ꓚ⌊⌋ 𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊ł 𝚍𝚠𝚞𝚍𝚣𝚒𝚎𝚜𝚝𝚢 𝚜𝚣ó𝚜𝚝𝚢 ⌊⌋ꓛ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

»»————- ★ ————-««

𝕊𝕖𝕣𝕔𝕖 𝕫𝕒𝕤́𝕝𝕖𝕡𝕚𝕠𝕟𝕖 𝕘𝕟𝕚𝕖𝕨𝕖𝕞

꧁꧂

Morana czuła pod sobą średnio miękki materac. W powietrzu czuć było nutę cynamonowego zapachu. Jej zmysły powoli rozbudzały się. Nie śpiesząc się, przesunęła się na łóżku i położyła na drugim bok. Promienie światła zza okna nieprzyjemnie uderzyły ją w twarz. Mocno zacisnęła powieki. Skrzywiła się niezadowolona z jasności. Zmieniła pozycję i leżała teraz na plecach. Instynktownie wysunęła dłoń w bok aby dotknąć Derek'a, ale nikogo obok siebie nie wyczuła. Wtedy otworzyła oczy. W pierwszej chwili nie zwróciła uwagi że sufit był biały. Mogła przecież być w swoim mieszkaniu, ale później gdy bardziej się rozbudziła, zdała sobie sprawę że jest w obcym pokoju. Podniosła się gwałtownie do siadu. Rozszerzyła oczy w szoku gdy zrozumiała, że nie jest w swoim mieszkaniu ani w lofcie Derek'a. Przerażona ściągnęła z siebie kłodę. Miała na sobie wczorajsze ubrania, a obok łóżka leżały jej buty. Zeszła szybko z łóżka i założyła buty. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje. Wyszła z czyjejś sypialni na korytarz. Stąpała jak najciszej się dało. Ostrożnie rozglądała się. Weszła do małego salonu połączonego z kuchnią. Ktoś stał przy lodówce. Jednak drzwiczki zasłaniały tą osobę. Widać było tylko nogi. Morana zbliżyła się do nieznajomego. Wtedy drzwiczki zostały zamknięte.

Jordan wzdrygnął się, gdy zobaczył Morane.

— O rany. — mężczyzna nerwowo uśmiechnął się. — Nie słyszałem cię. Kawy? — wskazał na ekspres stojący na blacie kuchennym. Podszedł do maszyny i wyjął z górnej szafki kubek.

Morana szeroko otwartymi oczami przyglądała się zastępcy szeryfa. Jakim cudem znalazła się w jego mieszkaniu? Ostatnie co pamiętała to to że była w barze, chciała wyjść na chwilę aby się przewietrzyć, a później była pustka. Urwał jej się film.

— Co się stało? — zapytała zdezorientowana. Jordan nalał kawy do kubka. Zerknął na nią ukradkiem. Nerwowo podrapał się po głowie.

— Też mógłbym cię o to zapytać, ale może najpierw usiądź. Wyglądasz blado. — gestem dłoni wskazał mały okrągły stolik z krzesełkami. Na blacie leżało kilka dokumentów i kubek w połowie wypitej kawy. — Słodzisz? 

Morana usiadła przy stoliku. Spojrzała na Jordan'a, który uniósł kubek kawy. Czarnowłosa zaprzeczyła głową.

— Mógłbyś dolać trochę mleka jeśli to nie problem.

— Jasne.

Jordan postawił kubek kawy przed Moraną, a sam zajął miejsce na przeciwko niej. Czarnowłosa upiła łyk. Czuła się dziwnie. Nigdy przedtem nie urwał jej się film. Sam wieczór z znajomymi z pracy był krótkimi urywkami wspomnień. Doprze pamiętała początek, ale dalej wszystko wydawało się być niewyraźne. Być może przesadziła z alkoholem, choć wcześniej nie zdarzyło jej się tak mocno upić, aby nie pamiętać co się z nią działo.

— Gdzie moje rzeczy? — odezwała się. Nie miała przy sobie telefony, kluczy, portfela ani kurtki, a przynajmniej nie widziała swoich rzeczy nigdzie w pobliżu.

— Nie wiem. Gdy cię znalazłem niczego przy sobie nie miałaś. Dlatego zabrałem cię do siebie. Mogłem zawieść na wytrzeźwiałkę na komisariat, ale moje mieszkanie wydało się lepszą opcją. I spałem na kanapie jakby co. — skinął głową w kierunku salonu, gdzie na kanapie wciąż leżała poduszka i zmielony koc.

Morana złapała się za głowę. To miał być spokojny wieczór z znajomymi z pracy, a wylądowała w mieszkaniu policjanta. Próbowała sobie coś przypomnieć, ale miała pustkę w głowie. Wywiercała wzrokiem dziurę w kubku, jakby liczyła że w kawie znajdzie odpowiedzi. Uniosła wzrok i spojrzała na Jordan'a.

— Gdzie mnie znalazłeś?

— Akurat wracałem z pracy. Wyszłaś z uliczki, a później upadłaś na chodniku. Straciłaś przytomność. Nikogo w pobliżu nie było. Nie wyglądałaś na ranną, ale czuć było od ciebie alkohol.

Morana skrzywiła się i spuściła wzrok zażenowana. Wolała się nie zastanawiać nad tym co pomyślał sobie Parrish gdy zobaczył ją pijaną na chodniku.

— O boże. — mruknęła i ukryła twarz w dłoniach, opierając łokcie o blat stolika. Czuła się zażenowana.

— Co się stało? Dość szybko wyszłaś z tamtej uliczki. Ktoś cię śledził?

Morana spojrzała na mężczyznę. Na jego twarzy malowało się zmartwienie.

— Nie sądzę, a przynajmniej nie pamiętam. Wyszłam z znajomymi do baru i chyba po prostu za dużo wypiłam. Wyszłam się przewietrzyć. Gwałtowna zmiana temperatury sprawia, że wypity alkohol mocniej uderza do głowy... Chyba po prostu się upiłam. Co za upokorzenie. — ponownie ukryła twarz w dłoniach. — Mam nadzieję że niczego ci nie pobrudziłam.

— Nie. Byłaś grzeczna jak aniołek. — powiedział żartobliwie. 

Morana zachichotała na jego słowa, które trochę poprawiły jej humor. 

— Dziękuję. — opuściła dłonie. Uśmiechnęła się wdzięcznie do mężczyzny. Miała szczęście że trafiła na Jordan'a, a nie na kogoś innego. To mogło skończyć się znacznie gorzej.

— To nic takiego. Moim obowiązkiem jest dbać o bezpieczeństwo innych.

— O wygodę chyba też skoro oddałeś mi swoje łóżko. — powiedziała żartobliwie. Jordan parsknął, a na jego twarzy zagościł łagodny uśmiech.

Zapadła między nimi cisza, ale nie była ona nieprzyjemna.

— Która jest godzina? — odezwała się Morana. Dopiero teraz doszło do niej to że Derek zapewne się zamartwia. Nie miała przy sobie telefonu, ani też nie znała jego numeru na pamięć, więc nie mogła zadzwonić i powiedzieć że wszystko z nią w porządku.

Jordan zerknął na ekran swojego telefonu leżącego na blacie stolika.

— Jest w pół do piętnastej.

— Co? — wstała gwałtownie od stołu. Myślała że jest nie później niż dwunasta. — Dziękuję za pomoc, ale muszę już iść. — wyszła szybkim krokiem na korytarz. Zamierzała wyjść. Wyciągnęła rękę aby otworzyć drzwi, ale wtedy zdała sobie sprawę że nie ma przy sobie portfela. Nie mogła wezwać taksówki. Cofnęła rękę i odwróciła się. Jordan wyszedł na korytarz. Na jego twarzy gościł lekki uśmiech.

— Podwieźć cię? — zaproponował mężczyzna.

— Byłabym wdzięczna. — lekko się uśmiechnęła.

Jordan dał jej bluzę, twierdząc że na zewnątrz było chłodno a nie miała swojej kurtki, więc nie powinna wychodzić w samej cienkiej bluzce. Morana poprosiła go aby zawiózł ją do loftu Derek'a. I tak nie miała kluczy do swojego mieszkania, więc nie weszłaby do siebie. Chciała zobaczyć się z Hale'm jak najszybciej aby mu wszystko wyjaśnić.

Morana podziękowała Jordan'owi za pomoc, po czym weszła do budynku.

Stanęła przed żelaznymi drzwiami, które po chwili otworzyły się. Uśmiechnęła się, ale po chwili kąciki jej ust opadły gdy zobaczyła nie tego Hale, którego chciała. 

Peter uniósł brwi zaskoczony jej widokiem. Morana nie czekając na pozwolenie wyminęła go i weszła do środka.

— Derek?! — zawołała swojego chłopaka. Stanęła pośrodku pomieszczenia i rozejrzała się.

— Nie ma go tutaj. — Peter zamknął drzwi, po czym ruszył ku kanapie, na której zostawił książkę. Wtargnięcie Morany przeszkodziło mu w czytaniu, co go zirytowało.

— Gdzie jest?

— Na komisariacie. — oznajmił krótko szatyn, po czym usiadł na kanapie. Chwycił w dłoń książkę i otworzył ją na zaznaczonej stronie, całkowicie zbywając obecność Morany.

— Co? Chyba nie zgłosił mojego zaginięcia?

Peter parsknął głośno. Oderwał wzrok od książki i obdarzył czarnowłosą litościwym wzrokiem.

— Zamknęli go za pobicie. — powiedział swobodnie, jakby w ogóle go to nie interesowało i nie martwiło. Morana zmarszczyła brwi i podeszła do kanapy.

— Co? Czemu? — zapytała zdezorientowana.

— Nieźle się zabawiłaś. Bluza którą masz na sobie śmierdzi facetem, którym z pewnością nie jest Derek. Chyba jego wściekłość miała uzasadnienie.

Czarnowłosa zmarszczyła brwi nie rozumiejąc dziwnego spojrzenia, które posłał jej starszy Hale. Peter wrócił do czytania książki. Teraz Morana miała więcej pytań niż parę chwil temu. Co się wydarzyło w przeciągu kilkunastu godzin?

— Ten Elijah był tego wart? — odezwał się Peter, przerywając natłok myśli czarnowłosej. Jego wzrok utkwiony był na książce, ale z pewnością jej nie czytał.

— Elijah? Zaraz, Derek się z nim pobił? — nie rozumiało o co chodzi. Cisza z strony Peter'a zaczęła ją irytować. Nie raczył jej niczego wyjaśnić. — Możesz mnie zawieść na komisariat?

— A co ja jestem twój szofer? Masz nogi, użyj ich.

Morana odetchnęła głęboko aby się uspokoić. Zachowanie Peter'a było wkurzające, ale nie miała czasu na kłótnie z nim. Odwróciła się na pięcie, po czym ruszyła ku wyjściu. 

Na początku zamierzała udać się na komisariat, ale był daleko. Po drodze miała bliżej szpital. Chciała sprawdzić czy Elijah miał popołudniową zmianę.

Wchodząc do budynku, pierwszą osobą którą napotkała była Melissa. Po jej minie na widok czarnowłosej, Morana czuła że było kiepsko. McCall wyjaśniła Moranie co zaszło w szpitalu. Elijah miał popołudniową zmianę. Derek pojawił się w budynku. Był zmartwiony tym że Morana nie odzywała się. Rozmawiał z Melissą czy wie gdzie zniknęła Morana, wtedy podszedł do nich Elijah. Miał rzeczy czarnowłosej. Powiedział zaledwie kilka słów o tym że Morana zostawiła swoje rzeczy, więcej nie miał okazji powiedzieć ponieważ Derek rzucił się na niego myśląc że czarnowłosa zostawiła swoje rzeczy u niego. Ochrona musiała oderwać Hale od Elijah'a. Później została wezwana policja i Derek'a aresztowano.

Morana aż nie mogła w to wszystko uwierzyć. Melissa dała jej rzeczy, które Elijah twierdził że znalazł przy uliczce obok baru, w którym pili.

Czarnowłosa sprawdziła swój telefon. Szybka miała małe pęknięcie. Miała mnóstwo nieodebranych połączeń i wiadomości od Derek'a.

Zanim opuściła szpital, poszła porozmawiać z Elijah. Mimo tego że dość mocno oberwał, został w pracy. Rozmowa była bardzo nieprzyjemna. Doszło do poważnego nieporozumienia.

— Na prawdę mi przykro. Przepraszam cię za wszystko. — powiedziała z szczerą skruchą Morana. Z trudem patrzyła na obitą twarz szatyna.

Byli w biurze Elijah'a. Mężczyzna siedział za swoim biurkiem.

Morana poprosiła go o to by wycofał zarzuty aby Derek mógł uniknąć kary za pobicie. Oczywiście czarnowłosa nie czuła się z tym dobrze. Derek'a poniosło. Zamiast porozmawiać spokojnie i wysłuchać tego co Elijah chciał mu powiedzieć, źle zinterpretował sytuacje i dał ponieść się emocjom. A w przypadku Hale'a, działanie pod silnymi emocjami było dość typowym zachowaniem dla niego.

— Zgoda. — oznajmił po dłuższej chwili ciszy Elijah. Postanowił wycofać oskarżenie o pobicie. — Ale nie wycofam zakazu zbliżania się. I lepiej aby trzymał się z dala.

— Dziękuję. Dopilnuję aby tak było.

꧁꧂

Morana stała pod komisariatem, przy swoim samochodzie. Czekała na Derek'a, którego mieli zwolnić z celi. Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Niebo było zachmurzone i groziło że w każdej chwili spadnie deszcz.

Derek opuścił komisariat. Był zaskoczony że go wypuścili oraz że zarzuty zostały wycofane, ale gdy wyszedł z budynku zrozumiał wszystko. Zobaczył czarnowłosą. Już drugi raz trafił za kratki z jej powodu i drugi raz został wyciągnięty z celi dzięki niej. Zbliżył się ku niej, ale pozostał w dwumetrowej odległości. W pierwszej chwili miał ochotę przyciągnąć ją do siebie, mocno przytulić i nie puszczać, ale nie zrobił tego. Złość wciąż w nim buzowała. Zamartwiał się. Myślał że Nieśmiertelni znowu ją porwali. Wypytał jej znajomych z pracy o wczorajszy wieczór. Wszyscy twierdzili że wszyła bez słowa. Gdy dopytywał czy z kimś poszła, mówili że nie widzieli, ale że w podobnym, a nawet tym samym czasie Elijah również opuścił bar. To nasuwało pytania. Później w szpitalu, gdy Elijah podszedł do niego twierdząc że ma jej rzeczy, coś w nim pękło. Sądził że szatyna nie będzie na tym spotkaniu, że Morana nie spędzi z nim czasu. Wtedy pojawiła się myśl, że może czarnowłosa go oszukiwała. Od samego początku ich znajomości, nie była z nim do końca szczera. Może wcale nie była dobrą osobą, może to była jedna z jej masek. Teraz gdy na nią patrzył, miał wrażenie że ktoś wbił mu nóż w plecy. Zwrócił uwagę na bluzę, którą miała na sobie. Zapach był znajomy, ale nie pamiętał do kogo należy. Z pewnością nie była to jej bluza.

— Mogę to wyjaśnić. — odezwała się Morana. Zrobił krok ku Derek'owi, ale widząc że mocniej wciągnął powietrze, zastygła w miejscu. Wyczuwała jego silny gniew zmieszany z bólem i żalem.

— Daruj sobie. 

Z ciemnych chmur runął deszcz. Atmosfera była napięta, a zła pogoda sprawiała że wszystko wydawało się smutniejsze i pogarszyło atmosferę.

— Derek... — odezwała się spokojnym tonem Morana. Chciała mu wszystko wyjaśnić. Zbliżyła się do niego. Wyciągnęła dłoń aby położyć ją na jego ramieniu w uspokajającym geście.

— Nie waż się odbierać mi emocji! — warknął z złością. Złapał za jej nadgarstek zanim miała szansę go dotknąć. To co myślał, że chciała zrobić spotęgowało jego negatywne emocje i uczucia. Od razu zaczął się zastanawiać czy to co ich łączyło było prawdziwe. Mogła odbierać oraz potęgować emocje i uczucia innych. Może to co do niej czuł nie było prawdziwe? Może kontrolowała jego uczucia? W jego głowie pojawiło się mnóstwo wątpliwości. Rozsądek został zagłuszony przez gniew i niepewności.

Morana wzdrygnęła się gdy podniósł głos. Nie zamierzała odbierać mu emocji, choć w tej sytuacji mogłoby to pomóc. Skrzywiła się. Jego uścisk wzmocnił się. Szarpnęła lekko rękę aby ją puścił, co po chwili zrobił. Czarnowłosa odsunęła się o krok do tyłu. Rozmasowała obolały nadgarstek. W niebieskozielonych oczach, które jeszcze nie tak dawno patrzyły na nią z czułością, widziała teraz chłód zmieszany z gniewem, bólem, a nawet obrzydzeniem.

— Derek... — powiedziała ściszonym głosem, który zdradliwie zadrżał. Jej oczy zaszkliły się od łez. Nawet gdyby uroniła choć jedną, nie zostało by to zauważone przez padający deszcz, którego krople spływały po jej twarzy.

— To koniec.

Morana nie mogła uwierzyć w to co powiedział. Miała wrażenie że jej serce rozpadło się na kawałki. Sprawiło jej to ogromny ból. Nie wiedziała jednak że tak samo czuł się Derek, choć to on postanowił zakończyć ich związek.

Czarnowłosa chciała coś powiedzieć, ale miała pustkę w głowie. Nie wiedziała w jaki sposób naprawić sytuację. Emocje zagłuszyły jej racjonalne myślenie.

— Porozmawiajmy. — wydusiła z siebie. Nie mogła tak po prostu pozwolić mu zakończyć tego co ich łączyło. To wszystko było wielkim nieporozumieniem.

— Niby o czym? — zadrwił z chłodnym wyrazem twarzy, pod którym krył swoje cierpienie. — Nie chcę z tobą rozmawiać. Nie chcę nawet patrzeć na ciebie!

Morana skuliła się w sobie. Otuliła się ramionami ponieważ nagle zrobiło jej się chłodno. Spuściła wzrok nie potrafiąc dalej patrzeć na ukochaną osobę, która zadawała jej cierpienie.

Derek ciężko oddychał. Przyglądał się czarnowłosej. Czuł się okropnie. Przez myśl przeszło mu żeby spróbować cofnąć słowa, ale negatywne emocje zagłuszyły tą nikłą myśl. Kierowany gniewem, obdarzył Morane chłodnym spojrzeniem, po czym odwrócił się i ruszył przed siebie.

Morana zadrżała. Spojrzała w kierunku bruneta, który odszedł. Cały jej świat wywrócił się do góry nogami, po raz kolejny w jej życiu, a ona nie wiedziała co zrobić.

******************************

Jak podobał wam się rozdział?

 :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro