3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy się budzę, na dworze jest szaro i nieprzyjemnie. Sięgam w stronę komody z zamiarem sprawdzenia w telefonie, która godzina. Moja ręka trafia w pustą przestrzeń. No tak. To nie jest mój dom, a telefon został w moim pokoju pośród tego całego syfu, kosmetyków, poduszek, książek, brudnych kubków, świeczek, pluszaków, płyt i śmieci. Zostałam przecież porwana przez jakiegoś typa, który mówi, że chce mnie zabić. Kolejny rozpieszczony dzieciak, który chce zwrócić na siebie uwagę. Wzdycham i schodzę z łóżka. Rozglądam się wokoło. Po kocie nie ma śladu. Zrzucam kołdrę z ramion na podłogę i nie przejmując się ścieleniem człapię do łazienki. Spoglądam w lustro i aż się wzdrygam. Część makijażu, który zapomniałam zmyć już się rozmazała, widać też, że mam strasznie podkrążone oczy. Moje włosy to jeden wielki koszmar, przypominają fryzurę starej alkoholiczki. Niechętnie zawracam do pokoju po szczotkę do włosów, kosmetyczkę i ubrania. Wracam do łazienki i zamykam za sobą drzwi. Kosmetyki kładę na umywalce, ubrania rzucam na podłogę. Wchodzę pod prysznic i puszczam gorącą wodę. Zaczynam zastanawiać się nad tym, co ten chłopak chce osiągnąć, przetrzymując mnie tu. Chce mnie trzymać w niepewności? Chce żebym się go bała czy jak? Prycham na tę myśl. Gdy kończę się myć, wychodzę z pod prysznica i wycieram się do sucha. Zakładam czarne dżinsy z dziurami, glany, czarną koszulkę z krótkim rękawkiem z logo Nirvany, czarne siatkowe rękawiczki bez palców i kilka pierścionków w punkowym stylu. Przyglądam się moim paznokciom. Czarny lakier w niektórych miejscach już się zdziera. Wzdycham i zaczynam rozczesywać nadal wilgotne włosy. Robię sobie dwa koki a resztę włosów zostawiam z tyłu luźno rozpuszczoną. Krótsze kosmyki z przodu wsuwam za uszy. No dobra, pora na makijaż. Jasny podkład, korektor i bronzer to podstawa. Tuszuję rzęsy i robię sobie smokey eye. Rysuję kreski na powiece i w kąciku oka. Na koniec przeciągam po ustach pomadką w odcieniu nude. Zadowolona z efektu zapinam na szyi choker, który miałam wczoraj, zabieram swoje rzeczy i wychodzę z łazienki. Korytarz o dziwo jest pusty. Rzucam wszystko na łóżko w moim tymczasowym pokoju i zmierzam do kuchni. Idę wolnym, lekkim krokiem, choć mimo to nie da się ukryć głośnego stukania podeszw o podłogę, które rozchodzi się echem pewnie po całym mieszkaniu. Uśmiecham się pod nosem. Wkurwianie mojego porywacza stało się niezłą zabawą. W chwili obecnej nie biorę pod uwagę drugiej opcji, a mianowicie tego, że chłopak może mnie przecież w każdej chwili zabić. W kuchni zaczynam grzebać w szafkach zastanawiając się, co by tu zjeść. Zdecydowanie dla tego chłopaka lepiej by było, gdyby zamknął mnie w pokoju. Zawsze miałam duży apetyt, a przy dobrej przemianie materii mogłam sobie pozwolić na więcej. W końcu przygotowuję sobie cynamonowe tosty z nutellą i bananami oraz waniliowe matcha latte. Mam gdzieś to, że narobiłam niezłego bałaganu. Wracam do pokoju by spokojnie zjeść śniadanie. Gdy kończę, odkładam naczynia na biurko. Zaczynam siłować się z oknem, próbując je otworzyć. Uznaję, że ten dzień spędzę na dworze, ale najpierw sprawdzę, jaka jest pogoda. Czuję na twarzy lekki, zimny wiatr. Zamykam okno i zaczynam przeglądać ciuchy w szafie. Po namyśle wybieram czarno-białą bejsbolówkę i kroczę dumnie na ganek. Drzwi do ogrodu nie są zamknięte na klucz, więc zakładam bluzę i wychodzę na zewnątrz.

☆☆☆

Budzą mnie hałasy i stukot butów. Jęczę i przewracam się na drugi bok. Zamykam oczy. Po chwili słyszę głośne, ponaglające miauczenie. Wciskam nos w poduszkę i wydaję jakiś bliżej nieokreślony dźwięk. Sięgam po telefon leżący na komodzie, zrzucając przy tym w połowie pustą butelkę wody, czym straszę Nanę. Kotka ucieka, wiem jednak, że zaraz na pewno tu wróci. Próbując wyplątać się z kołdry spadam na podłogę. Przeklinając pod nosem wstaję powoli, rozmasowując plecy. Idę do toalety, by się ogarnąć. Gdy kończę, wyciągam sobie czyste ciuchy z szafy. Zakładam jasnoniebieskie oversizowe jeansy z Shein, ciemnoszarą koszulkę, beżową zapinaną bluzę z kapturem z nadrukiem czarnych motyli i czarne trampki. Przeczesuję włosy palcami. Nigdy nie da się ich ułożyć, więc nawet nie próbuję. Zostawiam je rozpuszczone i odgarniam na boki przydługą grzywkę, by nie przysłaniała mi widoku. W końcu wychodzę z pokoju, by nakarmić tego małego, puchatego świra. Gdy wchodzę do kuchni, prawie dostaję zawału. Panuje tu burdel gorszy, niż w moim pokoju, kiedy nie sprzątam przez miesiąc. Ja na pewno nie będę tego sprzątać. Nie spodziewałem się, że ta dziewczyna będzie się tu czuła tak swobodnie. Nie boi się mnie. Muszę to zmienić, bo inaczej mój plan się nie powiedzie.

Człapię do wyspy, zawalonej brudnymi naczyniami. W ostatniej chwili ratuję słoiczek z cynamonem przed spotkaniem z podłogą. Odsuwam wszystkie rzeczy na bok i wyciągam z szafki potrzebne produkty. Wkładam do miseczki maliny, borówki, banany i mandarynki. Owoce zalewam gęstym waniliowym jogurtem. Wyciągam z szuflady łyżkę, zerkam kątem oka na ogród i człapię do swojego pokoju. Siadam przy biurku i przeciągam się ziewając. Muszę zacząć kłaść się spać wcześniej. Brak snu nie wpływa na mnie zbyt dobrze. Jedząc przeglądam TikToka. Innych mediów społecznościowych nie mam, nigdy z resztą ich nie miałem. Do szczęścia potrzebuję tylko muzyki, filmików z kotkami i słodkimi kaczuszkami, dobrej kawy oraz nocnych spacerów. No i morderstw. Gdy kończę jeść, kładę się na łóżku i włączam playlistę na Spotify z utworami Arctic Monkeys. Już po kilku minutach Nana wskakuje na łóżko, domagając się pieszczot. Drapię ją za uszami i przewracam się na plecy. Kotka wykorzystuje okazję i wskakuje mi na brzuch. Stękam i patrzę na nią z wyrzutem.

Nana, ciężka jesteś. Nie skacz na mnie tak nagle, okej?

W odpowiedzi mruży oczy i zaczyna łapkami ugniatać moją pierś. Wzdycham i głaszczę ją. Nagle słyszę huk, Nana ucieka przerażona, wbijając mi pazurki w koszulkę. Wciągam z sykiem powietrze, bo zahacza nimi o skórę. Dźwigam się z łóżka i wleczę się w stronę kuchni, z której dobiega podejrzany odgłos. Zaglądam do pomieszczenia. Trzaskają drzwi na ganek. Warczę. Nie zakładam nawet butów, od razu wychodzę na zewnątrz, w samych skarpetkach. Nie powinienem zostawiać jej samej. W każdej chwili może uciec i wydać mnie policji. Gdy biegnę ścieżką, spostrzegam ją, siedzącą pod jabłonią na samym końcu ogrodu. Z ulgą wypuszczam powietrze, bo nie wygląda na to, żeby nagle miała zacząć wspinać się po żywopłocie. Na razie mogę być spokojny o swój sekret. Wracam do domu, zamykam drzwi i przez resztę dnia włóczę się bez celu po pokoju, oglądam kolejne odcinki The Untamed i słucham muzyki. Dziewczyna wraca dość późno i od razu zamyka się w swoim pokoju. Muszę znaleźć jakiś sposób, by nie czuła się tu już tak swobodnie. Chcę w końcu zobaczyć jej strach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro