8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sobota nadeszła szybciej niżby się Hailey spodziewała. Za trzy godziny mieli być u Huntera, a ona był w przysłowiowym lesie. Właśnie wracała ze stajni, gdzie odebrała poród jednej z klaczy. Była zmęczona, brudna oraz spocona. Czuła, że wręcz śmierdziała i jedynie czego potrzebowała to prysznic oraz odrobina odpoczynku. Ruszyła prosto do domu, gdzie wstąpiła do kuchni po szklankę mrożonej herbaty.

- A co ty, dziecko, jeszcze tutaj robisz? - Greta naskoczyła na Hailey.

- Zdążę, nie mam zamiaru robić się na ...

- O nie - gosposia przerwała jej i pociągnęła za rękę w głąb domu - weźmiesz grzecznie prysznic, chwile odpoczniesz i zrobisz się na bóstwo. To przyjęcie jest cholernie ważne i ty wraz z Nickiem będzie reprezentować tę rodzinę. Więc tak, musisz zwalić z nóg każdego. 

- Ale...

- Marsz na górę szykować się - rozkazała jej, na co Hailey pokręciła głową i grzecznie poszła do siebie.

Po prysznicu i błogim lenistwie na swoim wygodnym łóżku, w końcu podniosła się i owinięta w cienki szlafrok, podeszła do szafy. Wyciągnęła koronkową bieliznę, do której zawsze miała słabość, oraz pokrowiec. Rozsunęła zamek i wyjęła suknię, kładąc ją na pościeli. Przejechała opuszkami palców po cienkim brzoskwiniowym materiale. Kupiła ją jakieś dwa tygodnie temu z myślą o przyjęciu, na które i tak musiała iść, ale przecież mogła napsuć trochę krwi Hunterowi. A on zaskoczył ją i okazał się miłym facetem z zasadami oraz dystansem do samego siebie. 

Szybko zrzuciła szlafrok, włożyła bieliznę i ruszyła do toaletki, ułożyć włosy oraz zrobić sobie makijaż. Odkąd tutaj zamieszkała bardzo rzadko to robiła. Makijaż był okazjonalny, ale Greta miała rację, musiała olśnić  innych, gdyż na tym przyjęciu miała pojawić się cała śmietana towarzyska oraz była Nicka, która nie trawiła Hailey. 

Po niespełna godzinie zostało jej włożyć suknię. Cicho westchnęła i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jej wciąż czerwone włosy były zaplecione w finezyjny warkocz przerzucony przez lewę ramie, czym maskowała swoje niedostatki. Uniosła dłoń i przejechała po bliznach zdobiących jej lewie ramie i zahaczających o kawałek szyi. Trzy długie cięte rany, masa szwów zostawiły na niej piętno tamtego dnia. 

Weź się w garść dziewczyno, nakazała sobie w duchu. Było minęło, życie płynie do przodu. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Aż do teraz nieraz budziła się lana potem i z krzykiem na ustach. Głęboki oddech i spokojnie wypuszczenie powietrze, to zawsze na nią działało. 

Potrząsnęła lekko głową, po czym wstała i podeszła do łóżka, gdzie spoczywała jej wieczorowa kreacja. Brzoskwiniowa satynowa spódnica oraz misterna koronowa góra na długi rękaw. Cóż, było środek lata i cholernie gorąco, ale dzięki tym rękawom nie będzie widać tych szkaradzieństw. Suknia była naprawdę piękna, ale zapewne jako jedyna będzie miała na sobie coś takiego. Inne postawią na wydekoltowane kreacji, więcej odsłaniające niż zakrywające, ale trudno. Musiała zadowolić się takim a nie innym krojem sukni. Nie chciała nikomu zbytnio pokazywać swojego pokiereszowanego ciała. Kiedy wskoczyła w swoje złote sandały na wysokiej szpilce, usłyszała pukanie do drzwi, a następnie głowę Kierana.

- Gotowa?

- Chyba tak - okręciła się dookoła, pozwalając mu podziwiać jej osobę.

- Wyglądasz jak milion dolców, skarbie. Hunter będzie się ślinił na twój widok i zapewne niejednemu stanie.

- Nie zależy mi ani na jednym, ani na drugim - chwyciła niewielką kopertówkę i ruszyła do wyjścia.

- Kłamczucha - wytknął jej. 

- A niby dlaczego tak sądzisz? - Zapytała ciekawa, jednocześnie schodząc na dół, gdzie czekał na nich Nick wraz z Samem, wyglądający cholernie przystojnie. 

- Oczy ci błyszczą, tak jak kiedyś - wyszeptał - i widziałem wasz pocałunek. Tak nie całują się przyjaciele, moja droga przyjaciółko.

- Czy coś w tym złego, że dziewczyna chce się zbawić?

- Nie, ale on to traktuje poważnie, więc... - nie dokończył, tylko wzruszył lekko ramionami.

Nick przyjrzał się swojej siostrzenicy i widział w niej dawną Hailey, która bardzo przypominała swoją matkę. Ale teraz wyglądała jakoś inaczej i nie mógł określić, co było tego powodem. Broniła się rękami i nogami przed pójściem na to przyjęcie, a teraz wygląda jakby zeszła z okładki jakiegoś czasopisma. Sam uważał tak samo. Jeszcze nigdy nie widział swojej opiekunki tak ubranej i umalowanej. Wiedział, że facet, który wyrządził jej w przeszłości krzywdę, był totalnym kretynem i zasłużył sobie na wpierdol. 

Hunter niecierpliwie wyczekiwał gości. Źle, on wyczekiwał Hailey. Był pełen obaw. Co prawda obiecała mu, że przyjedzie, ale w ciągu kilku przeszłych lat nigdy nie przyjęła jego zaproszenia. A teraz wręcz wydreptywał ścieżkę w podłodze w holu, skąd miał doskonały widok na podjazd. Niedługo mieli zjawić się pierwsi goście, ale Nick i resztę zaprosił trochę wcześniej. Chciał o coś prosić Hailey i liczył, że się zgodzi. Kiedy usłyszał warkot silnika, wypadła na wielką werandę i zbiegł po trzech stopniach. Duży czarny range rover zaparkował przy schodach. Hunter szarpnął drzwi od strony pasażera i zaniemówił. 

- Hailey - wychrypiał, bo zaschło mu w gardle na taki widok.

- Cześć Hunter - posłała mu uroczy uśmiech, a McGrady obiją ją w pasie swoimi dużymi dłońmi i postawił na ziemi. 

- Pozwól - podał jej swoje ramię z czego skorzystała.

Gospodarz zaprosił resztę jej towarzyszy, po czym całą piątką ruszyli do środka. Kelner z tacą wypełnioną kieliszkami szampana podszedł do nich. Hunter ujął dwa kieliszki, podając jeden Hailey, która upiła łyk, a bąbelki delikatnie połaskotały jej podniebienie.

- Pyszny - wymruczała między jednym a drugim łykiem. 

- Cieszę się, że ci smakuje. Ale chciałabym zamienić z tobą słówko.

- Coś się stało?

- Nie - zaprzeczył - wszystko w porządku. Tylko...- zawahał się.

Hailey patrzyła na zakłopotanie Huntera. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Jego zielone oczy skrzyły się czymś nieznanym. 

- No wyduś to z siebie.

- Wiem, że to niecodzienne prośba, ale czy zostaniesz panią domu na czas przyjęcia?

- Ja, nie wiem - odpowiedziała zakłopotana.

- Proszę cię - ujął jej dłoń w swoją, co nie uszło uwadze pozostałej trójce mężczyzn, którzy stali kilka metrów dalej. - Wiem, że to powinna robić żona albo narzeczona, ale takowej nie posiadam. Uratuj mnie i zabawiaj ze mną gości - błagał.

- Pod jednym warunkiem - zrobiła szelmowski uśmiech.

- Jakim? - Spytał podejrzliwie.

- Zatańczysz ze mną.

- Cholera, wiesz, ze ja nie tańczę, ale ... niech ci będzie. Będę twoim partnerem do tańca.

- To umowa stoi - zaśmiała się.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro