Rozdział 10.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


— Nie spodziewajcie się ujrzeć o tym artykułu w „Proroku Codziennym". Jestem przekonany, że Knot stłumi wszystko natychmiastowo.
—Sądzisz, Snape, że byłby na tyle głupi, żeby to zrobić? A co z ludźmi z Ministerstwa, którzy będą tego świadkami? — spytał Remus Lupin, mieszając zawartość swojej filiżanki okrężnymi ruchami.
— Nie sądzę, Lupin. Ja to wiem.
Nastała chwilowa cisza.
— Kontynuuj, Severusie — Dumbledore ponaglił gestem czarnowłosego.
— Co do Koners...
— Kogo? —spytał Syriusz, a Snape zacisnął szczęki.
— Nie przerywaj mu, Syriuszu. Opowiem ci później. Mów.
— Co do Koners, wstąpiła do śmierciożerców, sprawdza się bardzo dobrze jako skrytobójca, ale gardzi torturami. Karkarowa poddano wielu torturom i kiedy przyszedł czas na nią, po prostu go uśmierciła.
— Do czego zmierzasz, Severusie? — zapytał dyrektor, marszcząc brwi.
— Z czasem może zacząć stanowić zagrożenie dla nas. Trudno mi ją rozgryźć — mruknął Mistrz Eliksirów, chodząc po pokoju w Grimmauld Place. — Z jednej strony nie lubi — tak jak powiedziałem — tortur i zadawania bólu, ale co do Gryzeldy nie miała problemu. Przez inicjację przeszła gładko, pomimo tego, że nieco inaczej zinterpretowała Mowę...
— Nieco inaczej? — zainteresował się Albus.
— Powiedziała o smutku i braku akceptacji, dopiero po tym wspomniała o potędze. Większość zwolenników Czarnego Pana, dostrzegała tylko potęgę, lub obietnicę władzy... Albo jedno i drugie.
— Jak zareagował Voldemort? — spytał Dumbledore, a Severus skrzywił się nieco, słysząc imię swojego pana.
— Nakazał nam wyjść, ale dziewczyna wróciła bez szwanku. Podejrzewasz o co może chodzić? — Snape zatrzymał się i utkwił swe przenikliwe spojrzenie w niebieskich tęczówkach dyrektora.
Dumbledore siedział, oparty łokciami o blat starego stołu. Jego srebrzysta broda zdawała się emanować światłem, którego było tu niezbyt dużo.
— Mam co do tego pewną teorię, ale nie jest ona pewna. Czas pokaże, Severusie. Koniec zebrania.
Członkowie Zakonu Feniksa skinęli głowami, choć większość osób nawet nie ruszyło się z miejsca.
— Zostaniesz na kolacji, Severusie? —zaproponowała Molly Weasley, podchodząc do czarnowłosego.
Kątem oka czarodziej dostrzegł Artura, zerkającego na niego z ukosa.
— Nie, Molly. Nigdy nie zostaję — odpowiedział chłodno.
— Cóż, zawsze warto spróbować — uśmiechnęła się ciepło i wyszła przez drzwi, prowadzące na piętro domu.

Severus wrócił do swojego domu, gdzie zastał siedzącą po turecku na fotelu Katharinę. Miała ściągnięte brwi i wzrok nieprzytomnie wbity w podłogę. Mistrz Eliksirów trafnie stwierdził, że bardzo intensywnie nad czymś myśli.
Odesłał swój płaszcz zaklęciem na wieszak i zbliżył się do jej fotela. Spodziewał się, że będzie spała. W końcu była wycieńczona płaczem, który zdołał uspokoić zaledwie dwie godziny temu. No właśnie... On zdołał uspokoić rozryczaną dwudziestolatkę. Ach ta ironia, prawda?
— Dobry wieczór — mruknęła, podnosząc na niego wzrok.
Skinął głową i zasiadł naprzeciwko.
— Myślałem, że śpisz.
— Obudziłam się kiedy pan poszedł — odparła. — Coś mi pan uświadomił. Swoją drogą, muszę ciągle zwracać się per pan? Nawet Lucjusz, który jest od PANA starszy...
— To tak z przyzwyczajenia, ale tak, możesz — mruknął niechętnie, wiedząc o co jej chodzi.
— Świetnie. — Wstała i zaczęła chodzić po pokoju.
Dopiero teraz zauważył, że trzyma talię kart, którą wykonywała różne,naprawdę widowiskowe triki. Przemieszczała je w powietrzu z jednej dłoni na drugą, po czym tworzyła wachlarz, składała i znów przenosiła. Przeniósł wzrok na jej twarz i ze zdziwieniem spostrzegł, że nie poświęcała najmniejszej uwagi temu, co robi. Wyglądało to zupełnie tak, jakby było zwykłym, naturalnym odruchem. Tak samo, jak wtedy, gdy siedziała na fotelu, miała zmarszczone brwi i tępe spojrzenie.
— Chodzi o to... — zaczęła, a jej wyraz twarzy nawet na sekundę nie uległ zmianie — że przemyślałam parę spraw. Igor był zdrajcą, nie powinnam była się rozklejać. Po prostu coś... coś mi przeszkodziło w zachowaniu zimnej krwi.
Nie odpowiedział, tylko przyglądał jej się uważnie.
Ręce, które do tej pory pracowały, tasując karty, zatrzymały się w tym samym momencie co cała reszta jej ciała.
— Co trzeba zrobić, by wstąpić do Wewnętrznego Kręgu?
Jej pytanie totalnie zbiło go z tropu, lecz nie dał po sobie tego poznać. Zamiast tego przywołał na swoją twarz kpiący uśmieszek i z taką samą kpiną w głosie, przemówił:
— Chyba nie sądzisz, że wstąpisz do niego tuż po inicjacji?
—Nie. Pytam dla wiedzy.
— A do czego jest ci ona potrzebna?
Przechyliła głowę i uśmiechnęła się drwiąco.
— Do wstąpienia do kręgu?
— Kiedy będziesz miała więcej doświadczenia będziesz mogła zapytać o to po raz drugi, a wtedy, jestem pewien, udzielę ci satysfakcjonującej odpowiedzi.
— Nie możesz powiedzieć teraz?
— Nie.
Nagle jedna karta eksplodowała, osmalając brwi dziewczyny. Katharina sapnęła i wyczyściła się skrajem swojego rękawa.
— Bo?
— Bo nie widzę w tym sensu. — Odparł, po czym parsknął.
— Chcę wiedzieć — upierała się.
— Och, ja też chcę dużo rzeczy.
Wstał i skierował się w stronę kuchni.
— Zrobiłam kolację, kiedy cię nie było. Strzyg spał, więc nie chciałam go budzić. Dobranoc — usłyszał jeszcze odgłos zamykanych drzwi, a chwilę potem nastała cisza.
Wzruszył ramionami i zajął się za jedzenie lekkiej zapiekanki i dodatku, w postaci sałatki.


*

Dni mijały naprawdę szybko. Spotkania śmierciożerców odbywały się rzadko, natomiast Zakonu Feniksa — coraz częściej. Na zebraniach udzielał się głównie Yaxley lub Macnair, gdyż ta dwójka pełniła rolę szpiegów w Ministerstwie Magii. Śmierciożercy pozostawali w ukryciu, zbierając informacje i czekając cierpliwie na polecenia, lub też od czasu do czasu udający się do zagranicznych mugolskich wiosek, w celu — jak to określał Czarny Pan — podnoszenia reputacji.
Jedynymi osobami, które nie czekały jedynie na polecenia Voldemorta był Severus i Katharina. Severus zdawał mniej więcej co cztery dni raporty z posunięć śmierciożerców, a Katharina układała sobie swój własny plan działania. Na razie jej głównym celem było wstąpienie do Wewnętrznego Kręgu, po to by być obecną na wszystkich zebraniach u Czarnego Pana. Do Wewnętrznego Kręgu należeli: Severus, który jeżeli go zapytała o wieści z owego kręgu, nic nie mówił, gdyż twierdził, że nie jest to jej interes i tylko niektórzy mogą o tym słyszeć; Lucjusz, którego nawet nie pytała, choć miała na to wiele okazji, zwłaszcza od września, gdy przeniosła się do Malfoyów; Bellatriks, uwięziona w Azkabanie wraz z Rudolfusem i Rabastanem Lestrange; Rookwood, od1981 siedzący w więzieniu; Travers, a także Dołohow.
— Dzień dobry, Narcyzo — przywitała się Katharina, schodząc do kuchni.
— Dzień dobry — odpowiedziała blondynka, rozglądając się za czymś. — Nie widziałaś tego cholernego skrzata?
— Wydaje mi się, że poszedł do Czarnego Pana — oznajmiła po chwilowym zastanowieniu. — Potrzebujesz czegoś? Mogę pomóc.
Narcyza zmarszczyła brwi i przyjrzała się młodszej kobiecie.
— To robota dla skrzata. Jego zapchlony obowiązek.
— Nie mam obecnie zajęcia — mruknęła, wzruszając ramionami.
— Chciałam, aby zaniósł obiad Draconowi.
— Nie ma problemu, mogę to zrobić.
— Dzięki — rzekła sucho. — Muszę wracać do Lucjusza.
— Drobiazg — Katharina uśmiechnęła się lekko i podreptała schodami na górę.
Siedziała tu już niecałe trzy miesiące, więc zdążyła poznać większość pojawiających się tu śmierciożerców. Zauważyła chociażby, że Narcyza nie należy bezpośrednio do śmierciożerców, jednak wspiera ich, najprawdopodobniej ze względu na swojego męża, więc jej obecność na spotkaniach zależna była tylko od niej samej. To samo tyczyło się Dracona, do którego właśnie zmierzała. Wiedziała, że obecność Czarnego Pana bardzo źle na niego wpływa — chłopak praktycznie cały czas przesiadywał w swoim pokoju — i wcale mu się nie dziwiła. Miał dopiero piętnaście lat.
— Draco, przyniosłam ci obiad — powiedziała łagodnie, zaraz po tym, jak zapukała do jego pokoju na piętrze.
Chwilową ciszę przerwały powolne kroki, dochodzące z wnętrza pomieszczenia.
— Możesz wejść — otworzył jej drzwi i znów od nich odszedł.
Katharina przytrzymała jedną ręką tacę i weszła do środka.
Pokój był duży, przytulnie urządzony, utrzymany w kolorach Slytherinu. Na ścianach wisiało parę plakatów jakiejś drużyny, której Katharina nieznała, gdyż jakoś specjalnie quidditch jej nie interesował.
— Smacznego — uśmiechnęła się do platynowłosego chłopca, kładąc tacę na oszklonym stoliku przed skórzaną kanapą, na której siedział.
— Dzięki — spojrzał na tacę, a ona przeczuła, że Draco nic z tego nie tknie.
— Draco, musisz coś zjeść — spojrzała na niego z troską.
Chłopak przeniósł na nią wzrok, a w jego oczach dostrzegła zagubienie.
— Katharino, mogę ci ufać? — spytał, jego głos przy ostatnim wyrazie lekko zadrżał.
— Oczywiście — usiadła na sofie obok niego.
— Przysięgasz, że nikomu nie powiesz?
Doskonale wiedziała, że nie ma na myśli dosłownie nikogo, lecz w większej mierze Voldemorta i śmierciożerców.
— Na wieczystą — skinęła głową.
Blondyn nieco się zrelaksował.
— Nie wiem co o tym myśleć. Szykuje się wojna, prawda?
— Wszystko na to wskazuje — odparła smutno.
— Ojciec oczekuje ode mnie, abym przyjął Mroczny Znak. Problem w tym, że ja tego nie chcę.
— To zrozumiałe — mruknęła kobieta. — Słuchaj, Draco. Czarny Pan nie werbuje nieletnich w swoje szeregi. Jeżeli chodzi o twojego ojca, to jestem pewna, że nie będzie cię do niczego zmuszał. Skup się na razie na tym w czym jesteś najlepszy — dokuczaj Potterowi.
Draco zaśmiał się krótko.
— Jesteś naprawdę spoko.
— Gdybyś czegoś potrzebował to wiesz, gdzie mnie szukać — mrugnęła porozumiewawczo.
— Niestety w najbliższym czasie nie będzie okazji na nasze rozmowy. Jestem tu tylko do wieczora.
— No tak, szkoła — pacnęła się dłonią w czoło. — Totalnie straciłam poczucie czasu.
— Rozumiem — uśmiechnął się blado. — Nie chciałbym być niegrzeczny, ale...
— Tak,wiem. Już i tak miałam wychodzić. Smacznego.
Blondyn skinął głową, a Ślizgonka z radością stwierdziła, że zabrał się za jedzenie.
Wyszła z pokoju i wróciła do kuchni, by odstawić tackę.
— Panienko, pan Snape chcę panią widzieć — usłyszała skrzekliwy głos za plecami.
Drgnęła i udała się w stronę salonu.
Czarnowłosy stał blisko wyjścia i kiedy tylko dziewczyna pojawiła się w drzwiach, podszedł do niej i powiedział cicho:
— Potrzebna mi twoja krew do eliksiru, a także jad Nagini.
Wcisnął jej małe szklane naczynie.
— JA mam go zdobyć? — syknęła, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
— Tak. Przydaj się na coś. Zdobywasz w ten sposób dobrą reputację — wykrzywił kpiarsko wargi.
Rzuciła mu gniewne spojrzenie, ale skierowała się przed tron Voldemorta.
— Panie, potrzebuję jadu węża do eliksiru — oznajmiła, klęcząc u stóp czerwonookiego.
Czarny Pan pogłaskał Nagini i skinął jej głową, by podpełzła do kobiety. Katharina widząc wielkiego węża skrzywiła się lekko, ale natychmiast odetchnęła i pewnie skierowała swoją rękę na spory łeb węża.
Nagini spojrzała w jej oczy i rozchyliła szczękę, zupełnie, jakby potrafiła odczytać myśli śmierciożerczyni. Katharina przystawiła naczynko do kłów gada, odchyliła je, a jad powolną strużką spłynął do wnętrza słoika.
Voldemort przyglądał jej się z zaciekawieniem, zupełnie tak jak parę minut po przyjęciu Mrocznego Znaku.
— Gotowe, dziękuję, panie. — Pogłaskała Nagini, ukłoniła się Czarnemu Panu, po czym podeszła żwawym krokiem do Severusa.
Skinął jej głową w podzięce, przyjął od niej naczynie z jadem i poprowadził w stronę punktu aportacyjnego.

Długo mi z tym zeszło ;/. Byłoby duuuuuuuuuuużo wcześniej, ale napotkałam parę błędów rzeczowych i musiałam je poprawić. Dla zainteresowanych —Bellatriks i Travers nie mogli się pojawić w opku, bo w tym czasie byli w Azkabanie. Zamieniłam wzmianki o nich na inne osóbki ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro