17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy minęła doba obserwacyjna, Hailey wracała do domu. Przez całą drogę na ranczo miała zamknięte oczy, jednak świadomość, że Harper siedział obok niej, była dziwna. Miała przebłyski pamięci. Chociaż układały się w sposób chaotyczny i nie tworzyły spójnej całości. Poznawała osoby, ale nie związane z nimi wydarzenia. Była lekko sfrustrowana, ale wedle zapewnień lekarza, wszystko niebawem miało wskoczyć na swój tor. Siedziała tak blisko bruneta, że żar jego ciało czuła na sobie. A jego zapach, tak dobrze znajomy, mącił jej w głowie. Oparła głowę i skórzany zagłówek i zamknęła oczy. Natomiast Harper wykorzystał sytuację i w nieskończoność patrzył na jej osobę. Pragnął jej dotknąć, lecz nie pozwalała mu chociażby na najmniejszy muśnięcie palcami. Ale postanowił być cierpliwym, bo tak naprawdę tylko to mu pozostaje. Uprzedził rodziców, że nie wiem kiedy wróci do firmy. Wyjaśnił im tylko, że próbuje odzyskać Hailey. Mimo tych siedmiu lat, wciąż była miłością jego życia.

- Jesteśmy - głos Nicka wyrwał go z własnych myśli.

Wysiadł szybko z auta i je obszedł, żeby otworzyć drzwi z drugiej strony. Nie miał zamiaru dać się spławić. Mimo protestów ze strony Hailey, wziął ją na ręce i ku jego radości, ułożyła głowę na jego ramieniu, kiedy wnosił ją do domu. Na spotkanie wszyła im Greta.

- Och, moje biedactwo - przytuliła do siebie Hailey, kiedy Harper usadził ją w miękkiej kanapie w salonie.

- Nic mi nie jest, tylko trochę boli głowa - powiedziała niemrawo.

- Zaraz podam ci twoje ulubione ciasteczka i jak tylko zjesz, położysz się do łóżka.

- Może tylko na chwilkę - mruknęła i zamknęła oczy.

Kiedy Hailey odpoczywała w domowym zaciszu, cała czwórka po cichu opuściła pokój i udała się do kuchni, gdzie Greta podała kawę, a Samowi mrożoną herbatę.

- Co powiedział lekarz? - Gosposia nie wytrzymała napięcia.

- Wstrząs mózgu w wyniku, którego ma lekki zanik pamięci - wyjaśnił Nick.

- Co to znaczy "lekki zanik pamięci" ? - Kobieta siadła z wrażenia.

- Pamięta nas, ale ma dziurę odnośnie wydarzeń, wszystkich wydarzeń. To znaczy powiedziała, kojarz coś, ale to jest niczym chaos.

- Biedna dziewczyna, po tym wszystkim przez co przeszła te... - Greta urwała, bo zdała sobie sprawę, że za dużo powiedziała.

Harper popatrzył po zebranych, którzy wymienili między sobą dziwne spojrzenia, ale nic już więcej nie powiedzieli na dany temat. A on sam nie bardzo wiedział, jakby miał zapytać. W końcu zostawił Hailey i uciekł jak ostatni tchórz. Minęło tyle lat, ale jego głupota nie bolała mniej, bo zaprzepaścił swoje życie. Bo żyć, prawdziwie żyć, mógł tylko z Hailey.

- Chyba wyjdę na zewnątrz - wstał i ruszył do wyjścia. Nikt go nie zatrzymał.

Gorące lipcowe słońce wypalało ziemie Arizony, a na zewnątrz było gorzej niż w piekle. Harper zszedł z werandy i ruszył przed siebie. Skręcił za dom w stronę zagrodzeń i dużego drzewa, które majaczyło w oddali. Może tam z dala od ludzi, jakoś zbierze myśli. Szedł powoli, a ciepły wiatr muskał jego skórę, która w takim upale poryła cię cienką warstewką potu. Przeczesał niedbale swoje ciemne włosy, a jego spojrzenie padło na skrawek tatuażu wystającego spod jego zegarka. Zrobił go tuż przed tym jak zostawił Hailey. Chciał mieć ją zawsze przy sobie i tak było. Była jego demonem, z którym nie rozstawał się nawet na sekundę. Czy żałował, że go zrobił? Nie. Nigdy nie będzie tego żałował. Kochał Hailey, i nawet tyle lat rozłąki nie zmieniło jego uczuć. Kieran wytknął mu, że wyznał miłość swojej byłej dziewczynie. Ale to nie było tak. Nie kochał jej i nigdy nie powiedział jej tego wprost. Nigdy nie wypowiedział tych dwóch słów. Jedynie, kiedy zapytała go, czy ją kochał, odpowiedział, że być może. Ale to nie oznaczało, że ją kochał. A niedługo potem rzucił ją. Była tak zazdrosna i zaborcza, że ocierało się to o jakąś paranoje i chorobę psychiczną. Musiał zmienić numer telefonu oraz mieszkanie, bo nękała go telefonami. Ale teraz był tutaj w Arizonie, a dokładnie w Maranie na ranczu White Horse.

Stanął w cieniu drzewa,które dało mu wytchnienie od upału. W gałęziach drzewa było słychać śpiew ptaków, a trawa pod butami była wyjątkowo zielona. Zrobił jeszcze kilka kroków i spojrzał na coś przed nim. Podszedł bliżej i zdał sobie sprawę, że patrzył na nagrobek. Odczytał po cichu cały napis. A kiedy wyszeptał ostatnie słowo, poczuł jak jego wnętrzności wywracały się spodem do góry. Czy to była córka... Hailey? Ona miała dziecko? Była w ciąży? Jak? Kiedy? I raptem prawa trafiła go niczym potężny cios, który zwalił go z nóg. I to dosłownie. Upadł na kolana. Załapał się za głowę i targał swoje włosy. Kołysał się w przód i tył. Ledwo mógł oddychać. Brakowało mu powietrza, czuł, że się dusił. Dobry Boże... jego dziecko, jego maleńka córeczka. Czuł się, jakby ktoś wyrywał mu serce na żywca. To tak bardzo bolało. Ze łzami w oczach zerwał się z ziemi i jak szalony popędził w stronę domu. Jednak na schodach na werandę drogę zastąpił mu Kierna.

- Cholera, co ci? - Zapytał widząc bladego Harpera.

- Ona była ze mną w ciąży - ledwo udało mu się wykrztusić te słowa.

- Tak... była - potwierdził Kieran.

- Kurwa! - Ryknął - Dlaczego...dlaczego mi nie powiedziała? Ja pierdolę!

- Zdaje się, że macie sobie wiele do wyjaśnienia. I dzięki, że jej pomogłeś.

- Kocham ją, kurwa. Kocham ją jak szaleniec. I mieliśmy dziecko, dziewczynkę. Boże, miałem zostać ojcem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro