Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Piętnaście Węży

 Czekając, aż ktoś otworzy drzwi, Clive co chwilę zerkał na telefon, modląc się w duchu, by miał wystarczająco wiele czasu zanim zadzwoni jego matka. Przeczuwał, że to tylko kwestia czasu, aż w jakiś bliżej nieokreślony sposób Amanda dowie się, że opuścił dziś zajęcia tylko po to, aby spotkać się z Leo. A chociaż dla niej mogło to wydawać się niezwykle błahe i nieodpowiedzialne, to nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby teraz postąpił inaczej. Musiał jak najszybciej wyjaśnić wszystkie swoje wątpliwości, póki nie było za późno.

Wszystkie fakty wskazywały na to, że Leo zaczął sobie przypominać coś, czego pamiętać nigdy nie powinien. Malując obraz Północnej Wiedźmy, idealnie odzwierciedlił jej piękno. Mimo że Clive dał mu za mało wskazówek, gdy opowiadał historię jej narodzin, on zrobił to z niesamowitą precyzją. Najdziwniejsze jednak było to, że nie uwiecznił jej w cierniowym ogrodzie wspomnianym przez Clive'a, tylko tego wybrał upadek zamku w Tozoren. Wybrał wydarzenie, jakie pamiętali jedynie ci, którzy tamtego dnia stracili życia. To właśnie w tych warunkach musiał spotkać ją po raz pierwszy. Stanął z nią twarzą w twarz, a ona została dla niego synonimem największego strachu. Z tego powodu musiał namalować ją w chwili, w której Stary Świat padł jej do stóp pod groźbą całkowitej zagłady.

Wierząc słowom Grace, było wiele powodów, dla których Wiedźma zeszła ze swojej góry, ale tym decydującym okazało się złamanie obietnicy przez króla Tozoren. Wielki bohater i pierwszy w historii władca siedmiu narodów popełnił największy błąd, jaki popełnić może ktoś, komu udało się otrzymać pomoc od Północnej Wiedźmy — przekazał jej magię dalej. Piętnaście Węży Północnej Wiedźmy zostało rozdysponowane pomiędzy dziedziców każdego z królestw i doradców króla, a jedność duchów została zachwiana.

Rozmyślania Clive'a przerwał Dean, witając go z szerokim uśmiechem na ustach. Nie zwlekając ani chwili dłużej, chłopiec usunął się na bok, wpuszczając swojego gościa do środka i zamykając za nim drzwi.

— Dzięki, że oddzwoniłeś za tego durnia i powiedziałeś mi, że nie przyjdzie dziś do szkoły — mówił Clive, zdejmując buty. — Nie spodziewałem się, że zrezygnuje z obejrzenia prac innych. Chyba że już je widział, gdy zanosił rano obraz.

— Nie widział — odparł Dean. — Obraz zaniósł tata, bo Leo nie wychodzi z pokoju odkąd wróciła mu wena. Już nic do niego nie dociera, więc gdy zobaczyłem, że dzwonisz, pomyślałem, że pewnie chciałbyś wiedzieć, czy nadal żyje.

— I miałeś rację — mówił, mierzwiąc jego rude włosy. — Byłbyś lepszym kumplem niż on.

— Na pewno bym był, ale jednak wolę zaprzyjaźnić się z kimś w moim wieku. Obaj jesteście dla mnie za starzy — zaśmiał się, próbując przywrócić swoją fryzurę do ładu. — W przyszłym tygodniu wracam do szkoły.

— Więc pewnie będziesz potrzebował jeszcze jednej powtórki z matematyki. Wpadnę w sobotę.

— Jesteś za stary, ale za to najlepszy — mówił, powoli wycofując się do swojego pokoju. — Dzisiaj nie będę wam przeszkadzał.

— Nawet nie wiesz, jak stary... — mruknął z niewielkim uśmiechem na ustach, widząc, że Dean zniknął zaraz za rogiem. — Załatwmy to szybko.

Clive położył dłoń na klamce, przez chwilę zbierając się na odwagę, by wejść do pokoju Leo. Przygryzł dolną wargę, czując, że prawdopodobnie żaden moment nie będzie odpowiedni na taką rozmowę. Nie wiedział, jak wiele pamiętał jego przyjaciel, ale czuł, że jeżeli pozwoli mu teraz odkrywać wspomnienia na własną rękę, prędzej czy później chłopak źle coś zrozumie i wpakuje się w poważne kłopoty. Tamten świat był całkiem inny. Bardziej brutalny od tego. Nie chcąc dłużej tego przeciągać, otworzył drzwi. I zamarł.

Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, był nowy obraz oparty o ścianę. Stał naprzeciwko wejścia, w miejscu przeznaczonym dla prac, które Leo dopiero skończył. Przedstawiał kolejną kobietę, jednak tym razem o jasnych włosach i brązowej cerze. Klęczała na suchej, wyjałowionej ziemi, ostrożnie obejmując poranionymi dłońmi samotny kłos zboża. Ze współczuciem patrzyła na niego swoimi bursztynowymi oczami i starała się go chronić przed palącym słońcem. Robiła to w taki sposób, jakby był najcenniejszym skarbem podarowanym jej przez los. Jedwabna suknia oplatała kobietę niczym płatki kwiatu, który nie zdążył jeszcze rozkwitnąć... A gdyby to zrobił, wszyscy z pewnością ujrzeliby prawdę. Ujrzeliby skrzydła tak delikatne, że przy najmniejszym podmuchu wiatru mogły zostać połamane. Przylegały one mocno do ciała, nie chcącnarażać się na zniszczenie. Mimo ryzyka ogromnego bólu, którego mogła przez nie doświadczyć i mimo wiecznego strachu przed ich utratą, kobieta zepchnęła te wszystkie uczucia na dalszy plan. Teraz liczyła się dla niej jedynie radość, jaką czerpała z możliwości ochrony najzwyczajniejszego kłosa zboża na świecie. Uśmiechała się życzliwie, chroniąc początek czegoś wielkiego.

Vevina, Strażniczka Oryginału... — wyszeptał, nie mogąc wyjść z podziwu.

Chłopak odwrócił się powoli w stronę autora obrazu. Leo siedział na wysokim taborecie przed sztalugą, na której znalazło się kolejne nowe płótno. Płynnymi ruchami nadgarstka rozprowadzał farbę i najwidoczniej był tym tak pochłonięty, że nawet nie zauważył, iż od jakiegoś czasu już nie jest sam w pokoju. Miał wory pod oczami i spojówki zaczerwienione do tego stopnia, że gdyby zaraz powiedział, że nie spał od soboty, Clive bez wahania uwierzyłby mu na słowo. Chłopak podszedł bliżej, czując rosnącą niepewność wobec tego, co jego kolega miał zamiar stworzyć tym razem. Zatrzymał się w połowie drogi, gdy niechcący nadepnął na jeden z dziesiątek szkiców, jakie musiały spaść ze stołu.

Clive podniósł z podłogi kartkę papieru i przyglądał się jej przez chwilę. Kiedy zrozumiał, z czym miał do czynienia, jego serce na moment przestało bić. Pochylił się i uniósł kolejną stronę, a potem jeszcze jedną, przeglądając je z niedowierzaniem. Chociaż szkiców było całe mnóstwo, każdy z nich powstał jedynie po to, by jak najdokładniej oddać podobieństwo jednej z wielu postaci. I nieważne, jak wiele razy chłopak je liczył, za każdym razem otrzymywał tę samą liczbę — piętnaście. Dokładnie tyle, ile Węży Północna Wiedźma oddała królowi w dniu ich pierwszego spotkania.

— Naprawdę musimy porozmawiać — powiedział wreszcie, kładąc gospodarzowi dłoń na ramieniu.

W tej jednej chwili Leo zamarł. Pędzel, który trzymał w dłoni, zatrzymał się, a jego ciało zadrżało, gdy przeszył je nieprzyjemny dreszcz. Dziwny chłód, jaki nagle zaczął wyczuwać od Clive'a, przypominał to samo uczucie, które towarzyszyło mu w czasie malowania obrazu Północnej Wiedźmy. W tej jednej chwili był pewien, że to właśnie tak wygląda strach przed śmiercią. Odwrócił się powoli, nie wiedząc, co go może czekać, ale gdy tylko ujrzał twarz swojego przyjaciela, wszystkie negatywne emocje zniknęły.

— Wystraszyłeś mnie — westchnął, odkładając wszystko na bok. — Ale cieszę się, że jesteś. Widziałeś już obraz?

— Widziałem — odparł, nie odrywając wzroku od dwóch szarych plam namalowanych na świeżym płótnie, które do złudzenia przypominały czyjeś oczy. — To coś... To Sile, Licząca Owca, prawda?

— O czym ty mówisz? Jaka owca? — Leo zaśmiał się niemrawo, mimowolnie zerkając na swoją pracę. Dopiero gdy zobaczył ją po raz drugi, dotarło do niego, co próbował namalować. A gdy poznał imię swojego przyszłego dzieła, nie mógł uwierzyć w to, jak bardzo Clive miał rację. Sile pasowało doskonale. — Niesamowite. Skąd wiedziałeś?

— Północna Wiedźma była świetnie odzwierciedlona. Wierzę, że z Sile będzie podobnie. Widziałem, że skończyłeś już... — mówił, a na jego twarzy pojawiło się coś obcego. Coś, czego Leo nigdy wcześniej nie widział.

— Vevinę — dokończył za niego, czując, że jeżeli pozwoliłby mu ciągnąć to dalej, musiałby stwierdzić, że nic nie wie o swoim najlepszym przyjacielu. — Jak?

— Po prostu wiedziałem — odparł beznamiętnie. — To będzie ciężka rozmowa.

Po tych słowach Clive zamilkł. Usiadł na łóżku, wzdychając ciężko. Splótł dłonie i wbił wzrok w podłogę, szukając odpowiednich słów. Jeszcze przez długi czas myślał, jak wiele powinien zdradzić Leo, ale wiedział też, że nie może trzymać go w niepewności przez wieczność.

— Co masz na myśli?

— Nie mogę powiedzieć ci zbyt wiele, bo do prawdy powinieneś dojść o własnych siłach. W przeciwnym razie może to źle się odbić na twojej psychice, ale... Już raz umarłeś, Leo. Setki, a może nawet tysiące lat temu, zginąłeś w Tozoren, zabity przez Północną Wiedźmę. Wątpię, żebyś mi uwierzył, ale musisz o tym wiedzieć. Nie chcę, żebyś wpakował się w jakieś kłopoty przez swoją moc.

— Moc? Jaką moc? O czym ty gadasz, Clive? — zapytał, mając nadzieję, że przez brak snu zaczyna mieć omamy słuchowe.

— Wysłuchaj mnie do końca. Później będzie czas na zadawanie pytań — poprosił z przekonaniem w głosie, na co Leo niechętnie skinął głową. — Ostatnim razem, gdy tu byłem, opowiadałem ci historię o chłopcu, który wbił Cierń w Istnienie. Wspomniałem wtedy, że chłopiec wrócił do gwiazd, jednak wcześniej próbował naprawić swoje błędy i pozbyć się Ciernia. Jedynym sposobem było zamordowanie Północnej Wiedźmy. Starał się to zrobić piętnaście razy i za każdym tworzył istotę z wyjątkową mocą. Każda z tych istot stoczyła walkę z Wiedźmą i każda przegrała. Odrodziła je ona jako część siebie, absorbując ich moc, dzięki czemu powstało Piętnaście Węży Północnej Wiedźmy. Kiedy chłopiec zorientował się, że swoją desperacją jedynie wszystko pogorszył, niechętnie usunął się w cień.

— Ale jaki ma to związek ze mną?

— Setki lat później do Wiedźmy zawitał król małego państwa. Jego największym pragnieniem było zakończenie wojen, więc wdrapał się na górę daleko na Północy, gdzie Wiedźma obiecała obdarować go mocą zdolną czynić cuda. Podarowała mu magię wszystkich piętnastu istot, które niegdyś chciały ją zabić. Miała ją odebrać w dniu śmierci władcy, jednak...

— On już ich nie miał — wtrącił się Leo, nie mając pojęcia, skąd zna tę historię. — Ciało króla nie mogło znieść takiej potęgi. Żeby je odciążyć, oddał kilka zdolności najbardziej zaufanym ludziom. Kiedy sojusznicy dowiedzieli się, że magię można przekazać, ich niezadowolenie wzrosło. Król był zbyt wyczerpany, aby prowadzić wojnę. Chcąc utrzymać pokój, został zmuszony do podarowania po jednym z Piętnastu Węży Północnej Wiedźmy dziedzicom sąsiedinch krajów. Ostatecznie zamieszkali oni na zamku, szkoląc się pod okiem samego władcy Tozoren.

— Tak. Później te dzieci nazwano emisariuszami siedmiu królestw — potwierdził Clive. — A ty jesteś jednym z nich. Chcąc odzyskać swoją moc w dniu śmierci króla, Północna Wiedźma musiała was zabić.

— Ale ja żyję. Nie rozumiem... Jak mogę być jednym z nich, jeżeli jestem tu i teraz? Przypuszczam, że to nawet nie są te same światy — odparł zakłopotany.

— Odrodziłeś się na nowo. Tamten świat już dla nas nie istnieje i liczy się tylko to, co jest teraz, ale musisz wiedzieć, że będą do ciebie wracać wspomnienia, których wolałbyś nie pamiętać. Nie zapominaj, kim jesteś, Leo, a wszystko będzie dobrze — zapewnił, uśmiechając się, co już zupełnie zdezorientowało chłopaka.

— To coś jak reinkarnacja? — zapytał.

— Można tak powiedzieć. Pani zamku w Tozoren użyła magii jednego ze swoich Węży, żebyśmy mogli spotkać się po śmierci. Musiała jednak jakoś nas odnaleźć i zebrać w jedno miejsce, więc jako punktu zaczepienia użyła mocy Węży, które mieliśmy w swoich ciałach. Węże Północnej Wiedźmy są połączone z duszą. Odróżniają nas od milionów innych istnień we wszechświecie.

— Ale czy nie mówiłeś, że Północna Wiedźma zabiła mnie, żeby odzyskać tę moc?

— Przez interwencję Grace nie udało jej się tego zrobić — odparł. — Straciła tę możliwość na zawsze. Teraz żyjemy w innym świecie, gdzie nigdy nas nie dosięgnie, więc możesz spać spokojnie, Leo. W końcu po to rysowałeś jej Węże, prawda? Tak jak chłopiec chciał ją zabić, powołując je do życia, tak ty chciałeś pozbyć się tego koszmaru, przez który nie możesz zasnąć, malując je.

— Wiedziałeś? — zapytał, uśmiechając się nieśmiało. — Odkąd namalowałem ten obraz, za każdym razem, gdy zamykam oczy, wiedzę Wiedźmę stojącą nade mną w chwili mojej śmierci. Twoja historia, choć absurdalna, wyjaśniła mi niektóre kwestie.

— Czyli mi wierzysz?

— A mam inne wyjście? — zaśmiał się, uderzając Clive'a w ramię. — Powiedz mi tylko, kim ty jesteś, skoro ja jestem jednym z emisariuszy.

— Chciałbym, ale to zbyt niebezpieczne. Powiem ci, gdy przypomnisz sobie trochę więcej. Do tego czasu nie zadawaj zbyt wielu pytań.

— Nie bądź śmieszny, Clive. Wszystko będzie dobrze. Raczej nagle mi nie odbije.

— Kiedy do Grace wróciły wspomnienia, omal mnie nie zabiła. Nie będę ryzykował, że to samo stanie się z tobą.

— A więc chodźmy do Grace. Powiedziałeś, że to przez nią Północna Wiedźma nie odzyskała wszystkich Węży, więc pewnie będzie wiedziała, ilu z nas się odrodziło. Chcę, żebyś mi ją przedstawił. Skoro doświadczyła tego, co ja, to będzie wiedzieć, jak wiele możecie mi powiedzieć.

Clive opadł bezsilnie na łóżko, kładąc się z szeroko rozłożonymi ramionami. Nie mogąc powstrzymać wzbierającej radości, zaczął się głośno śmiać. Cieszył się, że ze wszystkich znanych mu ludzi to właśnie Leo okazał się jednym z siódemki i że przyjął to z takim spokojem. Odwrócił się na bok, ocierając łzy z kącików oczu i spojrzał na swojego przyjaciela.

— Zrobimy to jutro po szkole.  


-----Notatka od Autora-----

No dobra. Ten rozdział nawet mi wydawał się zbyt krótki, ale już za późno. W kolejnym, który ukaże się już w sobotę 6.04.2019 r. możecie się spodziewać na powrót trochę szkolnego życia. Ale nie traćcie czujności, bo wyjdzie też na jaw parę nowych tajemnic. Wyczekujcie! No i komentujcie, bo mi smutno, że nie mogę z Wami pogadać :'(

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro