Jedna matka ci nie wystarczy - 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ten rozdział miał być taki luźniejszy, chyba mi wyszło.
°°°

Bank już nie będzie mógł dopominać się o spłatę długów, szach mat.
~

Ledwo się powstrzymywałam, by nie wydać tragicznego westchnienia - gdy tsunami dzieci zaczęła się wylewać ze szkoły, pod którą stałam. Pod, którą stałam bo czekałam na Chłopca.

Co ty robisz najlepszego?! Czym ty jesteś? Jego matką!?

Moja podświadomość dręczyła mnie od samego rana.

Hej, ale przy jakiej innej okazji miałabym go zgarnąć? To jedyna lokalizacja jaką mi podał.

Spróbowałam zignorować dziwne spojrzenia, jakie wysyłali mi niektórzy uczniowie. Przez chwilę nawet myślałam, że zaczęłam gadać na głos - ale przypomniałam sobie czym jestem i jaką fascynację muszę wzbudzać, nawet będąc porysowaną jak cholera.

Z resztą, tak mam pewność, że trafi od razu do mnie.

Stałaś się wielkim, zabójczym robotem, a postanawiałaś dawać korepetycje jakiemuś dzieciakowi. Niesamowite.

To tylko punkt zaczepienia, do niezawodnego źródła informacji. A wiedzy nigdy dość, drogi wewnętrzny głosie.

Po dłuższej chwili, przyglądania się wszystkim uczniom po kolei - w końcu dostrzegłam charakterystyczną - czarną czuprynę chłopaka.

Stanął w przejściu, obiema rękami trzymając ramiączka od plecaka i przesuwając spojrzeniem po zaparkowanych samochodach. W końcu zatrzymał je na mnie, a ja miałam wrażenie, że dostrzegłam na jego twarzy cień uśmiechu.

...

Który zaraz potem zamienił się w wielką konsternację, a następnie zakłopotanie. Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na jego oczy, które skakały to ze mnie - to z granatowego motoru, który wcześniej został prze zemnie jakoś pominięty.

No tak.

W sumie to nawet zapomniałam, o tej słynnej opiekunce do dziecka.

Kurde.

Nastolatek przez chwilę stał, blokując przejście w drzwiach - ku niezadowoleniu przechodzących, a następnie wzdrygnął się i powolnym krokiem udał się do motocyklu.

Mnie całkowicie olewając.

°°°

– Zastanawiałeś się kiedyś, co byś zrobił gdybyś nagle obudził się w ciele człowieka? – Siedząc na lekkim wzniesieniu, założyłam nogę na nogę i powoli - oraz z gracją sączyłam trzymaną kostkę Energonu.

Moje spojrzenie nie zatrzymało się na niczym specjalnym. Pozwoliłam mu błądzić bez celu, po zardzewiałym pomieszczeniu - bardziej skupiając się na tym co działo się w mojej głowie.

Po tym, jak spotkanie z chłopcem nie poszło po mojej myśli - musiałam szukać rozrywki gdzie indziej. W tym wypadku trafiło na niezawodnego mecha.

– Wypuść mnie. – Powiedział, jakoś tak bez entuzjazmu Bob. Jego głowa była schylona ku dołowi, a on sam unikał patrzenia na mnie.

Zamknęłam na nim moją optykę.

Kto by pomyślał, że ten jeden con będzie taki wytrzymały. Normalnie jak karaluch, który po setnym uderzeniu kapciem - nadal w pełni zdrowy wchodzi ci na twarz nocą.

Wzdrygnęłam się.

Nie Polecam.

– Nie, no ale postaraj się to sobie wyobrazić... – Uniosłam ręce ku górze.
– Lubię słuchać takich rzeczy, zawsze mnie to relaksowało, wiesz?

Ten lekko przechylił głowę w moim kierunku, błyskając na mnie optyką.
– Nie będziesz taka zrelaksowana, jak Megatron dostanie cię w swoje ręce.

– Okej! Kim do cholery jest ten koleś!?

Zmarszczyłam się, po raz któryś z kolei słysząc to dziwne imię. Bob wydawał się mieć jakąś dziwną obsesję na jego punkcie, co z początku nawet śmieszyło - ale teraz było z lekka irytujące.

Oczywiście, snułam domysły na temat tego kim ów Megatron mógł być.

Czasami.

Po samej jego nazwie w sumie można było wywnioskować, że to jakiś tyran. Mieli oni w zwyczaju dodawać do swoich pseudonimów "Mega", "Super", albo " Zabójczy".

Wiecie, aby podczas niszczenia wszechświata mogli je wrzeszczeć, przez co ludzie od razu wiedzieli by, że " Mmmm... Tak... To ten niegrzeczny i groźny typ. Trzeba uciekać".

Tak przynajmniej było w filmach.

Bob spojrzał na mnie, jakbym co najmniej była chora na głowę.

– Chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz kim jest Megatron? – Zapytał z niedowierzaniem.

Tak.

Właśnie o to zapytałam.

Uniosłam grzbiet optyczny.
– A powinnam?

Ten wydał odgłos, jakbym przywaliła mu między nogi - a następnie, jego wizjer zabłysnął światłem podniecenia i niepohamowanej ekscytacji. Już wtedy powinnam wiedzieć, że coś z tym typem jest bardzo nie tak.

Nie, abym wcześniej tego nie wiedziała... Po prostu...

Megatron. Najsilniejszy Mech. Bezwzględny niszczyciel, bez grama współczucia i empatii. Dowódca Decepticonów i Dowódca w ogóle. A w przyszłości władca wszechświata! – Poinformował mnie, zaaferowany.

Cóż.

Czyli tak jak myślałam.

Co za zaskoczenie.

Czułam się tak niezręcznie, że aż musiałam wziąć kolejny łyk Energonu.

– No i... – Kontynuował – Ostatni Mech, jakiego zobaczysz... O ile to nie ja cię najpierw rozszarpię.

Przez chwilę patrzyłam na Boba z szeroko otwartą optyką, oraz rozdziawioną buzią, ale po chwili postanowiłam zapytać.
– Skoro ten twój... Megatron... Nie ma współczucia, ani empatii, to czemu miałby obchodzić go twój los? – Zapytałam szczerze zaintrygowana.

Bob znieruchomiał na chwilę, a następnie wpadł w poważną konsternację.

– Bo nienawidzi Autobotów. – Uciął krótko, a następnie odwrócił hełm urażony.

Nie zdołałam powstrzymać westchnięcia. Odłożyłam, pustą już kostkę Energonu na złomowy stolik i wyprostowałam nogi - by te mogły swobodnie zwisać.

Już miałam zapytać, czy widzi gdzieś na mojej zbroi znak Autobotów, ale w tym momencie usłyszałam ciche wołanie - dochodzące z korytarza.

Moje spojrzenie tak jak i Bob'a wystrzeliło w tamtym kierunku.

Przez chwilę dochodziłam do tego, kto to do cholery mógł być, ale wtedy przypomniałam sobie...

Chłopak?

Czy on tak po prostu wbił na moje złomowisko?

Skrzyżowałam spojrzenie z moim więźniem i syknęłam cicho.
– Możesz sobie jęczeć do woli i tak nikt ci nie pomoże – Po czym, nie dając mu czasu na reakcję - opuściłam pomieszczenie.

°°°

– Hej... Coaster... – Powiedziała, mała istota ludzka - patrząca na mnie z dołu.

Natychmiastowo opłynęło mnie zażenowanie.

Prawdopodobnie zdziwienie i niesmak było widać o mojej twarzy, bo nastolatek zaśmiał się ciepło.

– Zapamiętałeś drogę? – Nie mogłam się powstrzymać od oczywistego pytania, ignorując... To jak mnie nazwał...

Dzieciak uniósł brwi, patrząc na mnie skretyniałym spojrzeniem.
– Urodziłem się tutaj... Znaczy! W Nevadzie, nie na złomowisku... – Odchrząknął zakłopotany.
– Myślisz, że nie znam tego miejsca?

Patrzyłam na niego zdziwiona przez chwilę, po czym zwężałam oczy i wydałam rozbawione chrząknięcie.

– Dobrze wiedzieć. – Powiedziałam niskim głosem, po czym wskazałam ruchem głowy złomowy pagórek. – Miejmy to już z głowy.

Dzieciak pokiwał głową, unosząc kąciki ust ku górze.

Już mieliśmy skierować się do mojej luksusowej siedziby, ale moją uwagę zwrócił oddalony dźwięk silnika.

Znieruchomiałam, przez co chłopak zrobił to samo i zaczęłam nasłuchiwać.

– Coś nie tak...? – Zapytał, gdy nie ruszyłam się przez dobrą chwilę.

Cicho modliłam się, by był to jedynie przejeżdżający niedaleko - samochód, ale ryczenie silnika zbliżało się z każdą sekundą. W końcu posłałam groźne spojrzenie nastolatkowi.
– Miałeś o mnie nie mówić!

Ten wyglądał jakby nie wiedział, o czym gadam - jednak zaraz potem jakby usłyszał ten sam dźwięk co ja. Jego mimika zmieniła się natychmiast wyrażając nieopisane przerażenie.

– O cholera... – Powiedział, z oczami szerokimi jak talerze.

Dokładnie tak.

O cholera.

Szybko przemieniłam się w mój tryb alt, akurat w momencie - gdy samotny, granatowy motor wjechał na moje złomowisko.

Dzieciak szybko, oparł się całym ciężarem o mnie.

Nawrzeszczałabym na niego, gdyby nie sytuacja.

Motor zatrzymał się z piskiem opon i prawie natychmiast zaczął się transformować.

Nim się obejrzałam, przed nami zawisła - nie tak duża jak ja, wściekła, zrobotyzowana Femme.

Prawdopodobnie, gdyby nie zaczęła się od razu drzeć - usłyszała by moje ciche jęknięcie.

Szczerze. Była pierwszą femme jaką ujrzałam.

Moje ciało zostało zbudowane, natomiast ona była wcieloną fembotką.

Mało kto by uwierzył ile bym dała w przeszłości by dostać ją w swoje ręce.

– Arcee... – Zaśmiał się zakłopotany nastolatek.

Czy ty jesteś normalny?! – To były jej pierwsze słowa. Widocznie jeszcze nie wiedziała czym jestem. Mam nadzieję.

Zaśmiałam się w duchu.

To będzie niezłe.

– Przecież mogłeś sobie zrobić krzywdę! Ja mogłam zrobić ci krzywdę! – Kontynuowała, a ja nie za bardzo wiedziałam jak mam interpretować jej słowa.

Czyżby chłopak uciekał przed swoją opiekunką by się ze mną spotkać?

Ale, że co? Rzucił się z pędzącego motoru, czy jak?

– Mówiłem, abyś dzisiaj zrobiła sobie wolne! – Dzieciak splótł ramiona i odmówił spojrzenia na fembotkę.

Co za melodramat.

– Wolne? – Zapytała trochę agresywnie – Wolne!? – Powtórzyła.
– Decepticony nie robią sobie wolnego! Nie bez powodu odbieram cię ze szkoły! I od kiedy ty masz z tym problem?

Dzieciak odmówił też odpowiedzi.

Femme przez chwilę patrzyła na niego wściekła, a następnie jej zabójcze spojrzenie wystrzeliło w moim kierunku.

Ledwo powstrzymałam dreszcze.

– Co to jest? – Zapytała, wskazując na mnie palcem.

To?

Nastolatek nadal się o mnie opierając, rzucił na mnie okiem.
– Cóż... Wygląda jak czterokołowiec. – Powiedział, jakby to było oczywiste.

– I po co ci on? – Brnęła dalej.

Oh, boy.

– Rozwijam się, okej! – Wypalił, rozkładając ręce.
– Jestem nastolatkiem! Potrzebuję czasami pobyć w samotności i skupić się na moich zainteresowaniach! – Skierował się w moją stronę i pogładził mnie z największym uczuciem i poświęceniem jaki widziałam i czułam.

– Mieli to przerobić na części, ale uznałem, że może się jeszcze przydać... – Jęknął cicho, kierując głos na melancholijne tony.

Ta uniosła na mnie brew, ale po chwili złagodniała.
– Eh... Wszystko jestem w stanie zrozumieć, ale nie wybaczyła bym sobie gdyby coś ci się stało.

– Wiem, ale wyobraź sobie, że ty też nie masz ani chwili prywatności.
– Spojrzał na mnie – W dodatku chciałbym się tym nacieszyć.

Jej nastawienie ponownie się zmieniło.

Matko, jest jeszcze bardziej rozchwiana emocjonalnie, niż ja.

- Co?

Dzieciak, zrobił minę jakby właśnie nadepną na mine piechotną.
– W końcu, kto na codzień ma szansę pojeździć quadem?

Woah...

Właśnie powiedziałeś robotowi - kosmicie, że wolisz zwykły ziemski czterokołowiec, niż jego.

Mam nadzieję, że do kobiet nie masz równie beznadziejnego podejścia.

I nie wiem czemu, ale  widząc spojrzenie jakim mnie obdarzyła fembotka, miałam wrażenie, że chyba wbrew sobie zostałam wciągnięta w jakiś chory rodzaj rywalizacji.

Pięknie.

°°°
To tyle na dzisiaj.
I ja ciee..
Już dziesiąty rozdział ^^
Ale mi to szybko poszło.
A nadal to nie jest nawet 1/3 Historii, heheh...
Heh..
Um.
Jakbyście zobaczyli gdzieś błąd, to dajcie znać. Mój edytor tekstu ma focha i nic nie podkreśla, więc poprawiłam to co sama wyłapałam.

Do następnego
~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro