Rozdział 13.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Katharina obudziła się wcześnie rano, wypoczęta. Czarny Pan nie potraktował ich Cruciatusem, czego szczerze się spodziewała, ale była mu za to wdzięczna. Leżała chwilę na łóżku, nim postanowiła wstać i się ubrać. Kiedy wreszcie była już odziana w swe ulubione, czarne szaty, usiadła na krześle i zaczęła rozmyślać.
Tenigran może rzucać zaklęcia bez użycia różdżki? — zapytała samą siebie.
Zerknęła w stronę tlącego się kominka, przy którym stały jej glany. Czubki, które usztywnione były solidnym kawałkiem metalu pokrywała mała warstwa kurzu. Katharina skupiła się najmocniej jak tylko potrafiła i w myślach wypowiedziała zaklęcie chłoszczyść.
Nic się nie wydarzyło.
Wyobraź to sobie — przeszedł jej przez myśl głos Voldemorta.
Wpatrzyła się zawzięcie w swoje obuwie i wyobraziła je sobie czyste i lekko połyskujące, zupełnie jak po napastowaniu, nieświadomie wykonała powolny lecz krótki ruch ręką i oto stały przed nią zadbane buty.
Katharina wytrzeszczyła oczy, a następnie je przetarła. To wszystko było prawdą! Wstała i wystawiła rękę w kierunku przygasającego kominka. Poczuła dreszczyk magii, przebiegający przez jej ciało, uniosła palce lewej dłoni, a w tym samym czasie ogień buchnął, niby polany benzyną. Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie. Wystawiła swoją wyprostowaną rękę w kierunku płomienia, a ten zaraz przeniósł się na jej dłoń. Ślizgonka przypatrywała się mu z uwagą, by po chwili przenieść swoje spojrzenie na czarną krew, płynącą w żyłach. Domyśliła się, że jej oczy także zmieniły swój kolor.
Skupiła się i ogień w ręce zniknął.
No, to jest drastyczny postęp — pomyślała i wyszła z pokoju,pragnąc przekazać te informację swemu panu.
Kiedy stanęła przed salonem, zapukała w drzwi i po usłyszeniu zezwolenia, weszła. W pomieszczeniu stał odwrócony przodem do okna Czarny Pan,natomiast obok niego, stał Severus, który zaprzestał rozmowy,kiedy tylko dziewczyna znalazła się w pomieszczeniu.
— Kontynuuj, Severusie — nakazał Voldemort, czym całkowicie zbił Katharinę z tropu.
Co miała zrobić? Nie ośmieliłaby przerwać Snape'owi, gdyż mogłoby to wywołać gniew Czarnego Pana. Uklęknęła więc parę metrów za swoim panem i cierpliwie czekała, aż będzie mógł poświęcić jej swój czas.
— Najprawdopodobniej blizna Pottera jest nie tylko pozostałością po zaklęciu, ale także czymś w rodzaju więzi. Dostałem polecenie, mój panie, od Dumbledore'a — wypluł to słowo z pogardą — abym nauczał szczeniaka oklumencji. Lekcje rozpoczną się tuż po świętach.
— Sądziłem, że sam się pofatyguje — mruknął Voldemort. — Ale to w jego stylu, prawda? Wykorzystywać innych...
Jakbyś ty nie był inny — pomyślała Katharina, jak i Severus.
— Tak, mój panie. W istocie.
— Jak sądzisz, Severusie, czy chłopak zdoła się nauczyć oklumencji?
— Umiejętności Pottera sięgają poniżej zera, ze wszystkich sytuacji wychodzi łutem szczęścia. Oklumencja, ze względu na wymagania dotyczące ścisłej samokontroli jest czymś, czego Potter nigdy nie opanuje... A przynajmniej nie tak, aby mógł obronić swe wizje, panie. — Powiedział Severus cichym tonem.
— Raportuj na bieżąco, możesz iść — kiwnął głową Voldemort.
— Dziękuję, panie — skłonił się i przeciągając, udał się w stronę drzwi.
— Panie, odkryłam więcej swych umiejętności — zaczęła Katharina, ale ten nie zadał pytania, dopóki drzwi nie zatrzasnęły się za Snape'em.
— Mów dalej.
— Zastosowałam się do twojej rady, panie, i zrobiłam coś naprawdę interesującego. Czy pragniesz, mój panie, abym zaprezentowała? — schyliła nisko głowę.
Voldemort wykrzywił swe usta w szatańskim uśmiechu.
— Prezentuj — syknął.
Katharina podniosła się z klęczek i szybkim krokiem znalazła się przy kominku. Chwilę potem w jej dłoni tańczył wesoło płomień.
— Istotnie ciekawe. Zrób z nim coś.
Kobieta przeniosła ogień na prawą dłoń, a następnie zapaliła na obu dłoniach jednocześnie. Wykonała gwałtowny ruch ramionami, ustawiając ręce przed sobą. Ogień buchnął, zalewając najbliższe pięć metrów żarem i płomieniami. Dziewczyna wzmocniła zasięg rażenia, a ogień zahaczył o blat pięknego stołu.
Katharina po paru sekundach przerwała, zbliżyła się do lekko zwęglonej krawędzi mebla i przywróciła jej poprzedni stan.
— Bardzo dobrze, Katharino. Czy odczuwasz jakąkolwiek słabość?
— Nie, panie. Nie czuję najmniejszego wysiłku — pokręciła głową.
— Wspaniale. Czy chciałabyś o coś zapytać?
— Tak, panie. Dlaczego jad Nagini obudził we mnie te moce?
— Tenigranie są specyficzną rasą. Ich moce objawiają się w różne sposoby. Jedni mogą się o nich dowiedzieć, kiedy przeważają u nich silne emocje. U ciebie tonie zadziałało, kiedy zabiłaś Karkarowa, więc uznałem, że zaliczasz się do grupy, której umiejętności ujawniają się przy kontakcie z czystą czarną magią.
Katharina zmarszczyła lekko brwi, wpatrzona w posadzce.
— Nagini, panie, jest stworzeniem czarnomagicznym?
Voldemort uśmiechnął się półgębkiem.
— Owszem. Jej jad paraliżuje nerwy, więc magia w nim zawarta była na tyle silna, by cię pobudzić.
— Rozumiem — kiwnęła głową.
— Katharino — zaczął.
— Tak, panie?
— Chcę, abyś towarzyszyła mi w pewnej wyprawie.
— Z przyjemnością, panie — ukłoniła się głęboko z uśmiechem na twarzy.
— Czy korzystałaś kiedykolwiek z teleportacji międzynarodowej? — spytał, kiedy szli korytarzem w kierunku drzwi wyjściowych.
— Nie, panie — odpowiedziała, wyciągając ramię w kierunku wieszaka. Długi płaszcz poszybował w jej kierunku.
— Lucjuszu, wychodzimy — oznajmił głośno Czarny Pan.
Katharina obejrzała się za siebie i zobaczyła wysokiego, platynowłosego mężczyznę. Skinęła mu głową i zrównała się z Voldemortem.
— Chwyć me ramie — polecił chłodnym głosem.
Ślizgonka uczyniła to, czując się nieco dziwnie. Chwilę później uderzyły ją różne dźwięki zmieszane z szybko zmieniającymi się fragmentami obrazów. Kiedy wreszcie stanęli na stałym gruncie, odetchnęła głęboko.
— Ahh, zamek Draculi — westchnął Voldemort, wciągając ze świstem powietrze.
— Jesteśmy w Transylwanii, mój panie? —zapytała Katharina, a odpowiedział jej skinięciem, zupełnie jakby od niechcenia.
— Koniec pytań. Masz milczeć, dopóki nie zezwolę na przemówienie. Rozumiesz? — zasyczał.
— Oczywiście, panie.
Szli brukowanym mostem, przecinającym dolinę zatopioną we mgle. Naprzeciw nich majaczył spory kształt.Kiedy podeszli bliżej, mogli zobaczyć zarys murów, wieżyczek i baszt. Ruszyli w górę po schodach. Na szczycie schodów Voldemort obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów, a następnie pchnął drzwi bez pukania.
Znaleźli się w niewielkim korytarzu, który prowadził do głównego holu poprzez łukowe przejście, którego strzegły dwa murowane gargulce. Korytarz pogrążony był w półmroku, hol również. Gdy znaleźli się w holu ich nozdrza uderzył metaliczny zapach krwi. Wampiry siedzący przy dwóch długich stołach podsuniętych pod ścianę, poderwały głowy znad swoich zakrwawionych zdobyczy i utkwiły wzrok w przybyszach.
— Gervald, miło cię widzieć — powiedział Czarny Pan.
— Spodziewałem się ciebie, Tom — wampir odziany w dziwnie uformowaną szatę z żelaznym napierśnikiem, powolnym krokiem zszedł po schodach, znajdujących się na końcu sali.
Tom? — Katharina zdziwiła się.
— Nie przywykłem do tej nazwy — uśmiech z twarzy Voldemorta zniknął.
— Oczywiście LORDZIE Voldemorcie — tu i ówdzie rozległy się szydercze śmiechy.
Katharina syknęła, lecz Voldemort zatrzymał ją ruchem ręki.
— Przyszedłem tu z propozycją — oznajmił chłodno.
— O, tak... domyśliłem się. Chcesz abyśmy wzięli udział w jakiejś wojnie. Moja odpowiedź jest taka sama, jak za ostatnim razem: nie.
Przyjemny głos należący do czarnowłosego, wysokiego mężczyzny zdawał się mieć groźną nutę.
— Nie pragniemy brutalności, Tom. Można bez niej żyć. Zabijamy tylko po to by przeżyć.
— Działacie wbrew swej naturze, Gervaldzie. Twój poprzednik miał więcej rozumu.
— I doprowadził do wojen przeciwko naszej rasie. Nie rzucamy się w wir walki. Wolimy pozostawać w ukryciu.
— Mogę wam zapewnić wszystko. Co tylko sobie wymarzycie. Wolność. Możliwość polowań bez działania w ukryciu. Pomyśl, Gervald!
— Już ci powiedziałem — rzekł spokojnie wampir — nie przystanę na propozycje. Wyjdź teraz, póki moja cierpliwość nie ucieka spod kontroli.
— Czy ty próbujesz mnie zastraszyć? — czerwone oczy Voldemorta błysnęły złowrogo.
— Tylko ostrzegam.
— Jesteś tchórzem.
Dwójka dobrze uzbrojonych wampirów zerwała się z miejsca i ruszyła w kierunku Czarnego Pana. Katharina zasłoniła go swoim ciałem i uderzyła pięścią w posadzkę. Ostre niczym brzytwa kolce wyskoczyły z ziemi w kierunku nacierających, którzy zatrzymali się w ostatniej chwili.
— Tenigran... — przywódca wampirów był zaskoczony.
Kolce schowały się z powrotem do ziemi, nie pozostawiając żadnego śladu po swojej obecności, a Gervald ruszył ku Katharinie, bacznie obserwowany przez Czarnego Pana. Kiedy znalazł się przy kobiecie, położył dłoń na jej policzku, a następnie uniósł jej twarz za podbródek.
— Trzy oddziały najlepszych za nią — powiedział cicho, nie spuszczając dziewczyny z oka.
Katharina musiała przyznać, że był bardzo urodziwy. Delikatny zarost, zdobiący pięknie zarysowaną szczękę i krótkie włosy, z paroma pasemkami siwizny, działały zdecydowanie na jego korzyść. Jej serce przyspieszyło. Czuła na sobie wzrok większości zgromadzonych.
Panie, proszę. Pragnę służyć tobie i tylko tobie — starała się skontaktować z Voldemortem poprzez umysł.
— Dziewczyna jest moja — syknął niedługo po tym.
Czarnowłosy błysnął czerwonymi ślepiami i powoli cofał się w cień.
— Wyjdźcie.
Voldemort odwrócił się przywodząc na myśl straszną zjawę i ruszył pewnie do wyjścia. Katharina odetchnęła i wycofała się, patrząc bacznie na resztkę wampirów.
Chyba jeszcze nigdy Ślizgonka nie cieszyła się tak jak teraz, kiedy mogła wreszcie wejść do dworu w Wiltshire.
— Możesz się odezwać. — Poinformował.
— Panie, zauważyłam, że nie mogę rzucać zaklęć, które działają przy pomocy różdżki.
— Ależ możesz — odrzekł łagodnie, przekraczając próg Malfoy Manor. — Nie skupiaj się na formule, a na skutku. Konieczny jest także ruch odpowiadający zaklęciu, zupełnie tak, jakbyś trzymała różdżkę, jednak z pomocą dłoni. Wypróbuj — nakazał, gdy znaleźli się w salonie.
Katharina skupiła się, co przychodziło jej nader łatwo, wyobraziła sobie efekt zaklęcia Expelliarmus, wykonała określony ruch ręką i ku jej rozczarowaniu, nic się nie stało. Zacisnęła zęby i ponowiła próbę, również bez skutku.
— Skutek, Koners, skutek — usłyszała syk Czarnego Pana.
Kobieta spięła się nieco, gdy wyczuła w głosie Voldemorta lekkie rozdrażnienie. Zastosowała się do jego rady i tym razem powiodło się.
— Sprawa rozwiązana — powiedział cicho. — Jesteś wolna.
— Tak, panie — ukłoniła się i opuściła salon.



Kilka dni później śnieg przyprószył zmarzniętą ziemię. Drzewa w ogrodach Malfoy Manor były równie piękne jak podczas wiosny, czy innych pór roku. Woda w fontannie zamarzła, tworząc ślicznej struktury sople. Dracon wrócił na święta do domu; był nieco weselszy niż ostatnio, być może dlatego, że nie zastał Voldemorta w willi. Czarny Pan wyruszył gdzieś wraz z Macnairem i Nottem.
Katharina zeszła do salonu, otrzymawszy zaproszenie na świąteczny obiad od Lucjusza. Przy stole zastała Dracona, któremu z samego rana wręczyła prezent bożonarodzeniowy — wielofunkcyjny scyzoryk — opowiadał coś zawzięcie swojemu ojcu, który słuchał go z uwagą. Niedaleko nich siedział Severus, Narcyza, Crabbe i Goyle, a także ich rodzice.
— Witam — przywitała się z Mistrzem Eliksirów i zasiadła obok niego. — Nie będzie problemu, jeżeli tu usiądę?
—Pytasz już po fakcie.
Uśmiechnęła się lekko.
— Co planuje Zakon? — spytała cicho.
— Te informacje nie są przeznaczone dla twych uszu — odpowiedział.
— Poczułam się urażona — zrobiła smutną minę, ale widząc jego poważną twarz, dodała: — Nie zadziała?
— Na mnie nie.
Dracon nabijał się właśnie z Pottera, gdy do salonu weszła dwójka skrzatów, niosących tace z potrawami świątecznymi. Lucjusz uśmiechnął się pogardliwie na wzmianki o wyczynach Wybrańca i poprosił łagodnie Dracona, aby zmienił temat na inny, lub zaczął rozmawiać ze swoimi przyjaciółmi.
Pan Malfoy wstał i usiadł pomiędzy Kathariną i Narcyzą.
— Czy mogę wiedzieć gdzie udałaś się parę dni temu z Czarnym Panem?
— Sądziłam, że opowie wam o tym na zebraniu Wewnętrznego Kręgu. — Katharina zmarszczyła brwi, wpatrując się w blade oczy blondyna.
— Jak widać nie opowiedział.
— Udaliśmy się do Transylwanii, do zamku Draculi. Czarny Pan chciał, aby wampiry się do niego przyłączyły, ale odmówiły, więc wróciliśmy.
— Tak po prostu? — zdziwił się Severus.
Katharina odwróciła głowę w jego stronę i skinęła:
— Tak. Tak po prostu... Wampiry nie chcą brać udziału w wojnie, co mnie szczerze zaskoczyło. Sądziłam, że będą czerpały radość z takiej propozycji, lecz ich przywódca od samego początku się nie zgadzał.
— Zastanawia mnie, dlaczego Czarny Pan wziął akurat ciebie.
— Zabronił mi o tym mówić — skrzywiła się. — Powiedział, że powie wam kiedy przyjdzie na to pora. Chyba, że...
— Jeżeli zabronił ci mówić, masz nie mówić — przerwał jej Severus, choć umierał z ciekawości.
Lucjusz rzucił jej zainteresowane spojrzenie, ale nie odezwał się.
— Tak, masz oczywiście rację, Severusie. Przepraszam.
— Nie mnie należą się przeprosiny, Koners.
Och, jak zwykle. Koners i tylko Koners —mruknęła w myślach.
— Smacznego, wszystkim — odezwała się głośno Katharina, nakładając sobie porcję przepysznie pachnącego indyka.
— Wzajemnie — odpowiedziało parę osób, a reszta kiwnęła głową.
Po posiłku przyszedł czas na trunek. Lucjusz napełnił każdemu pierwszą, symboliczną kolejkę, a przy kolejnych obowiązywała samoobsługa. Katharina była po dwóch kieliszkach Ognistej Whiskey Ogdena i zajadała właśnie wiśnie w alkoholu, kiedy odezwał się obok niej Draco:
— Pokażesz Crabbe'owi i Goyle'owi jakąś karcianą sztuczkę?
— Mogę — odpowiedziała, mile zaskoczona.
Wstała o wiele za szybko, więc musiała podeprzeć się o swoje krzesło.
— Słabiutka głowa — zaśmiał się Lucjusz, a Severus uśmiechnął drwiąco.
— Nie przyzwyczajona — odparła rozbawiona.
Otrząsnęła się i podeszła do młodych Ślizgonów. Pogrzebała chwilę w kieszeni płaszcza i wyjęła z niej pudełeczko z nieeksplodującą talią.
— Kto ciągnie? Crabbe czy Goyle?
— Ja mogę — odezwał się Crabbe.
— Draco, masz coś do pisania?
— Czekaj — blondyn pobiegł do drzwi i po chwili wrócił z piórem i atramentem. — Zaklęcie przywołujące to błogosławieństwo.
— Racja — uśmiechnęła się Katharina.
Podniosła wzrok i zdumiona zauważyła, że większość osób ją bacznie obserwuje.
— Będziecie próbowali wyłapać oszustwo? — parsknęła.
— Dokładnie — odpowiedziała Narcyza.
— Nie skupiajcie się na mnie, jeżeli chcecie coś zauważyć. Patrzcie się na moje ręce najlepiej.
— Czyli twoje ręce nie są częścią twojego ciała? — spytał z ironią Severus, a stół wybuchł śmiechem.
Katharina pokręciła głową z uśmiechem.
—Dobra, Crabbe, podpisuj. Możesz napisać co chcesz.
— Mogę „Kocham Pottera"?
— Możesz — zaśmiała się, podobnie jak niektórzy wśród gości.
Crabbe podpisał kartę koślawym pismem i włożył ją w środek talii trzymanej przez Katharinę.
— No to zaczynamy — odsunęła nogą krzesło, żeby wszyscy doskonale widzieli co robi.
Zamknęła oczy i zaczęła tasować. Zrobiła dwa wachlarze, złożyła je i połączyła całą talię, tworząc na parę sekund harmonijkę w powietrzu.
— Hipnotyzujące, prawda? — usłyszała Lucjusza, któremu odpowiedziały pomruki aprobaty.
Katharina rozdzieliła karty, utworzyła wachlarze i z plaśnięciem położyła je na stole, po czym rozłożyła tak, by każda karta była widoczna.
— Niema jej tu, czyż nie? — spytała Crabbe'a, który przeczesał swoim wzrokiem talię znad krzaczastych brwi.
— Nie — burknął.
— Bo jest tu — objęła ręką Dracona i wyjęła mu z kieszeni garnituru podpisaną kartę.
Stół wybuchnął oklaskami, a Katharina dumna z siebie wykonała zamaszysty ukłon.
— I tak nie ma z tymi kartami tyle samo zabawy co z wybuchającą talią — oznajmiła, oddając kartę Crabbe'owi, który miał głupkowatą minę, podobnie jak i Goyle.
— Z wybuchającą? — zainteresowała się Narcyza.
— Tak jest. Wybuchającą można wspaniale odwrócić uwagę. Krótka i skuteczna dywersja.
— Obawiam się, że nie rozumiem jak można zrobić kartami dywersję. — Mruknął ponuro Goyle Senior.
— Karty na chwilę przed wybuchem robią się cieplejsze. Dokładnie trzy sekundy po zmianie temperatury karta wybucha, więc można ją rzucić w twarz przeciwnika, kiedy ten nie jest nią dostatecznie zainteresowany.
— Sprytnie — odezwał się Snape, ku zaskoczeniu Kathariny.
— Przydatne. — Kiwnęła głową i schowała karty. — Wybaczcie, drodzy państwo, ale chyba się położę.
— Siadaj — rozkazało parę głosów naraz, wywołując ogólne rozbawienie.
— Nie przywykłam do takiego picia — rzekła, lecz usiadła na swoim miejscu.
— Kto ci każe pić? — zażartował Lucjusz, nalewając jej Whiskey.
— Taki Pan Malfoy — spojrzała na niego z przechyloną głową. — Zmuszasz mnie.
— Dziwne masz o tym pojęcie. Możesz wylać. — Podpuszczał ją z chytrym uśmieszkiem.
— I marnować twoje pieniądze? NIGDY — odparła z naciskiem.
— Słusznie.
Kiedy atmosfera znacznie się rozluźniła, a jedynymi obecnymi w pomieszczeniu była Katharina, Severus i Malfoyowie; Lucjusz poprosił swoją żonę do tańca. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że tańczyli bez muzyki. Ślizgonka przekręciła swoje krzesło i wpatrzyła się w piękne małżeństwo, myśląc czy i kiedyś ona zazna takiego szczęścia.
— Tańczycie bez muzyki? — zapytała.
— Nie wiemy, czy nie będzie wam przeszkadzać.
— Lucjusz lubuje się w mugolskiej muzyce, to chce przekazać — szepnął Severus.
— W mugolskiej? Nic nie szkodzi, Lucjuszu. To chyba jedna z niewielu rzeczy jaką mugole robią dobrze.
Pan Malfoy wyraźnie się rozluźnił. Machnął różdżką, a znikąd zaczęła grać muzyka. Katharina zaśmiała się i ułożyła wygodnie na krześle.
— To chyba takie nie za bardzo do tańca. Zresztą ja się nie znam.
— Świetnie się słucha — skwitował blondyn, przyciągając do siebie swoją żonę.
— Coraz bardziej cię szanuję, Lucjuszu — mruknęła Katharina, przymykając oczy.
Po drugiej zwrotce kobieta otworzyła oczy i raz jeszcze zerknęła na tańczącą parę i zaczęła cicho śpiewać:
And they'll tell you black is really white, the moon is just the sun at night, and when you walk the golden halls, you get to keep the gold that falls...
It's heaven and hell*— dokończył Dracon, a Katharina posłała mu uśmiech.
You've got to bleed for the dancer — mruknął Lucjusz, patrząc w bliżej nieokreśloną dal, ponad głową swej małżonki.
Mistrz Eliksirów parsknął, a po skończonej piosence oznajmił, że musi wracać do Hogwartu.
— Dobranoc wszystkim — powiedziała Katharina, zaraz po zażyciu eliksiru na kaca od Lucjusza. — Dziękuję, panie Malfoy.
— Dobranoc —pomachał jej Draco.


*Heaven and Hell - Black Sabbath ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro