ꓚ⌊⌋ 𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊ł 𝚍𝚠𝚞𝚍𝚣𝚒𝚎𝚜𝚝𝚢 𝚙𝚒ą𝚝𝚢 ⌊⌋ꓛ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

»»————- ★ ————-««

ℂ𝕚𝕤𝕫𝕒 𝕡𝕣𝕫𝕖𝕕 𝕓𝕦𝕣𝕫𝕒̨

꧁꧂

Morana patrzyła przez szybę na mijane obrazy. Był wczesny wieczór. Zerknęła w bok, na Derek'a, który prowadził auto.

— Może nie powinnam? — odezwała się czarnowłosa mając wątpliwości.

— Mam zawrócić?

— Nie. — mruknęła. Obiecała Ruby, że przyjdzie do baru, gdzie razem z kilkoma osobami z pracy mieli spotkać się na paru drinkach. Nie była typem osoby, która rzucała słowa na wiatr. Jednak to co stało się wczoraj, atak demonicznych istot, był bardzo poważną sprawą. Takie istoty nie mogły same się pojawić. Ktoś je przyzwał i musiał mieć konkretny powód aby to zrobić. Morana zastanawiała się czy Nieśmiertelni wrócili do miasta. To było możliwe, choć z jakiegoś powodu nie brała tego pod uwagę. Miała wrażenie że sprawcą dziwnych zdarzeń jest ktoś inny. Jednak nie mogła całkowicie wykluczyć, że Nieśmiertelni nie mając z tym nic wspólnego. Było więcej pytań niż odpowiedzi.

— Nic się nie stanie jeśli przez kilka godzin miło spędzisz czas. Twoje życie towarzyskie łagodnie ujmując prawie nie istnieje. — stwierdził Derek. Zerknął kątem ona na czarnowłosą, która skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej.

— I kto to mówi? Jesteś definicją samotnego wilka.

— Nie aż tak samotnego.

Oboje w tym samym czasie spojrzeli na siebie. Kącik ust Derek'a uniósł się ku górze. Nie miał zbyt wielu przyjaciół czy bliskich, ale nie potrzebował mieć dużo. Wystarczało kilka osób, na których mógł polegać z wzajemnością. Wśród nich była najcenniejsza osoba i chciał aby na zawsze pozostała częścią jego życia.

Morana uśmiechnęła się delikatnie. Derek odwrócił wzrok aby skupić się na drodze. Przyglądała mu się przez dłuższy moment, po czym odwróciła wzrok. Przeprowadza do Beacon Hills była chyba najlepszą decyzją jaką kiedykolwiek podjęła. Uwierzyła w to że mogła zaznać tu szczęścia. Jak na razie wszystko układało się dobrze, ale z tyłu głowy nadal miała obawy. Dobre chwile nie trwają wiecznie.

— Kto w ogóle tam będzie? — zapytał brunet zmieniając temat.

— Nie licząc Ruby i Grace, to nie wiem dokładnie. — wzruszyła lekko ramionami. Ruby nie wspominała kto dokładnie ma przyjść.

— A Elijah?

Morana zerknęła na Derek'a. Mężczyzna uważnie wpatrywał się w drogę. Kąciki ust czarnowłosej uniosły się ku górze. Wyczuła nutę zazdrości w jego głosie. Bardzo nie lubił Elijah'a. Twierdził że facet był dziwny i że lepiej aby Morana trzymała się od niego z dala. Nie mogło to być możliwe ponieważ pracowali w jednym budynku i byli czasami zmuszeni aby wymienić ze sobą kilka zdań. Czarnowłosa domyślała się realnego powodu dlaczego Hale nie lubił Elijah'a. Brał go za rywala. Miał obawy że Morana mogłaby go zostawić dla atrakcyjnego lekarza. Było to irracjonalne, ponieważ od samego początku Morana nie lubiła Elijah'a. Kochała Derek'a i nic tego by nie zmieniło. Nie raz gdy ich rozmowy przeszył na temat lekarza, czarnowłosa musiała uświadomić że Hale był znacznie lepszym mężczyzną i że to na nim jej zależy. Było to trochę zabawne i urocze, bo Hale dąsał się jak małe dziecko. Był zazdrosny, choć usilnie twierdził że tak nie jest.

— Nie wiem. — nie było to kłamstwem. Morana zgodziła się wyjść do baru, pod warunkiem że Ruby zaprosi Elijah'a, bo podobał się jej szatynce, dlatego czarnowłosa chciała by jej koleżanka spróbowała go poderwać. Nie było jednak pewności że mężczyzna przyjmie zaproszenie, dlatego Morana nie wiedziała czy faktycznie pojawi się w barze. — Nie bądź o niego zazdrosny. — dodała gdy zauważyła że Derek spiął się.

— Nie jestem. — jego usta opuścił gardłowy niski dźwięk przypominający ciche warczenie. Mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.

Morana uśmiechnęła się z pobłażliwością. Oczywiście że był zazdrosny i nawet nie musiała wczuwać się w jego emocje aby to zauważyć. Miała ochotę podroczyć się z nim, ale nie chciała go bardziej denerwować. Sama wzmianka o Elijah'u, mocno go irytowała. Dlatego wolała przemilczeć to i przeczekać aż brunet uspokoi się. 

Po paru chwilach ciszy, Morana zauważyła kątem oka, jak Derek rozluźnia dłonie na kierownicy, gdy nie kontynuowała tematu o zazdrości.

— O której mam cię odebrać? — odezwał się Hale, po dłuższym momencie ciszy.

— Wezwę taksówkę. Nie musisz się fatygować.

— To nie była propozycja.

Morana cicho westchnęła. Derek bywał bardzo uparty i lubił stawiać na swoim. Zwykle się z nim nie spierała, aby nie pogłębić konfliktu. Tym razem również nie zamierzała. Skoro chciał po nią przyjechać, to jego decyzja. Przynajmniej zaoszczędzi pieniądze na taksówce. 

— Zastanawiam się czy to troska z twojej strony czy kontrola? — zerknęła na niego.

— Czy to źle że chcę upewnić się że moja dziewczyna wróci bezpiecznie do domu?

— To kochane. I wiem że jesteś po prostu troskliwy. Choć czasami udajesz że tak nie jest. Zły wilk na zewnątrz, łagodny baranek w środku. — uśmiechnęła się delikatnie. Derek miał nie łatwy charakter, ale posiadał więcej pozytywnych cech niż tych negatywnych. Po wyglądzie można było uznać że był oschłym i szorstkim mężczyzną, taki był dla osób których nie znał albo nie lubił, ale to była tylko fasada, za którą kryło się miękkie wnętrze. Nie pokazywał innym tego, że w rzeczywistości łatwo go zranić. Był silny i nie okazywał innym że on też czasem cierpi. 

Derek nic nie powiedział. Milczał niczym posąg, co bywało zwykle irytujące dla Morany. Jednak tym razem nie wywołało to w czarnowłosej tego uczucia. Morana uniosła dłoń i delikatnie pogładziła opuszkami palców policzek bruneta. Hale wciągnął mocniej powietrze, nie dlatego że to mu się nie podobało, było wręcz przeciwnie. Jej dotyk był bardzo przyjemny. Sprawiała że wszelkie troski i zmartwienia znikały z jego głowy. Nie musiała nawet odbierać mu negatywnych uczuć czy emocji. Wystarczyła jej bliskość.

— Zadzwonię około dwudziestej trzeciej. — cofnęła swoją dłoń. 

— Tak wcześnie?

— Jutro niektórzy mają na popołudniową zmianę, więc spodziewam się że spotkanie potrwa maksymalnie do północy. Nie chcę też upić się do nieprzytomności. Spędzę z znajomymi z pracy parę godzin, a później zajmę się nadprzyrodzonymi sprawami. — taki był plan. Czuła się trochę źle z powodu tego że zamiast zajmować się potencjalnie nowym zagrożeniem, które pojawiło się w mieście, to idzie do baru zabawić się z znajomymi.

Derek zatrzymał auto na poboczu jezdni, przy chodniku. Przy ulicy znajdował się bar, gdzie Morana miała spotkać się z znajomymi.

— Do zobaczenia później. — Morana pochyliła się ku Derek'owi, który wpatrywał się w szyld baru. Złączyła ich usta w czułym, ale krótkim pocałunku, przez co brunet nie zdążył go odwzajemnić. Derek lekko zdezorientowany patrzył jak czarnowłosa wysiada z auta, po czym idzie do baru. Zdecydowanie pocałunek był zbyt krótki.

Derek odczekał kilka chwil obserwując kto wchodzi do budynku. Osoba której nie chciał tutaj, nie pojawiła się, choć możliwe że był już w środku. Po kolejnych minutach, w końcu odjechał. Nie chciał aby przypadkiem Morana zauważyła że nadal stał pod barem. Oczywiście że się martwił i czuł zazdrość, choć do tego drugiego nie chciał się przyznać. Po prostu nie chciał jej stracić, a ta obawa ciągle siedziała z tyłu jego głowy.

꧁꧂

W barze było tłoczno. W końcu piątkowy wieczór był idealną porą na zabawę oraz drinki. W pomieszczeniu był lekki zaduch. Część ludzi tańczyła pośrodku na parkiecie, niektórzy siedzieli przy stolikach, a inni przy barze. Atmosfera była lekka, choć można było spodziewać się że w takim miejscu szybko może dojść do niepotrzebnych kłótni czy sporów. Tak jednak nie było. Wyglądało to jakby wszyscy w budynku mieli dobre nastroje i wyjątkowo dzisiejszego wieczoru wszyscy zapomnieli o wszelkich złościach i troskach.

Morana usiadła przy stoliku. Westchnęła cicho. Grace i Ruby nie pozwalały jej zbyt długo siedzieć przy stoliku. Ciągle wyciągały ją na parkiet. Szczerze mogła przyznać że polubiła je. Były trochę jak własne przeciwności. Grace była wysoką blondynką o chaotycznej i pewnej siebie osobie, a Ruby była niską szatynką o spokojniejszej i trochę nieśmiałej naturze.

Ruby i Grace poszły do łazienki. Powoli dochodziła dwudziesta trzecia. Kilku znajomych już wróciło do swoich domów. Morana również zamierzała się zbierać.

Czarnowłosa chwyciła swój niedopity drink. Upiła łyk. Do stolika przy którym wszyscy wspólnie siedzieli, wrócił Elijah. Pozostali wciąż byli na parkiecie albo w łazience. 

Ich spojrzenia na krótki moment skrzyżowały się, ale czarnowłosa pierwsza odwróciła wzrok. Upiła łyk alkoholu aby nie musieć pierwszej zaczynać jakiejkolwiek pogawędki. Niewiele ze sobą rozmawiali w trakcie spotkania. Głównie tylko wymienili się kilkoma grzecznościowymi zdaniami. Elijah nie zagadywał jej, był bardziej zainteresowany rozmową z Ruby, która promieniowała radością gdy mężczyzna poświęcał jej uwagę. Dwa razy nawet razem zatańczyli za co Ruby była bardzo wdzięczna czarnowłosej, bo to ona namówiła ją aby go zaprosiła. Postawiła jej dwa drinki w ramach podziękowania.

— Nie wypiłaś za dużo? — odezwał się Elijah. Morana oderwała wzrok od parkietu. Wyczekiwała aż ktoś wróci do stolika aby nie musiała siedzieć sam na sam z szatynem. Czarnowłosa upiła łyk patrząc mu prosto w oczy.

— Mam mocną głowę. — na wilkołaki alkohol nie działał, ale z secorem było trochę inaczej. Nie uzdrawiali się tak szybko jak wilkołaki, co oznaczało że procenty trochę na nich działały, choć nie tak samo jak na ludzi. Podobnie było z innymi substancjami, przeciwbólowymi czy psychotropowymi.

Zapadła między nimi cisza. Czarnowłosej to nie przeszkadzało, wróciła do patrzenia na parkiet i popijania swojego drinka. Za to Elijah'owi się to nie podobało dlatego postanowił pociągnąć rozmowę dalej.

— Mam wrażenie, że nie przepadasz za mną. — odezwał się mężczyzna. Morana spojrzała na niego.

— Musimy o tym rozmawiać? Mieliśmy miło spędzić czas, a kontynuując ten temat, zrobi się bardziej niezręcznie niż było. — zdecydowanie nie miała ochoty ciągnąć tej rozmowy. Niby nic do niego nie miała, ale od początku czuła do niego niechęć. Nie rozumiała powodu, ale czasami nie przepadała za niektórymi osobami bez konkretnego powodu. Po prostu nie każdego da się lubić.

— Chcę wiedzieć czy zrobiłem coś, przez co ci podpadłem.

Obraz przed oczami czarnowłosej niespodziewanie zakręcił się. Moranie zaszumiało w głowie, przez co niewyraźnie usłyszała to co powiedział Elijah. Odstawiła pustą szklankę na blat. Zaczęła się czuć bardzo rozluźniona, aż za bardzo. Szatyn coś do niej mówił, ale nie słuchała go. Przez myśl przeszło jej że zbyt szybko wypiła drinka albo że barman dolał zbyt dużo alkoholu.

— Musze się przewietrzyć. — mruknęła Morana. Wstała z krzesełka i lekko się zachwiała na nogach. Coś było nie tak.

— W porządku? Upiłaś się?

— Nic mi nie jest. — złapała za swoją kurtkę, która wisiała na oparciu krzesła. Ruszyła w kierunku wyjścia. Musiała przepchać się między ludźmi. Prawie upadła gdy ktoś mocniej trącił ją ramieniem. Na szczęście bez większych trudności udało jej się wyjść z baru. Zimne powietrze uderzyło w jej rozgrzaną twarz. Liczyła że chłód pomoże jej trochę otrzeźwić się. Po paru chwilach stania na zewnątrz miała wrażenie że zrobiło jej się gorzej. Przeszła w bok i weszła do bocznej uliczki. Oparła się plecami o ścianę, gdy obraz ponownie zakręcił się i tym razem mocniej. Wyciągnęła telefon z kieszeni kurtki, którą trzymała w ręku. Próbowała skupić wzrok aby odblokować urządzenie. Chciała zadzwonić do Derek'a, ale nie widziała co znajduje się na ekranie telefonu.

Uciekaj...

Morana wzdrygnęła się słysząc cichy szept. Upuściła telefon, który upadł na beton. Rozejrzała się po uliczce, ale nikogo innego oprócz niej tu nie było. Miała wrażenie że jej ciało wiotczeje, jakby traciła nad nim panowanie. Ruszyła do przodu. Pozwoliła dać się ponieść nogom. Podświadomość kazała jej uciec stąd jak najdalej. Czuła że musi stąd wyjść. Puściła kurtkę, która upadła tuż przy telefonie. Wyszła na drugą stronę. Nie słyszała już żadnych szeptów, ale gdy stanęła na chodniku, czuła jak upada na kolana, a później na plecy. Słyszała pisk opon. Później ktoś stanął nad nią, ale nie potrafiła rozpoznać kim była ta osoba. Straciła przytomność.

W mroku uliczki, przy kontenerze, ktoś stał. Osoba obserwowała jak jakiś mężczyzna pomaga Moranie. Zabrał ją z chodnika i pomógł wsiąść do samochodu. Osoba wycofała się aby nikt jej nie zauważył.

****************************

Jak podobał się wam rozdział?

  :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro