Rozdział 3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Katharina poczuła lodowaty dreszcz, przeszywający jej ciało.
„Co oni  zamierzają ze mną zrobić?" zadawała sobie pytanie, starając zachować resztki racjonalnego myślenia.
— Zatem zabierz się do pracy, Severusie — syknął Czarny Pan, zasiadając na tronie.
Dwójka śmierciożerców podeszła do dziewczyny i podwinęła jej i swoje rękawy, następnie ustawili tuż pod jej nadgarstkami szklane, szerokie naczynia. Jeden z nich usunął się na bok, pozostawiając miejsce swojemu towarzyszowi.
Stanął przed nią, trzymając w ręku nóż, podobny do tasaka. Kobieta zaczęła się szarpać, ale nic to nie dało — trzymali ją zbyt mocno.
Śmierciożerca uśmiechnął się sadystycznie i uklęknął.
— Macnair, stój — odezwał się Severus. — Ty prędzej odrąbiesz jej tą rękę, niż natniesz.
— A co za różnica, Snape? Potrzebna ci krew, nie jej rączki.
Voldemort mierzył dwójkę mężczyzn wzrokiem. Severus odwrócił się do niego i spojrzał na niego znacząco.
— Zezwalam, Severusie. Dziewczyna może się jeszcze przydać.
Macnair wręczył nóż Mistrzowi Eliksirów, który zajął jego miejsce. Zbliżył ostrze do lewego nadgarstka dziewczyny, a ona ponowiła próbę ucieczki.
Czarnowłosy rzucił jej spojrzenie, które mówiło coś na kształt: „Nie ruszaj się, bo będzie bolało". A przynajmniej tak rozszyfrowała to jej podświadomość. Naciął nadgarstek poziomo i zniżył rękę dziewczyny, tak, by dotykała ścianki naczynia.
Dwudziestolatka spojrzała panicznie na swoją ranę. Obraz zaczął jej się rozmazywać, a jej samej zrobiło się okropnie słabo.
— Wiedziałem, że tak będzie. Eliksir! — jakiś młodszy mężczyzna podał Snape'owi fiolkę, której zawartość wlał do gardła dziewczyny. — Rozluźnijcie uścisk, bo nic nie poleci — mruknął, wskazując ruchem głowy na ramiona Ślizgonki.
Wykonali jego polecenie, choć z wielką niechęcią.
— Reszta jest wolna. Nie jesteście na razie potrzebni —oznajmił Voldemort, a jego zwolennicy ukłonili się i opuścili pomieszczenie.
Katharina uspokoiła się pod wpływem eliksiru,a ciepła ciesz zaczęła kapać do naczynia.
— Zastanawiam się, Snape, na cholerę zużyłeś eliksir, skoro mogłeś rzucić Imperiusa — przerwał ciszę Yaxley, trzymający dziewczynę po lewej stronie.
— Nie rzuciłem, ponieważ jest na niego odporna.
— Skąd wiesz? — zapytał z ciekawością Macnair.
— Crouch trochę się nimi bawił na lekcjach — odpowiedział, a Voldemort rozciągnął swe cienkie, blade wargi w złowieszczym uśmiechu.
Szpara w drzwiach, jaką zostawiła reszta śmierciożerców nagle powiększyła się, a do środka salonu wpełzł wielki wąż.
Nagini...dołącz do nas — zwrócił się do węża, który nieco zaciekawiony wił się w kierunku dziewczyny.
Katharina resztkami sił uniosła głowę. Nagini leżała przed nią, wpatrując się swoimi okropnymi ślepiami w naczynia z krwią. Nozdrza gada drgały, a ciemny język raz po raz wydostawał się z pyska. Najwidoczniej zwietrzyła metaliczny zapach.
W pewnym momencie poziom krwi w naczyniu osiągnął wyznaczoną linię, więc Severus uleczył rany na nadgarstkach dziewczyny. Podniósł czarki i przystanął obok tronu swego pana.
— Zabierzcie ją — rozkazał Voldemort, a śmierciożercy podnieśli słabą Ślizgonkę do pozycji stojącej, choć i tak nie mogła chodzić o własnych siłach.
Odwrócili się i bez słowa przeszli przez drzwi, które znajdowały się nieopodal kominka. Silny eliksir uspokajający przestał działać, a fala paraliżującego strachu uderzyła w nią, niczym morze rozbijające się o skały. Ciągnęli ją za sobą nie spiesząc się, przez co mogła "nacieszyć się" widokiem ozdób znajdujących się w domostwie.
Przechodzili właśnie przez wąski korytarz, wyłożony nieskazitelnie białą boazerią, gdy z przejścia po lewej stronie, prowadzącego na piętro domu, ujrzała platynowłosego chłopca. Zerknął na nią, przestraszony. Miał lekko podkrążone oczy, a włosy nienaturalnie zmierzwione; wyglądały, jakby szarpał je dłońmi.
Pierwszy raz widziała go takiego, pomimo tego, że widywała go bardzo dużo razy. Był jednym z jej dobrych znajomych, a teraz zrozumiała, że ta cała radość, te wszystkie oszczerstwa kierowane do innych były najzwyklejszą maską. Dracon musiał to robić. Musiał, ponieważ jego rodzice byli śmierciożercami od bardzo dawna.
Usłyszała zza pleców szczęk zamka, a po chwili była wleczona w podziemia, więc straciła blondyna z oczu. Im niżej schodzili, tym robiło się zimniej i bardziej przytłaczająco, zupełnie tak, jak w lochach Hogwartu, z tą różnicą, że w Szkole Magii i Czarodziejstwa co parę metrów wisiały pochodnie i nie było problemu z widocznością.
Zeszli na sam dół schodów i przeszli przez więzienną kratę.
— Jesteśmy na miejscu — oznajmił Avery.
Dziewczyna była pewna, że dwójka mężczyzn uśmiecha się złowieszczo. I miała rację.
Podciągnęli jej do ściany naprzeciw wejścia, po czym wyprostowali się. Katharina spuściła głowę i podciągnęła kolana do klatki piersiowej, zamykając przy tym oczy z całej siły.
W tym czasie Avery ruszył ku wyjściu, jednak Yaxley zbliżył się do kobiety, łapiąc ją brutalnie za podbródek. Podniósł ją i zbliżyłby się, jednak ona ugryzła go w rękę.
— Ty szlamo! — wycedził i wymierzył jej siarczysty policzek, od którego upadła na podłogę.
Yaxley spojrzał na swoje prawe przedramię, które teraz zdobiło odbicie zębów. Zauważył kropelki krwi sączące się z rany i wybuchła w nim wściekłość. Zacisnął zęby i kopnął powaloną w okolice brzucha.
Dziewczyna zawyła i zgięła się w pół — nie pomogło nawet napięcie mięśni. Yaxley przymierzał się do następnego kopniaka, jednak jego kolega powstrzymał go, kładąc rękę na ramieniu.
— Czego, Avery?! — wyrwał się i spojrzał na niego morderczo.
— Nie niszcz jej pięknego ciałka — uśmiechnął się znacząco.
Podszedł do dziewczyny i zaklęciem związał jej dłonie i nogi, a kolejnym założył czarną opaskę na oczy.
— Może się jeszcze przydać — mruknął, kierując się w stronę wyjścia z lochu.

~~~
Severus wpadł niczym burza do gabinetu dyrektora.
—Severusie, czemu zawdzięczam zaszczyt twojej wizyty? — spytał staruszek w purpurowej szacie, siedzący za mahoniowym biurkiem.
— Daruj sobie, Albusie. Nalej mi czegoś mocnego — Mistrz Eliksirów zasiadł w fotelu naprzeciw dyrektora.
Dumbledore przywołał gestem trunek i kryształową szklankę. Nalał sporą ilość alkoholu swojemu gościowi, który opróżnił ją za jednym zamachem. Severus wstał i cisnął szklanką w przeciwległy róg gabinetu, roztrzaskując ją na drobny mak. Tu i ówdzie portrety byłych dyrektorów mruczały coś pomiędzy sobą, będąc dogłębnie oburzone.
— Mają ją! Mają! — wrzasnął, chodząc z nerwów po gabinecie.
— Severusie, siadaj i mów. O co i o kogo chodzi? — Albus przyglądał się młodszemu czarodziejowi, znad okularów-połówek.
— Chodzi o Katharinę Koners, Ślizgonkę, która trzy lata temu ukończyła Hogwart — odpowiedział po chwili Severus, choć nadal krążył po pokoju. Dyrektor milczał, nie chcąc przerywać swemu rozmówcy. — Potrzebowałem kobiecej, a najlepiej dziewiczej krwi do pewnego czarnomagicznego eliksiru... I cholera jasna! Musieli złapać akurat ją. Gdybym wiedział, że mieszkała w tej okolicy — ostatnie zdanie wypowiedział z wyraźnym bólem w głosie. Podszedł do fotela i opadł na niego, ukrywając twarz w dłoniach. Albus podstawił mu kolejny kieliszek, który natychmiast opróżnił. — Widziała mnie. Ona. Ufała mi... Widziała we mnie kogoś więcej, niż jakiegoś cholernego dupka z lochów.
— Nic nie możemy zrobić, Severusie.
— Śmierciożercy mogą i pewnie będą ją krzywdzić, Dumbledore. Katharina może posłużyć jako forma nagrody, jeżeli wiesz o czym mówię...
Severus patrzył na niebieskookiego, będąc na skraju załamania.
— Nie zaryzykuję życia członków Zakonu, tylko po to, by ratować jedną dziewczynę.
— Oczywiście. Ty i te twoje zasady — warknął,ponownie wstając, choć doskonale wiedział, że Albus ma rację. — „Dla większego dobra".
— Severusie, zabraniam ci robić cokolwiek w tej sprawie.
— Czy ty zdajesz sobie sprawę, z tego jak ciężko jest patrzeć na dobrze znaną ci osobę, która cierpi, a ty nie możesz zrobić nic, jedynie się przyglądać?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro