Odcinek 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


        - Cholera jasna!

        Młoda dziewczyna z całych sił trzasnęła drzwiami samochodu. Nie ruszy grat, nie ma szans! Gdyby to coś dało, była skłonna skopać karoserię, a potem zwolnić hamulec ręczny i niech się złom toczy z górki do samego Willingen. Brakło benzyny, jak nic! Czujnik nawalił i nie zasygnalizował, że auto ciągnie już na rezerwie. Dopiero gdy odpaliła silnik na podwórku państwa Mollingerów, zaczął piszczeć jak szalony i zaświeciła się znamienna pomarańczowa kontrolka. Mimo wszystko dziewczyna liczyła, że da radę dojechać do miasteczka i zatankować. Przeliczyła się. Samochód „zakaszlał" kilka razy i stanął, na pustej drodze.

       Odgarnęła ciemne, kręcone jak sprężynki włosy i związała je w kucyk. Było gorąco. Typowo słoneczne, lipcowe wczesne popołudnie. Mogła co prawda zadzwonić do ciotki i poskarżyć się na swój parszywy los, ale co by to dało? Greta miała dyżur w przychodni i mało prawdopodobne, by rzuciła obowiązki i pospieszyła z kanistrem benzyny na ratunek uwięzionej na drodze wśród pól bratanicy.

       Oparła się o maskę i zastanowiła: co tu robić? Rozwiązania były dwa. Albo zostawić grata na drodze i piechotą iść na stację benzynową po „zaopatrzenie", albo czekać – Bóg wie, jak długo – aż ktoś będzie jechał w stronę miasteczka, zlituje się i odholuje ją.

       Nagle po swojej prawej stronie zauważyła jakiś ruch w oddali. Ktoś się zbliżał. Przysłoniła oczy dłonią i zerknęła w tamtą stronę, ale ku swemu rozczarowaniu zauważyła, że to tylko rowerzysta. Chyba jakiś facet na sportowym rowerze górskim. A niech to licho! W czym niby miały jej pomóc rowerzysta? Nie zmieniając pozycji, wkurzona na cały świat, patrzyła, jak jedzie w jej kierunku. On jednak zdawał się wykazywać nieco większe zainteresowanie niecodzienną sytuacją, jaką miał przed sobą. Dziewczyna czuła, że na nią patrzy, mimo iż oczy miał skryte za okularami przeciwsłonecznymi, a na głowę naciągniętą czapeczkę z daszkiem.

       - Entschuldigung, wenn etwas passiert?* - zapytał, przystając.

      - Ehm..., ja. - Dziewczyna odsunęła sie nieco od samochodu. - Ich denke, dass Benzin ist... am Ende...?** Błagam, znasz angielski? - wypaliła nagle.

      - Och... Tak, jasne. - Zdawał się być nieco zaskoczony jej niespodziewanym pytaniem, ale uśmiechnął się lekko. - A zatem co się stało?

      - Benzyna się skończyła – powtórzyła z wyraźną ulgą, już po angielsku. - Wydaje mi się, że czujnik nawalił i nie pokazał, że to już rezerwa. I utknęłam tutaj. Do stacji benzynowej będą ze dwa kilometry.

      - Hmm... mogę zerknąć?

      - Jasne.

      Zsiadł z roweru, stawiając go na poboczu. Dziewczyna przyjrzała mu się dokładniej. Nie mógł mieć więcej jak dwadzieścia kilka lat, chociaż skryte za ciemnymi okularami oczy utrudniały dokładniejszą ocenę. Był bardzo szczupły, wręczy wychudzony, a mimo to wydawał się wysportowany; na odkrytych łydkach i przedramionach wyraźnie odznaczały się mięśnie.

      - Otworzysz? - wskazał na maskę.

       Pociągnęła za dźwignię przy fotelu kierowcy, a on uniósł maskę, uważając, by się nie oparzyć.

       - Hmm, wydaje się, że tu wszystko okej – rzekł po chwili sprawdzania. - Poziom płynu chłodniczego w normie, więc się raczej nie przegrzał. To chyba faktycznie brak paliwa.

      Przecież mówiłam, pomyślała nieco złośliwie. Ale nie powiedziała tego głośno. Ten chudzielec w czapeczce był jej jedyną – choć marną – szansą na wydostanie się z tej parszywej sytuacji, więc darowała sobie prztyczki. Ale utwierdziła się w przekonaniu, że jeśli chodzi o samochody, to każdy facet jest taki sam: choćby jeździł jedynie na wrotkach, musi udawać, że na motoryzacji zna się lepiej niż każda kobieta.

      - To francuski złom. - Dziewczyna kopnęła w koło, dając upust swej frustracji. - Nic dziwnego, że elektronika siada.

      - Kup solidnego, szwabskiego Golfa. - Kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu. - Dziesięć razy okrążysz Ziemię, a nie padnie ani jedna śrubka.

      - Dzięki za radę – mruknęła.

      - A zatem co robimy?

      - My? - uniosła brwi.

      - No... nie wiem. Jeśli chcesz, możesz tutaj czekać na pomoc, ale z tego, co zdążyłem się zorientować, to raczej mało uczęszczana droga. Jadę od Willingen i nie minął mnie jeszcze żaden samochód, ani w jedną, ani w druga stronę.

      - A masz jakiś inny pomysł niż czekanie?

      - Cóż..., możemy go pchać.

      - Pchać? Ty i ja? - Z każdą kolejną sekundą wydawało się jej, że ten chłopak to jakiś wariat.

       - Nie oceniaj po pozorach – uśmiechnął się półgębkiem. - Nie wyglądam jak kulturysta, ale jestem dosyć silny.

       - Nie o to mi chodziło. Ja tylko...

       - Okej, okej – wpadł jej w słowo. - Nie gniewam się przecież. To jak będzie z moją propozycją?

       Dziewczyna popatrzyła na samochód, a potem na drogę wiodącą ku Willingen, która zdawała się nie mieć końca, mimo iż miasteczko było doskonale widoczne w dolinie.

       - Myślisz, że damy radę?

       - To nie powinno być trudne. Mówiłaś, że do stacji są jakieś dwa kilometry. To niedużo. Auto jest niewielkie, a droga w tę stronę nieznacznie idzie w dół. Poradzimy sobie.

       Uwierzyła mu i uśmiechnęła się szeroko.

      - Dziękuję.

      - Nie ma sprawy. Zapakujmy rower do bagażnika.

        Wspólnymi siłami, złożywszy najpierw oparcia tylnych siedzeń, upchnęli sprzęt w samochodzie. Dziewczyna otarła czoło.

       - A tak w ogóle to powinnam się przedstawić. - Wyciągnęła dłoń. - Jestem Marie.

       - Bardzo mi miło. Peter.

__________________

* Przepraszam, czy coś się stało?

** Tak... Myślę, że benzyna... się skończyła?

__________________

Odcinek pierwszy nieco króciutki, ale następny będzie zdecydowanie dłuższy (nie kłamię, jest napisany ;P)

Opowiadanie zaczyna się może trochę nudno i stereotypowo, jednak wierzę w potencjał tej historii, mam ją wymyśloną do końca (łącznie z ostatnim słowem, do którego pewnie nigdy nie dotrę, jak znam siebie, ale nie zapeszajmy).

Jednocześnie uważam, że nie będzie to stereotypowe fanfiction o znanej osobie, tj. nie będzie pocałunku w drugim odcinku, seksu w trzecim i ślubu w piątym ;D Dobra, okej, wybaczcie złośliwość, czasem mi się włącza.

Życzę miłego czytania, komentarze oczywiście mile widziane :)


Aha, okładkę mam nadzieję opracować lepszą. Niestety nie jestem zbyt mocna w grafice.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro