Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    {Time skip 2 tygodnie później}

Smiley POV:

Po dwóch tygodniach oczekiwania na jej powrót doczekałem się. Pakowałem swoje rzeczy by przypadkiem niczego nie zapomnieć. Zabrałem słoiki, sprzęt i wiele innych. Kończąc ostatnie przygotowania wyczułem czyjąś obecność.

- Beast to Ty?- spytałem rozglądając się po pokoju.

- Yes It's me Dr.- odpowiedziała angielskim wychodząc powoli z cienia.

- Nawet nie masz pojęcia jak mnie nastraszyłaś.- odparłem biorąc głęboki oddech.

- Oh i'm sorry. I didn't mean to.- znów ta angielszczyzna.

- Możesz przestać odpowiadać mi angielskim?- spytałem zirytowany dziewczynę.

- Let me think. Nope.- odparła głupio się śmiejąc.

- Dobra chodźmy już.- odpowiedziałem biorąc walizkę.

- Okok. Już się ogarniam. Wybacz doktorku. Dzisiaj mam taki dobry humor, że nie umiem przestać używać angielskiego.- odpowiedziała trochę spokojniejsza.

Wyszliśmy z mojego starego domu i skierowaliśmy nasze kroki do lasu. Nie wiem po kij wylała wszędzie benzynę ale gdy ją podpaliła wszystko było jasne.

- Hehh. Klucze zostaną jako pamiątka.- westchnąłem.

- Nie martw się doktorze. All be fine. W willi czeka na ciebie twój pokój i nowusieńka sala tortur.- odpowiedziała kładąc rękę na moim ramieniu.

Skinąłem głową, zabraliśmy walizki i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po kilku minutach marszu dotarliśmy pod willę. Trzeba przyznać jest całkiem spora.

- Ile jest tu pokoi?- spytałem nastolatkę.

- W gruncie rzeczy willa jest tak zbudowana by dla każdego znalazł się wolny pokój.- odparła spokojnie.

- Ile razy mam Ci to powtarzać niedorozwoju, że masz nie grzebać w moich rzeczach inaczej dostaniesz w ten swój pocięty pysk?!- krzyknął jakiś głos gdy przekroczyliśmy próg domostwa.

- A co zabraniasz mi? Masky, Hoody i Toby jakoś grzebią w twoich szufladach i za to nie dostają opieprzu!- odkrzyknął mu inny głos.

Stanęliśmy w drzwiach do salonu i zobaczyłem dwójkę niezwykłych osób, konkretniej kłócących się chłopców. Jeden miał białą niczym śnieg skórę, pocięte policzki na kształt uśmiechu i wypalone powieki zaś drugiego można pomylić z zwykłym szarym człowiekiem lecz wyróżnia go kolor oczu. Dokładniej mówiąc ma białka koloru żółtego a tęczówki i źrenice krwistoczerwone.

- Nie krzyczę na nich, ponieważ oni mają mózgi w głowach i mnie informują albo pytają o pozowolenie!- krzyknął żółto-czerowno oki chłopak.

- Czyli mam też o wszystko pytać albo o wszystkim Ci mówić?!- odkrzyknął czarnowłosy.

- Tak dokładnie, bo to świadczy czy masz w tej swojej szalonej łepetynie mózg a nie siano!- wrzasnął tamten.

Mogli by kłocić się w najlepsze gdy chłopak z żółtymi białkami i czerownymi tęczówkami i źrenicami dostrzegł nas kątem oka. Popchnął czarnowłosego nastolatka na podłogę i podszedł do nas.

- Hejka Ty zapewne jesteś doktor smiley?- spytał.

- Tak zgadza się.- odparłem.

- Wołają na mnie Cat hunter ale dla przyjacół Diego.- odpowiedział z uśmiechem.

Podaliśmy sobie ręce w geście powitania.

- Ekhm.- odkaszlął tamten chłopak.

- A no tak. Ten niewychowany cymbał to Jeff the killer ale tutaj po prostu Jeff.- powiedział wskazując na czarnowłosego.

- Ja cymbałem?!- oburzył się

- No raczej. Trzeba być cymbałem by grzebać w cudzych szufladach bez pozwolenia czy uprzedzenia.- warknął Diego.

W pewnym momencie jakiś chłopak w żółtej kurtce zaczął się przez nas przeciskać próbójąc dostać się do kłócących.

- Hej Diego robię z pozostałymi proxami w naszym wspólnym pokoju małe porządki i chciałbym zapytać czy możemy trochę poszperać w twoich szafkach i szufladach by zobaczyć czy przypadkiem nie masz czegoś do wyrzucenia?- spytał.

- Oczywiście Masky, że możecie. Widzisz Jeff on jest dobrym przykładem i zapytał czy może z Hoodym i Tobym poszperać w moich rzeczach nie to co Ty bez pozwolenia.- powiedział pokazując na chłopaka.

- Chwila kim jest ten facet?- spytał pokazując na mnie.

- A on. Nazwa się doktor smiley i od dziś będzie z nami mieszkał.- odpowiedział.

- Witam nowego lokatora. Na imię mam Tim ale mówią na mnie Masky.- powiedział podchodząc i wyciągając w moją stronę dłoń.

Uścisnąłem ją i chłopak poszedł na górę.

- Pozostałych lokatorów jak również gospodarza jego małżonkę i braci poznasz jutro przy śniadaniu.- powiedziała do mnie dziewczyna bardzo spokojnym tonem głosu.

Odpowiedziałem jej skinieniem głowy.

- Hej Beast a czy będę mógł jutro wszystkim przedstawić naszego nowego loktora?- spytał entuzjastycznie Diego.

- Jeśli tylko Randy się zgodzi.- odpowiedziała mu.

- O czym rozmawiacie?- spytał męski głos.

Odwróciłem głowę i zobaczyłem wysokiego, w dresowych spodniach, bez koszulki z białą skórą mężczyznę.

- Och Randy właśnie chcieliśmy zapytać czy Diego jutro przy śniadaniu będzie mógł pozostałym przedstawić doktora smiley'a.- odpowiedziała mu Beast.

- Pewnie nie wiedzę przeszkód.- odparł spokojnym, ciepłym tonem głosu.

Rano szykuje się naprawdę ciekawy dzień. Poznam innych mieszkańców, gospodarza jego braci i żonę. Tylko ten Jeff. Chłopak rzeczywiście wydaje się inny. Bez zgody Diega szperał w jego rzeczach, więc nie dziwi mnie jego reakcja. Obym nie miał z nimi zbytnich kłopotów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro