Odcinek 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


*    *    *

Domen wiedział, co się szykuje, gdy tylko usłyszał szybkie kroki na korytarzu. A gwałtowne pukanie do drzwi tylko utwierdziło go w przeczuciach. Nie zamierzał udawać, że nie ma go w pokoju; lepiej mieć już wszystko za sobą. Otworzył i do środka wparował jego starszy brat. Powiedzieć, że wyglądał, jakby trzaskały od niego pioruny, to zdecydowanie za mało.

- To ja was może zostawię samych. - Współlokator Domena, Jaka Hvala, szybko się ewakuował.

Gdy tylko za chłopakiem zamknęły się drzwi, Peter przystąpił do ataku.

- Co to miało, do cholery, znaczyć?! Po co ją tu ściągnąłeś?

Domen, iście po prevcowsku, wzruszył ramionami.

- Aż tak jej nie znosisz, że nie chcesz jej widzieć?

- Nie odwracaj kota ogonem, Domen! To, czy ją lubię czy nie, nie ma nic do rzeczy! Liczy się, że odwalasz jakieś głupie gierki,kłamiesz, robisz ze mnie idiotę, a Marie ciągniesz dobre pięćset kilometrów na friko.

- Czterysta dwadzieścia dwa – poprawił Domen. - Sprawdzałem w Google Maps.

- Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej! - Na Petera pełen wesołkowatego zadowolenia głos brata działał niczym płachta na byka. Gówniarz wydawał się nic sobie nie robić z afery. - Nie znoszę takich sytuacji, rozumiesz?! Nie cierpię, jak ktoś robi coś za moimi plecami!

- Ty w ogóle nie znosisz, jak coś wymyka się twojej kontroli, Peter. - Domen gwałtownie spoważniał. - Jak coś jest nie tak, jak sobie uplanowałeś, zapisałeś i wytrenowałeś.

- Nie baw się tu w psychoanalityka, dobra? Nie mam na to czasu ani ochoty. Do rzeczy: jaki miałeś cel w zmuszaniu Marie, by tu przyjechała? Szczerze. Bo to, że nie robisz dla mnie żadnej imprezy, jest raczej oczywiste.

- Ty naprawdę myślisz, że ją dałoby się do czegoś zmusić? Chciała, to przyjechała, proste.

- Bo naopowiadałeś jej głupot! A gdyby sprawdziła w necie, kiedy naprawdę mam urodziny? Albo wygadała mi się, że przyjedzie? Hę? Wziąłeś to po uwagę, Einsteinie?

- Wziąłem. Opcja druga nie wchodziła w grę, bo powiedziałem, że to ma być niespodzianka. A pierwsza...? Po prostu bym naściemniał, że sezon kończy się przed dwudziestym września i już nie będzie okazji, żeby odwalić imprezę. Boże, Peter, ja nie kumam, z czego ty robisz taki problem! Marie przyjechała, bo cię lubi, to jasne jak twoje cholerne medale! Więc zamiast się tu na mnie wydzierać, idź do niej, wyjdźcie gdzieś i zabaw się!

- Zabaw? - Peter nie wierzył własnym uszom. - ZABAW?!

- Nie mówiłem o tym, o czym ty zapewne teraz pomyślałeś. - Domen uśmiechnął się wrednie. - Choć nie przyznałbyś się do tego nawet na łożu tortur.

- Domen, jeszcze jedno słowo...

- I co? Powiesz trenerowi, żeby mnie wywalił z drużyny? Dasz mi w pysk? Naskarżysz rodzicom? Ja pierniczę, Peter, weź ty raz w życiu wyluzuj! Zrzuć ten pancerz Pana Idealnego Pozbawionego Emocji. Przyjechała fajna laska, która najwyraźniej czuje do ciebie miętę, skoro tłukła się tutaj przez pół Niemiec, a ty tracisz czas na ochrzanianie mnie. Nie lubisz jej?

- Owszem, lubię, ale to niczego nie zmienia!

- A niby czemu? Bo raz się sparzyłeś i masz zamiar żyć w celibacie do końca swoich dni?

- Nie mieszaj się do mojego życia prywatnego! - Perfidnie wyciągnięte przez Domena wspomnienie gwałtownie podniosło w Peterze poziom złości. - To nie twoja cholerna sprawa!

- O mój Boże, życia prywatnego! - zakpił młodszy. - To ty w ogóle masz jakieś? Myślałem, że istnieją dla ciebie tylko skoki. A nie, przepraszam! Wszak wieczorami siedzisz w swoim pokoju i czytasz książki albo oglądasz filmy psychologiczne. Faktycznie,wyjątkowo udane życie prywatne!

Ironiczny ton Domena sprawiał, że Peterowi odjęło mowę z wściekłości. Ale brat jeszcze z nim nie skończył.

- Izolujesz się od drużyny, nie mówiąc nawet o reszcie ekip. Wszystkim się wydaje, że zadzierasz nosa. Nikt nie lubi ponuraków, Peter!

Dla starszego z braci cała ta „rozmowa" zaczynała przybierać coraz bardziej paranoiczny obrót.

- Co ty pieprzysz, Domen?!

- To, co wszyscy widzą, a nikt nie powie ci tego w twarz. Że robisz się zgorzkniały jak stara baba. Dostałeś w marcu tę swoją wymarzoną kulę, a nadal ci źle. A wiesz, dlaczego? Bo boisz się ludzi i nie ufasz im.

- Jakbyś nie zauważył przez całe siedemnaście lat swojego życia, taki mam charakter! Nie jestem zbyt towarzyski, powinieneś to dostrzec już raczej dawno.

- Tu nie chodzi o charakter, Peter. - Domen trochę stonował głos. - Wiem, że nie jesteś duszą towarzystwa. Ale ty uciekasz od ludzi, chowasz się w jakimś swoim cholernym pancerzu. Myślisz, że nie widzę? To się nasiliło po tej sprawie z Larą.

- I niby sprowadzenie tutaj Marie ma mi pomóc, tak? - Peter mimo wszystko bardziej poczuł się dotknięty ostatnimi spokojnymi słowami brata niż jego wcześniejszą ironią. Czuł, jakby ktoś dobrał się do najgłębszych pokładów jego osobowości. - To jakaś nowatorska metoda psychoterapii autorstwa doktora Domena Prevca?

- Daj sobie spokój z tą złośliwością, okej? Chciałem dobrze, idioto. Wiedziałem, że wszystko wyjdzie na jaw i ty będziesz się na mnie darł, a ona pewnie będzie mieć pretensje, a mimo to zrobiłem co zrobiłem i nie żałuję. Bo chcę ci pomóc. Jesteś moim bratem, do cholery jasnej! Więc teraz dam ci radę: idź do Marie, zabierz ją choćby na spacer i po prostu spędź miło wieczór. Bez rozkminiania wszystkiego po milion razy.

Peterowi przeszła już pierwsza złość. Teraz czuł się po prostu fatalnie psychicznie. Wiedział, że długo nie zapomni Domenowi całej tej akcji, a tym bardziej wypowiedzianych w tym pokoju słów. Pewnie mu wybaczy niedługo, bo nie lubił nosić urazy, ale zapomnienie nie przyjdzie prędko – o ile w ogóle.

- Wiesz co, Domen? - Jego głos był zadziwiająco spokojny. - Ja też mam dla ciebie radę. Zostaw-mnie-w spokoju.

I nie obejrzawszy się więcej na brata, wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi.

___________


Obiecałam i jestem :)

Scena, którą miałam napisaną już od dawna. Mam nadzieję, że się Wam spodoba Peter w trochę bardziej wybuchowym wydaniu ;)

Następny odcinek jest już napisany (wymaga tylko przeczytania kilka razy i poprawek), zatem nie powinniście czekać na niego tak długo jak na część 7.

Miłego czytania, Komentarze mile widziane oczywiście ;)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro