Rozdział 9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kiedy przechodziła nieopodal głównego wejścia, wrota otworzyły się z hukiem.
— Nie, zostawcie mnie! — krzyczał w niebo głosy jakiś starszy mężczyzna z kozią bródką.
Katharina odwróciła się, by przyjrzeć się nieznajomemu, który był wleczony w stronę salonu w Malfoy Manor. Dwójkę śmierciożerców, unieruchamiających intruza, dziewczyna rozpoznała bez problemu — Yaxley i Macnair.
— Kto to? — spytała, doskakując do trójki.
— Zdrajca — odparł krótko Yaxley.
Siwowłosy odwrócił się gwałtownie w stronę dziewczyny, na tyle, na ile pozwalała mu obecna sytuacja, a kiedy skrzyżował z nią spojrzenie, Katharina śmiało mogła stwierdzić, że jest śmiertelnie przerażony. I nie bez powodu. A był to Igor Karkarow, dyrektor Durmstrangu. Ten sam, który niegdyś był posądzony obycie śmierciożercą, ale uniknął Azkabanu wskutek wydania aurorom swoich „kompanów".
Ślizgonka poczuła nagle dokuczające pieczenie na lewym przedramieniu. Mroczny Znak wzywał.
Zerknęła przez ramię, zaraz po tym jak usłyszała odgłosy aportacji, dochodzące gdzieś z podwórka. Dostrzegła pięć zakapturzonych postaci, zmierzających w kierunku posesji.
—Nie, nie! — krzyknął znów Karkarow, a Katharina ruszyła żwawym krokiem w kierunku salonu.
Przestąpiwszy próg zauważyła, że wszyscy śmierciożercy są obecni w pomieszczeniu. Stół nie stał już na środku, a podsunięty do ściany.
Severus, który tak jak wszyscy obecni, miał na sobie swój strój śmierciożercy, skinął jej głową, by stanęła obok niego.
Yaxley wraz z Macnairem podeszli do Voldemorta, który stał pośrodku półkola swoich zwolenników i popchnęli jeńca na klęczki.
— Och, panie, panie. Jak dobrze pana widzieć — Igor rozpłaszczył się przed Czarnym Panem, choć nadal drżenie jego ciała było doskonale widoczne.
— Igorze, stary druhu — zaczął, a jego głos zdawał się wysyłać tysiące nasączonych jadem szpilek, które z łatwością wrzynały się w skórę zgromadzonych, paraliżując przy tym każdy możliwy nerw. — Stęskniliśmy się. Jak ci się żyło, co?
Karkarow nie odpowiedział, a Katharina dopiero teraz zauważyła, że uciska jedną ręką swój bok. Voldemort zszedł z podwyższenia i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, nie oddalając się jednak na znaczną odległość od swojego zdrajcy.
— Jesteś tchórzem, Igorze... A Ministerstwo jest bandą idiotów. Wydałeś nas, tylko po to, by uniknąć bolesnej i powolnej śmierci... Ale zaraz... I tak cię ona czeka. — Oczy Crabbe'a, rozbłysły szaleńczym blaskiem. — Chyba nie zapomniałeś, że mnie się nie opuszcza?
— Panie, ja nigdy, naprawdę nigdy...
— MILCZ! — rozkazał Voldemort, a Katharina poczuła jak dreszcz przeszywa jej ciało. Lucjusz, stojący naprzeciw poruszył się niespokojnie, jednak umknęło to uwadze jego pana.
— Miej odwagę, chociaż teraz, przyznać się do tego co zrobiłeś. Być może skrócę twe męki — syknął.
— Panie, uniknąłem Azkabanu celowo! Chciałem cię odnaleźć. Chciałem, abyś...
Paru śmierciożerców ryknęło szyderczym śmiechem. Ślizgonka spojrzała na Igora, który teraz wyglądał jak żywy trup. Z jego twarzy odpłynął już każdy możliwy mililitr krwi, a jego oczy wyrażały paniczny strach.
Crucio! —zawołał Czarny Pan, a Katharina zacisnęła oczy, słysząc przeraźliwy krzyk, pełen agonii, przepełniający całą salę.
Alecto dostrzegła słabość nowego członka szeregów i wpatrzyła się w nią uważnie.
Severus widząc to, szturchnął Katharinę ukradkiem, a ta natychmiast się opanowała, choć jej wnętrze umierało z potrzeby ucieczki. Nie chciała tego słyszeć. Nie chciała tego oglądać.
— Musisz patrzeć, bo sama oberwiesz — ostrzegł Snape, przechylając lekko głowę w jej stronę.
Ślizgonka spojrzała na szpary w masce Mistrza Eliksirów, zza których napotkała chłodny, lecz bystry wzrok czarnych i głębokich, jak studnia tuneli.
Skinęła ledwie zauważalnie głową i powoli wlepiła wzrok w podłogę niedaleko Igora.
Nie miała pojęcia ile tak stali. Przez cały ten czas zarejestrowała tylko dwie rzeczy: różnorakie zaklęcia rzucane na Igora oraz zmiana jego oprawców.
W końcu jednak oprzytomniała,zaraz po tym, jak usłyszała swoje imię.
— Koners, twoja kolej — syknął Voldemort, przyglądający się ledwie żywemu Igorowi.
Ślizgonka rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku leżącemu na posadzce mężczyznę i z trudem pohamowała odruch wymiotny.
Prawa ręka Igora wygięta była pod nienaturalnym kątem, lewy rękaw koszuli został rozerwany, ukazując Mroczny Znak. Lewą dłonią, która w bardzo szybkim tempie traciła siłę,uciskał swój bok, a także brzuch. Katharina wolała nie wiedzieć czemu.
— Proszę — wyszeptał z trudem, przez zaciśnięte z bólu gardło.
Serce dziewczyny zamarło, wzrok spoczął na oczach rannego, w których przygasały ostatnie iskierki życia.
Avada Kedavra —wypowiedziała Katharina.
Zupełnie jakby przez wodę, usłyszała okrzyki protestu śmierciożerców. Voldemort siedział już natronie, lecz nie odezwał się.
Goyle krzyknął coś w proteście, jednak uciszył go syk Czarnego Pana. Zdawał się być spokojny, zupełnie jakby tego po Ślizgonce oczekiwał.
— Goyle, mam inne plany odnośnie Igora...
Dziewczyna nie usłyszała niczego więcej, ponieważ odruchowo wyszła z salonu i pierwszą rzeczą jaką zrobiła, było wyjście przed posesję oraz aportacja do domu Severusa.

Kiedy tylko znalazła się w środku, oparła się o ścianę, a wspomnienia sprzed kilku minut powróciły, spychając ostatnią część logicznego myślenia gdzieś bardzo daleko. Przysunęła swoje kolana do klatki piersiowej i ukryła twarz w dłoniach. Łzy ciągłym strumieniem wydostawały się z oczu, lecz nie zwracała na to uwagi. Miała chwilę dla siebie, musiała ją wykorzystać.
Zza okna usłyszała trzask aportacji, a niedługo po tym kroki i szczęk zamka w drzwiach.
Pospiesznie otarła łzy rękawem swojego płaszcza, choć nie mogła powstrzymać drżenia ciała. Gardło zaczęło palić od powstrzymywanego szlochu, a nogi odmówiły posłuszeństwa, gdy postanowiła wstać.
— Usiądź — polecił chłodny głos,ale dziewczyna mogła ledwo ustać na nogach.
Silne i dobrze zbudowane ramiona, należące do osobnika spowitego w nieśmiertelną czerń, oplotły Katharinę i uniosły lekko, po czym z łatwością usadziły na kanapie. Nawet wtedy nie puścił jej, zamiast tego wtulił ją do siebie i odezwał się cichym, nieco łagodniejszym głosem:
— Spokojnie, już po wszystkim.
— Dlaczego im to sprawia przyjemność? To zadawanie tak okropnego bólu? — spytała słabym głosem, a łzy znów napłynęły do jej zielonych oczu.
Nie odpowiedział, a ona zorientowała się, że swoje pytania skierowała do jednego z najwierniejszych śmierciożerców.
— Ja... — odsunęła się od niego, a on dostrzegł w jej oczach światełka strachu.
— Nie musisz się mnie obawiać — rzekł, wpatrując się w nią.
Katharina poczuła się pod tym spojrzeniem naga, zupełnie jakby był w stanie odgadywać jej myśli.
— Ja po prostu. To dla mnie za dużo — wsunęła dłoń we włosy i zacisnęła ją w pięść.
— Skróciłaś mu cierpienie. Postąpiłaś słusznie, a Czarny Pan nie będzie cię za to karać.
— Mówił coś o planach... co miał na myśli? — spytała, patrząc na niego z załzawionymi oczami.
— Wyznaczył trójkę osób, by podrzuciła jego ciało do Ministerstwa. Gdybyś pozwoliła innym na dalsze tortury, nikt by go nie rozpoznał. Zresztą, już jest to sporym wyzwaniem.
Nastała cisza, z której można było wyłowić jedynie urywany oddech uczennicy, która niepewnie oparła się o Mistrza Eliksirów.
Severus spiął się, ale nie odsunął. Nie był przyzwyczajony do ludzkiego dotyku. Kojarzył mu się z bólem, który zadawał mu ojciec. Przywoływał na myśl wszystkie bolesne wspomnienia, choć musiał przyznać, że ten był nieco inny. Dawał dziwne uczucie, którego nie doświadczył do tej pory. Mógł nawet śmiało stwierdzić, że był nawet przyjemny.
Dziewczyna przestała się trząść, a jedyną pozostałością po płaczu, były cienkie strużki łez, biegnące wzdłuż policzka.
Zaklął pod nosem, gdy Katharina bezwiednie wtuliła się do niego mocniej, najwidoczniej w poszukiwaniu źródła ciepła. Ułożył się wygodniej i przeniósł swoją rękę na jej plecy, a głowę opuścił na oparcie kanapy.


Yey, wróciłam, kto się cieszy? :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro