Rozdział 4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Drzwi do celi zamknęły się z trzaskiem. Katharina siedziała nieruchomo przez chwilę, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu.
Jedynym dźwiękiem, jaki mogła wyłowić spośród ciszy, było odgłos palonego drewna. Była to jedyna pochodnia, którą śmierciożercy zapalili na odchodnym.
Dziewczyna przesunęła się, oddalając od ściany na niecały metr. Położyła się na plecach i podciągnęła kolana do torsu najmocniej, jak potrafiła. Spętane dłonie z trudem przełożyła przez swoje stopy, ale udało się.
Ślizgonka usiadła i po omacku, zaczęła majstrować przy swoich związanych stopach. Udało jej się jedynie rozluźnić nieco uścisk. Chciała ściągnąć przepaskę z oczu, ale została unieruchomiona zaklęciem.
Siedziała przez parę minut,ponownie nasłuchując. I tym razem była sama. Powoli i ostrożnie wstała, w poszukiwaniu źródła światła.
W pewnym momencie syknęła, gdyż błądząc dłońmi po zimnej ścianie, natrafiła na źródło ciepła i oparzyła się. Przystawiła sznur na dłoniach do pochodni, lecz jedyne co osiągnęła, to pieczenie w okolicach nadgarstka; sznur był ognioodporny.
Dziewczyna zaklęła pod nosem i usiadła pod ścianą, zrezygnowana. Była diablo zmęczona wydarzeniami z dnia dzisiejszego i ciągłą ochotą na płacz, więc postanowiła skraść choć trochę snu z dzisiejszej nocy.
Ułożyła się najwygodniej jak tylko mogła, kładąc sobie związane ręce pod głowę i zasnęła.


*


— Panie — Avery uklęknął przed ciemnym tronem Voldemorta, wyraźnie szczęśliwy. — Udało mi się przechwycić sowę Blacka. Wiadomość jest w pełni rozszyfrowana. — Wstał i podał list swemu panu.
Czarny Pan przeczytał treść, wstał i uśmiechnął się, również zadowolony.
— Severusie, czy wiesz coś na temat pobytu Blacka? W liście napisane jest, że na stałe w jakimś, ustalonym przez Zakon, miejscu.
— Panie, kryjówka Zakonu jest jeszcze nieznana. Dumbledore zastanawia się jakie miejsce będzie najlepszym wyjściem — odpowiedział Snape, kłaniając się głęboko.
Voldemort krążył przez chwilę wokół prostokątnego stołu.
— Możecie się trochę rozerwać. Podnieście naszą reputację — oznajmił.
Yaxley wraz z Macnairem, a także paroma innymi śmierciożercami, deportował się do wioski mugoli.
W pomieszczeniu zostało sześć osób: Severus, Lucjusz, Narcyza, Avery, Voldemort, Goyle.
— Travers?
— Tak, mój panie?
— Co do twojej nagrody — Severus zacisnął niezauważalnie zęby. — Czeka na ciebie w lochach.
Travers uśmiechnął się do swego pana, dziękując za jego łaskawość, po czym bez chwili zastanowienia, udał się we wskazane miejsce.
Czarny Pan zasiadł nie w swym tronie, a naprzeciw niego. Na jego krzesło wpełzła Nagini, a zaraz po tym, zaczęła wić się po stole.


*

Dziewczynę obudził odgłos pospiesznych kroków. Natychmiast podciągnęła kolana do siebie, by ukryć lekko poluzowane więzy na stopach i dłoniach.

— Witaj, ślicznotko — powiedział śmierciożerca, a dziewczyna rozpoznała go momentalnie.
— Przyszedłem po swoją nagrodę — oznajmił, przywracając jej wzrok. Widziała, jak machnął różdżką w stronę drzwi.
„Zaklęcie wyciszające" pomyślała.
— Więc bądź grzeczna — rzekł, pożerając ją wzrokiem. Było wiadome, co zamierza zrobić, jednak dziewczyna miała już plan.
Po raz drugi machnął różdżką, uwalniając jej spętane stopy. Dziewczyna skupiła się maksymalnie na roli, jaką musi tutaj odegrać, by się wydostać.
Katharina wstała powoli, uśmiechając się do niego, najładniej jak tylko w takiej chwili potrafiła. Śmierciożerca zdawał się cholernie zadowolony. Podszedł do niej i oparł się lewą ręką tuż obok jej głowy. Zniżył głowę i zatopił się w jej szyi. Starała się powstrzymać narastające z każdą sekundą obrzydzenie.
„Jeszcze chwila" pomyślała, patrząc ukradkiem na jego prawą dłoń, która powoli schowała różdżkę za pazuchę.
Kiedy Avery schował różdżkę, objął ją zaborczo w pasie i rzucił się razem z nią na podłogę.
Zacisnęła zęby, żeby nie zakląć z bólu. W końcu posadzka nie była zbyt miękka.
— Bardzo ładnie — mruknął, ponownie zajmując się jej szyją. Tym razem ugryzł ją mocno, a ona straciła cierpliwość.
Zarzuciła mu jedną nogę na biodra, co spotkało się z jego narastającym zadowoleniem, jednak nie trwało to długo, gdyż drugą nogą, wymierzyła mocnego kopniaka w krocze mężczyzny.
Wrzasnął i odsunął się od niej. Katharina w ciągu paru setnych sekund wstała, złapała go za tył głowy i uderzyła kolanem prosto w szczękę. Zgiął się wpół, a dziewczyna naskoczyła na niego, przez co przydzwonił głową o posadzkę.
Był lekko oszołomiony, ale wiedziała, że nie będzie trwało to długo — ma do czynienia ze śmierciożercą, anie z jakimś podlotkiem.
Uwolniła dłonie ze sznurów i oplotła nimi gardło mężczyzny, który miał zamiar dźwignąć się na nogi. Okręciła linę wokół swojego nadgarstka, by skrócić jej długość.
— Nawet się nie waż, bo cię uduszę — warknęła do Avery'ego, który zaczął błądzić, słabymi już rękoma, wokół swojej szyi, szukając możliwości rozluźnienia uścisku.
Dziewczyna odwróciła się i zaczęła iść tyłem, zerkając przez ramię, w kierunku drzwi. Kiedy stała blisko nich, wzięła jeden sznur w zęby, a wolną dłonią zabrała mężczyźnie różdżkę.
Alohomora — mruknęła, a krata ustąpiła.
Zatrzymała się na szczycie schodów, rozglądając bacznie. Nie znała domu, więc nie wiedziała, czy jest tu jakieś inne wyjście. Poza tym, uznała, że nie będzie za sobą wlekła tego irytującego truchła, przez cały dom. Ponadto, jest w dworze śmierciożerców, co znacznie zmniejszało szanse ucieczki.
Pozostało jej tylko jedno — wejść do salonu, gdzie ostatnim razem była masa śmierciożerców i próbować uciec, szantażując, że zabije jednego z nich. Marne szanse na powodzenie czegoś takiego, ale czy miała cokolwiek do stracenia?
Podeszła do drzwi, odwróciła swojego zakładnika przodem do siebie. Przystanęła na chwilę, chcąc złapać oddech. Gdyby nie pompowali z niej krwi, czymś takim nawet by się nie zmęczyła.
Odetchnęła i zamaszystym kopniakiem otworzyła drzwi, które z hukiem uderzyły o kamienną ścianę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro