Kwiaty Cybetronu - 56 cz.5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie za długi rozdział na koniec dnia, ale potrzebny. Muzyka w mediach to złoto.
°°°

Z lekką sceptycznością pocierałam wierzchnią część moich dłoni, krzywiąc się na różnego rodzaju nierówności. Co jak co, ale nie był to za ciekawy efekt uboczny. Dlatego też wynalazłam skądś pilniczek, który na szczęście nie był żadnym urządzeniem do czyszczenia robo - wnętrzności i w spokoju szlifowałam powierzchnię.

Byłam tak skupiona tą czynnością, że nawet nie usłyszałam otwierającego się mostu ziemnego. Dopiero krzyk pewnego białego mecha zwrócił moją uwagę.

- Hej, Coaster! Łap!

Ledwo zdążyłam się odwrócić, a co dopiero złapać posłaną w moim kierunku piłkę, która odbiła się od mojej twarzy z hukiem. Z hukiem również upadłam na ziemię, wrzeszcząc z zaskoczenia.

Ten wydał z siebie niezręczne syczenie, a widząc moje oburzenie, rozłożył jedynie ręce.
- Powiedziałem, że masz łapać!

- Dzień dobry Wheeljack. - Odezwał się Optimus, który nawet nie podniósł wzroku z nad... Cokolwiek on tam robił.
- Mogę znać powód twojej niezapowiedzianej wizyty? Oraz napadu fizycznego na Rollercoaster?

- Ta. - Burknęłam, zbierając się z ziemi niezadowolona.
- Jakbyś jeszcze nie zauważył nie jestem zielona, ani nie mam oburzającej nadwagi - Dodałam, otrzepując moją ramę.

- Wyluzuj, Prime. Już znikam. - Uspokoił go Wheeljack, kierując kciuk w stronę mostu ziemnego.
- Czekam na Bulkhead'a, oraz Miko. Skoro ostatnio obecność decepticonów osłabła, to czemu by tego nie wykorzystać? A to, że Coaster ma opóźniony zapłon to już nie moja wina.

Optimus podniósł na nas wzrok.

- Nie mam opóźnionego zapłonu! Zwyczajnie nie jestem twoim kuplem, którego możesz próbować zamordować tą kulą złomu! - Warknęłam, celując w piłkę pod moimi nogami.

Ten uniósł na mnie łuk optyczny.
- Woah, zapomniałem, że jesteś uczulona na zupełnie nieterrorystyczne działania, oraz pozytywne emocje.

Zamrugałam zaskoczona. "Nieterrorystyczne" działania? To jakie według niego były "terrorystyczne" działania, skoro prawie odrąbał mi tą piłką głowę?

Tak czy inaczej parsknęłam niezręcznie, kręcąc głową.
- Pozytywne emocje? Uwielbiam pozytywne emocje! - Rozłożyłam ręce, a następnie moje spojrzenie zostało wbite w piłkę pod moimi nogami. Nie myśląc wiele wzięłam ją w dłonie, przez chwilę ważąc jej ciężar, na co tamten uniósł łuki optyczne.

- Nie sądziłem, że jesteś zdolna do jakichkolwiek bardziej cywilizowanych uczuć.

- Oczywiście, że jestem. - Wzruszyłam ramionami.
- Lubię gry. Na przykład kalambury. Zgadnij kim jestem! - Wrzasnęłam, z całej siły ciskając kulą w jego twarz.

Piłka odbiła się od niego z satysfakcjonującym "Pam!", a ten nawet lekko się zachwiał.

Przez chwilę chichotałam cicho na zbaraniałe zdziwienie na jego twarzy, które zaraz potem zmieniło się w śmiercionośny warkot.

Zgodnie ten chichot, stał się piskiem dramaturgii, kiedy zabawka została odrzucona w moją stronę. Ledwo udało mi się uniknąć zgonu, co jednak nie udało się ścianie za mną, od której odpadła cała farba z tynkiem włącznie.

Przez chwilę sapałam przerażona, zaraz potem patrząc na niewzruszonego dowódcę.
- Widziałeś to!? Powiedz, że widziałeś! Próbował mnie zabić!

- Martwię się o ciebie Rollercoaster. - Było jedyną odpowiedzią Optimusa.

Oh, dzięki bogu!

- Ahgr! Nie widzisz, że o to właśnie jej chodzi, Prime? - Warknął Wheeljack, celując we mnie dłonią.
- Karmisz jej chęć atencji!

Wydałam oburzone westchnienie, łapiąc się za klatkę piersiową. Już próbowałam zaprotestować, chociaż fakt, że lubiłam być w centrum uwagi, akurat kłamstwem nie był. Drugą kwestią natomiast pozostały liczne zamachy na moje życie.

- Nie o tym mówię... - Wtrącił się dowódca, przyciągając nasze optyki. Ten odchrząknął niezręcznie, odkładając na bok jakiś datapad.
- Od wielu megacykli nie wychodzisz z bazy, nie mówiąc już o jakichś większych eskapadach.

Dłuższą chwilę patrzyłam się na niego w kompletnym znużeniu, krzyżując ręce na piersi. Serio? Naprawdę go to martwi? Zwyczajnie nie miałam ostatnio specjalnej ochoty na rodzinne pikniki, co w tym dziwnego? Odkąd postanowili zainwestować w tą roślinę doniczkową, zwyczajnie dobrze się czułam w tym miejscu. Sądziłam, że wszystkim się to udzieliło.

- No i? - Zapytałam, unosząc łuk optyczny. Zaraz potem zmarszczyłam się podejrzliwie.
- Chcecie się mnie pozbyć?

Dowódca zachwiał się na krześle, prawie spadając do tyłu.
- Co? Absolutnie, nie! Zwyczajnie wszyscy starają się wykorzystać spokojny moment i myślałem, że ty też powinnaś... Nigdy nie wiadomo kiedy powtórzy się taka okazja i czy w ogóle... - Powiedział lekko zatroskany, a ja zadarłam wyżej głowę w moim sceptyźmie.

- Ratchet też nie wychodzi...

Tamten skrzywił się.
- Cóż... Ale to Ratchet.

- No, a ja jestem Rollercoaster.

- Właśnie...

- Odpuść, Prime. - Pilot zachichotał, nieśpiesznie kierując się po swoją piłkę, przez co odskoczyłam od niego profilaktycznie.
- Widocznie znalazła już swoje miejsce na świecie.

Zmarszczyłam się.
- W przeciwieństwie do ciebie, Panie "Nie umiem usiedzieć w jednym miejscu więcej, niż trzy doby".

Ten odwrócił się do mnie z dumnym uśmiechem.
- Życie jest za krótkie, by spędzić je siedząc na rufie Pani "Dni zlewają mi się w jedno".

I powiedział to przedstawiciel długowiecznego gatunku.

- Jest za dużo do zobaczenia! - Dodał, pstrykając we mnie palcami.

- Czemu wszyscy próbujecie się bawić w psychologów? Już nic nie mogę robić co mi się podoba? Może takie wykorzystywanie wolnego czasu mi pasuje?

Dowódca zamrugał.

- Mmmm... W sumie to jeszcze jakiś czas temu narzekałaś mi, że brak ci wrażeń i jesteś znudzona siedzeniem w bazie. - Rzucił zadowolony Wheeljack, umiejscawiając swoją zabawkę pod pachą.

Przez chwilę przeskakiwałam wzrokiem to z Optimusa, to z wyszczerzonego Wheeljack'a. Zaraz potem wydałam zniecierpliwione charczenie i napięcie ruszyłam w pierwszy lepszy korytarz.

Tak. Rzeczywiście sporo czasu spędzałam w zamknięciu, ale nie było to coś co powinno ich wszystkich obchodzić. Arcee również irytowała się kiedy przez Jack'a, była zmuszona zostawać na noc w jego garażu, więc nie wiem o co te pretensje do mnie!

A to nie tak, że potrzebowałam słonecznej witaminy D i przez to mogłam skończyć z problemami kości.

Oglądając się na moje zmasakrowane dłonie, skręciłam w kolejną ścieżkę.

A jak już o botce wspomniałam. Od naszego małego, cichego paktu, nasze relacje przeszły w szczególnie dziwny poziom. I nie mówię tutaj jakimś gorącym romansie międzygatunkowym, czy większej przyjaźni...

Aż przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia.

Zamiast tego przestałyśmy sobie wchodzić w paradę, spotykając się jedynie w pokoju z reliktem.

I szczerze mówiąc zdawało się to pasować nam obojgu. Nie dość, że unikałyśmy obustronnego irytowania się, to zwyczajnie był spokój. Szczerze zadziwia mnie czemu ta relacja nie mogła wyglądać tak od początku. Teraz sam jej widok wywoływał we mnie dyskomfort.

Nie, aby była to jakaś nowość.

Ponownie wpikałam kod, powodując, że odpowiednie drzwi otworzyły się z sykiem. Szczerze mówiąc nawet nie dbałam za bardzo o to, że ktoś mógł mnie przyłapać. W końcu nie robiłam niczego iście zabronionego, a przynajmniej w moim mniemaniu.

Decydując się pozostać w progu, jedynie upewniałam się, że moja mała ozdoba jest ciągle na swoim miejscu. Czysta, zadbana, uśmiechała się do mnie swoim lśnieniem, przez co od razu poczułam się jakaś taka bardziej wesoła.

Miałam ochotę wziąć ją do rąk, jednak Arcee miała rację co do przewrażliwienia Optimusa na punkcie reliktów. Musiało mi wystarczyć patrzenie.

- Jest jakiś problem?

Odwróciłam się zgodnie w stronę dźwięku, gdzie zauważyłam medyka niosącego jakieś datapady. Patrzył się na mnie sceptycznym spojrzeniem, chociaż mogłam wyczytać z niego również znużenie.

Zachowując dziwny spokój, zwyczajnie zamknęłam drzwi, konfrontując się z nim bezpośrednio. Ratchet nie zdawał się być bezpośrednim zagrożeniem w żaden sposób. I tak rzadko co go interesowały moje wyczyny w bazie, a ja za to miałam do niego sprawę.

Planowałam się dzisiaj do niego wybrać, a przynajmniej nie musiałam dobijać się do jego zatoki medycznej, skoro już postanowił opuścić swoje azylum.

Przekręciłam oczy wahając się lekko, a następnie potarłam o siebie wargi.
- Mmmm... W sumie to tak... - Przyznałam, myśląc od razu o moich dłoniach, a raczej o tym co z nich zostało.

Ten uniósł jedynie łuk optyczny, na co w odpowiedzi skierowałam ręce w jego stronę.

- Co to jest? - Mruknął, odstawiając rzeczy na ziemię, by przyjrzeć się cięciom na moich dłoniach. Brakowało tylko okularów, które mógłby poprawić.

- Bawiłam się kataną Wheeljack'a i niechcący złapałam za rękojeść... - Odparłam jak gdyby nigdy nic, nawet nie wysilając się na przekonywujący ton.
- Kto by pomyślał, że to się tak skończy.

Ten spojrzał na mnie jak na kompletną kretynkę, a zaraz potem rzucił przelotne spojrzenie drzwiom.
- Oh, naprawdę? A to nie tak, że bawiłaś się tym beznadziejnym reliktem? Optimus mówił, że to się tak skończył i teraz masz!

Tak, nie szczególnie mi to wyszło. Aczkolwiek z drugiej strony jakoś mnie to nie przejęło.

Wydałam z siebie parsknięcie godne zbuntowanej małolaty.
- No i co? Chciałam zobaczyć, to wzięłam. Też mi coś...

Ten zmarszczył się z kompletnym obrzydzeniem.
- Tobie się wydaje, że ile masz ornów?

Gapiłam się na niego tępo.

Ten westchnął w odpowiedzi, pocierając lekko swoją skroń. Trochę mnie to uraziło, bo poczułam się jakbym znowu miała z pięć lat.

- No dobrze. Chodź... - Mruknął, chociaż moja rola w tej funkcji motorycznej nie była potrzebna, bo tez zaczął mnie za sobą wlec, co skwitowałam lekkim westchnieniem.

W sumie mogłam się stawiać, ale zamiast tego posłałam drzwiom ostatnie, tęskne spojrzenie, czekając, aż całkowicie zniknął z mojego pola widzenia.

°°°

Arcee gapiąc się tępo w ścianę, wystukiwała podeszwą jakiś mniej, lub bardziej chaotyczny rytm. Odkąd skończyły jej się utwory, które mogła nucić, pozostało jej jedynie pukanie w metalową szafkę, stojącą w garażu.

Jack jednak był zadziwiająco cierpliwy, bowiem siedział sobie z uśmiechem na ustach i próbował narysować coś na kształt auta. Widocznie przebywanie z Miko nauczyło go wiele cierpliwości.

Cierpliwości za to brakowało botce. Nie mogła uwierzyć, że podczas, gdy mogła sobie spokojnie siedzieć w bazie, była zmuszona niańczyć swojego podopiecznego.

Kusiło ją nawet, aby zwyczajnie wrócić, ale Optimus nie byłby z tego powodu zadowolony. Za to ani Bulkhead, ani Bumblebee nie mieli tego obowiązku, co szczególnie w ostatnim okresie wydawało się dla niej niesprawiedliwie. Aż nią trząsło.

A fakt, że Rollercoaster nie miała tylu obowiązków co ona, jeszcze to podsycał. Podczas, gdy Arcee, każdymi dniami zmuszona była robić wiele, tak ona nie dość, że ciągle się opieprzała, to jeszcze miała przez to dodatkowe korzyści.

A co femme dostawała za swoją ciężką pracę? Siedzenie i gapienie się w ścianę bez celu, w domu jakiegoś organicznego!

Chłopak zerwał się, kiedy szafka została kopnięta nieco mocniej.

- Możesz przestać? Tiki masz, czy co? - Mruknął w końcu dzieciak, powodując, że botka posłała mu zirytowane spojrzenie. Zgodnie jednak przestała uderzać nogą w szafkę.

- Jak to jest, że akurat tylko ty potrzebujesz specjalnej opieki? - Zapytała niskim tonem, powstrzymując nastolatka od powrotu do swojej pracy.

- A skąd wiesz, że to właśnie nie ty jej potrzebujesz? - Ten zachichotał, wycierając pobrudzone ołówkiem ręce w jeansy.

Fembotka zamrugała na to tępo, a następnie zmarszczyła łuki optyczne. Jakoś nie szczególnie miała humor na takie żarty.

- Wracam do bazy. - Burknęła jedynie zimnym tonem, natychmiast transformując się w motocykl.

Dzieciak w odpowiedzi mocniej oparł się na krześle, patrząc na nią szerokimi oczami.
- Hej, hej! Co jest? - Zapytał sceptycznie. - Okres masz?

- Bardzo zabawne Jack. Zwyczajnie nie mieliśmy ostatnio sygnału obecności decepticonów, dlatego sądzę, że ci się nie umrze przez tą jedną noc... - Wytłumaczyła się spokojnie femme.

Ten przez chwilę mrugał na nią zszokowany.
- To przy okazji udaj się do Ratcheta, bo to nie jest normalne, że... - Dzieciak nie zdążył dokończyć, bo botka natychmiast wróciła do swojej postaci, agresywnie wręcz górując nad swoim podopiecznym.

Jack oparł się zaskoczony o biurko, patrząc na swoją zirytowaną towarzyszkę.

- Słuchaj, Jack. Przez całe megacykle haruję ciężko, dla Optimusa i reszty, a potem muszę zajmować się tobą. Mnie też się należy odrobina czasu wolnego - Wywarczała, kierując palec w jego stronę.

Ten zawahał się.
- Myślałem, że to jest dla ciebie czas wolny...

- Naprawdę sądzisz, że siedzenie dwanaście ludzkich godzin i gapienie się w ścianę, jest dla mnie relaksem?

- Przecież jeszcze do nie dawna sama mi na głowę wchodziłaś! Pamiętasz akcję z Coaster? - Oburzył się nastolatek.

Ta przekręciła lekko głowę. Fakt, że mogła być wtedy nieco nadopiekuńcza, ale teraz była szczerze zmęczona... W dodatku... Tak ją ciągnęło do bazy... Z jakiegoś powodu cała energia powracała do niej właśnie w tym miejscu. Wszędzie indziej czuła się zmęczona i rozdrażniona.

Być może dopiero jak dano jej zasmakować właściwości tego reliktu, uświadomiła sobie jak wyczerpana była przez te całe orny?

- Tak... - Odpowiedziała gorzko, po czym wstała pocierając lekko swoje ramię.
- Dlatego sądzę, że zrozumiesz, że teraz ja potrzebuję odrobiny prywatności.

Chłopak przez chwilę gapił się na nią tępo, otwierając i zamykając usta na przemian. W końcu jednak dał jej zrezygnowane spojrzenie.

Ta posłusznie sięgnęła do swojego komunikatora, by wezwać most ziemny.

°°°

- Mówiłam, że nie dotykamy! - Warknęła szeptem botka, chociaż srebrna femme nie przejmowała się nią kompletnie.
- Teraz Ratchet doniesie Optimusowi, po coś ty do niego szła!?

Srebrna fembotka odwróciła się powoli w jej stronę, a jednolicie żółte optyki mocno kontrastowały z panującą ciemnością, oświetlając lekko jej znużoną twarz.

- Nic nie doniesie, czemu miałby donieść? Chyba nikomu nie powinno przeszkadzać, że bawimy się reliktem, który praktycznie nie robi nic... - Botka zachichotała, zasłaniając dłonią usta.

Z jej świeżo co pospawanych dłoni, nadal widocznie odstawały małe szramy, które podobno miały się zatrzeć po jakimś czasie. Jawnie jednak informowały wszystkich wokół o tym w co sobie Coaster pogrywa.

Z drugiej strony może Optimus w końcu zajął się jakąś porządną reprymendą dla niej, albo chociaż zablokował jej kod dostępu. Arcee byłaby decydowanie zadowolona z takiego obrotu spraw.

- Z resztą co to za rozrywka, tylko się gapić... - Burknęła Rollercoaster, opierając się o szkatułkę.

Femme z ganiącym sykiem zepchnęła jej łokieć z powierzchni, przywołując przez to jej zdenerwowane spojrzenie. Już miała otwierać usta, by zganić to iskrzenie w ciele dorosłego, ale zawahała się.

W gruncie rzeczy, gdyby nie skutki uboczne, sama chętnie potrzymała to w dłoniach. Jej ręce wręcz świerzbiły, jednak przez wyćwiczoną samokontrolę, zachowywała na tyle zdrowego rozsądku, by tego nie robić...

Z drugiej strony...

- Przecież sama umiesz się pospawać, czemu musisz alarmować wszystkich wokół... - Mruknęła, na co tamta wzruszyła ramionami.

- Czy ja wiem? Chyba chodzi o estetyczność zasklepienia. Co jak co, ale naszemu medykowi finezji odmówić nie można... - Przyznała.
- W dodatku przy okazji zabrałam moje płyty. Ten stary dziad zamknął je w swoim gabinecie i wmawiał mi, że je zgubił... - Nagle chłodziwo stanęło w jej trzęsących się optykach.
- Wiedziałam, że tylko czeka na to, aby mi je odebrać...

Femme krzywiąc się lekko, potarła delikatnie ramię botki. Średnio ją jednak interesowały płyty. Sądziła, że Roller podobnie, ale zwyczajne działanie reliktu wywoływało w niej dziwne reakcje.

- Powstrzymaj swoją potrzebę paplania i sama zajmij się spawaniem. W innym wypadku nie będę dzielić z tobą żadnych sekretów, bo widocznie się do tego nie nadajesz - Wypaliła w końcu.

Tamta przestała wydzielać płyny chłodnicze, patrząc się na nią spode łba.
- Oczywiście, że się nadaję! - Fuknęła podnosząc ton.

- No więc to udowodnij i buzia na kłódkę... - Odparła znużona Arcee, ostentacyjnie kładąc jej palec na ustach.

Coaster zamrugała w odpowiedzi, ale posłusznie pozostała cicho, opierając ręce na udach jak iskrzenie. Femme zamruczała z aprobatą, łakomie sięgając po szkatułkę.
- Ale to wcale nie oznacza, że masz nie uważać. - Ostrzegła poważnie.

- Spokojnie! Naprawiałam siebie już wiele razy! - Botka machnęła ręką.

Ta w odpowiedzi sceptycznie spojrzała na jej do bólu porysowaną i obskrobaną zbroję. Jej wszystkie zmysły femme krzyczały z rozpaczy widząc jej oburzający stan, na co ona sama zdawała się zupełnie nie zwracać uwagi.

- No właśnie tego się boję... - Przyznała szczerze przerażona, przyciągając zirytowane spojrzenie towarzyszki.

°°°

MurielMeg miało być 2500 słów. Cóż, jest 2450. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.

Do następnego!~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro