8. Towar.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co tym razem? Romantyczny myśliciel? - Szepnęłam, pochylając się wprost do jego ucha. Oparłam dłonie mocno na oparciu skórzanej kanapy i wytężałam wzrok w stronę jego tajemniczego, skórzanego notesu, który nosił ze sobą dosłownie wszędzie. Czy był to jego pamiętnik, nie wiedziałam aż po dziś dzień. Mogłam jednak stwierdzić z łatwością, że zawierał on wiele prywatnych informacji, gdyż szatyn zamknął go szybko i spojrzał na mnie z wyrzutem.

- Doprawdy nie lubię gdy zachodzi się mnie od tyłu. - Westchnął głośno i odchylił głowę do tyłu by móc spojrzeć mi prosto w oczy. - A co do twojego pytania...nie. Znowu pudło. Jesteś w tym nadzwyczaj beznadziejna.

- O to mogłabym się sprzeczać. - Powiedziałam, uśmiechając się do niego wrednie. To co ostatnio się między nami działo było przedziwne. Było to mieszanką niechęci, dwuznaczności i nieukrywanego zainteresowania. Jego zielone oczy wwiercały się w moje, by na chwilę mnie rozkojarzyć. Zanim się zorientowałam jego dłonie pochwyciły mocno za moje nadgarstki i pociągnęły mnie do przodu. Z piskiem przeleciałam przez oparcie i wylądowałam głową idealnie na jego kolanach. Podniosłam się natychmiast ze swojego miejsca i spojrzałam na niego jak na wariata. Ten jedynie się roześmiał. Szczerze i serdecznie. Widok jego dołeczków w policzkach był uroczy. - Jesteś nienormalny. - Wyrzuciłam z siebie przeczesując włosy roztrzęsioną dłonią.

- A ty potwornie spóźniona, Stone. Tak potwornie spóźniona. - Powiedział śpiewnie i zarzucił rękę na oparcie kanapy wygodniej się na niej rozsiadając. Wzrokiem podążyłam za jego dłonią i zamarłam gdy ujrzałam tarczę zegarka na jego nadgarstku. Zerwałam się ze swojego miejsca tak gwałtownie, że upadłam z hukiem na podłogę zahaczając stopą o jedną z długich kończyn Harrego. Jego głośny śmiech potoczył się po całej garderobie zwracając na nas uwagę wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu osób. To, że byłam zażenowana było ogromnym niedomówieniem.

- Nienawidzę cię Styles. - Wysapałam podnosząc się z ziemi. - Ciebie i tych twoich długich kulasów. - Obróciłam się na pięcie masując obolały łokieć i ruszyłam w stronę białych, ciężkich drzwi.

- Oboje wiemy, że to nie prawda. - Zawołał za mną z tym cholernie irytującym uśmiechem na ustach. Dojrzale pokazałam mu środkowy palec na odchodne. Był tak bardzo denerwujący, ale mimo to nie mogłam się oprzeć chwili i widząc go siedzącego na kanapie, nie potrafiłam przejść obok niego obojętnie. Nie gdy przygryzał wargę w zamyśleniu i skrobał coś długopisem na szarych kartkach tak bardzo dla niego ważnego notesu. Nie gdy wyglądał tak normalnie. Miałam wtedy wrażenie, że nikogo nie udawał. Że na tych kilka chwil zbyt skupiony własnymi marzeniami i pomysłami, zapomniał o masce. Westchnęłam głośno pod nosem i pobiegłam przed siebie wiedząc, że Harry miał rację.Byłam bardzo, ale to bardzo spóźniona. Jak zawsze, swoją drogą.

* * *

Patrzyłam jak piątka młodych mężczyzn przygotowuje się do występu, czując w brzuchu ogromne stado motyli. Adrenalina krążyła po moich żyłach przyprawiając mnie o zawroty, zupełnie tak, jakbym to ja miała za chwilę wyjść na scenę. Otaczał nas tłum krzątających się osób, tłumaczących coś chłopakom po raz ostatni. Zakładali na siebie odsłuch i wkładali słuchawki do uszu w pełnym skupieniu.Mikrofony znalazły się w ich dłoniach. Spojrzeli na siebie bez słowa i otoczyli się ramionami w ścisłym uścisku. Szeptali do siebie słowa mające za zadanie natchnąć ich do dania najlepszego koncertu wszech czasów. Przybijali sobie piątki. Czochrali nawzajem włosy. Podskakiwali w miejscu by się rozgrzać. Od strony sceny dochodziły do nas stłumione krzyki tysięcy rozwrzeszczanych fanów. Czy mnie to przerażało? To co było po drugiej stronie? Krzyk tych oszalałych dziewczyn, gdy tylko ujrzą swoich idoli? Bardzo. Aż mroziło mi krew w żyłach na samą myśl. Patrzyłam na nich ze spokojem zastanawiając się jak to jest być na ich miejscu. Stanąć na scenie i usłyszeć falę głosów wyznających ci dozgonną miłość. Ujrzeć zalane łzami twarze. Czuć choć przez chwilę tak przerażającą falę miłości ze strony kompletnie obcych ludzi.

Odsunęłam się, gdy mnie mijali z szerokim uśmiechem na ustach. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek to poczuję w stosunku do tego co robią, ale byłam z nich dumna. W tamtym niezwykłym momencie, w którym czas wydawał się zwolnić swój bieg, byłam niewysłowienie dumna. Poczułam łzy zbierające się w kącikach moich oczu. Ze śmiechem starłam pierwszą łzę, kręcąc głową z niedowierzaniem. Przecież nawet nie lubiłam ich muzyki...a jednak polubiłam ich. Choć tak trudnych i czasem absolutnie nie do zrozumienia. Niall spojrzał na mnie kątem oka i uśmiechnął się do mnie szeroko widząc moją minę. Zaczął nawet wygłupiać się, by mnie rozśmieszyć, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Puściłam do niego perskie oko ściskając mocno kciuki, mając nadzieję, że cały koncert odbędzie się bez większych problemów.

- Trzy. - Dotarł do mnie głos jednego z dźwiękowców. - Dwa. - Chłopacy wyprostowali swoje sylwetki i spojrzeli odważnie przed siebie. - Jeden. - Nasze twarze zalała fala jasności i okrzyki tak głośne, że musiałam przykryć uszy dłońmi by nie ogłuchnąć. Nogi ugięły się pode mną, gdy ujrzałam tłum fanów zebranych na arenie. A niech mnie. To było coś. Naprawdę. Ciemne sylwetki chłopaków weszły na scenę wprawiając ponad pięćdziesiąt tysięcy fanów w szał. Patrzyłam jak oddalali się od nas śpiewając pierwsze słowa rozpoczynającej koncert piosenki.

- Chodźmy zobaczyć występ. - Usłyszałam obok siebie. Lou właśnie zakładała na swoją szyję specjalną przepustkę. W dłoni dzierżyła także jedną dla mnie. Jej uśmiech dodał mi otuchy. Zapomniałam już, że była do tego przyzwyczajona. Od dłuższego czasu pracowała z chłopakami i wydawało się, że nic już nie jest w stanie jej zaskoczyć. Założyłyśmy na siebie koszulki ze śmiesznymi napisami. Zanim wyszłam na trybunę Louisa wcisnęła mi w dłoń specjalne stopery do uszu. - Włóż je. Uwierz, że byś ogłuchła.

- Masz przy sobie może jakąś pałkę lub gaz pieprzowy? - Spytałam chcąc rozładować napiętą atmosferę kiepskim żartem. - Wiesz zwariowane fanki i tym podobne. - Roześmiała się cicho słysząc moje słowa i bezceremonialne pchnęła mnie przez otwarte na oścież drzwi. Wyleciałam w sam środek szaleństwa i konfetti unoszących się w powietrzu. Zanim ponownie byłam w stanie coś zobaczyć Lou stała już u mojego boku, wskazując coś na scenę z szerokim uśmiechem na ustach. Podążyłam wzrokiem za jej dłonią i zamarłam na chwilę, po prostu szczerząc się szeroko w boleśnie szczerym uśmiechu. Chłopcy byli właśnie w połowie śpiewania jednej z ruchliwszych piosenek i wygłupiali się na scenie, pląsając w rytmie narzucanym przez zespół. Nie potrafiłam spojrzeć na nich z większej perspektywy. Zbyt wiele naraz działo się teraz na tej ogromnej scenie. Każdy z nich bowiem był zupełnie innym organem w tym całym wspólnym organizmie. Każdy z nich robił coś zupełnie innego, a mimo to, wszystko zdawało się do siebie idealnie pasować. Liam bardzo apetycznie poruszał biodrami, uśmiechając się i posyłając buziaki fankom najbliżej sceny. Niall szalał ze swoją gitarą i wyskakiwał wysoko w górę, powodując, iż szczerze zwątpiłam w to, że przeszedł operację kolan. Zayn spokojnie szedł przed siebie i śpiewał swoją partię lekko się uśmiechając pod nosem. Co do Louisa i Harrego. Nawet nie umiałam tego opisać. Louis wczuwał się w każde śpiewane słowo mając na ustach swój popisowy szelmowski uśmiech. Uśmiechał się do fanów nie tylko dumny z siebie, ale także z nich co wydało mi się bardzo urocze na tamten moment. Gdzieś w oddali ujrzałam także Harrego, który szalenie tańczył do śpiewanej przez Liama piosenki, machając włosami niczym rasowy członek zespołu metalowego. Był w swoim żywiole, a ja nawet nie ukrywałam, że patrzenie na niego sprawiało mi czystą przyjemność. Jeśli w momencie w którym brutalnie ciskał ramię w powietrze nie był sobą, to nie wiem kim w ogóle jest ten człowiek.

- Są niesamowici! - Zawołała podniecona Lou skacząc w rytmie piosenki. Patrzyłam na nią szczerze rozbawiona. Zarzuciła potem swoje ramiona na moją szyję głośno śpiewając tekst wyjątkowo perwersyjnej piosenki. A ja się jedynie śmiałam. Śmiałam się z tego czego byłam częścią. Z fanek, które z ekstazy popadały w miażdżącą melancholię. Widziałam ich łzy i choć wiedziałam skąd się biorą, nie potrafiłam wczuć się całkowicie w to co one same doświadczały. Może dlatego, że nie byłam ich fanką? Może dlatego, że ich znałam? Może dlatego, że zbyt wiele masek widziałam na ich przystojnych twarzach?

Zrobiłam jednak tej nocy kilka dobrych uczynków. Podeszłam bowiem do niektórych z fanek i z pomocą ochroniarza pozwoliłam im wejść do strefy dla vipów, która znajdowała się przy samej scenie. Ich wdzięczność znaczyła potem moje zarumienione policzki. Nic mnie to nie kosztowało, a widziałam, że pewnie spełniłam niejedno marzenie tych szalonych nastolatek. Szłam powoli wzdłuż barierki odgradzającej fanów od prasy i vipów i raz po raz zapraszałam jakąś z osób do środka. Chyba zyskałam ich sympatię, gdyż mijając je po raz drugi posyłały w moją stronę masę buziaków. Nie mogłam się nie uśmiechnąć.

- A teraz chciałbym byście powtórzyli za mną. - Głos Harrego poniósł się po całym stadionie. - Och yeah baby! - Jęk Harrego sprawił, że po moich plecach przeszedł dreszcz. Cała arena powtórzyła jego dziecinny gest. I to trwało. Bardzo długo i coraz intensywniej. Dopadłam do Lou pod sam koniec tej dziecinady. Nawet ona się wczuła w sytuację i dotarł do mnie jej jęk przyjemności. Mogłam założyć się o wszystko, że właśnie tak brzmiała gdy osiągała orgazm. Widząc moją roześmianą minę, wydała z siebie po raz kolejny ten sam dźwięk poruszając bardzo znacząco biodrami.

- Zboczeniec! - Zawołałam, całując ją w policzek. - Tutaj są dzieci.

- Jakie dzieci! -Odkrzyknęła. - Każda dziewczyna tutaj ma więcej doświadczenia w seksie, niż my razem wzięte. - Obejrzałam się za siebie i doznałam szoku. Miała rację. Byłam tego pewna gdy ujrzałam jędrny biust jednej z jedenastolatek podskakujący w rytm muzyki. Nagle mina mi zrzedła i miałam ochotę uciekać stamtąd gdzie pieprz rośnie. Pewnie to dziwaczne, niewytłumaczalne i bezsensu. Ale właśnie tak było. Przytłoczyło mnie to co potrafią zrobić ci faceci jedynie za pomocą głosu. Gdy dotarło do mnie, że z pewnością czerpali z tego powodu niezwykle przyjemne profity, wycofałam się w cień. Nie chciałam tego oglądać, bo oznaczałoby to, że musiałabym o tym napisać. O tej brutalnej prawdzie, o której każdy wiedział, a tylko ja miałam tak naprawdę oglądać. To jak te biedne zakochane dziewczyny oddają się im, mając nadzieję na więcej. Na miłość wprost z prawdziwego romansu. Miały zamiast tego otrzymać jedynie mokre pocałunki i przepocone prześcieradła.

I gdy szłam w stronę wyjścia scena rozbłysła setką fleszy naraz. Zmrużyłam oczy i spojrzałam zmęczona w stronę sceny. Ich ruchy były tak sugestywne. Ich uśmiechy tak lubieżne, choć pewnie nie taki był ich cel. Magia prysła i pozostała jedynie czysta prawda. Odszukałam wzrokiem Liama, który jako jedyny z tej całej grupy tak naprawdę pozwolił mi się do siebie zbliżyć. Jakby przywołany moją desperacją spojrzał wprost na mnie i szeroko się do mnie uśmiechnął posyłając buziaka. Puściłam mu jedynie perskie oko i westchnęłam głośno. Czy nie powinnam się wtedy cieszyć? Tysiące dziewczyn dałoby się pokroić za to, by być na moim miejscu. I właśnie w tym tkwił problem. Bo jak nigdy nie chciałam się tam znaleźć. I uderzyło to we mnie po tych kilku dniach ze zdwojoną siłą. Widziałam ich wszystkich zwłaszcza Louisa i Harrego, którzy za wszelką cenę się unikali. Zawsze o kilka kroków od siebie. Zawsze czujni, by przypadkowo na siebie nie spojrzeć. Kolejne kłamstwo. Kolejna obłuda. Przecież widziałam ich razem. Byli jak bracia, a musieli udawać przed tłumem, że jest inaczej. To było chore. Chore. Larry. Prawda czy fałsz?

* * *

Fanki ściskały swoich idoli mocząc doszczętnie ich koszulki swoimi słonymi łzami. Były głaskane, całowane i pocieszane w jeden z najsłodszych możliwych sposobów. Rozbłysły flesze. Niejednokrotnie. A ja jedynie na to patrzyłam pijąc swoją gorzką kawę, która w ogóle mi nie smakowała. Widziałam ich uśmiechy i chęć rozbawienia fanek. Pozostawienia w nich pozytywnego wrażenia. Każda z nich to doceniła. I to bardzo. Nagle z transu wyprowadził mnie zachrypnięty głos. Usłyszałam go przy samym uchu. Na moje ramiona opadły duże i szczupłe ramiona.

- Romantyczna myślicielka? - Zamknęłam oczy walcząc z rosnącą we mnie frustracją. Złością i zawodem. Bo byłam tak cholernie zawiedziona tym co musiałam oglądać.

- Nie lubię gdy zachodzi się mnie od tyłu. - Odpowiedziałam również go cytując. Chwilę potem stanął przede mną, a jego uśmiech na chwilę mnie oślepił.

- Wybrałaś bardzo zacne towary. - Przygryzł rozbawiony wargę.

- Towary? - Powtórzyłam za nim. Jego wzrok spoczął na fankach za nim. Coś przewróciło mi się w żołądku. To ja je wybrałam. Takie dostałam zadanie z Lou i jeszcze kilkoma innymi osobami. Wybrać kilka fanek z tłumu na spotkanie z chłopakami po koncercie. - Chyba sobie ze mnie żartujesz! - Zawołałam i wstałam ze swojego miejsca odurzona własną złością. Mierzyliśmy się wzrokiem, a on z sekundy na sekundę wydawał się coraz bardziej rozbawiony.

- Ani trochę. - Wzruszył ramionami. - Tak to już jest. Witaj w moim świecie. - Powiedział cicho pochylając się w moją stronę. Za jego plecami ujrzałam te młode tak zdesperowane dziewczyny, które jedynie czekały na gest jednego z nich. Jakikolwiek. Jakąkolwiek nadzieję. Zrobiło mi się potwornie niedobrze. Walczyłam ze zdradliwymi łzami.

- To twoje fanki. To jeszcze dzieci. - Pokręcił przecząco głową i odgarnął włosy z zielonych oczu.

- Wiedzą doskonale czego chcą. A ja czasem im to daję. Myślę, że to ten dzień.

- Chcesz bym ciebie znienawidziła? - Spytałam patrząc na resztę chłopaków. Jedynie Zayn i Liam wydali się niezainteresowani dziewczynami w ich towarzystwie w ten chory sposób. Nawet Niall. Nawet on wybierał swoją przygodę na jedną noc. Czy chciało mi się wtedy krzyczeć? Tak. I to z całym swoich sił.

- Zrobisz co uznasz za stosowne. - Odpowiedział jedynie patrząc przed siebie. Kątem oka dostrzegłam, że obserwuje Louisa, który flirtował zawzięcie z jedną z dziewczyn. Spiął się lekko na ten widok i przeniósł wzrok na jedną z fanek. Wyjątkowo ładną brunetkę. Przełknęłam głośno ślinę zbierającej się w moich wykrzywionych z wściekłości ustach.

- Napiszę o tym. Opiszę absolutnie wszystko. - Zagroziłam, mając nadzieję, że to coś zmieni. Harry jedynie się uśmiechnął pod nosem.

- Jeśli to zrobisz,będzie jeszcze gorzej. Dasz fankom jeszcze większą nadzieję na coś więcej.

- I już zawsze tak będzie? Będę sprowadzała wam towar z trybun? - Spytałam ledwie panując nad samą sobą. Zaciśnięte w pięści dłonie zaczęły pulsować tępym bólem.

- Nie. Czasami gdy mamy wolną chwilę, chodzimy do klubów. Jakoś sami sobie radzimy. - Powiedział cicho i opuścił mnie, by podejść do wybranej z tłumu dziewczyny. Na jego widok jej twarz rozjaśniła się ze szczęścia.

Miałam na długo zapamiętać ten widok kompletnego zepsucia. Przez długi czas miałam postrzegać ich przez ten obrzydliwy pryzmat. Może nawet lepiej. Maski zniknęły. Pozostała sama woń zgnilizny. Bo to ich dusze i resztki człowieczeństwa ulegały rozkładowi. A ja musiałam być tego świadkiem. Szczere tego nienawidziłam. A już myślałam, że może nie będzie tak źle.

Głupia, głupia ja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro