Rozdzial 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pv Natasha

Następnego ranka wspomnienia poprzedniego dnia znowu uderzyły moja głowę. Tym razem były to te pozytywne wspomnienia. Wczorajszy dzień był naprawdę fantastyczny. Nie mogę się doczekać kiedy znowu spotkam się z tymi dzieciakami. Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie śniadanie i kawę. Usiadłam do stołu i popatrzyłam na róże stojące na blacie. Czemu Steve musi być taki uroczy? Dlaczego to akurat w nim się zakochałam? Nie umiem odpowiedzieć sobie na te pytania, ale wiem że mimo to nigdy nie będziemy razem. Westchnęłam głęboko i odłożyłam naczynia do zlewu. Poszłam się umyć i przebrać do łazienki. Zrobiłam swoja poranna toaletę i pomalowałam się lekko. Wyszłam ubrana w białą koszulkę z dekoltem, czarna skórzana kurtkę, czarne spodnie i czarne buty do kolan na obcasie. Postanowiłam, że pojadę do fryzjera. Wzięłam telefon, portfel i klucze do swojej Corvetty. Wyszłam z pokoju i zjechałam windą do garażu. Wsiadłam do auta i poprawiłam lusterka. Zapiełam pasy i ubrałam swoje okulary przeciwsłoneczne. Kiedy dojechałam na miejsce zaprakowałam samochód i wysiadłam z niego.

-Dzień Dobry. -powiedziałam wchodząc do salonu fryzjerskiego.

-Dzień dobry. -powiedział młody brunet o ciemnych brązowych oczach. Był przystojny. -Zapraszam. -wskazał na wolne miejsce. Zdjęłam kurtkę i usiadłam, a on podszedł do mnie i stanał z tyłu. -W czym mogę pomóc?

-Chciałabym podciąć włosy, zrobić przedziałek na środku, rozjaśnić je i wyprostować. -powiedziałam z uśmiechem patrząc na jego odbicie w lustrze.

-Okey rozumiem. -powiedział patrząc na mnie w lustrze z uśmiechem. Zaczął od przycinania moich włosów.

-Jak ma pani na imię? -spytał grzecznie.

-Natalia. A ty? -spytałam zalotnie. Chłopak najwyraźniej mnie nie poznał.

-Rick. -odpowiedział.

-Ładne imię. -powiedziałam z uśmiechem. Odwdzięczył się tym samym.

Po około godzinie Rick skończył zmieniać moje włosy. Wyglądały teraz jak kiedyś gdy razem ze Stevem walczyliśmy po raz pierwszy z Zimowym Żołnierzem.

-Gotowe. -powiedział.

-Dziękuję bardzo. -wstałam i dałam mu pieniądze. Chłopak wziął gotówkę i popatrzył na mnie.

-Chwila.. Czy to nie ty jesteś Czarną... -przerwałam mu dając mu palca na usta i szybkiego buziaka w policzek. To go zdezorientowało.

-Cii.. To zostanie miedzy nami. -powiedziałam szybko z uśmiechem na ustach i wyszłam z salonu mrugając do niego okiem. Widziałam jak skinął głowa z szeroko otwartymi ustami.

Weszłam do samochodu, włożyłam okulary i odjechałam. Po chwili byłam z powrotem na miejscu. Wjechałam windą na wspólne piętro. Siedział tam Clint oczywiście jak zawsze przy telewizorze oraz Wanda razem z Pepper gotując coś.

-Hej Wam. -powiedziałam wchodząc do kuchni i podeszłam do lodówki.

-Hej Nat! -krzyknął Clint patrząc ciągle w telewizor.

-Hej skarbie. -powiedziała Pepper przytulając mnie.

-Hej Sis. Wow.. zmieniłaś swoje włsoy. Znowu. -zaśmiała sie Wanda podchodząc do mnie. Przytuliłysmy się.

-Tak. Tęskniłam za nimi. -powiedziałam wyciągając wodę z lodówki.

-Czy to nie aby dlatego żeby zwrócić na siebie czyjąś uwagę? -powiedziała Pepper uśmiechając się.

-Tak! Dla Steva! -krzyknął Clint śmiejąc się.

-Nie! To nie prawda. -powiedziałam poważnie.

-Mhm okey. -powiedziała z uśmiechem Wanda.

-Kłamiesz! -krzyknął Clint.

-Barton. Jeszcze jedno słowo, a przysięgam podejdę tam do Ciebie. -powiedziałam gniewnie.

-Okey! Nie bij! -śmiał się. Przewróciłam oczami.

-Co gotujecie? -pochyliłam się nad garnkiem przy którym stała Pepper. Zmieniłam temat.

-Zupę pomidorowął. Na obiad dla całej drużyny. -powiedziała. Po chwili do salonu weszła Maria.

-Witam wszystkich. Natasha jesteś proszona do gabinetu Furego. -powiedziała patrząc na mnie.

-Okey zaraz będę. -odpowiedziałam. Maria wyszła.

-Dobra lecę. Do potem. -powiedziałam udając się w stronę wyjścia.

-Do zobaczenia Nat! -krzyknęli razem.

Po drodze do windy przeszłam obok Clinta i pstryknęłam go w ucho. Weszłam do windy i po chwili byłam na piętrze S.H.I.E.L.D.

Pv Steve

Jak każdego dnia rano po śniadaniu udałem się na siłownie. Bije w worek. Wszystkie myśli przeleciały jak zawsze moja głowę. Wojna.. Bucky.. Peggy.. Natasha.. Właśnie. Natasha. Zacząłem uderzać mocniej w worek na myśl o niej. Co mam zrobić? Powiedzieć jej ze ja Kocham? Teraz? Jutro? Nie wiem! Uderzałem co raz mocniej. Dlaczego jesteś takim tchórzem Rogers!? Pokonałeś milion agentów Hydry, a wyznać uczucia kochanej osobie to już nie?! Ogarnij się żołnierzu! Uderzyłem z całej siły w worek, który jak zwykle przeleciał przez cały pokój. Stałem tam patrząc przed siebie i oddychając głęboko.

-Kapitanie Rogers. -odwróciłem sie w stronę dochodzącego głosu. -Fury ma dla Ciebie misje. -westchnąłem odwiązujac bandaże z rak.

-Zaraz będę. -powiedziałem. Maria skinęła głową i wyszła.

Odwiazalem ręce do końca i schowałem bandaże. Wziąłem łyk wody, powycierałem twarz i z ręcznikiem na szyji wróciłem do pokoju. Ciekawe z kim będę mieć misje. Błagam oby nie Sharon. Lubię ja, ale czuje się przy niej niewygodnie. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem sie. Wyszedłem z pokoju ubrany w biały T-Shirt, granatową kurtkę, dżinsy i brązowe buty.
winda na piętro S. H. I. E. L. D i wszedłem do pokoju Furego. Widok siedzącej rudej głowy na jednym z krzeseł zaparł mi dech w piersi. Mam misje z Natasha. Zmieniła fryzurę na ta co miała kiedy pierwszy raz walczyliśmy z Buckim. Zamarłem na chwilę.

-O Kapitan Rogers. Proszę usiąść. -powiedział Fury patrząc na mnie. Otrzasnalem się i usiadłem.

-Witam. -powiedziałem i kiwnąłem glowa z uśmiechem do Nat. Uśmiechnęła sie tez.

-Chyba wiecie po co Was tu wezwałem. Mam dla Was misje. Na początku miala to być misja Kapitana i Agentki 13, ale korzystając z tego że moja najlepsza agentka jest juz w pełni wyleczona przydzielam ta misje właśnie Wam obojgu. Misja polega na schwytaniu nowego agenta Hydry który współpracuje z Crossbornem. Musicie mi go przywieźć żywego, ponieważ musimy go przesłuchać. Tak wiem że ostatnio Kapitan ze swoimi zespołem schwytał Zemo, ale mimo wszystkich technologii Starka do tej pory wyciągnęliśmy z niego tylko ta informacje. Wasza misja polega na tym, że jesteście szczęśliwym małżeństwem na wakacjach w romantycznej stolicy Francji. Musicie schwytać faceta o imieniu Kevin Petersson. 24 letni facet i nowy agent Hydry. Dostaliśmy informację że jest on teraz we Francji, dlatego tam sie wybierzecie. Agentka Hill przekaże Wam jutro rano fałszywe dokumenty i informacje. Odprawa jutro o 6:00. Wszystko jasne? -spytał Fury patrząc na nas poważnie.

-Tak. -odpowiedzieliśmy jednocześnie. Fury skinął głową i odwrócił sie na fotelu w stronę okna.

Wyszliśmy razem z gabinetu i weszliśmy do windy. Wreszcie mam misje z Nat. Tak bardzo z tym tęskniłam.

-Pięknie wyglądasz Nat. -powiedziałem patrząc na nią z uśmiechem.

-Naprawdę? Dziękuję. Tęskniłam za tym układem moich włosów. -powiedziała z uśmiechem.

-Kolejna misja razem. Tym razem małżonkowie. Ciekawe. -zaśmiałem sie.

-Damy radę skarbie. -zaśmiała sie Nat. Kiedy winda sie zatrzymała wyszła patrząc na mnie z tym swoim uśmieszkiem. Cala Natasha która Kocham.

Byliśmy na wspólnym piętrze drużynowym. O dziwo prawie cały zespół tam był. Clint, Wanda, Peter i Sam oglądali telewizor, a Pepper i ku mojemu zdziwieniu Tony razem z Thorem zmywali po obiedzie. Bruce oczywiście był u siebie w laboratorium.

-Oo. Pan i Pani Rogers wrócili z randki hm? -zaśmiał sie Clint. Nat przewróciła oczami, a ja pokręciłem głową. 

-Barton. Zmuszasz mnie żeby tam podeszła do Ciebie. -powiedziała Natasha gniewnym głosem. 

Zaśmiałem sie i poszedłem do kuchni. Widziałem jak Natasha siada miedzy Wanda i Clintem uderzając go w tył głowy. Usmiechnałem sie patrząc na nia. 

-Steve? Jesteś z nami? -zaśmiała sie Pepper. Widziała jak patrzę na Nat. Gwałtownie odwróciłem sie w jej stronę. 

-Tak! Przepraszam.. Pomóc Wam? -spytałem.

-Nie musisz pomagać. Damy sobie rade. Idz do Nat. -to ostanie wyszeptała z uśmiechem. Popatrzyłem na nia i usmiechnalem sie.

Podszedłem do grupy siedzącej na kanapie.

-Oo wreszcie przyszedłeś. Siadaj. -powiedział Clint robiąc mi miejsce obok Nat i siebie. Usiadłem i czułemu sie trochę niewygodnie. -Gramy w prawda czy wyzwanie z kartami?

-Boże Clint.. -przewróciła oczami Nat.

-Naprawdę gościu? -zaśmiał sie Sam. Reszta sie śmiała, a ja pokręciłam głową.

-No co? To jest fajne. Zwłaszcza ze jest tu z nami państwo Rogers wiec będzie wesoło. -zaśmiał sie.

-Juz nie żyjesz Barton! -Natasha rzuciła sie na niego łapiąc go za szyje.

-Natasha.. Puść.. Żartowałem.. -próbował mówić Clint przez zaciśnięte żeby i brak możliwości oddechu. Ona nie reagowała. Zasłużył sobie, ale gdy jego głową zaczęła robić się czerwona, zainterweniowałem.

-Hej Nat. Puść go juz. -powiedziałem łapiąc ja za ramiona. Po chwili Natasha puściła go i usiadła dalej od Clinta po mojej drugiej stronie. Clint wstał z ziemi. 

-Przepraszam Tasha. Dzięki Kapitanie. -powiedział łapiąc sie za szyje która była czerwona. Usiadł dalej od Nat, która skrzyżowała ramiona na piersi i zpjorunowała go wzrokiem. 

-Okey. Wiec co z ta grą? -spytał Sam. 

-Czyli jednak już nie takie dziecinne? -zaśmiał sie Clint. 

-Ja nie gram. -powiedziałem z uśmiechem. 

-Serio stary? Będzie zabawa. Chodź. -powiedział Sam.

-Właśnie. Będzie śmiesznie zagrajmy. -powiedziała Wanda. 

-No dobra. -odpowiedziałem. Usiedliśmy wszyscy tak żeby każdy każdego widział. Ja i Sam siedzieliśmy na kanapie. Wanda i Peter siedzieli na drugiej kanapie przed nami a Clint siedział z boku na fotelu. Natasha siedziała na swoimi miejscu z obojętnym wzrokiem. 

-Czy pannie Romanoff juz zszedł foch? -spytał Clint. Natasha przewróciła oczami. 

-Może. -powiedziała obojętnie. 

-Grasz? -spytał Clint. Natasha nie mówiła nic przez chwile. 

-Dobra, ale zaczynam. -powiedziała po chwili siadając bliżej nas. Konkretnie miedzy mną a Samem. 

-Jak chcesz. -powiedział Clint. 

-Dobra wiec co mam zrobić?  -spytała Nat. 

-Mamy karty. Przedstawiają one nasze symbole. Mam je rozłożone przed sobą, a ty wybierasz jedna. Jeśli wylosujesz symbol Wandy dajesz jej wybór czy chce pytanie czy wyzwanie. -wyjaśnił Clint tasujac karty i rozkładając je przed sobą.

-Rozumiem. Dobra wybieram.. ta. -powiedziała Nat wskazując na druga kartę od lewej. Było ich sześć. Clint podniósł kartę i pokazał nam symbol. Był to jego symbol. Natasha uśmiechnęła sie chytrze, a Clint przełknał sline. 

-Hmm.. Wiec mój drogi łuczniku.. prawda czy wyzwanie? -spytała Natasha. Odegra sie widać to. 

-Boze... czego bym nie wybrał i tak jestem w dupie wię.. -przerwałem mu. 

-Jezyk. 

-Dobra przepraszam. Biorę wyzwanie. -powiedział zrezygnowyany Clint.

-Wspaniale! Masz sie rozebrać do bokserek i siedzieć tak do końca gry. -powiedziała Nat z uśmiechem. Za śmialiśmy sie wszyscy oprócz Clinta, który wstał i zaczął sie rozbierać.

-Boze.. nie wierze, ze to robię.. -powiedział. Po chwili był juz w samych bokserkach które były białe w czerwone serduszka. Usiadł na swoim miejscu zawstydzony. 

-Fajne gacie Barton. Juz nie jestem obrażona. -zasmiała sie Nat.

-Przezabawne naprawdę.. Dobra teraz ja. -powiedział i przetasował karty jeszcze raz. Rozłozył i wybrał. Podniósł kartę na której był symbol Petera. 

-Dobra młody. Prawda czy wyzwanie? -spytał Clint. Peter zastanawiał sie chwile. 

-Wyzwanie. -powiedział. 

-Pocałuj Pepper w policzek. -powiedział z uśmieszkiem Clint. 

-Co?! Nie zrobię tego. -powiedział Peter trochę wkurzony. 

-Dobra, ale wiesz ze za nie wykonanie zadania jest kara. -powiedział Clint.

-Jaka? -spytał Peter marszcząc brwi. 

-Przebiegnięcie całego pietra S.H.I.E.L.D w samych bokserkach. -zaśmiał się Clint. 

-Boże stary pogieło Cię.. -powiedział Sam. 

-Dobra zrobię to. -powiedział Peter. Wstał i poszedł do kuchni. 

-Przepraszam proszę pani. -powiedział podchodząc do Pepper i dał jej szybkiego buziaka w policzek. 

-Co jest?! -krzyknął Tony widząc to. 

-Przepraszam panie Stark!!! -krzyknął Peter i wrócił na swoje miejsce szybko. 

-Brawo młody. Teraz ty. -powiedział Clint i dał mu do losowania kartę. 

Gra trwała bardzo długo. W pewnym momencie przyszli też Pepper, Tony który chciał sie odegrać kiedy dowiedział sie ze zadanie Petera to pomysł Clinta no i Thor. Przynieśli nam piwo, a Clint dołożył karty z ich symbolami. Chcieliśmy żeby Bruce dołączył, ale on był zajęty czymś w laboratorium. Po kilku godzinach każdy z nas był juz po prawie sześciu piwach. Wszyscy byli juz prawie pijani oprócz mnie, Thora i Petera który wypił tylko jedno piwo. Clint wylosował kartę z symbolem Nat. 

-Uuuu.. będzie grubo Tasha. Prawda czy wyzwanie? -spytał biorąc łyk piwa. 

-Wyzwanie. -powiedziała stanowczo. 

-Nie boisz sie? -spytał Clint. 

-Nie. Słucham jakie wyzwanie? -powiedziała Natasha. 

-Siedzisz na kolanach Kapitana do końca gry.  -powiedział z uśmieszkiem. 

-Co?! -krzyknęliśmy jednocześnie ja z Nat. 

-To co słyszałaś Tasha. -zaśmiał sie. 

-Dobra. Zrobię to. -powiedziała Nat. Popatrzyłem na nia zszokowany. Przybliżyła sie do mnie bliżej i usiadła mi na kolanach. Poczułem sie nie wygodnie i byłem zawstydzony, ale w końcu sie wyluzowałem i chwyciłem ja delikatnie za biodro. Wzdrygła sie kiedy to zrobiłem. 

-Przperaszam.. że nie zapytałem. -powiedziałem biorąc rękę. 

-Nie przepraszaj.. po prostu.. możesz położyć ja z powrotem. -powiedziała uśmiechając sie. Dałem rękę z powrotem na jej biodro i graliśmy dalej. Pepper usmiechneła sie do mnie widząc ta sytuacje, a ja usmiechnałem sie do niej tez pokryjomu. Gralismy do 23 potem wszyscy wróciliśmy na swoje piętra niektórzy z mała pomoca czyli Tony i Clint. Wyszliśmy razem z Wanda na swoim pietrze. 

-Dobranoc Steve. Dobranoc Nat. -powiedziała Wanda z uśmiechem wchodząc do swojego pokoju. 

-Dobranoc dziewczyny. -powiedziałem z uśmiechem. 

-Dobranoc Wam. -powiedziała Nat i weszła do swojego pokoju. Zrobiłem to samo.

Poszedłem odrazu pod prysznic. Kiedy odkręciłem kurki z woda, gorąca woda uderzyła moja skórę. Myślałem o Nat. Jutro mamy misje. Musimy udawać małżeństwo. Szkoda tylko, że ja nie chce tego udawać. Chce zeby tak było naprawdę. Westchnałem głęboko i zacząłem sie wycierać. Wyszedłem z łazienki i samych spodniach dresowych i poszedłem do kuchni. Nalałem sobie soku i wyszedłem na balkon. Oparłem sie o balustradę i znów pochłonęły mnie mysli. 

Pv Natasha

Weszłam do pokoju i poszłam pod prysznic. Kiedy stałam pod prysznicem przypomniało mi się to co powiedział Steve. "Pięknie wyglądasz Nat." Ja? Piękna? To nie prawda. Jak taką osobę jak mnie czyli zabójczyni, morderczyni bez serca, potwora, który ma tyle zabójstw na koncie można nazwać "Piękną" ? Nie wiem.. ale nikt nigdy tak do mnie nie powiedział. Pojedyncza łza poleciała mi ze szczęścia. Zaraz co?! Nie mogę płakać! Jestem Czarna Wdowa. Nie mam uczuć. A jednak pokochałam Kapitana Amerykę. Sama nie mogę uwierzyć ze tak łatwo się złamałam, ale on jest taki idealny. Specjalnie dla niego zmieniłam moje włosy. Wiedziałam, że to zauważy. Szkoda tylko, że nigdy nie będzie mój mimo to, że nie spotyka się juz z Sharon. Jutro mamy udawać małżeństwo. niby proste zadanie jak dla mnie, ale nigdy wczesniej w takich sytuacjach nie byłam naprawdę zakochana w mężczyźnie oprócz Alexiego. Westchnełam głęboko i powycierałam sie. Wyszłam z łazienki przebrana w moja czarna bieliznę i biała koszule. Położyłam sie na łóżku. Jutrzejszy dzień będzie ciężki. 

--------------------------------------------------
Hej! Hej! Hej! 😄

Jestem znowu z nowym rozdziałem oczywiście 😄

Przepraszam, że znowu trochę później niż zwykle, ale szkoła sprawdziany, brak weny.. 😔

Tak wiem.. Jest taki sobie, ale obiecuje Wam następne rozdziały będą mega! ❤
Mam nadzieję mimo to, że Wam się spodoba. 😁

Dziękuję za wszystkie nominację, glosy, wyświetlania i komentarze. 💞💞💞

Jak zwykle przypominam o komentarzach 💬 i głosach 🌟.
Bardzo pomagają 💪

Do napisania! 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro