VI - Nie kłamstwa, lecz prawda zabija nadzieję. - część 3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*retrospekcja*

-Jesteś pewna, że właśnie tam się ukrył? - na twarzy Egona malował się strach i wątpliwości.

- Nie jestem tego pewna. Ale właśnie tam ja bym się ukryła. Straż nie ma pojęcia o tym miejscu. Przynajmniej mam taką nadzieję.

- Czy kiedyś ktoś umarł próbując trafić do środka? - spytał patrząc mi w oczy.

- Tak. Ale tylko dlatego, że nie wiedział jak to się robi. Tak się składa, że ja wiem. Więc przy odrobinie szczęścia nic nie powinno nam się stać. - mówiąc to złamałam uderzając o udo wojskowe flary i wrzuciłam je do wody chcąc oświetlić naszą drogę. - Weź dobry rozbieg i celuj po prostu w tą czarną dziurę. Wyprostuj nogi i ręce trzymaj przy ciele. Jak znajdziesz się w wodzie po prostu zanurkuj w dół i płyń przed siebie. Zostawię w wodzie flary byś wiedział w jaką stronę masz płynąć. Obiecuję, że to nic trudnego. - spojrzałam uważnie na horyzont. Nie widziałam nigdzie straży. Może tego wieczora mieliśmy mieć ogromne szczęście. - Widzimy się w jaskini? - spojrzałam na jego przerażoną twarz. - I pamiętaj by nabrać dużo powietrza w płuca. - uśmiechnął się do mnie blado. Wzięłam duży rozbieg i odepchnęłam się z całej siły stopami od urwiska. 

Przez całą drogę spadania w dół patrzyłam uważnie na to gdzie spadam. Wycelowałam idealnie. Chwilę przed uderzeniem nabrałam powietrza do płuc i przycisnęłam ręce do boków. Wpadłam do lodowatej wody niczym strzała w wodę. Natychmiast rzuciłam flarę na dno i zanurkowałam głębiej. Co kilkanaście centymetrów rzucałam na dno flary i płynęłam dalej czując lodowatą wodę na skórze i płonące pragnienie nabrania powietrza do płuc. Gdyby nie fakt, iż tak dobrze pływałam, nigdy nie zdecydowałabym się na ten skok. Dorzuciłam jeszcze kilka flar po czym z desperacją rzuciłam się w stronę światła przebijającego się z wnętrza jaskini. Byłam bliska powierzchni. Gdy tylko się wyłoniłam nabrałam łapczywie powietrza do płuc, pokasłując. Spojrzałam na zielonkawą poświatę oświetlającą jaskinię i na piaszczysty brzeg znajdujący się przede mną. Stała na nim ukryta w cieniu postać, która mierzyła do mnie z broni. Uniosłam ręce do góry w obronnym geście.

- Gaspar! To ja! - zawołałam i zaczęłam płynąć w stronę brzegu. Opuścił broń i rzucił się w moją stronę biegiem. Usłyszałam jak za mną z wody wyłonił się kaszlący Egon.

- Oszalałaś?! - zawołał i pomógł mi wyjść na brzeg. - Egon? - spojrzał całkowicie zszokowany na mojego przyjaciela. - Co wy tutaj do cholery robicie?

- Musimy wracać na brzeg. Już cię szukają i na pewno cię znajdą. Uciekając tylko ściągniesz na siebie karę. Egon, powiedz mu.

-Jesteśmy śledzeni. Mogą nas w każdej chwili namierzyć. Wiem, że bycie wygnanym z własnego sektora jest koszmarną wizją, ale mnie czeka to samo i już się z tym pogodziłem.

- Nie rozumiesz. Ja mam całą rodzinę do wykarmienia...

-Ja też stary. Ale uciekając ściągniemy tylko na nich karę nadal będąc zaciągniętym tam siłą.

- Ale ty? Od kiedy wiesz? Co potrafisz? - oddaliłam się od nich i rozejrzałam po jaskini. Rozmawiali zawzięcie na temat mocy i ich użycia a ja zaczęłam przeglądać zebrane w jaskini rzeczy. Znalazłam śpiwory, liny, drewno potrzebne na ognisko, broń i bardzo wiele jedzenia. Uciekinier mógł spokojnie przeżyć tutaj co najmniej tydzień.

- Misza! - obróciłam się w ich stronę. - Idziemy! Bierz ten pomarańczowy plecak. - Zebrałam potrzebne nam rzeczy i ruszyłam w stronę wody razem z nimi. Flary już zaczęły powoli gasnąć. Musieliśmy wydostać się na powierzchnię szybko, jeśli mieliśmy to zrobić jeszcze dzisiaj. Płynąc, czułam na plecach ciężar plecaka, który ściągał mnie w dół gdy płynęłam. Uczucie było niepokojące, jednak nie poddawałam się i płynęłam dalej za bratem wyznaczając drogę Egonowi. Gdy tylko wyłoniliśmy się łapczywie nabierając powietrza, już wiedziałam, że coś jest nie tak. Było zbyt jasno. 

Nad nami krążył helikopter oświetlając wodę dookoła. Na plaży znajdowały się dziesiątki żołnierzy. Zaczęłam się trząść. Bałam się wyjść z wody i dowiedzieć się co nas czeka za to co zrobiliśmy. W sumie nie zrobiliśmy nic podejrzanego ale ich i tak nie będzie to obchodziło. Mieli przy sobie broń. Czekało nas tylko najgorsze. Gdy tylko znaleźliśmy się na mieliźnie ku nam rzuciło się kilku żołnierzy, którzy nas unieruchomili i zaciągnęli siłą na brzeg. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć.

- Proszę mnie puścić. Nie rozumiem dlaczego jestem tak traktowana.

- Bo ja tak mówię. - moja twarz uderzyła o piasek. W ustach poczułam krew wypływająca z mojej wargi, którą przez przypadek ugryzłam podczas upadku.

- Nic nie zrobiliśmy. - krzyczałam dalej. - Prawo nie zabrania pływania w morzu. - dodałam plując piachem.

- Zabrania, jeśli robią to poszukiwane osoby. - uderzył mnie wierzchem dłoni w twarz. Zapiekły mnie oczy od wstrzymywanych łez. - Jeszcze raz się odezwiesz nieproszona, a uciszę cię w okrutniejszy sposób. - mężczyzna stojący nade mną posłał mi szelmowski uśmiech. - Grzeczna dziewczynka.

- Nie wiedzieliśmy, że jesteśmy poszukiwani.

- Oczywiście, że wiedzieliście. Czy to nie dlatego byliście spakowani i ukryliście się w tej podwodnej jaskini? - Gaspar miał zaskoczoną minę. - Myśleliście, że nie wiedzieliśmy o tej jaskini? - zaśmiał się ochryple. Jego łysa głowa niemalże świeciła w ciemności. Był to umięśniony, niezbyt wysoki mężczyzna o twarzy przypominającej fioletowego, agresywnego buldoga. - Czas na was. Trzynastko i dwójko. Zapraszam was na pokład. - wskazał na helikopter lądujący na piachu nieopodal nas. 

Huk wiatru i jego moc, poczuliśmy wszyscy na swoich twarzach. Gryzący piach dostał się do naszych oczu. Nic nie widzieliśmy. Poczułam mocne uderzenie pałką w plecy. Słyszałam odgłosy szarpaniny i wiedziałam, że jeśli teraz nic nie zrobię, na zawsze stracę przyjaciela i brata. Desperacko przecierałam oczy i podniosłam się obolała na nogi i rzuciłam się biegiem w stronę odciąganych siłą chłopaków. Z każdym krokiem zrobionym w ich stronę czułam spływające po mojej twarzy łzy. Moczyły moją oblepioną piachem twarz. Żołnierze rzucili się na mnie, by powstrzymać moje ruchy. I nagle poczułam, że coś we mnie się zmienia. Z każdym moim krzykiem i błaganiem miałam wrażenie, że w moich żyłach zaczyna płynąć ogień. Im mocniej się szarpałam, tym uczucie było coraz bardziej obezwładniające. Mój brat był właśnie wpychany do helikoptera wraz z Egonem.

- Gaspar! - zawołałam. Odwrócił twarz w moją stronę. Jakimś cudem mnie usłyszał. - Gaspar kocham cię! - moją klatką piersiową wstrząsnął szloch. I wtedy to się stało. Do mojego serca dotarła fala ognia krążąca po moich żyłach. Wokół mnie zatańczył ogień liżący moją skórę. Zawyłam z bólu rzucając się na piasek, w krzyku przepełnionych cierpieniem. Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje. Żołnierze spanikowani zaczęli osypywać mnie piachem i gasić mnie materiałem ich ubrań, jednak nic to nie dawało. Dotarły do mnie krzyki żołnierzy.

- Który z nich ją podpalił?! - krzyk dowódcy, którego twarz wyrażała tylko i wyłącznie furię wydawała się jeszcze straszniejsza w płomieniach, które trawiły moje ciało.

- Nikt, sir! - odezwał się jeden z nich formalnie. W jego twarz został wymierzony celny cios. Upadł na piach niczym szmaciana lalka. - Sama zaczęła płonąć. - wydukał z siebie wypluwając na piach krew, która uzbierała się w jego ustach. W oddali ujrzałam oniemiałego Egona i Gaspara uderzającego ręką w szybę helikoptera. Dowódca tylko mi się przyglądał. Zamknęłam oczy i zdecydowałam się umrzeć płonąc u jego stóp gdy nagle ogień, który mnie trawił cofnąć się do moich żył i serca. Całe moje ciało drżało z wysiłku, dyszałam głośno łapiąc do płuc chłodne morskie powietrze. Spojrzałam na swoje nietknięte ogniem dłonie i nogi. Pomimo mojego cierpienia nic mi się nie stało. Moje ciało było zdrowe. Byłam całkowicie zszokowana. Nie dotarło do mnie, że zostałam podniesiona do pionu i obserwowana dokładnie przez żołnierzy.

- Panowie, chyba stał się cud. - powiedział dowódca. - Byliśmy świadkami objawienia się mocy. I w tym przypadku, ta oto tutaj panna, uratowała swojego brata. -  Kiwnął w stronę Gaspara. Został wypuszczony z helikoptera. Rzucił się w moją stronę i rozpaczliwie mnie do siebie przyciągnął i zamknął szczelnie w swoich ramionach. Płakał.

- Myślałem...myślałem, że nie żyjesz. - wydukał. Pogładziłam go po plecach.

- To doprawdy bardzo wzruszające. Siostra, która zastąpi brata. - Gaspar cały zesztywniał.

- Zastąpi? - spytał głosem przypominający echo głosu dowódcy.

- Mając do wyboru ogień jak ten a twoją żałosną umiejętność latania...myślę, że wybór Halo jest oczywisty. Brać ją. - bez oporów dałam się poprowadzić w stronę helikoptera, w którym już czekał na mnie Egon. Gaspar rzucił się mi na ratunek używając nawet swojej mocy, jednak został natychmiast powstrzymany.

- Powiedz ojcu, że go kocham! - zawołałam przez łzy. - Zaopiekuj się wszystkimi i powiedz im, że niedługo się zobaczymy! - dodałam, nie wiedząc jednak, iż zobaczę ich ponownie tylko i wyłącznie martwych.

Gdy wsadzono mnie do pojazdu i zapięto na mnie pasy spojrzałam w dół na brata otoczonego wojskowymi i na oddalające się ode mnie miasto, w którym się wychowałam i które kochałam całą swoją duszą. Poczułam w swojej dłoni szorstkie palce Egona, które dodały mi trochę otuchy. Spojrzałam na niego uważnie. Jego twarz ukryta była w mroku helikoptera, jednak nawet w ciemności widziałam blask jego oczu. Oddychał ciężko z powodu targającymi go emocjami.

- I co teraz z nami będzie? - spytał głosem człowieka spoglądającego w przepaść przed samobójczym skokiem.

 - Przeżyjemy Egon. - odwróciłam od niego twarz by ukryć łzy mocniej ściskając jego ciepłą dłoń – Po prostu przeżyjemy. - powtórzyłam cicho i przygryzłam wargę do krwi, gdy ostatnie światła mojego miasta zniknęły za horyzontem.

--------------

I teraz wiecie jak to się zaczęło :)

All the love! S.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro