Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Koncept Oryginału


Dźwięk dzwonka zawieszonego nad drzwiami zapowiedział przybycie nowego gościa, kiedy to Clive niespokojnie wszedł do kawiarni. Czuł, że nigdy w życiu nie przyzwyczai się do prowadzenia rozmów z mieszkańcami Starego Świata. Za każdym razem, gdy czekało go podobne przeżycie, jego żołądek kurczył się dwukrotnie. Poprzednim razem rozmowy prowadził z Leo, ale jego znał od dziecka i towarzyszyła mu wtedy Grace. Gdy musiał wyjaśnić kilka kwestii z Willem, wtedy po raz pierwszy był zdany tylko na siebie, jednak tu również nie był on kimś obcym. Z Caimem natomiast jeszcze nigdy nie rozmawiał i nie miał też pewności, jakim stał się człowiekiem, odkąd przestał być Nevinem.

Kiedy tylko Will zobaczył Clive'a, od razu uniósł rękę, by zwrócić na niego swoją uwagę. Siedział przy stoliku razem z Caimem i najwidoczniej zdążyli już coś zamówić, bo oboje mieli przed sobą filiżanki. Clive niechętnie podszedł bliżej i uśmiechnął się niemrawo, zajmując miejsce naprzeciwko tej dwójki.

— Jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać — przywitał go czarnowłosy, wyciągając rękę w jego stronę. Starał się przy tym brzmieć jak najbardziej przyjacielsko, a wychodziło mu to nad wyraz dobrze. — Jestem Nevin, chociaż teraz wołają na mnie Caim.

— Clive — odparł, ściskając jego dłoń.

Nie przedstawił się swoim dawnym imieniem, co nie umknęło uwadze Caima. Zakładając, iż miał coś do ukrycia, pula jego potencjalnych tożsamości znacząco się zwęziła. Musiał być powiązany z Wężami, jeżeli otrzymał drugie życie, ale nie mógł być Laisreanem, ponieważ ten zmarł zbyt wcześnie, zanim jeszcze jego żona Charlotte postanowiła połączyć ich w przyszłym życiu. Odrodziło się w takim razie siedmiu Emisariuszy i trzech doradców. Z tych dziesięciu osób Clive mógł być jedynie dwiema.

— Cieszę się, że jednak zdecydowałeś się na to spotkanie — powiedział Will, chcąc jakoś przełamać niezręczne milczenie.

Wszystko wskazywało na to, że od dzisiejszego poranka humor znacząco mu się polepszył. Widocznie jego chęć pomocy Caimowi była jak najbardziej prawdziwa. Clive westchnął z lekkim uśmiechem na ustach.

— Ciężko było odmówić, jeśli cała szkoła zaczęła o nim plotkować. W pewnym momencie rozbolała mnie od tego głowa — mówił, patrząc na Caima, który wydawał się naprawdę skołowany.

— O mnie mowa? — zapytał, wskazując na siebie palcem, po czym zaśmiał się radośnie. — Przepraszam. Naprawdę chciałem z tobą porozmawiać, jednak nie chciałem w żaden sposób ci przeszkadzać. Nie miałem pojęcia, kiedy będziesz wychodzić ze szkoły, więc tak jakoś wyszło, że czekałem tam od rana.

— Mogłeś po prostu przyjść pod bramę popołudniem. Nie musiałbyś stać tyle czasu w deszczu.

— Wtedy musiałbym mieć pewność, że nie zamierzasz dzisiaj skończyć wcześniej. Zawsze mogłeś mieć wizytę u lekarza lub coś podobnego — wzruszył ramionami i uniósł filiżankę, biorąc łyk czarnej kawy. — Nie mogłem przegapić żadnej okazji.

— W takim razie wystarczyło zapytać Willa, o której godzinie będę dziś wychodzić z budynku.

— Istniało ryzyko, że Will by nie wiedział o twoim ewentualnym lekarzu — powiedział, jak gdyby to było coś niezwykle oczywistego. — Nie zamierzam liczyć na łut szczęścia.

Clive skinął głową, udając, że w pełni go rozumie, jednak tak naprawdę Caim był dla niego ogromną zagadką. Na pierwszy rzut oka wydawał się spokojnym, miłym i ułożonym chłopakiem, jednak im dłużej ze sobą rozmawiali, tym bardziej Clive upewniał się w przekonaniu, że niewiele zostało w nim z Nevina. Stał się bardziej podejrzliwy, szybko łączył fakty i był o wiele ostrożniejszy niż wcześniej. W niewiarygodnie krótkim czasie odnalazł Willa, choć widział go jedynie przez ułamek sekundy, a także był w stanie znaleźć to miasto jedynie po przypadkowej fotografii, jaką ktoś zrobił obrazowi Leo. Mógł stać się silnym sprzymierzeńcem lub bardzo niebezpiecznym wrogiem, a wszystko zależało od tego, jakie motywy nim kierowały. To właśnie na nich chciał się skupić Clive. Przyszedł tu jedynie po to, by poznać je jak najlepiej. Dopiero po tym mógł zdecydować, czy podjąć jakiekolwiek działania.

W oczach Willa i pozostałych prawdopodobnie był przewrażliwiony i przezornie ostrożny. Czasami miał wrażenie, że tylko on jeden rozumie zagrożenie wynikające ze wspomnień, które posiadają. Że wszyscy podchodzą do tego zbyt lekkomyślnie, traktują Węże jak cud i zapominają o problemach, które pojawiają się, kiedy nieodpowiednia osoba stanie się ich nosicielem.

— Słyszałem, że chciałeś się spotkać z Charlotte — powiedział Clive. Położył dłonie na stole i splótł ze sobą palce, patrząc Caimowi prosto w oczy. — Nadal nie wiem dlaczego. Jeżeli naprawdę jesteś Nevinem, nie powinniście mieć z nią żadnych osobistych porachunków. Nawet nie znaliście się za dobrze.

— A więc od razu przechodzimy do rzeczy? — zapytał Caim. — Faktycznie, na zamku w Tozoren nie rozmawialiśmy zbyt wiele, bo jako Nevin nigdy nie miałem dość odwagi, aby się do niej odezwać z własnej woli. Nie łączyło nas nic, o czym chciałbym z nią teraz porozmawiać. Jest mi zupełnie obca, a jednak jest też ostatnią nadzieją, jaka mi pozostała. Bardziej niż jej potrzebuję mocy, którą posiada.

Clive drgnął. Przez krótką chwilę zobaczył w oczach Caima determinację, jakiej nigdy nie miał okazji ujrzeć u Nevina. Sposób, w jaki powiedział ostatnie zdanie, nie wróżył niczego dobrego, ale częściowo pozwalał zrozumieć, dlaczego robił aż tyle, by dotrzeć do Charlotte. Miał powód, dla którego walczył i był on o wiele ważniejszy, niż jego własne życie.

— Co masz na myśli? — spytał.

Caim sięgnął do kieszeni po portfel, z którego wyjął stare, pogięte zdjęcie. Położył je na stole i odwrócił w kierunku Clive'a. Fotografia przedstawiała dwójkę roześmianych dorosłych pozujących do zdjęcia, a w tle dziecko, które radośnie bawiło się z psem. Chłopiec na zdjęciu nie mógł mieć więcej niż dziesięć lat, a jednak Clive od razu rozpoznał w nim Caima.

— Nie mam zamiaru grać w żadne gierki, okłamywać cię czy zwodzić. Nie będę przed tobą niczego ukrywał, ponieważ wierzę, że jesteś jedyną osobą, która może pomóc mi osiągnąć cel. Wszystkie inne opcje przepadły. Nie mam już nic, tylko was. Musicie mi pomóc.

Po tych słowach pochylił się, prosząc tym samym o pomoc. Trwał tak przez chwilę, jednak nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Clive milczał, walczył z własnymi myślami i w końcu wstał od stołu, odwracając się w stronę drzwi.

— Odmawiam — powiedział stanowczym głosem.

W tej samej chwili Will chwycił go za rękaw, nie pozwalając mu odjeść. Spojrzał na niego błagalnie, jak gdyby nie rozumiał, co właśnie się dzieje, ale głęboko wierzył, że wszystko da się jeszcze naprawić.

— Poczekaj. Nadal nie wyjaśnił, czego od nas chce — mówił, próbując go jakoś przekonać, jednak Clive w odpowiedzi zmarszczył gniewnie brwi.

— Wystarczy — przerwał im Caim, pomagając wyswobodzić rękę Clive'a. — On już wie, dlaczego szukam Charlotte. Domyślił się od razu. Inaczej by nie wstał.

— W takim razie dlaczego? — spytał, wciąż nic nie rozumiejąc. — Czy to jest coś, czego nie potrafisz zrobić?

Clive znieruchomiał. Wszyscy, którzy go otaczali, naprawdę bardzo mało wiedzieli o świecie, w którym przyszło im żyć. Nie mieli też pojęcia o konsekwencjach, jakie muszą ponieść, jeżeli chcą ten świat zmieniać. Moce Węży potrafią czynić niebywałe cuda, ale nie są wszechmocne. Aby to zrozumieć, trzeba zderzyć się z naprawdę brutalną rzeczywistością.

— To nie tak, że nie potrafię tego zrobić. Tego po prostu nie można zrobić, Will... — jęknął, opuszczając bezsilnie ramiona. — Caim chce się spotkać z Charlotte i prosić ją, aby użyła magii Veviny. Chce odzyskać rodziców. Zamierza zmienić koncept życia i śmierci, naruszyć równowagę i stworzyć rzeczywistość, w której oni wciąż istnieją.

Will początkowo wyglądał, jakby żadne słowo Clive'a do niego nie dotarło, jednak już po chwili oprzytomniał i spojrzał na Caima z niedowierzaniem. Przez cały ten czas chciał mu pomóc z całego serca, jednak nie spodziewał się, iż jego celem jest coś tak szalonego i nierealnego.

— Caim... Wydaje mi się, że Clive ma rację. Nawet moce Węży nie potrafią wskrzeszać ludzi — powiedział, unikając patrzenia mu w oczy. — Przepraszam. Nie wiedziałem, że to tak poważna sprawa i dałem ci złudną nadzieję. Wierzyłem, że nawet jeżeli cały świat nie będzie w stanie ci pomóc, Clive to zrobi... Ale to zbyt wiele. Prosisz o zbyt wiele, Caim.

— Wcale, że nie. Posłuchajcie tylko... — mówił, wciąż nie tracąc nadziei. — Laisrean wdrapał się na górę Północnej Wiedźmy, gdzie jego serce przestało bić. A jednak Północna Wiedźma przywróciła go do życia, dając mu dodatkowe dwadzieścia lat. Nawet jeżeli moi rodzice mieliby ograniczony czas, to mogliby znów żyć.

— Laisrean jest złym przykładem — przerwał mu Clive. — Jego serce przestało bić raptem na dziesięć minut, ciało było nienaruszone, a umysł silny. Jak wiele czasu minęło od śmierci twoich rodziców?

— Niecałe pięć lat — odparł, tym razem już mniej pewny siebie.

— Przykro mi z powodu twojej straty, jednak nic nie możemy z tym zrobić.

Zapanowała niezręczna cisza. Cała trójka milczała, wpatrując się w stół. Prawdopodobnie ten temat był ciężki dla każdego z nich. Caim w swoim życiu osobiście doznał poważnej straty, więc Will i Clive mogli tylko zgadywać, jak ciężko było mu znieść to w tak młodym wieku. W pewien sposób rozumieli jego podejście, bo gdyby to im przydarzyło się coś podobnego, również chcieliby poradzić sobie z rozpaczą. Żaden jednak nie próbowałby zrobić czegoś, co aż tak mogłoby naruszyć delikatną rzeczywistość, w której żyli. Caim prawdopodobnie od tamtego dnia przeżywał prawdziwe piekło. I wtedy właśnie Clive coś zrozumiał. Udało mu się połączyć koszmary Caima, o których wspomniał Will, z jego przeszłością.

— Jak zginęli? — zapytał.

Caim wyglądał, jakby nie spodziewał się tego pytania, chociaż w głębi duszy był na nie gotów od samego początku. Przez chwilę nie wiedział, gdzie zaczepić wzrok, więc błądził nim po kawiarni, aż zatrzymał się na porcelanowej cukierniczce. Nieświadomie zaczął zaciskać palce na drewnianym stoliku, próbując wydusić z siebie jakąś odpowiedź.

— Zabiłeś ich, prawda? — kontynuował Clive, widząc, że jest to dla niego ciężki temat do rozmowy. — To dlatego masz taką obsesję, by przywrócić ich do życia, nawet jeżeli minęło pięć lat.

— Clive! — upomniał go Will, któremu nie podobało się, w jakim kierunku to wszystko zmierza. — Przestań.

— Nie. Ma rację — odezwał się Caim. — Zginęli przeze mnie. Przez moc Węża, którego mam w sobie. Najgorsze jest jednak to, że wtedy nie rozumiałem, dlaczego to się stało. Nie potrafiłem tego pojąć aż do teraz, kiedy to ujrzałem obraz Wiedźmy i przypomniałem sobie, czym tak właściwie jestem. Przez pięć lat, noc w noc, żyłem w ciągłym strachu, że gdy się obudzę, wokół mnie będą leżeć kolejne zwłoki.

Chociaż Caim nie powiedział nic więcej, to wszyscy wiedzieli, do czego to zmierza. Pięć Szalonych Węży Północnej Wiedźmy było wyjątkowe, ponieważ stworzono je, by zabijać. Powstały z czystej nienawiści, desperacji i rozpaczy. Jedynym celem ich istnienia było unicestwienie Wiedźmy, więc nie zważały na to, jaką cenę będą musiały zapłacić za spełnienie tego straszliwego obowiązku. Były ostatnią nadzieją, której chłopiec z legendy powierzył swoje marzenie. W niewłaściwych rękach stanowiły broń absolutną. Wystarczyło powiedzieć ich imię, a one niezwłocznie się zjawiały. Nie potrzebowały wołania o pomoc, tylko bodźca, który wybudzi je ze snu. A kiedy to następowało, działały niezwłocznie. Próba opanowania takiej mocy przez trzynastoletniego chłopca najpewniej skończyłaby się jego śmiercią.

— Nie wiem, jak udało mi się wymówić jego imię. Może to było niefortunne przejęzyczenie, a może na krótką chwilę miałem przebłysk wspomnień z przeszłości, jednak zrobiłem to w obecności moich rodziców — kontynuował, a jego głos drżał, gdy przywodził na myśl dzień, o którym na zawsze chciałby zapomnieć. — Całość trwała nie dłużej niż mrugnięcie oka. W świetle dnia zalśniło ostrze w kolorze bursztynu i na ziemię upadły dwa bezgłowe ciała. Nie życzę nikomu, aby oglądał coś podobnego, tym bardziej, jeżeli ma się to przydarzyć jego bliskim. Policja długo szukała sprawcy. Przepytywano mnie, jednak nie wiedziałem, co mógłbym im odpowiedzieć. Nawet jeżeli powiedziałbym prawdę, to nikt by mi nie uwierzył.

— Co było dalej?

— Jeżeli nie chcesz, nie musisz odpowiadać — przerwał Will, nim jeszcze Caim zdążył otworzyć usta.

— Nie. Odpowiem. Obiecałem, że nie będę nic przed wami ukrywał... — uśmiechnął się nerwowo, sięgając po filiżankę kawy i na moment zapominając, że już dawno jest pusta. Kiedy tylko się zorientował, odłożył ją na miejsce i splótł ze sobą dłonie, nie wiedząc, co z nimi zrobić. — Po śmierci rodziców zamieszkałem z babcią. Zajęła się mną i dbała o mnie bardziej niż kiedykolwiek. Pomogła mi zrozumieć, że nadal są na świecie ludzie, którym na mnie zależy, choć prawdopodobnie była ostatnim z takich ludzi. Nauczyła mnie, że bez względu na to, co mnie w życiu spotka, muszę nadal iść przed siebie, bo być może pewnego dnia spotka mnie coś dobrego. Kiedy miewałem koszmary, każdej nocy czuwała przy moim łóżku i trzymała mnie za rękę, ale właśnie przez to podzieliła los moich rodziców. Obudziłem się w środku nocy, krzycząc imię swojego Węża. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłem, była zatroskana twarz mojej babci i bursztynowe ostrze za jej plecami. Uwierzcie mi, że czegoś takiego się nie zapomina.

Widząc, że ani Clive, ani Will nie mogą wydusić z siebie żadnego słowa, Caim postanowił wykorzystać tę chwilę ciszy, aby zebrać w sobie myśli i przygotować się do dalszej opowieści. Chociaż bardzo chciał, by jego historia skończyła się na tym etapie... by zabrało go bursztynowe ostrze Węża, którego trzymał w swoim ciele, to musiał kurczowo trzymać się życia, tak jak nauczyli go ludzie, których zabił. I mimo że każdego dnia żałował swoich czynów, to sam nie miał dość sił, aby zmienić przeszłość.

— Po tamtych wydarzeniach zrozumiałem, że jedno słowo w moim arsenale było niezwykle niebezpieczne. Bojąc się, bym znów nie wykrzyczał imienia Węża przez sen, zaklejałem usta taśmą, co nie podobało się mojej ciotce. Tym razem to ona się mną zajęła, bardziej ze względu na poprawność społeczną niż jakiekolwiek współczucie. Była kobietą zimną i zdystansowaną, ale wciąż zapewniała mi jedzenie i dach nad głową. Wśród członków mojej rodziny zaczęły rozpowszechniać się plotki o „przeklętym dziecku", a niektórzy nawet twierdzili, że to ja byłem mordercą. Zabawne, że chociaż sami nie wierzyli, że czternastoletnie dziecko może mieć w sobie wystarczająco siły, aby pozbawić kogoś głowy, to mieli całkowitą rację. Z czasem ciotka uległa presji rodziny i postanowiła oddać mnie komuś innemu. Tak właśnie trafiłem do ludzi, którzy obecnie są moimi prawnymi opiekunami. Przez trzy lata skutecznie ukrywałem przed nimi swoje dziwactwa. Nauczyłem się udawać kogoś innego. Nie wiedzą, że na noc zakładam sobie knebel na usta i wiążę dłonie, aby nie zdjąć go przez sen. Nie wiedzą też, że miewam koszmary i zażywam leki, które rzadko kiedy pomagają. Są miłymi ludźmi, którzy nie zasługują, by nosić na barkach moje zmartwienia, więc nic im nie powiedziałem.

— Dziękuję, że byłeś z nami szczery — odparł Clive. — Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że spotkało cię aż tyle złego ze strony twojego Węża, jednak wciąż przywrócenie do życia ludzi, których zabił, jest niemożliwe.

— Rozumiem. Mimo to wciąż nalegam, abym mógł porozmawiać z Charlotte. Jeżeli nie może użyć Veviny, by mi pomóc, to niech chociaż uwolni mnie od życia w ciągłym strachu. Słyszałem, że pozbawiła Laisreana Węża nawet wbrew jego woli. Niech zrobi to samo z moim — powiedział, łapiąc Clive'a za rękę. — Tyle możesz zrobić, prawda?

Widząc, iż Clive nadal się waha, Will wstał, postanawiając odpowiedzieć za niego.

— Oczywiście, że to zrobi. Jeżeli nie teraz, to na pewno zgodzi się, gdy Charlotte ukończy swoje zaklęcie. Na razie to głównie przez nią nie chce nikogo do niej dopuszczać.

— Will! — upomniał go Clive, na co ten od razu usiadł, bojąc się, że powiedział coś, czego nie powinien.

— Zaklęcie? — zdziwił się Caim, mając nadzieję, że usłyszy o tym coś więcej. Od razu zrezygnował z tego zamiaru, kiedy zobaczył twarz obu rozmówców. Zrozumiał, że jeżeli chce osiągnąć cel, nie powinien pytać. — Nieważne. Czekałem na ten dzień pięć lat, więc mogę poczekać kilka tygodni więcej.

— Dziękuję — powiedział Clive, podając mu dłoń. — W takim razie mamy umowę.

— W takim razie na to wychodzi — odparł, odwzajemniając uścisk z uśmiechem.

***

Caim pożegnał się ze wszystkimi i, szykując się do wyjścia, stanął w progu kawiarni. Widząc, jak ponownie zaczęło padać, włożył do uszu słuchawki i zarzucił na głowę kaptur, po czym szybko zniknął za rogiem. Wyjął z kieszeni telefon i zatrzymał nagrywanie, po czym wrócił do samego początku, odsłuchując wszystko raz jeszcze. Szedł w deszczu, analizując każde słowo i próbując wychwycić wszystko, czego Clive nie chciał mu powiedzieć. Jeżeli chodziło o jego tożsamość, to wydawała się ona aż nazbyt oczywista, biorąc pod uwagę jego rozległą wiedzę. Bardziej interesowało go to, co powiedział o Vevinie.

„To nie tak, że nie potrafię tego zrobić. Tego po prostu nie można zrobić, Will... — rozbrzmiewało w jego słuchawkach. — Caim chce się spotkać z Charlotte i prosić ją, aby użyła magii Veviny. Chce odzyskać rodziców. Zamierza zmienić koncept życia i śmierci, naruszyć równowagę i stworzyć rzeczywistość, w której oni wciąż istnieją".

Początkowo nie rozumiał, dlaczego opisał jej moc akurat w taki sposób. Według legendy Vevina była pierwszym Wężem, który miał zniszczyć Wiedźmę. Miała przywrócić świat do momentu sprzed jej istnienia. Dostała moc, aby wymazać ją z kart historii, przez co wszystkim wydawało się, iż z jej pomocą człowiek jest w stanie cofać czas i naprawiać swoje błędy, jednak wtedy Clive użyłby innych słów, aby ją opisać. Odmówiłby mu, mówiąc wprost, że nie da się cofnąć czasu... a jednak powiedział, że Vevina zmienia koncept i tworzy świat. Nie cofa czasu, tylko podmienia rzeczywistość, zastępując ją wizją, którą właściciel mocy uważa za słuszną. Jeżeli to prawda, to zdecydowanie jest ona najsilniejszym Wężem z całej Piętnastki, która posiada moc porównywalną do boskiej. Jest najsilniejszym Wężem, w którego posiadaniu jest jakaś kobieta mieszkająca gdzieś w tym mieście.

Caim uśmiechnął się nieznacznie. Aby zdobyć taką wiedzę, warto było czekać cały dzień pod szkolną bramą.


------Notatka od Autora------

Witam Was bardzo serdecznie z jednodniowym opóźnieniem, o którym mam nadzieję, że nie macie pojęcia aż do teraz, kiedy Wam o nim mówię. Tak, jestem beznadziejny w dotrzymywaniu terminów i jakbym był jakąś znaczącą osobą, to bym co chwilę płacił kary finansowe xD

Niemniej jednak przetrwałem ból głowy i inne złowrogie wróżby ze strony świata, aby dać Wam najnowszy rozdział jak najszybciej! 

Kolejnego możecie się spodziewać (oby tak było, bo jak nie to kończę z podawaniem dat) gdzieś tak 13.11.2019 r., a więc wyczekujcie! ;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro