One Shot Cz. II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka👋!
Zacznijmy od tego, że ten one shot miał być na max jeden rozdział, a jak tak teraz na to patrzę i myślę, to będzie na co najmniej kilka😅.
Teraz to nie będzie one shot, tylko multi shot😆.
Nie spodziewałam się, że będzie się to aż tak fajnie, luźno i przyjemnie pisać.
Skoro wena twórcza i przede wszystkim chęci i czas dopisują, to trzeba korzystać i pisać.
Miłego czytania i dnia/południa/wieczoru/nocy!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jedziemy sobie tak przed siebie już od dobrych 30 minut.
- Aleee nuuudyyyy~ - po prostu jęczałam.

- Przestań jęczeć. Jeszcze około siedem godzin - starała się mnie uspokoić. Szkoda tylko, że jej to nie szło.

- Ileee?!

- Srile...! Pilnuj nawigacji, bo się zgubimy i się skończy babce sranie. (to jest takie powiedzenie u nas w gwarze😅😆).

- A gdzie wogóle jedziemy? Nad morze, to wiem akurat. Ale gdzie dokładnie?? - dopytywałam się ciągle.

- Sama nie wiem... Może do Darłówka? Albo do Krynicy Morskiej?

- Oo, może do Krynicy?

- Dobra. No to lecim.
Nicole wjechała na jakąś autostradę.
Może nie było tego widać bezpośrednio, ale nogę na gazie miała do oporu. Trzymała ją wręcz na ziemi xd.
Obrotomierz wychodził poza skalę.
Auto wyło, z powodu zbyt wysokich obrotów.
Kierownica wręcz sama wyrywała się z dłoni szatynki.

- Emm Nicole...może jednak zwolnisz trochę? - zaproponowałam.

- Ojej. A dopiero co jęczałaś, jak to długo będziemy jechać~

- Aj cicho bądź. Skup się na drodze - naburmuszyłam się.

- A poza tym, to trzeba trzymać się przepisów ruchu drogowego. Znaki i inne przepisy nakazują jazdę do 140km/h. Tylko.

- Tylko?!! - przecież Ty chcesz nas zabić!

- Nie bój się, nie zabiję nas~

W taki sposób mijały nam kolejne godziny.
Na gadaniu, biadoleniu, narzekaniu.
Nawet na słuchaniu openingów i soundtracków z Anime xdd.

Nicole uparła się żeby włączyć jakieś.
No i włączyłam.
Nigdy bym nawet nie przypuszczała, że ta skończona wariatka umie rzegotać, a nawet śpiewać po japońsku😮.
Była w stanie zaśpiewać całość piosenki, bez słów przed oczami i bez nawet najdrobniejszej pomyłki.
I to nie jedną piosenkę... Tylko całą playlistę!
Powiem tylko tyle... Szacun.

Po kilku godzinach zatrzymałyśmy się na CPN'nie żeby iść do łazienki i do Maka po jedzonko.

Ogarnęłyśmy się.
Rozprostowałyśmy kości.
Zaczęło robić się ciemno.

I jazdy część dalsza. Nawet w nocy.

Nie minęło 15 minut od wyjechania z postoju, ja zaczęłam usypiać.
Oczy kleiły mi się niemiłosiernie.
Moja przyjaciółka chyba to zauważyła, bo jedną ręką puściła kierownicę. Drugą w tym czasie wygrzebując milusieńki kocyk z tylnego siedzenia.
Okryła mnie nim.
Awww, jak miło.

- Dziękuję😊. A co z Tobą? - zmartwiłam się.

- Mną się nie przejmuj - narazie mam siłę. A zimno też nie jest. Włączę ogrzewanie.

- No dobrze - ledwo co zdążyłam to powiedzieć, i zasnęłam.

-------------------- Time Skip ---------------------

Obudziło mnie światło, świecące po oczach.
Otworzyłam oczy, przecierając je.

Moim oczom ukazał się leśny zaułek. Lecz samochód stał na piasku...
Podniosłam swój wzrok wyżej i ujrzałam morze! Plażę, wodę i mewy drące ryja na okrągło!

Już chciałam krzyknąć ze szczęścia, ale powstrzymał mnie widok Nicole.
Śpiącej Nicole...
Miała głowę i ręce opartą na kierownicy.
Na jej rękach widniała gęsią skórka.

Prawdopodobnie zajechała aż tutaj, ale nie była w stanie jechać dalej, więc zatrzymała się i zasnęła nawet w tak niewygodnej pozycji.
Biedaczysko.

Odpięłam siebie i ją z pasów, po czym delikatnie oparłam ją o siedzenie, żeby się wygodnie położyła.
Przykryłam ją większą częścią kocyka, którym ona sama mnie wcześniej przykryła.

Tak właśnie razem zasnęłyśmy.

Obudziłam się. Jest 10:00.
Dobra.
Ona niech śpi. Ja idę się przejść.
Poszłam.
Wróciłam.
Ona nadal śpi...
No niee.

Podeszłam do samochodu, otworzyłam drzwi kierowcy i zaczęłam ją budzić.
Oczywiście, na marne.
Śpi jak zdechła.
Zaraz, ona żyje wogóle xd?
Puls ma, klata się unosi, oddech ma, ale ledwo wyczuwalny, mega słaby i płyciutki.
Czyli wszystko jest w normie.
Jak na nią, oczywiście.
Okazem zdrowia to ona nie jest.
Można by rzec, że cudem żyje.
Albo, że to cud, że wogóle żyje.

Po usilnych próbach wreszcie udało mi się ją dobudzić.

- Jeszcze pięć minut~ - nieprzytomnym głosem wyjęczała.

- Żadne mi tu pięć minut! Wstawaj, ale już!

Wstała.
I od razu się przewróciła🤦‍♀️.
No nie. Ja zaraz po prostu z nią nie wytrzymam.

Zmartwychwstała, ogarnęła się. Teraz wygląda przynajmniej jak jakieś człowieko-podobne stworzenie (ze zwierzęcą naturą oczywiście).

- Czy Ty wiesz może, która jest godzina? - zapytałam się zirytowana.

- Umm, 16:00?

- No właśnie. I co w związku z tym?

- To czas rozłożyć namiot?

- Dokładnie tak. A teraz idź po niego i go rozłóż.

- Hai - rzuciła krótko, po czym poszła do auta.

Szatynka wyciągnęła nowiutki namiot z opakowania, i zaczęła próbować czytać instrukcję.
Po niedługiej chwili bezmyślnego wpatrywania się w kartkę, rzuciła tą kartkę za siebie, mrucząc pod nosem.

- Przecież to nie może by takie trudne...

W między czasie kiedy ona składała nasze tymczasowe "lokum", ja poszłam na spacerek.
Wróciłam, po tym jak przyjaciółka napisała mi SMS'a, że wszystko gotowe.

Wróciłam.
I ujrzałam przed sobą:
- namiot (niezbyt duży, ale niechże już jej będzie),
- rozłożony przenośny grill.

Wszystko było rozłożone na jakimś znacznie większym kocu.
Nasze "pole kempingowe" było otoczone przez parawan plażowy.

-  A skąd żeś ty niby wytrzasnęła parawan xd?

- Leżał tam, w krzakach - wskazała palcem.

- A cóżeś ty robiła w krzakach?

- No szukałam kamienia, żeby móc unieruchomić parawan - już zaczęła się irytować.  - Oj, dziecko drogie, ty to się wogóle nie znasz na sztuce przetrwania i na życiu.

Podczas wymawiania ostatniego zdania poczochrała mnie dłonią po głowie.
Xd
Co zawsze sobie na to nie pozwalam, tym razem niech jej będzie.

- Dlatego Właśnie zawsze trzymam się z tobą~ - nie wiem jak to zabrzmiało, ale kij z tym.

Minutkę później

- Czas na kolację! - szatynka radośnie zawołała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro