XVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Adelina po nieprzespanej nocy, widząc za oknem, jak słońce kieruje się ku górze zmieniła strój i przygotowała się do wyjechania z pałacu. Budząc wcześniej rudowłosą elfkę unikała jej wzroku i jakiegokolwiek innego kontaktu. W zwierciadle dostrzegła podkrążone i zaczerwienione oczy, będące dowodem na to, iż jej noc nie minęła na odpoczynku, a na płaczu.

Jak też inaczej spędzić zmierzch przed spotkaniem ostatecznej narzeczonej elfa, którego nie może wyobrazić sobie z kimś innym. Myśląc o tym czuła dziwne, nieprzyjemne uczucie w sercu. Blondynka nie mogła pogodzić się z tym, że to tak będzie wyglądać reszta jej dni. Przecież jej uczucie nagle nie wyparuje, to niemożliwe.

Jak długo umysł może toczyć wojnę  z sercem o decyzję co czynić dalej? Czy już nigdy Adelina nie będzie wiedziała co jest lepsze? Walka o miłość, czy szczęście ukochanego? Nie może jednak pominąć faktu, iż Legolas naturalnie szczęśliwy byłby właśnie z Adeliną, lecz walka o to rozzłościłaby władce, porządnie. A to rzecz jasna on odpowiada za to, czy zarówno elfka, jak i jego syn będą w stanie pozwolić sobie na błogość i beztroskę.

- Jesteś gotowa? - zapytała blondynka, gdy jej towarzyszka wychodziła z łaźni, zakładając na plecy swój kołczan.

- Tak - odparła. - Musimy tylko jeszcze zejść do zbrojowni, zostawiłam tam sztylety do naostrzenia.

Adelina zgodziła się przytaknięciem i obydwie wyszły z ich wspólnej komnaty, kierując się na niższe piętro, skąd wydobywały się odgłosy wybijanych mieczy, ostrzonej broni oraz przerzucanych strzał. Przywitały się z dwoma elfami, z którymi miały okazję niedawno sprawować watry.

- Mae govannen, Tauriel! - odezwał się Darion i od razu zabrał własność rudowłosej elfki z półki za nim. - Ostre jak brzytwy.

- Dziękuję. Będziemy już iść, Thranduil na nas czeka - wytłumaczyła i wyszła tak szybko jak weszła. W zbrojowni znów zapanowały te same dźwięki, co kilka chwil temu.

Od razu, gdy w Adelinę uderzyło światło słoneczne i świeży powiew leśnego wiatru jeszcze bardziej dobitnie uświadomiła sobie, że to już. To ten moment, od którego wewnętrznie się broniła i odrzucała go w zapomnienie, w nadziei, że on nie nadejdzie. Jednak to właśnie teraz szła powolnym krokiem przez stajnie, do boksu swego konia, który powiezie ją aż na koniec Mrocznej Puszczy, i z którym właśnie tam będzie musiała się pożegnać. Niebezpiecznie jest wkraczać do lasu karocą, a wybranka dla Legolasa właśnie tak jest tutaj wieziona.

Bez słowa osiodłała konia i zaprowadziła go na dziedziniec przed główną bramą Królestwa. To samo uczyniła Tauriel, jednak ona chciała zacząć rozmowę z Adeliną. Nie znała jej od wczoraj i ślepy by zauważył, iż nie dzieje się z nią dobrze. Trudno jej się dziwić. 

Thranduil po zaledwie kilku minutach zjawił się i stanął nieopodal swoich wojowniczek. Jeszcze raz pogardliwie zmierzył Adelinę wzrokiem, nie widząc, lub nie chcąc dostrzec, jak elfka rozpada się w środku. Dał znak służkom, aby podeszły i podały elfkom prowiant na podróż.

- W drodze upewnijcie się trzy razy, czy jest całkowicie bezpiecznie. To jest waszym priorytetem. Nie zbliżajcie się do granicy bez pewności, iż księżniczka dotrze tutaj cała i zdrowa, jasne?

- Tak jest, Panie - odparły równocześnie, kłaniając się.

Thranduil  jeszcze jeden raz pozwolił sobie na spojrzenie pozbawione choćby krztyny szacunku i wrócił z powrotem do swych obowiązków, znikając za zamykającą się bramą pałacu.

Obydwie elfki zgrabnie wskoczyły na grzbiety wierzchowców i powolnym stępem ruszyły ścieką między ogromnymi drzewami. Przez pierwsze minuty mijały na swej drodze jeszcze kilku elfów, czy strażników. Wkraczając na mniej strzeżony teren momentalnie zrobiły się bardziej uważne. Zwracały uwagę na każdy szelest i ruch w krzakach. Szczęście jednak chciało, aby ani razu nie musiały interweniować.

- Adelina, stój - odezwała się twardo Tauriel i zagrodziła przyjaciółce drogę, stając przed nią w poprzek.

- Co się stało? - zapytała, nie ukrywając, iż chęci na tę rozmowę miała znikome.

- Porozmawiaj ze mną. Od dwóch dni ledwo dajesz znaki życia. Nie śpisz. Naprawdę myślisz, że tego nie zauważyłam? Adelina, martwię się o Ciebie. Wyglądasz jak trup, proszę Cię. Chcę Ci pomóc.

- Co mam ci powiedzieć? - Stłumiła głos i pokręciła lekko głową. - Nie wiem sama o czym mam myśleć. Nie mam na to siły.

- Właśnie dlatego powinnaś ze mną porozmawiać. Nie mogę Ci powiedzieć, że wiem jak się czujesz, bo nie wyobrażam sobie przez co musicie teraz z Legolasem przechodzić, ale daj chociaż sobie pomóc. Sama nie dasz sobie z tym rady. Spróbuj, w porządku?

- W porządku - odpowiedziała po chwili. - Ale nie zmuszaj mnie do niczego, proszę.

- Oczywiście, powiesz tyle, ile jesteś w stanie, kochana. - Tauriel posłała blondynce życzliwy uśmiech i skierowała konia obok niej, odsłaniając tym samym ścieżkę, którą chwilę później obie podążały.

- Nie mam pojęcia co powinnam zrobić. Czuję jakby część mnie biegła do szczęścia, ale coś w środku krzyczy, że na to nie zasługuję, że krzywdzę tym innych - mruknęła przygnębionym tonem, gdyż nie była w stanie zmusić się do innej barwy głosu.

- Myślę, że jedynym wyjściem będzie raz, a porządnie sprzeciwić się Thranduilowi. Jest jak tyran, który przemawia w Tobie tym negatywnym głosem. Nie możesz się go słuchać. Przez niego nosisz w sercu takie poczucie. Jedyną osobą, która tutaj kogoś krzywdzi to właśnie król. Spójrz na to z tej strony. Thranduil nie zorganizował tego małżeństwa z powodu ugody, czy sojuszu. Zrobił to, bo wie, ile wasze uczucie jest warte. Chce je zniszczyć. Nie pozwólcie mu na to.

- Boję się, że wtedy będzie jeszcze gorzej, Tauriel.

- I dobrze, strach będzie Was motywować. Sama wiesz, że masz o co walczyć - rzekła łagodnie i dotknęła w geście wsparcia ramienia towarzyszki.

- Masz rację. I tak już straciłam za dużo czasu na kulenie się przed nim. Muszę porozmawiać z Legolasem. Mogę na Ciebie liczyć?

- Powiedz tylko jedno słowo, a będę stała za Wami murem.

- Bardzo Ci dziękuję. - Uśmiechnęła się. - Jestem twoją dłużniczką.

Było południe, gdy obie wojowniczki dotarły do bramy na granicy Mrocznej Puszczy. Zeszły z koni i pozbawiając ich sprzętu pozwoliły im paść się kawałek dalej, tam gdzie trawa była bujniejsza. Same usiadły przy bramie, sięgnęły po gryza prowiantu i w spokoju czekały, aż goście pojawią się w zasięgu ich wzroku.

Niebo zaczęło się chmurzyć oraz zerwał się wiatr, a więc upływające minuty były znacznie bardziej uciążliwe.

- Myślisz, że jaka ona będzie? - zapytała blondynka.

- A czy to ważne? I tak w końcu to Ty staniesz na kobiercu naprzeciwko Legolasa - zaśmiała się i spojrzała ze szczerym uśmiechem na przyjaciółkę.

- To brzmi tak nieprawdopodobnie - dołączyła się do śmiechu.

- Zobacz!

Zza niskiego pagórka po ledwo widocznej ścieżce wyłoniła się biała karoca, ciągnięta przez cztery kare konie, zaprzęgnięte w równie dostojny osprzęt, co sam powóz. Ich grzywy były idealnie rozczesane i gładkie. Wiedząc, iż czas im umyka zabrały swe konie i na powrót je osiodłały, aby były już gotowe na przewóz króla i księżniczki. Więc gdy karoca stanęła w miejscu, a ziemia spotkała się ze stopami gości Thranduila obydwie wojowniczki skłoniły się nisko i przywitały z należytym szacunkiem.

Księżniczka z pewnością zachwycała swą urodą. Białe jak śnieg włosy błyszczały w ostatnich promykach słońca, które przedostawały się między chmurami. Kilka pasem spięte były z tyłu w idealny kłos, a na nim tiara, do złudzenia podobna do korony władcy Leśnego Królestwa, jednak gałązki były złote i jakby bardziej delikatne. Oparta na szpiczastych uszach na środku posiadała czarny kamień szlachetny. Suknia komponowała się z całą resztą: karocą, końmi i jej delikatną urodą. Jasna, ciągnąca się do ziemi suknia podkreślała kruchość elfki i jej bladą cerę. Na jej nadgarstku widoczna była złota bransoleta, wyglądająca jak kilka drobnych gałązek.

Blade usta podkreślały pięknie błękit jej oczu. Sprawiała wrażenie spokojnej i dobrze wychowanej, jak na królewska córkę przystało. Adelina spojrzała na nią z lekkim uśmiechem, chcąc dać jej do zrozumienia, że jest w dobrych rękach i nie ma powodów, aby czymkolwiek się przejmować. Oczy księżniczki odznaczały się pięknym odcieniem nieba, ale jej spojrzenie było dziwnie puste.

- To dla nas zaszczyt, Panie, chronić Ciebie i Twą Córkę.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro