoń, na której znajdował się tatuaż, który zapamiętałam z wcześniejszej nocy. Myślałam, że to może ochroniarz, albo jakiś z naszych znajomych dopilnował, że wróciłam do domu cała i zdrowa. Ale patrząc na jego dłonie w tej chwili bawiące się telefonem, wiedziałam jak bardzo się pomyliłam. To on złapał mnie w ostatnim momencie. To on jechał ze mną taksówką i trzymał mnie za rękę. Byłam pewna, że po tym jak zostawiłam go w toalecie poszedł dalej się bawić, wściekły na mnie i na cały świat. Czyżbym się pomyliła? Po raz kolejny nie umiała go rozgryźć?

Schowałam twarz w dłoniach i westchnęłam głośno. Po raz kolejny zrobił coś nieprzewidywalnego, a ja nie miałam pojęcia jak na to zareagować i co o tym myśleć. Po co to wszystko robił? Jeszcze bardziej zdenerwowana, niż przed swoim odkryciem, zebrałam swoje rzeczy z blatu i chwyciłam wszystko pod pachę i ruszyłam przed siebie. Gdy go mijałam poczułam jak jego dłoń delikatnie muska wierzch mojej własnej. Przelotnie, niby przypadkowo. Po prostu udałam, że niczego nie poczułam i przyspieszyłam swojego kroku. Po raz kolejny byłam na granicy płaczu widząc, że jedynie się mną bawi. Że chce ode mnie czegokolwiek tylko po to, by nie przegrać z Louisem w tym swoim popieprzonym zakładzie. Odgarnęłam ze złością zasłonę jednego z łóżek i wrzuciłam wszystko na jego materac. Nie mogąc się opanować pozwoliłam sobie na stek przekleństw. Przeczesałam dłońmi długie włosy i jedynie tępo patrzyłam na ogrom czekającej mnie pracy, czując jedynie obrzydzenie. Do siebie. Do tego wszystkiego. Ale wiecie co było w tym wszystkim najgorsze? Chyba myśl, że wiedziałam od samego początku jaki będzie i dokładnie taki się okazał. Wiedziałam doskonale w co gra z Louisem i jaki oboje mają do mnie stosunek, a mimo to? Mimo to nie potrafiłam tego powstrzymać. Jego oddechu na moim karku. Jego ustna moich piersiach. Jego dłoni na moich pośladkach. Co ja sobie myślałam? Że to moja gra? Że to ja w to wygram? Chyba do reszty zgłupiałam. Wdrapałam się na swoje wąskie i pogrążone w ciemności łóżko i zasłoniłam się ciężką, czarną zasłoną, a w środku zapadła całkowita ciemność. Powinęłam kolana pod samą brodę i odetchnęłam głęboko.

Co ja tutaj w ogóle robiłam? Gdy na poważnie rozważałam wycofanie się i powrót do domu, ujrzałam jak obca dłoń odsuwa kawałek zasłonki wpuszczając do środka trochę światła. Wytarłam szybko zdradliwe łzy z policzków.

- Stone? - Harry akurat był w tym momencie ostatnią osobą, z którą chciałam teraz rozmawiać. To była jego pieprzona wina. Wszystko było jego cholerną winą.

- Zostaw mnie w spokoju, Styles.

- Ale to moje łóżko – odparł jedynie zdesperowanym głosem. Opuściłabym je natychmiast gdyby nie fakt, że wyglądałam jak cholerne nieszczęście i to z jego powodu. Nie chciałam dać mu satysfakcji. Nie miałam zamiaru pokazać mu, że przez niego płakałam.

- Połóż się na moim.

- Wybacz, ale nie ma opcji. Zawsze z niego wypadam – pomimo chwilowej szarpaniny, odgarnął zasłonę jednym szybkim ruchem, a mnie zalała fala światła. Skrzywiłam się i zakryłam oczy ramieniem. Poczułam jak chłopak zbiera moje rzeczy i zdejmuje je z łóżka. - Jak mogłaś pomylić swoje łóżko z moim?

- Jestem zmęczona, musiałam to zrobić z roztargnienia – powiedziałam cicho dumając nad swoją głupotą. Moje łóżko znajdowało się dokładnie nad jego. Jego silne dłonie pochwyciły moje ramiona z zamiarem wyciągnięcia mnie siłą z tej ciemnej jamy, gdy nagle zamarł widząc moją twarz. Nasze spojrzenia się spotkały, pierwszy raz od bardzo dawna, a ja poczułam się jeszcze gorzej. Musiałam wyglądać naprawdę źle, gdyż zostawił mnie natychmiast w spokoju. Stał przede mną zmieszany równie mocno co ja.

- Przepraszam – odezwałam się jedynie i wstałam z miękkiej pościeli, która pachniała jego perfumami. Dobre chociaż to. Już myślałam, że mam omamy. Niezgrabnie wyszłam z wnęki i po szybkim wejściu na drabinkę czołgałam się na własne, chłodne łóżko. Gdy tylko to zrobiłam, zakryłam twarz w poduszką i zaczęłam krzyczeć. To było tak poniżające. Tak cholernie poniżające.

Po raz kolejny zasłona przy łóżku zafalowała, ale tym razem miałam to gdzieś. Serio. I tak już widział, że płakałam, czy było jeszcze coś bym mogła udowodnić mu swoją słabość? Wątpliwe. I gdy myślałam, że to wszystko było jedynie złudzeniem, materac obok mnie ugiął się pod ciężarem obcego ciała, a mnie otoczyły mocne i ciepłe ramiona. Zasłonka znalazła się ponownie na swoim miejscu, a nas zalała ciemność. Jego dłoń wsunęła się pod mój bok i przyciągnęła mnie do jego torsu. Poczułam jego ciepło. Poczułam na nowo jego zapach. Poczułam się bezpiecznie. Cholera.

- Możesz wyjaśnić mi co ty do cholery robisz? - spytałam zachrypniętym od zduszanego poduszką krzyku.

- Przytulam cię – odparł prosto, jakby było to czymś oczywistym.

- Wracaj do siebie – zaczęłam go do siebie odpychać. Mocno unieruchomił moje dłonie.

- Jak dalej będziesz się tak wierciła to stąd wypadnę, a ty ze mną – zaczęliśmy się szarpać. Nienawidziłam tego, że był ode mnie o wiele silniejszy. To było frustrujące.

- Po co tutaj wlazłeś?

- Bo płakałaś – powiedział cicho, a ja zamarłam w bezruchu. - Chciałem od razu cię przytulić, ale miałem wrażenie, że wcale bym tobie tym nie pomógł.

- Teraz też nie pomagasz – odpyskowałam, cicho dysząc z wysiłku. - Po co się mną przejmujesz? - spytałam coraz bardziej zła. - Po co to robisz? Oboje wiemy jaki jesteś. Jaka ja jestem. Nie musisz udawać, że cię obchodzę, przecież doskonale wiem, że... - jego dłoń zakryła moje usta.

- Obchodzisz mnie – jego dłoń mocniej zacisnęły się na moich nadgarstkach. Głowa zaczęła pulsować mi z bólu.

- To ty zabrałeś mnie spod klubu do domu?

- Tak.

- Dlaczego?

- Bo byłaś sama i w dodatku kompletnie pijana.

- Co tam robiłeś? - spytałam po raz kolejny sprawiając, że zamilknął na dłuższą chwilę.

- Sam nie wiem, ok? - odparł, a w jego głosie wyczułam nutkę zestresowania. - Sam nie wiem. Po prostu widziałem jak wychodzisz, więc poszedłem za tobą.

- Po co teraz próbujesz mnie pocieszyć? - kolejne pytanie, którego widziałam, że nienawidził.

- Bo tak już mam – odparł. - Zależy mi ludziach, którzy są wokół mnie, choć pewnie tego nie okazuję.

- To przez te cholerne maski – odparłam i wyrwałam się mu, tylko po to, by odsunąć się od niego na tyle na ile umiałam. Zaczynało mi się robić gorąco. - Po co się w to bawisz? Zrażasz tym tylko do siebie ludzi.

- Tonie twój interes – jego głos był wyjątkowo chłodny.

- Ok – wzruszyłam ramionami. - A teraz wypad stąd. Chcę spać. - Ani drgnął. - Styles.

Po raz kolejny jego dłonie odnalazły moje przedramiona i przyciągnęły mnie do jego ciała. Moja twarz zatopiła się w jego klatce piersiowej, a moje plecy oplotły ściśle opalone ramiona. Zamarliśmy w tej pozie na dłuższą chwilę. W całkowitym milczeniu. Otumanieni. Zmieszani i chyba przerażeni tym co się między nami działo. Żadne z nas nie reagowało. Nawet nie drgnęło. Starałam się zanalizować to, co właśnie się działo, ale nie umiałam. Po prostu miałam pustkę w głowie, gdy tak mnie przytulał, a jego serce, tuż przy moim własnym, biło tak szybko. Po długich minutach westchnęłam jedynie z rezygnacją i pozwoliłam się mu do siebie mocniej przytulić. Sama oplotłam do delikatnie ramionami i zamknęłam oczy.

- Jesteśmy popieprzeni.

- Wiem – odparł.

- Nadal cię nienawidzę.

- Zasłużyłem sobie na to – jego usta musnęły moje czoło. - Śpij, Stone.

I zasnęliśmy. Mocno w siebie wtuleni. Zagubieni i oniemiali swoim własnym zachowaniem. Bo choć go nienawidziłam i miałam wszelkie prawo do pogardzania nim i jego zachowaniem, nie potrafiłam go od siebie całkowicie odepchnąć. Nie pozwalał mi na to, robiąc te spontaniczne, absolutnie nie przewidywalne rzeczy. Wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową i pozwoliłam sobie na chwilę odpoczynku. I on po paru chwilach już smacznie spał.

Byliśmy niczym ogień i lód. Tak bardzo ze sobą walczyliśmy. Tak cholernie desperacko się zwalczaliśmy, wbijając sobie tak wiele szpilek prosto w oziębłe serca. Ale miałam wrażenie, że przestaliśmy panować nad własnymi ciałami. Własnymi odruchami. Własnymi pozorami. Bałam się. Tak strasznie się bałam.

Ciekawe, że dwie osoby, które choć nigdy nie przyznawały się otwarcie do samotności, nie potrafiły spokojnie zasnąć bez drugiego ciepłego ciała obok. Nie przypuszczałabym także, że tak bardzo się od tego uzależnimy, ale o tym później.

------

Piosenka: Jaymes Young - I'll Be Good

All the love! S.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro