Kwiaty Cybetronu - 52 cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Okej, postanowiłam wdrążyć w życie pewien wątek, który został mi sprzedany przez  MurielMeg a to dlatego, że będzie świetną przerwą między zakończeniem dwóch poprzednich wątków, po których nastąpi koniec części pierwszej tego opowiadania. Z początku miał być to parodyjny dodatek, ale zmieniła mi się trochę koncepcja, więc dodaję to do głównej opowieści.
°°°

Pipczenie mojego komunikatora gwałtownie wyrwało mnie ze snu. Irytujący dźwięk był na tyle głośny, że moja obolała głowa zapulsowała grubym bólem, powodując, że wydałam z siebie cierpiętniczy jęk.

Jasna cholera, jak to bolało!

Ledwo przytomna podniosłam się z koi, pocierając miejsce skąd promieniowało najbardziej. Miałam normalnie wrażenie, że ktoś mnie porządnie łupnął w kask.

Myśląc jednak nad tym, czy rzeczywiście tak się nie stało zorientowałam się, że nawet nie pamiętam kiedy kładłam się spać. Jedyne co mi świtało to maraton serialowy z Agentem Fowlerem, który specjalnie po to przyszedł na noc do bazy.

Musieliśmy ostro zaszaleć. Ciekawe na jakim odcinku skończyliśmy.

Miał też całkiem fajną piżamkę tak poza tym.

"Cooooooo..." - Wysyczałam do komunikatora, opierając się czołem o rękę.

"Pobudeczka królewno. Jedziemy w tropiki." - Usłyszałam markotny głos Ratcheta.

Zamrugałam tępo.

W tropiki?

"W tropiki?" - Zdziwiłam się, posłusznie jednak wstając. Zawahałam się lekko, jak na chwilę zrobiło mi się ciemno przed optykami.
"Żartujesz sobie ze mnie? Źle się czuję, Ratchet. Nie mam na to nastroju.

Mech chrząknął lekko.
"Co ci dokładnie jest?"

Drapiąc się po udzie, posłusznie wydostałam się z mojego pokoju. Syknęłam kiedy promienie światła gwałtownie oświetliły mi twarz, osłaniając się ręką.
"Po prostu..." - Jęknęłam.
"Jestem zmęczona..."

"Huh! Może gdybyś ładowała się regularnie, zamiast marnować czas na oglądanie tych ludzkich tworów, to skończyłoby się to inaczej!" - Owalił mnie powodując, że skrzywiłam się pod nosem.

- Odezwał się... - Szepnęłam sama do siebie.

Po krótkim spacerze znalazłam się w bazie, gdzie stała cała drużyna, czekając zapewne jedynie na mnie. A przynajmniej tyle zrozumiałam po ich wspólnym, zirytowanym jęku w stylu "No w końcu!".

- Co to za puszcza? - Jęknęłam ze średnim entuzjazmem.
- I na kiego w niej ja? Nie mam humoru, serio... - Dodałam, jakby była to jakakolwiek nowość.

- Dzień dobry, Rollercoaster. - Optimus uśmiechnął się w moim kierunku, zwracając tym samym moją uwagę.
- Wszyscy idą, podejrzewam, że udało nam się namierzyć kolejny przedmiot pochodzący z Cybetronu! - Powiedział radośnie.
- I widocznie Decepticony nie mają o nim pojęcia.

- Chyba chciałeś powiedzieć, że Wheeljack'owi udało się go namierzyć! - Wściekł się Bulkhead, powodując, że dowódca zakłopotał się nieco.

- Tak, zaiste... - Odchrząknął.
- Podobno podczas swojej... Podróży... Ludzie pokazali mu pewien pomnik, który opisał jako "Znajomy". - Poinformował zwięźle.

- Nadal ciekawi mnie, czemu powiedział nam o tym dopiero teraz... - Mruknęła botka, kręcąc głową z powątpiewaniem.

- Jackie ma swoje własne kryteria spraw ważnych i ważniejszych. - Bulkhead zachichotał jak nastolatka.

Słuchałam ich, gapiąc się jak cielak w mojej żałosnej postaci. Serio, kolejna misja to ostatnie na co miałam teraz ochotę. Pamiętając o ty, że każde znalezienie reliktu kończyło się moją porażką.

- Oezu... - Mruknęłam żałośnie, co przyciągnęło zdziwione optyki wszystkich.
- Kolejny!? Ile ich jeszcze!? - Rozłożyłam ręce zniecierpliwiona.

- Powinniśmy się cieszyć, Rollercoaster. Rzadko zdarza się nam taka okazja - Zganił mnie dowódca, co przyczyniło się jedynie do większego spadku mojego nastroju.
- Szczerze nie sądziłem, że ta jego eskapada będzie dla nas w jakikolwiek sposób korzystna... - Przyznał po chwili, pocierając lekko swoją twarz.

- Nie nie doceniaj Jackiego Optimusie! Nadal nie rozumiem, czemu wyrzuciłeś go z bazy! - Bulkhead zdawał się mieć o to niego wielki żal. Chyba nawet większy, niż sam Wheeljack, który w żaden sposób tego nie odczuł.

- Nie denerwuj się przyjacielu... - Próbował złagodzić go Prime, odwracając się w stronę mostu ziemnego. Jak reszta z resztą. - Wheeljack wiele razy nam pomógł, jednak... - Zawahał się lekko, widząc jak Bulk marszczy się.
- Mamy inne poglądy na niektóre sprawy... - Westchnął, wchodząc nieśpiesznie do portalu.

Posłusznie podążyłam za nimi, nawet nie siląc się na prostowanie. Czułam się szczerze jak zjawa, która zwyczajnie podążała za wszystkimi.

- ... W dodatku nie podoba mi się to w jaki sposób pokazał się ludziom... Być może nie są na tyle rozwinięci, abyśmy odnieśli jakieś większe szkody, ale jednak... - Mówił dalej dowódca, będąc do nas tyłem.

- Ohhh... Jakbyście wy nie robili tego prawie za każdym razem... - Mruknęłam cicho pod nosem, co przyciągnęła parę spojrzeń, jednak nikt nie wysilił się na odpowiedź.

No tak, ta trójka ludzkich dzieci o niczym nie świadczy.

Zachwiałam się lekko, kiedy naszły mnie mdłości po przejściu przez most ziemny i oparłam się o najbliższe drzewo, których akurat okazało się być całkiem sporo. Bowiem byliśmy w prawdziwiej dżungli.

- Dobrze się czujesz, Rollercoaster? Bo nie wyglądasz za dobrze... - Zainteresował się Optimus, podchodząc do mnie.

Jakbym wam wcale nie powiedziała, że nie mam nastroju. No naprawdę.

- I czuję się dokładnie tak samo jak wyglądam, Prime. - Warknęłam, osłaniając się przed nim otwartą dłonią. Zaraz potem zwyczajnie stanęłam na nogi, pokazując, że wszystko dobrze.

Ten pokiwał głową z aprobatą.
- Nie idź z tym do Ratcheta, jestem pewien, że samo ci przejdzie. - Powiedział, uśmiechając się szeroko na co parsknęłam z odrazą.

Widocznie nasz dowódca brał praktyki u swojego przyjaciela.

- Nawet nie zamierzałam. - Burknęłam szczerze.
- Ostatnie czego mi teraz trzeba, to rażenie prądem... - Dodałam, przypominając sobie, że medyk zrobił sobie z tego nie małą rozrywkę.

Mech, uśmiechnięty wrócił do prowadzenia naszą ekipą jakąś tylko jemu znaną ścieżką, która została mu podana przez żaglogłowego. Przez chwilę odprowadzałam go wzrokiem, wydając dramatyczne westchnienie, kiedy botka niepostrzeżenie uderzyła mnie w plecy.

- Nie jęcz, Coaster. Dzisiaj wyjątkowo nie będziemy się musieli wysilać - Pocieszyła mnie botka, ignorując zabójcze spojrzenie, które jej wysłałam. Zaraz potem wyprzedziła mnie radośnie.

Wszyscy się czegoś nawdychali, czy jak?

Po krótkim spacerze, w którym wsłuchiwałam się w gadanie Bulkhead'a, opowiadającego jakąś zawiłą historię Optimusowi, w końcu natknęliśmy się na pilota.

Znaczy, szczerze to nie sądziłam, że przyjdzie mi go spotkać, ale z tego co wyniosłam, to bez niego próba pogadania z dzikusami byłaby problematyczna.

Ten stał, oparty o jakieś drzewo i udawał, że jeszcze nas nie zauważył, bawiąc się swoim granatem. Dopiero jak zbliżyliśmy się wystarczająco, łaskawie odwrócił się w naszą stronę z olbrzymim uśmiechem na ryju.

- Drużyna Prima! - Krzyknął entuzjastycznie, a następnie rzucił się na Bulkhead'a, dając mu w ramię po przyjacielsku.

Tamten w odpowiedzi śmiejąc się głośno, wziął jego głowę pod pachę i zaczął ją pocierać pięścią, czym mech osobiście się nie przejął.

Patrzyłam się na to z odrazą.

Nie widzieliście się z cztery dni.

- Co słychać!? - Podniecił się rozkładając ręce, jednak nawet nie czekał na to, aż ktoś mu odpowie, bo jego optyka natknęła się na mnie.
- Coaster... - Wymruczał w moją stronę, kiwając lekko głową.

Jego entuzjazm był z lekka niepokojący, w dodatku patrząc na to w jakim nastroju był, gdy widziałam go ostatnio.

Nie odpowiedziałam mu, kierując obojętny wzrok na krzaki obok, gdzie zauważyłam wielkiego, czarnego chrząszcza. Było to zaiście interesujące.

- Witaj, Wheeljack. - Odezwał się dowódca, również kiwając głową, co zwróciło uwagę mecha.
- Mam nadzieję, że ludzie zareagują tak jak mówisz. Nie chcę niepotrzebnych kłopotów z rodzajem ludzkim - Dodał nieco poważniej.

Żaglogłowy przewrócił ostentacyjnie optykami. Następnie odwrócił się do nas plecami, postanawiając przejąć prowadzenie naszą grupą.
- Mogą być z początku trochę wstydliwi, ale zaklinam cię Prime. To swój organiczni! - Powiedział, robiąc ruch ręką.
- Może mają dziwne zwyczaje powitalne, ale nie mnie oceniać.

Ostrożnie wzięłam chrabąszcza z pnia, zaintrygowana jego wyglądam i pogoniłam za drużyną. Przez chwilę przyglądałam mu się z bliska, ostatecznie kładąc go sobie na ramieniu, czemu nie protestował.

- Dziwniejsze, niż twoje? - Udzieliłam się, przypominając sobie o jego fascynującej opowieści z panelami od drzwi. Mój wzrok jednak nadal był utkwiony w żuku.

Ten zarechotał dziko, powodując, że Arcee i Optimus spojrzeli po sobie sceptycznie.
- Myślę, że się przekonasz... - Powiedział mrocznie.

Nim się zorientowałam, a wszyscy zatrzymaliśmy się na skraju prymitywnej wioski. Miliony oczu za to wyglądało przez szczeliny gałązek, przyglądając nam się badawczo.

Cała nasza banda stanęła jak kołki, nie za bardzo wiedząc co dalej. Nawet mój chrabąszcz postanowił wyciągnąć skrzydełka i odlecieć z mojego ramienia, czemu próbowałam zapobiec, ale ze smutkiem musiałam się pożegnać z nowym przyjacielem.

Pilot z wielkim zadowoleniem położył ręce na swoich biodrach, czekając, aż jego ziomki postanowią opuścić swoje prymitywne mieszkania. My za to czekaliśmy na to z wielkim powątpiewaniem.

- To się skończy źle. - Mruknęła do mnie botka, na co niezwłocznie pokiwałam głową.

- Patrząc na to jak zawierał przyjaźnie wśród Wreckerów, śmiem wątpić, że oni rzeczywiście są pozytywnie do niego nastawieni... - Wtrącił się ukradkiem dowódca.

- Hej wam! - Wheeljack nagle ruszył na przód, charyzmatycznie celując rękami w stronę oszołomionych dzikusów.
- Tęskniliście?

- Co ty robisz, Wheeljack! - Próbowała Arcee głośnym szeptem, ale została olana.

Ku naszemu zdziwieniu jednak, ci nagle zaczęli podnieceni szeptać miedzy sobą i wychodzić ze swoich domów.

- Ahh! - Zawył nisko Wheeljack, widząc pewnego rosłego mężczyznę z tatuażem na brodzie.
- Stary! - Krzyknął, klaszcząc pojedynczo w dłonie i klękając przed towarzyszem, który wyszczerzył się na jego widok.
- Widzę, że nadal żyjesz! Cóż, umieranie przez jad tego długiego stworzenia nie jest takie szybkie jak myślałem... Tak trzymaj! - Mruknął, pocierając jego długie, czarne włosy co spotkało się z radosnym kiwaniem głową.

Mech odwrócił się za siebie, gdy mała dziewczynka poklepała go po nodze, robiąc następnie wstydliwą pozę.

- Ah! Cześć ślicznotko! Co słychać? - Bot, nachylił się w stronę dziewczynki, która ze śmiechem klepnęła go w ramię i szybko uciekła za tyły matki, która nadal była schowana w swoim domu.

Wszyscy patrzyliśmy się na to zidiociale, dając wszystkim owadom szczególny dostęp do naszych przełyków. Wheeljack. Wheeljack, który był w stosunku do ludzkiego gatunku mocno obojętny, wparował sobie do tej wioski, jak do siebie i...

I...

Co tu się dzieje!?

Mech przez chwilę jeszcze wymieniał się pozdrowieniami z podnieconymi dzikusami. Następnie spojrzał na nas, widocznie usatysfakcjonowany naszym szokiem.

- Kochają mnie tu... - Szepnął w naszą stronę, osłaniając się ręką.

To wyjaśnia wiele, jeśli chodzi o twoje nastawienie.

- Uhmm... - Zaczął niezręcznie Bulkhead.
- Czy oni w ogóle rozumieją co do nich mówisz?

Ten roześmiał się wesoło, powodując, że parę innych osób również to zrobiła.
- Szczerze wątpię. - Przyznał.
- Wystarczy jednak, że będziecie się uśmiechać i kiwać głową! Serio mówię, pokochają was!

Przez to, że bot zaczął się bezpośrednio zwracać do nas, i oni w końcu zwrócili na nas uwagę. A ja mogę przyrzekać, że ich podniecenie opadło.

Reszta pamiętając co powiedział mech, natychmiast wyczarowała niezręczne uśmiechy na swoich ustach...

No z wyjątkiem mnie...

Chyba właśnie dlatego pewien śmiały, młody mężczyzna w długich włosach zaczął się do mnie zbliżać. Zamrugałam na to zaskoczona, tym bardziej, że reszta drużyny rozstąpiła się lekko na boki.

Dzikus stanął sztywno i zadarł głowę do góry, patrząc się na mnie wyzywająco.

Odwzajemniłam to spojrzenie.

- Uśmiechnij się, Coaster. - Wysyczała Arcee przez zęby, nadal jednak mając niezręczny uśmiech na twarzy.

Przez chwilę ani drgnęłam, bijąc się z mężczyzną na spojrzenia. Uznałam jednak zgodnie, że nie jest dla mnie jakieś wielkie poświęcenie. Dlatego też przyklękłam na jedno kolano, unosząc moje wargi.

- Cześć pajacu, którego języka nie rozumiem. - Przywitałam się niskim tonem.

Ten nadal się na mnie gapił.

Następnie zgarnął z ziemi garść błota (błagam, niech to będzie coś równie przyziemnego jak błoto!) i cisnął mi nią prosto w twarz.

Drużyna westchnęła przerażona, zapewne martwiąc się o życie człowieka.

Bowiem przez chwilę trwałam nieruchomo, ze spływającym mułem z mojej twarzy. Gdzieś w tle słyszałam jak Wheeljack wybucha niekontrolowanym śmiechem.

Następnie czując jak bulgoczący jad, napływa do mojej klatki piersiowej, starłam błoto ruchem ręki i zawarczałam groźnie.

- Nie waż się Rollercoaster, musimy... - Próbował Prime, ale ja już zatopiłam rękę w podłożu i chlusnęłam całą falą błota na młodzika.

Prime się patrzył.

Ja się patrzyłam.

Dzikus się patrzył.

Wheeljack się śmiał.

Ktoś szeptał w tle.

- Wolololololololo! - Wydarł się nagle mężczyzna, unosząc pięść do góry zwycięsko.

- Wolololololololo! - Powtórzył tłum, który następnie rzucił się na nas z podnieconym jazgotem.

Zostaliśmy normalnie osaczeni z każdej strony przez ciekawskich ludzi, którzy bez żadnych oporów macali nas po zbroi i gadali coś w swoim jęzku. Większość to byli mężczyżni, bowiem kobiety nadal chowały się w swoich domach, kurczowo trzymając dzieci, które próbowały pobiec w naszym kierunku.

Jako, że byłam najniżej, oberwało mi się najbardziej.

- Inicjacja... - Szepnął zaintrygowany Prime.

- Jakoś czuję się niezręcznie... - Mruknął Bulkhead, unosząc nogę, kiedy dwóch chłopców próbowało się po niej wspiąć.

- Uważaj aby ich nie podeptać! - Przestrzegł Prime, który miał z tym chyba największy problem.
- Brak im jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego.

- Cieszą się Prime! - Arcee uśmiechnęła się, również klęcząc i wyciągając rękę w stronę zgromadzonej wokół nas obu, wielkiej grupy mężczyzn, która robiła wymowne gesty masowania się po klatce piersiowej, wydając przy tym masę wymownych murknięć i chichotów. Ta jednak zdawała się nie wiedzieć o co im chodzi, bo roześmiała się radośnie.

Obserwowałam to wszystko nie za bardzo mogąc się odnaleźć w tym co się tu do cholery dzieje. Dlatego mrugałam tylko sporadycznie, z szeroko rozdziawioną buzią. Dopiero głośny jazgot jednej z kobiet i pisk innej, zwrócił moją jak i Arcee uwagę.

Pewna staruszka wypadła z chatki, wlecząc za sobą jakąś młodą dziewczynę, która płakała coś w swoim języku i za wszelką cenę próbowała się wyrwać. Ta jednak z mordem w oczach, zaczęła przebijać się przez zgromadzonych wokół nas facetów, stając twarzą w twarz z nami.

Zaraz potem zaczęła opierdzielać młodych mężczyzn, wskazując na nas, a następnie na dziewczynę, która musiała być jej córką. Nie uszło uwadze nikomu, że zawzięcie wskazuje na nasze robo - cycki, a raczej ich brak.

- O co jej chodzi? - Zapytała mnie zdziwiona femme.

Irytowała mnie ta jej urocza niewiedza.

Już chciałam jej to wytłumaczyć w najprostszy sposób, ale Optimus mnie ubiegł.

- Ratchet mówi, że to może chodzić o brak gruczołów sutkowych, które posiadają ssaki, by wykarmić młode - Poinformował zupełnie poważnym tonem, co niezwykle zaintrygowało botkę. Bo z ciekawskim "Ooo" spojrzała na swoją klatkę piersiową, a następnie na najbliższą kobietę.

Miałam ochotę rozpędzić się i z całej siły zarąbać głową w drzewo.

Niestety to jedynie nasiliłoby ból w mojej głowie.

Nawet nie zauważyłam, kiedy stara kobieta zirytowana moim brakiem reakcji, rzuciła swoją córką o ziemię ignorując jej płacz i śmiało pomacała mnie po klatce piersiowej.

Wmurowało mnie na chwilę, co pozwoliło mi zobaczyć jak wściekła, zaczyna wrzeszczeć na wszystkich mechów po kolei. Zaczynając od Optimusa, a kończąc na Wheeljack'u, który klęczał na ziemi z twarzą schowaną w ręce. Dzieci wykorzystały okazje, że mech próbuje nie umrzeć ze śmiechu i zaczęły się po nim wspinać.

W końcu obudziłam się z szoku.

Z oburzonym westchnieniem nie pozostałam dłużna, bo dźgnęłam z całej siły starą kobietę w pierś, co pamiętam, że było niezwykle bolesne. Ta zawyła oburzona, z całej siły klepiąc mnie w rękę.

Teraz to ja zawyłam obrażona śmiałością tej starej kobiety.

Jakiś facet wybiegł nagle z tłumu, powstrzymując staruszkę, przed rzuceniem się na mnie z pięściami, chyba jako jedyny inteligenty wiedząc, że mogło się to dla niej skończyć bardzo źle.

- Wiedźma... - Burknęłam, wbijając palce w podłoże.

Westchnęłam jak poczułam rękę na moim przedramieniu, a następnie zostałam postawiona na nogi przez Optimusa. Uśmiechniętego Optimusa.
- Spokojnie Rollercoaster, nie widzisz, że są ciekawi?

Stara kobieta, która nadal wrzeszczała i próbowała do mnie podbiec, ledwo powstrzymywana przez mężczyznę jakoś mnie nie przekonywała.

- Widocznie to dla nich normalne. - Arcee zachichotała.

Z cichym skrzekiem wyrwałam się z uścisku Optimusa.
- Spróbujcie to zrobić kobietom w naszych rejonach... - Warknęłam, otrzepując ramie z niewidocznego kurzu. - Zobaczymy czy to będzie takie "normalne".

W sumie ciekawiły mnie rezultaty.

- Dobrze, powinniśmy się skupić na relikcie. - Odezwał się nagle Optimus.
- Może i czas nas nie goni, ale to nie oznacza, że powinniśmy zwlekać. - Dodał, patrząc wymownie na Wheeljack'a.

Ten jeszcze przez chwilę ocierał łzy śmiechu, zaraz potem jednak odganiając zgromadzone wokół niego dzieciaki i patrząc na dowódcę.

- Ah, tak, tak... - Mruknął.
- Powinniśmy się spotkać z ich przywódcą. To coś podobno jest dla nich bardzo ważne i nie każdy może to zobaczyć! - Dodał, szczerząc się na fakt, że mógł się przez to czuć wyjątkowy.

- Skąd pewność, że nam na to pozwoli? - Zapytałam, z odrazą odganiając się od otaczających mnie ludzi.

Ten wstał z wielkim uśmiechem na ustach, a następnie nieśpiesznym krokiem zaczął iść wgłąb wioski.
- Nie martwi się, Roll! To równy gość! - Rzucił, machając ręką.

Oglądając się po sobie z resztą drużyny, również zaczęliśmy się kierować za obeznanym mechem. Patrząc na Optimusa można było śmiało powiedzieć, że ostro go to uwiera. Milczał jednak, jedynie chrząkając od czasu do czasu niezręcznie.

Wheeljack za to nie przerwał swojej gry, co chwila celując w jakiegoś człowieka charyzmatycznie, albo strzelając palcami w stronę grupy kobiet, które z chichotem chowały się w domach.

Prawdziwy Casanova.

We wnętrzu wioski było wielkie koło, odgrodzone od reszty mieszkańców. Cały tłum pozostał z daleka od oddzielonej części, tak więc i my to zrobiliśmy. Znaczy z wyjątkiem Bulkhead'a, który już miał zamiar wparować do środka, powstrzymany przez żaglogłowego.

Wszyscy zamilkli i czekali.

- Jesteś pewien, że... - Próbował Optimus, ukradkiem nachylając się do Wheeljack'a.

- Nie widzisz, Prime? Są otwarci na obcych! - Ubiegł go, mówiąc to na tle drewnianego totemu, przyozdobionego ludzkimi czaszkami.

Po chwili czekania, z wnętrza chatki wynurzył się jakiś mężczyzna w średnim wieku. Miał na głowie skórę pumy i niebieskie tatuaże na policzkach. Stanął w poważnej pozie, patrząc się na nas bez żadnych emocji na twarzy.

Trwaliśmy jakiś czas w takiej ciszy, którą w końcu przełamał Optimus, który schylił się do jego poziomu.
- Jestem Optimus Prime. - Przedstawił się, celując w siebie palcem.
- A to są moi przyjaciele. Wheeljack, Bulkhead, Arcee, i Rollercoaster. - Dodał, wskazując na nas po kolei.

- Mnie już zna! - Zarechotał biały mech.

Mężczyzna gapił się na nas.

- Przybyliśmy z planety Cybetron, by walczyć o dobro... - Ten już zabierał się za opowiadanie całego swojego życiorysu, ale Arcee przerwała mu. Dzięki bogu.

- Woah, woah... - Mruknęła, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Nie widzisz, że oni cię nie rozumieją? To inne rejony! - Dodała, wyrzucając ręce w powietrze.

- Ale ludzie z Nevady... - Próbował dowódca.

- To nie są ludzie z Nevady! - Botka, odsunęła go nieco do tyłu, co skwitował oburzonym burknięciem.
- Poczekaj, ja spróbuję!

Zaraz potem uklękła przed człowiekiem, który nawet nie drgnął, nadal wpatrując się w nią znużony.
- Przyszliśmy tutaj, by zobaczyć wasz pomnik... - Powiedziała, tym samym robiąc gesty rękami, by przekazać mu to co mówi.

Ten zmarszczył brwi.

Botka zamrugała, nie widząc innej reakcji - Pooomnik! - Wskazała na totem.

Za nami dało się słyszeć ciche szepty, na co ich przywódca zawahał się trochę. Arcee chyba zakłopotała się nieco, myśląc, że mogła ich jakoś urazić.

Mężczyzna zrobił gest ręką, uciszając tłum. Przez chwilę patrzył się na femme badawczo, w końcu wychodząc trochę do przodu i celując w nią ręką.

- Muka kuga luga duga.

Botka zamrugała tępo.

Zaraz potem spojrzała na Optimusa.
- Nie widzę szans na porozumienie.

- Odsuń się! - Ucieszył się Wheeljack, pchając Arcee, która z dramatycznym westchnieniem wpadła mi prosto w ramiona. Pomogłam jej wstać, patrząc się badawczo na to co kombinuje mech.

Ten wyszczerzył się, rozkładając lekko ręce.
- Oni chcą zobaczyć femme! - Rzucił w jego stronę, na co tamten przekręcił głowę zaintrygowany.

- Le femme? - Zapytał ciekawie.

- Tak! - Wheeljack pokiwał żywo głową, a następnie wskazał na mnie i na Arcee, zaraz potem robiąc rękami gest krągłości.
- Le femme! - Powtórzył entuzjastycznie.

Brwi przywódcy wystrzeliły do góry, a on uśmiechnął się szeroko, rozkładając ręce.
- Aaaahhhh! - Zawył wymownie.
- Le femme! - Zaśmiał się, po chwili odwracając się w stronę swojego domu i gadając do kogoś, kto znajdował się w środku.

Dobra...

To było imponujące.

Brawo dla ciebie, Wheeljack.

Optimus wydawał być się tym niepocieszony, bo z cichym markotem cofnął się trochę do tyłu. Tak więc pozostało nam czekać na... Coś?

W milczeniu obserwowałam to wszystko, wiedząc, że moje nastawienie mogło być trochę niewskazane. Dlatego też postanowiłam nie odzywać się za bardzo.

Zwróciłam jednak uwagę na lekki ruch po mojej lewej stronie. Przekręcając obojętnie głowę, mogłam dostrzec grupę młodych mężczyzn, która zawzięcie o czymś dyskutowała. Zaraz potem ten sam, który rzucił we mnie błotem został wypchnięty na przód, a w rękach miał wielką czaszkę jakiegoś kota.

Ze skrzyżowanymi rękoma, obserwowałam zaintrygowana jak ten czai się, patrząc mi prosto w optyki, a następnie kładzie ją tuż pod moimi nogami.

Zamrugałam na to tępo.

- Co? - Zapytałam, marszcząc łuki optyczne.

Ten w odpowiedzi zaczął nawijać po buszmeńsku, gestykulując żywo dłońmi. Wyczytałam z jego ruchów coś o tyranii i mordzie, ale to mogły być tylko moje spostrzeżenia, więc nie zakładałam niczego z góry.

Spojrzałam za to łakomie na czaszkę tego zwierzęcia...

Obdarowywał mnie?

W sumie zawsze chciałam mieć własny szkielet czegokolwiek.

Nie za bardzo myśląc, schyliłam się by przejąć szczątki, które kusiły mnie wypolerowanym wapnem.

- Khhh! Nie Coaster! Nie radziłbym ci tego brać! - Wheeljack wysyczał przez zęby, przepychając się w moim kierunku.

Zamarłam w połowie czynności, mrugając na niego sporadycznie. Zaraz potem moje rysy twarzy opadły w zrozumieniu.
- O. - Mruknęłam.
- On mi się oświadcza, prawda?

W sumie mogłam się tego domyślić, jednak przez obniżony nastrój nie myślałam dzisiaj jakoś specjalnie.

Ale jedno wiedziałam. Chcę mieć swoją czaszkę.

Mech zachichotał nerwowo, łapiąc mnie za kark, a następnie odsuwając co skwitowałam oburzonym jękiem.
- To jakiś dziwny, ludzki zwyczaj... - Mruknął.

Zaklinam cię Wheeljack, wiem co to jest.

Ten skierował spojrzenie na człowieka, który patrzył się na to niezadowolony. Zaraz potem kopnął w ziemię, posyłając w stronę mojego adoratora ziemię i piasek.
- Zjeżdżaj. Shoo! Sho!

Człowiek nasyczał na niego jak kot, zabierając moją czaszkę chcąc odejść. Po krótkim namyśle jednak, postanowił powtórzyć tą czynność z Arcee, która przypatrywała się temu zaintrygowana.

- Wynoś się powiedziałem! - Warknął, w końcu odganiając dzikusa.

Roześmiałam się głośno, co zwróciło uwagę paru osób. W tym mecha, który spojrzał na mnie pytająco.
- Dobra... - Zachichotałam, zakrywając twarz dłonią.
- Nie spodziewałam się, że jeszcze jakiś człowiek postanowi mi się oświadczyć! - Przyznałam, nie za bardzo zważając na słowa, co jednak nie zostało zauważone. - Dzięki za strzeżenie mojego statusu związku, żaglogłowy!

- Weź ty się nie śmiej... - Mruknął niepocieszony Wheeljack, schylając się do mnie ukradkiem.
- Chyba niechcący to zrobiłem, dając do zabawy jednej z gąbczastych granat. - Wyznał, następnie skrzywił się z odrazą.
- Nie odzyskałem go, a w dodatku mam wrażenie, że teraz mnie śledzi... - Dodał, odwracając się w stronę totemu.

Również tam spojrzałam, czując się odrobinie dziwnie z jakiegoś powodu. Zgodnie zauważyłam wielkie, czarne oczy, które wystawały zza totemu, maniakalnie wręcz wpatrując się w żaglogłowego. Mnie za to posłane zostało spojrzenie śmierci.

- Chyba nigdy żaden organiczny mnie tak nie przerażał... - Szepnął, ja zgodnie pokiwałam głową.

- Tak, mnie chyba też. - Przyznałam, odwracając się jednak w jego stronę z wielkim uśmiechem na ustach.

Co jak co, ale miałam teraz specjalny nastrój, na dręczenie kogoś.
- Ale chyba nie złamiesz dziewczynie serca, co? - Wyśmiałam go, wpadając w złośliwy rechot widząc w tym doskonałą szansę.
- Świetnie się sprawdzasz jako Buszmen!

Ten otwierał usta, ale po chwili chyba wpadł mu do głowy jakiś plan, bo rozluźnił się patrząc na mnie tajemniczo. - Niee... Jakże bym mógł? - Wymruczał, bacznie obserwując moją reakcję.

Zamrugałam na to zdziwiona, unosząc łuki optyczne. Woah. Czy on naprawdę sprawdzał jak zareaguję?

No wybacz, mech. Nie ze mną takie numery.

Wpatrywałam się w niego, udając obojętność co chyba nie szczególnie go usatysfakcjonowało.

Bo zaraz potem rozejrzał się i wymruczał cicho do mojego receptora audio.
- Tak między nami to liczę, że niechcący ten granat odpali... - Wyznał niskim głosem, chyba specjalnie modulując swój ton, pamiętając, że go skomplementowałam.

Próbowałam się powstrzymać, serio. Niestety zachichotałam prawie, że zniewieściale przez co poczułam odrazę do samej siebie. Ale to po prostu było zbyt dobre.

Wheeljack wyszczerzył się w odpowiedzi, podbijając mi szczękę, przez co zamienił mój śmiech w zirytowane warczenie. Nie zmienia to jednak faktu, że poczułam się wręcz adorowana, co wprawiło mnie w całkiem szampański nastrój.

- Ughhh... Przestańcie! - Wtrącił się nagle Bulkhead z odrazą, powodując, że zamrugaliśmy na niego z mechem pytająco. Dopiero wtedy zorientowałam się, że wszyscy się na nas patrzą niezręcznie.
- Aż tutaj słychać wasze nieprzyzwoite mruczenie silników! Niedobrze się robi!

Ojej, czy ja właśnie stałam się jakimś chorym obiektem zazdrości? Drugi raz z rzędu?

Podobało mi się to.

Wheeljack uniósł na niego łuki optyczne z poważaniem. -
Nieprzyzwoite? - Mruknął znużony.
- Nie, nie... Właśnie opowiadałem Coaster, o twojej małej kompromitacji z tą botką od dowożenia energonu... - Uśmiechnął się złośliwie, zaciskając rękę na moim ramieniu.

Spojrzałam się na mecha z wielkim zaintrygowaniem i podziwem.

Oj Wheeljack, ty szatanie.

Optyki Bulkhead'a rozszerzyły się gwałtownie, a on spojrzał na swojego kumpla niedowierzając.
- Nie zrobiłeś tego...

- Tak, owszem. Zrobiłem. - Kontynuował, widocznie z lekka zły mech, lekko mną potrząsając.
- Grubas chciał jej zaimponować, a skończyło się na wpadnięciu w zastój, kiedy niechcący ją podeptał - Skierował się do mnie, rechocząc obrzydliwie.

Ogólnie byłabym bardzo pod wrażeniem, ale patrząc na Shreka, odniosłam wrażenie, że jestem w wielkim niebezpieczeństwie. A przynajmniej stałam na linii strzału.

- ... W sumie nie wiem co on sobie myślał, femme sięgała mu doMnfmnfmnnfmn! - Ten nie zdążył dokończyć, bo zatkałam mu usta ręką.

- Jak byłam młoda, miałam obsesję na punkcie jednego mecha. Bawiliśmy się w gangi i zawsze kłóciłam się z nim o to kto będzie dowodził naszym. Strasznie chciałam mu zaimponować, a mój oj... Twórca zawsze powtarzał, że agresja jest rozwiązaniem wszystkich moich problemów. Niestety jak się okazało nie zawsze miał rację. Chciałam mechowi udowodnić, że jestem go godna, ale się zapędziłam i wybiłam mu zęby łopatą... - Opowiedziałam na jednym wdechu moją historię z podstawówki, patrząc się zielonemu prosto w optyki.

Można było pomyśleć, że to olbrzymi gest dobroci z mojej strony, ale po pierwsze, bałam się o moje życie. A po drugie, przywódca wyszedł już ze swojego domu i razem z innymi dzikusami zdawali się być zbyt podnieceni, zapewne chcąc zobaczyć lejących się mechów.

Wszyscy patrzyli się na mnie szerokimi optykami. Nawet Wheeljack przestał się wierzgać w próbach oswobodzenia.

Optimus odchrząknął.
- Cóż... To by wiele wyjaśniało...

Bulkhead przez chwilę mierzył wzrokiem mnie, jak i Wheeljack'a, którego na złość mu zasłoniłam. Zaraz potem wydał zirytowane warknięcie, celując w swojego kupla.
- Nie zapomnę ci tego, mech.

Zgodnie obserwowałam jak ten odwraca się do nas tyłem, razem z dowódcą skupiając się na dzikusach. Dlatego też zdjęłam rękę z twarzy żaglogłowego. Z bardzo zadowolonego żaglogłowego.

- Co? - Skrzywiłam się, widząc jego wyszczerzony ryj.

Ten nie odpowiedział mi, nadal tylko uśmiechając się jak kretyn. Uniosłam łuki optyczne, odwracając się do niego plecami.
- Dziwak... - Mruknęłam nisko.

- Tuda mikmiki, le femme! - Odezwał się przywódca ludzi, robiąc szybki ruch rękoma. Zaraz potem podniecony zaczął machać, pokazując nam w ten sposób, abyśmy za nim poszli.

Zgodnie obejrzałam się na Arcee chcąc przekazać sceptyczność tego co tam znajdziemy, ale z odrazą zdołałam zauważyć, że ta uśmiecha się w moją stronę otwarcie.

Świetnie, trafiłam do mentalnego gimnazjum.

°°°
Jezu, jakie to było głuupie xD

Zachowanie dzikusów, było inspirowane filmem "Apocalipto" (polecam, serio. Zajebioza).

Do następnego!~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro