II - Raz wymierzonej kary nie można cofnąć.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jeszcze raz. - mój władczy ton niósł się po sali niczym mantra. - Mocniej. Przecież wiesz, że stać cię na więcej. - Okrzyki walki wypełniały ciszę niczym muzyka. Zoe z ogromnym wysiłkiem próbowała zapanować nad swoim żywiołem, jednak przychodziło jej to z trudem.

- Nie potrafię. Jestem beznadziejna. - jęknęła z rezygnacją i schowała swoją zarumienioną buzię w dłoniach. Wyglądała tak krucho i niewinnie. Podeszłam do niej i położyłam dłonie na ramionach.

- Spójrz na mnie. - powoli opuściła dłonie i podniosła na mnie wzrok. Wyglądała jak porcelanowa laleczka. - Panowanie nad żywiołem jest bardzo trudne. Każdy z nas zaczynał inaczej. Ja na samym początku paliłam drzewa samym dotykiem, ale uwierz, że znam i takich co nie potrafili na samym początku nawet zapalić świeczki. Wszystko jest kwestią woli i treningu. To wszystko. - Patrzyła na mnie z takim szacunkiem. Widziała we mnie swój wzorzec, przez co z każdą sekundą czułam się coraz gorzej. - Spróbujmy jeszcze raz dobrze? Tym razem skup się na moich dłoniach. - Oddaliłam się od niej na kilka kroków i uniosłam w jej stronę odwróconą do góry dłoń z małym płomykiem unoszącym się nad palcami. - Spraw by zniknął. - dodałam i zastygłam w bezruchu. Widziałam na jej twarzy niezdecydowanie.

- Czy to nie sprawia tobie bólu? - spytała z troską w głosie. Była pierwszą osobą, która mnie kiedykolwiek o to spytała.

- To zależy ode mnie. Teraz sprawia. Czasami to także czysta agonia. - powiedziałam patrząc jej w oczy.

- Ale mimo to ogień nie pali twojego ciała.

- Nie, ale odczuwam to tak jakby tak było. - jej twarz stężała.

- W takim razie muszę go zdmuchnąć.

- Otóż to. - skupiła się na mojej dłoni z całych sił. Płomyk zadrżał. Z każdą sekundą zdawał się coraz bardziej drżeć. Minęło jeszcze trochę czasu zanim zdmuchnęła ogień, ale ostatecznie tego dokonała. - Dziękuję. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej szeroko. - Widzisz? Potrafisz. - poklepałam ją po plecach mijając ją i zakończyłam ćwiczenia na dziś.

-Nie chciałam byś cierpiała. - odwróciłam się do niej twarzą. - To mnie zmotywowało.

- Każda motywacja jest dobra dwunastko. - kiwnęła głową. Wyszłam z sali a drzwi treningowe same zasunęły się za mną z cichym szumem. 

Wiedziałam, że zostanie w tej sali jeszcze przez długi czas ćwicząc. Tak bardzo chciała mi zaimponować. Na samą myśl zalewała mnie fala złości i rozpaczy. Ruszyłam w stronę sali Magnusa wiedząc, że mój widok go nie ucieszy. Nasze stosunki były bardzo oziębłe. Nienawidził mnie za moją obojętność, a ja nie potrafiłam wyznać mu prawdy. Przyłożyłam dłoń do czytnika i po chwili mogłam swobodnie wejść do sali. Magnus postanowił dzisiaj poćwiczyć rażenie prądem. Zamknął się w szklanym pomieszczeniu i raz po raz ciskał piorunami w tarczę. Jego twarz zalana była potem, a długie włosy przykleiły się do skroni i szyi. Zmagał się z czymś, czego nie chciał mi wyjawić. Był jak ja. Wyżywał się na sali by choć na chwilę rozproszyć swoje myśli. 

Oparłam się o ścianę naprzeciw szyby i tylko się mu przyglądałam. Nie musiałam mu mówić co ma robić. Sam układał sobie treningi. Ja jedynie przychodziłam i się mu przyglądałam. Na jego twarzy malowała się determinacja. Ciskał piorunami w tarczę z ogromną siłą, jakby starając się stłuc ją w drobny mak. Był nieszczęśliwy i doskonale o tym wiedziałam. Ciskał piorunami raz za razem, ostatni uderzył w tarczę tak mocno, że zadrżało szkło, które nas od siebie oddzielało. Krzyknął w akcie desperacji i uderzył ręką w szybę. Był wściekły. Wtedy mnie zobaczył. Jego twarz na nowo zamieniła się w maskę. Odbił się rękami od szyby i odgarnął mokre włosy z twarzy i powrócił do wyżywania się na sprzęcie treningowym. Bez słowa wpisałam na szklanej tablicy jego ocenę na dziś i wyszłam z sali zostawiając go samego. Niemal zawsze nasze spotkania wyglądały w ten sposób. Udałam się do windy z mieszanymi uczuciami chcąc wrócić na swoje piętro, jednak wyznaczono dla mnie inny cel. Jak zawsze odezwał się w windzie głos systemu zarządzającego.

- Numerze 13, masz stawić się na piętrze 30.

- Przyjęłam. - odpowiedziałam wypranym z emocji głosem. I wcisnęłam odpowiedni guzik piętra. Gdy drzwi się otworzyły znalazłam się w biurze zarządzającym. Otaczały mnie same szklane ekrany na których wyświetlały się podglądy kamer, mapy, obrazy z całego kraju. 

Szłam przed siebie patrząc na twarze znajdujące się po drugiej stronie ekranów. Wszystkie wydawały mi się identyczne. Białe uniformy, gładko zaczesane włosy, twarze bez wyrazu. Każdy uwijał się przy swojej pracy. Westchnęłam i ruszyłam dalej przed siebie, aż doszłam do centralnej części nawigacyjnej, która składała się z okrągłego stołu złożonego z monitorów, guzików i dotykowych ekranów. Przy ogromnym blacie znajdował się gen. B, odpowiedzialny za strategię oraz obywatel Andros, proszący by nazywać go Samantą. Ta ostatnia odpowiadała za odbudowę. Rozmawiali zawzięcie na jakiś temat i pokazywali sobie schematy, których nie rozumiałam. Otaczał ich tłum pracowników, którym rozdawali rozkazy. Gdy podeszłam do stołu podnieśli na mnie wzrok i odesłali resztę kadry do swojej pracy.

- Trzynastko, dobrze, że zjawiłaś się tak szybko. Jak idą treningi?

- Wyniki są wpisane w system. - Samanta tym razem nie skomentowała mojego niemiłego tonu.

- Przejdźmy do rzeczy. - powiedział generał i odwrócił w moją stronę jeden z ekranów pokazując mi gruzowisko i tunele jakiejś kopalni. O ile się orientowałam, kopalnie znajdowały się na południu, więc mogła ona należeć do jednego z pierwszych sektorów. - Wysyłamy cię do sektora 1. Teren który ci pokazaliśmy ma być gruntownie spalony. To co widzisz to pozostałości po broni oraz rzeczach osobistych rebeliantów. Obywatele zostali ewakuowani z tego terenu, więc będziesz mogła swobodnie pracować. Gdy wykonasz tą pracę udasz się do kopalni. Po drodze do sektora ktoś ze specjalistów wyjaśni ci co masz robić.

- Kiedy wyruszam? - spytałam beznamiętnie.

- Natychmiast. - odpowiedział sucho i wrócił do swojej pracy. Zrozumiałam aluzję i ruszyłam do wyjścia, a następnie do zbrojowni gdzie już czekała na mnie ekipa. Ubrano mnie w kombinezon i na głowę założono hełm. Uzbrojona w bronie przypięte do moich ud i bioder wsiadłam do jednego z odrzutowców. Od razu wstrzyknięto mi kolejny lokalizator, wyjaśniono co mam dokładnie zrobić i ostrzeżono przed obywatelami. W sektorze nadal do końca nie uśpiono rebelii. Obywatele byli agresywni i niebezpieczni, a mój widok mógł doprowadzić do zamieszek. Od miesięcy w telewizji krajowej puszczano wywiady z nami i pokazywano nasze teraźniejsze życie. Jak przewidział Prezydent znienawidzono nas, a zwłaszcza mnie. W ich oczach byłam zdrajcą. Poprowadziłam ich do walki, którą przegraliśmy by następnie stać się wojownikiem stolicy. Gardzono mną, na co zasłużyłam.

- Jak wylądujemy, żołnierze zaprowadzą cię na gruzowisko. Powodzenia. - wstałam i na znak wyskoczyłam z samolotu. Zainstalowane w moim kombinezonie skrzydła otworzyły się w odpowiednim momencie i zapewniły mi miękkie i spektakularne lądowanie. Wznosząc się nad sektorem zadrżałam. Lasy i zieleń z którego słynął, natura i jej piękno zniknęły. Zastąpiły je zniszczenia, gruzy i popiół. Przełknęłam gorycz zbierającą się w moich ustach.

 To była moja wina, a wszystko co widziałam zawdzięczałam moim decyzjom. Raisa miała wszelkie prawa do nienawiści. Zniszczyłam wszystko co kiedykolwiek kochała. Byłam jak ogień, nad którym panowałam. Byłam tylko i wyłącznie siłą niszczącą. Trawiłam wszystko co stawało na mojej drodze. Gdy znalazłam się przy gruzowisku, podpaliłam wszystko tak jak mi kazano, topiąc metal broni, niszcząc pozostałości po mundurach ale także zdjęcia rodzin, biżuterię i dziecięce zabawki. Moje dłonie unosiły się automatycznie, a z ich końców wystrzeliwały języki ognia. Ból który do siebie dopuszczałam sprawiał, że nie zapadłam się w sobie. Cierpiałam, jednak moja agonia była psychiczna a nie cielesna. 

Płakałam patrząc na płonące, roześmiane twarze na zdjęciach, a moje łzy parowały od gorąca. Marzyłam by spłonąć razem w z nimi, jednak nie mogłam. Gdy wykonałam swoje zadanie skierowano mnie do kopalni, w której jak się okazało miałam stworzyć tunele ze szkła. Wszystko było już przygotowane. Wystarczy straszliwy ogień, który miałam dostarczyć. Żadna technologia nie potrafiła stworzyć takiej temperatury i atmosfery jak ja. By dostać się do wnętrza musiałam przebić się przez rozganiany przez żołnierzy tłum byłych rebeliantów. 

Rzucano w nas kamieniami i wyzywano. Gdyby ich słowa mogły sprawiać ból, moje ciało znajdowałoby się teraz w strzępach. Rozpoznali mnie pomimo stroju i kasku. Wiedzieli, że to ja. Dlatego byli tacy agresywni. Chcieli mojej śmierci. A ja nie miałam im tego za złe. Zeszłam na samo dno tunelu, co zajęło mi trochę czasu i pozwoliłam mojej mocy przejąć nade mną kontrolę. Po raz kolejny nie było nic poza niekończącą się agonią. Wszystko czego dotknęły płomienie powoli przemieniało się w szkło a ja szłam powoli przed siebie krzycząc z bólu. Pozwoliłam sobie na to, gdyż wiedziałam, że szum płomieni zagłuszy mój głos. Trwało to niemal całą wieczność. Szłam przed siebie zamieniając wszystko w połyskujący kryształ cierpiąc niczym paleni na stosach ludzie. Płonęła moja twarz, oczy, skóra. Karałam się za to wszystko co uczyniłam. Właśnie w ten sposób. 

Gdy nareszcie ujrzałam koniec padłam na piach, całkowicie wycieńczona, pozwalając by płomienie same się zgasiły. Zawinęłam się w kulkę i pozwoliłam moim łzom spływać po mojej twarzy. Nikt nie nadchodził mi na pomoc, gdyż temperatura panująca w tunelu była w stanie stopić ludzkie kości. Cieszyło mnie to, bo choć raz byłam naprawdę sama. Jedyne co słyszałam to krzyki żołnierzy i ludzi na zewnątrz. Gdy byłam nareszcie w stanie stanąć na własnych nogach wyszłam powoli opierając się o ściany tunelu na zewnątrz i natychmiast zostałam wciągnięta za pomocą drabinki na pokład samolotu. Unosząc się w górę spojrzałam na rozszalały, brudny i złachmaniony tłum. 

Jedyne co udało mi się wydusić z siebie to „Przepraszam", zagłuszone przez silniki odrzutowca. Uniosłam dwa palce do góry i przycisnęłam dłoń w tej pozycji do serca. Kilka osób spojrzało na mnie i powtórzyło mój gest. Po wejściu na pokład zostałam spoliczkowana i pobita do nieprzytomności. Gdy odzyskałam świadomość zdałam sobie sprawę, że znajduję się w miejscu, którego wcześniej nie widziałam. 

Przywiązano mnie do krzesła za pomocą niepalnych lin i skrępowano dłonie tak mocno, iż nie miałam w nich czucia. Pochodziły do mnie dźwięki kapiącej wody w oddali. Poza tym nie widziałam nic. Otaczała mnie ciemność, chłód i wilgoć. Siłą woli wyczarowałam dużą kulę ognia przed sobą by cokolwiek zobaczyć. Znajdowałam się w jakimś opuszczonym magazynie lub hangarze. Szyby po drugiej stronie pomieszczenia były powybijane i przedostawał się przez nie do środka nikły blask księżyca, którego wcześniej nie dostrzegałam. Musiałam być nieprzytomna przez dobrych parę godzin. Zgasiłam płomień i zamknęłam oczy. 

Czekała mnie kara za mój rebeliancki gest. W taki sposób porozumiewaliśmy się ze sobą przez ostatnie miesiące. Gestem pokazywaliśmy oddanie sektorowi. Ja pokazałam ludowi swoje oddanie im, w zamian miały czekać mnie męki. Siedziałam w ciszy i ciemności aż do poranka. Gdy światło dzienne delikatnie oświetlało wnętrze magazynu drzwi na jego samym końcu otworzyły się i do środka wkroczyło kilka postaci. Bez słowa podeszły do mnie i zaczęły wymierzać moją karę. Otrzymywałam ciosy raz za razem. W twarz, klatkę piersiową, brzuch. Nawet nie jęknęłam. Ból, który mi zadawali zdawał się niczym w porównaniu z tym co przeżyłam w kopalni. Trwało to długi czas. Gdy traciłam przytomność wybudzali mnie i kontynuowali swoje tortury.  

-------

All the love! S.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro