27
Hailey nie chciała nawet myśleć, co powie jej ojciec, że nie wróciła na noc do domu. Ale z tego co się dowiedziała przy śniadaniu od mamy swojego chłopaka, jej ojciec został poinformowany, że noc spędziła u nich w domu. Co nie znaczy, że jej tak po prostu odpuści. O nie. Nie byłby sobą, jakby nie poznęcał się nad nią psychicznie. Poza tym jak zobaczy ją w ubraniach bruneta, to chyba dostanie szału. Ale jej pasował jego podkoszulek oraz spodenki dresowe. Tak ubrana przecisnęła się przez żywopłot i czekała aż Harper do niej dołączy.
- O czym tak myślisz? - Zapytał Harper, idąc po trawniku.
- O tym, co mnie czeka jak tylko przekroczę próg domu.
- Mam tam z tobą wejść?
- Nie- pokręciła głową. - Sama muszę udać się do paszczy lwa.
- Kocham cię - objął Hailey ramieniem i ja przytulił do siebie - jeżeli on jeszcze raz cię uderzy, masz się spakować i stamtąd wynieść. Nie będziesz mieszkać z tym sukinsynem. Obiecaj mi - poprosił.
- Obiecuję. Też mam go dosyć - mruknęła w jego tors.
- Daj mi znać, okey?
- Tak i - uśmiechnęła się, a harperowe serce uderzyło szybciej - kocham cię.
- Uciekaj, mała - klepnął czule pośladek Hailey i patrzył jak zniknęła w swoim domu.
Jeszcze przez jakiś czas brunet stał po nie tej stronie ogrodzenia co powinien, ale czekał na krzyk albo płacz Hailey. Ale panująca cisza go uspokoiła, więc z myślą o wieczornym spotkaniu ruszył do siebie.
Hailey po cichu weszła do kuchni, a Greta na widok dziewczyny uśmiechnęła się szeroko i poklepała krzesło, na którym po chwili usiadła.
- Sądząc po ubiorze noc spędziłaś z Harperem.
- A dlaczego nie powiedziałaś " u Harpera"? - Hailey przekrzywiła lekko głowę.
- Czy to nieoczywiste? - Gosposia zachichotała widząc lekki rumieniec na twarzy Hailey.
- Nie mam szans, prawda? Zawsze wiesz, co się dzieje.
- Znam cię.
- Wiem - mruknęła Hailey.
- Zaczęłam tutaj pracować zaraz jak twoi rodzice wzięli ślub. Czyli znam cię osiemnaście lat, kruszynko. Więc niech ci się nie wydaje, że możesz coś przede mną ukryć.
- Nawet by mi to do głowy nie przyszło. Ty i Nick jesteście jak tajny wywiad. A może działać pod przykrywką, co? Może jesteście jakimiś tajniakami?
- Niestety nie.
- Szkoda - mrugnęła do Grety, porwała jabłko i ruszył do siebie.
- Hailey.- Dziewczyna obróciła się w jej stronę.
- Tak?
- Za godzinę masz być w firmie. Ojciec kazał ci przypomnieć.
- Jezu - wymamrotała i poczłapała do pokoju.
Czterdzieści minut później, Harper dostał sms od Hailey i zaklął głośno. Jeżeli jej tatulek myślał, że coś ugra, zostawiając ją sam na sam z Andrew, to źle trafił. Wskoczył szybko do swojego auta, wycofał z garażu, po czym rozpryskując żwir na podjeździe, ruszył do firmy ojca. Miał takie samo prawo przebywać w niej jak Hailey. Po drodze zadzwonił do ojca, który jak się okazało, był w pracy, więc wszystko układało się idealnie. Zaparkował na podziemnym parkingu i wjechał windą na odpowiednie piętro. Na korytarzu nie zastał nikogo, więc ruszył do gabinetu ojca, na drugim końcu korytarza. Zapukał, a zaproszeniu wszedł.
- Cześć - przywitał się.
- Cześć syny. - Marco zmierzył syna ciekawskim spojrzeniem. - Czemu zawdzięczam twój przyjazd? Co ty knujesz?
- Nic - wzruszył od niechcenia ramionami. - To już nie można zobaczyć staruszka w pracy?
- Tylko nie staruszka - prychnął jego ojciec. - Jeszcze nie jestem taki stary, koleś.
- Jasne - zakpił, ale ojciec miał rację. Widział, jak młode dziewczyny oglądały się za jego ojcem. Cóż, był cholernie przystojny. - Czy widziałeś gdzieś Hailey.
- Aha.
- Co, aha? - Harper założył ramiona na piersi.
- Wiedziałem. To był powód twojego przyjazdu.
- Dobra, przyznaję się. Po prostu nie chcę, żeby sama przebywała tutaj, kiedy ten skurwiel, to znaczy wasz stażysta, Andrew, będzie również w firmie.
- Czy jest coś o czym powinienem wiedzieć? - Marco wstał i podszedł do syna. - Możesz mi powiedzieć, to zostanie między nami - zapewnił go.
- Próbował się do niej dobrać - wycedził Harper. - Ale dostał za swoje.
- Czy on chciał....? - Niedokończone pytanie zawisło w powietrzu.
- Tak - pokiwał głową jego syn.
- Kurwa. Mogłeś mi powiedzieć wcześniej. Wyrzuciłabym tego bydlaka na zbity pysk. A teraz, cholera - Marco przeczesał ręką ciemne włosy, identyczne jak włosy syna. - Posłuchaj. Nie mogę już nic zrobić, ale ty możesz być cały czas przy Hailey w firmie.
- Właśnie taki mam zamiar. Jeżeli ten skurwiel jej dotknie, połamię mu wszystkie palce.
- Aż tak ją kochasz? - Popatrzył na syna, który zrobił głupkowatą minę. Zapewne taką samą miał on, kiedy patrzył na swoją żonę.
- Tak, bardzo. Mam nadzieję, że pójdzie ze mną do UCLA.
- Pogadaj z nią, a być może będziecie razem studiować - poklepał syna po ramieniu. - Teraz leć, szukać swojej księżniczki.
- Dzięki tato.
- Nie ma sprawy. Pamiętaj, że zawsze cię wysłucham i ... - posłał uśmiech synowi.
- I?
- Przestałeś być takim irytującym gnojkiem. - Harper prychnął. - Tak, tak. A teraz wynocha, muszę popracować.
Harper zostawił ojca w gabinecie i ruszył do gabinetu asystentki ojca Hailey, jednak tam nikogo nie zastał. Usiadł na biurku i czekał na swoją dziewczynę ze skrzyżowanymi nogami w kostkach.
Hailey wyszła z windy i ruszyła korytarzem, gdzie wykładzina tłumiła odgłosy jej kroków. Przekroczyła próg i spotkała wbite w siebie niebieskie tęczówki, które tak bardzo kochała. Spojrzenie Harpera był tak intensywne i tak mroczne, że musiało coś mu chodzić po głowie. A kiedy oblizał dolną wargę, zacisnęła mocniej uda. Cholera, to jego płonące spojrzenie podnosiło temperaturę jej ciała. W końcu stanęła między rozchylonymi nogami swojego chłopaka, a jego dłonie od razu powędrowały do jej pupy, przyciągając ją do niego.
- Jesteś - wyszeptała.
- Tak, jestem - trącił nosem jej szyję - a za chwilę będę w tobie.
- Harper - jęknęła, kiedy jego zęby lekko przygryzły jej skórę tuż za uchem.
- Hailey - wymruczał i naparł na nią swoim twardym fiutem.
- Nie będę się z tobą pieprzyć na biurku - zaprotestował cicho, kiedy pociągnął za sobą.
- Nie, bo będziemy robić to gdzieś indzie.
- Jesteś napalonym fiutem.
- Mam fiuta, jestem napalony, więc pasuje idealnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro