15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hailey była szczęśliwa z dwóch powodów -jeden przebywał daleko od domu, a drugi od prawie tygodnia sypiał w jej łóżku. Praktycznie przeniósł się do niej na ten czas i miał ze sobą ubrania. Rodzice bruneta nie sprzeciwiali się, albo o niczym nie wiedzieli. Nie dociekała. Chyba wolała nie wiedzieć. A co do szkoły... Na następnym dzień, wszyscy patrzyli się w ponownym szoku, kiedy Harper szedł z nią do budynku i na każdej lekcji siedział w sąsiedniej ławce. Całe liceum huczało od plotek, ale nikt nie śmiał się jej zaczepić, a jego kumple omijali ich z daleka. W końcu po trzech dniach tak jakby, wszystko przycichło z czego była niezmiernie zadowolona. A teraz ubierała się do firmy, gdyż za godzinę miała w niej być i pokazać jakiemuś kolesiowi jego miejsce pracy. Niestety miała jechać tam sama, gdyż Harper wyszedł wcześnie rano i poszedł do siebie, ponoć ojciec miała z nim do pogadania, więc mieli spotkać się na miejscu.

Ubrała się zwyczajnie. Żadnych kiecek, szpilek i tym podobnych. Niebieskie jeansy, biała bluzka  z kołnierzykiem, a do tego jej nieśmiertelne conversy oraz zero makijażu. Włosy zostawiła rozpuszczone, tak było najwygodniej. Tak ubrana zeszła do kuchni, porwała jabłko i pojechała do firmy ojca. Przemierzając ulice Min Ave w Bakersfield swoim porsche rozglądała się, widząc rodziny idące na zakupy, albo dziewczyny szukające sukienek na bal maturalny. Wcześniej nie miała zamiaru na niego iść i zwyczajnie nie kupiła żadnej sukienki. Ale teraz być może pójdzie, o ile Harper zaprosi ją na ten bal. Chyba że... że zaprosił już kogoś wcześniej, ale nic o tym nie słyszała. Miała nadzieję, że pójdą tam razem, i że go olśni swoją suknią. Jedynym wyznacznikiem kreacji była długość - miała być do samej ziemi. Postanowiła, że po tym jak skończy w firmie, pojedzie poszukać czegoś odpowiedniego, tylko będzie musiała pozbyć się Harpera.

Z daleka rzucał się napis Monroe & Stones Industries. Hailey wjechała na podziemny parking i zaparkowała na ojca miejscu. Wysiadła i udała się do windy, gdzie wbiła odpowiedni kod, po czym wjechała na dziesiąte piętro. Wyszła z metalowej puszki i uderzył ją zapach korporacji. Od razu miała mdłości na myśl, że miałaby kiedyś tutaj pracować. Nie było takiej cholernej opcji. Wybrała wydział sztuk pięknych na Uniwersytecie Briar w Iowa, gdyż był na tyle daleko, że ojciec musiałby przylecieć samolotem. Od dawna malowała, ale był to jej wielka tajemnica, o której wiedziała tylko mama. Nie powiedziała ojcu, że została przyjęta tam i dostała stypendium, gdyż ojciec chciałby, żeby poszła na UCLA.

- Cześć Gem - przywitała się z sekretarką, która nie wiedzieć dlaczego, pracowała w sobotę. - Czy mój ojciec tyran, kazał ci przyjść w sobotę?

- Ja... - kobieta westchnęła - owszem. Kazał mi pokazać co i jak.

- Mniej więcej wiem coś o firmie, zostaw mi jakieś notatki i jedź do córki. Jest cholerna sobota, a mój ojciec nie musi wiedzieć, że poszłaś do domu.

- Proszę, masz notatki - podała kilka kartek córce szefa - i dziękuję.

- Nie ma za co. To będzie nasza tajemnic - mrugnęła do kobiety i usiadła na jej miejscu, czekając na tego gościa i swojego chłopaka.

Harper dostał od ojca przepustkę i kilka wskazówek. Jednak co do jednej się nie zastosował, a mianowicie do ubioru. Wszystko co miał na sobie było kolo czarnego, jego jeansy, podkoszulek i  conversy oraz nawet bielizna. Wyglądał niczym upadły anioł, którym nie był. Wsiadł do swojego ukochanego cacka i pojechał do firmy. Kiedy wjechał na dziesiąte piętro i wysiadł z windy usłysz śmiech. To był śmiech Hailey i jakiegoś faceta. Zacisnął dłonie w pięści, po czym cicho pchnął szklane drzwi od biura Gem. Zastał swoją uroczą dziewczynę rozmawiającą z wymuskanym blondy frajerem. Ocenił, że był od nich starszy - mógł mieć na oko około dwudziestu dwóch lat. Przeciął w kilku krokach gabinet i ułożył dłoń na ramieniu Hailey.

- Cześć, kochanie - powiedział miękko i uśmiechnął się do niej swoim najlepszym uśmiechem.

- Harper - ucieszyła się - tęskniłam.

- Ja bardziej - pochylił się i pocałował powoli swoją dziewczynę, po czym odezwał się do blond cipy i przedstawił się - Harper. 

- Cześć, Andrew Forside.

- To ty masz być tym nowym pracownikiem? - Harper zmierzył kolesia nieprzyjaznym wzrokiem.

- Tak, co prawda to tylko staż, ale być może zaczepię się tutaj na dłużej. 

- Zobaczymy - mruknął brunet.

- W takim razie - zaczęła Hailey -  może oprowadzimy cię po budynku i pokażemy co gdzie jest. Chociaż sama nie wiem wszystkiego. Byłam tutaj tylko kilka razy, ale - pokazała kartki - mam notatki Gem.

- Świetnie - odezwał się Harper - im szybciej skończymy, tym szybciej będę mógł zabrać cię na lunch.

- Zdawało mi się, czy nie powiedziałeś kim jesteś dla Hailey? - Zapytał nieprzyjemnym tonem Andrew. Nikt go nie poinformował, że córka szefa zadawała się z jakimś przydupasem. Miał wobec niej swoje plany, oczywiście wszystko za radą ich ojców. A różnica raptem pięciu lat, nic nie znaczyło, kiedy można było dostać się na świecznik.

- Nie powiedziałem, ale jeśli musisz wiedzieć..

- Harper jest moich chłopakiem - dokończyła za niego Hailey.

- Chłopakiem? - Spytał zdumiony blondyn.

- Coś ci nie pasuje? - Warknął Harper.

- Tak, ty - odpowiedział wyzywająco Andrew.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro