Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

PV Natasha

Bardzo długo nie widziałam się ze Stevem aż do dzisiaj. Stęskniłam się za nim. Za naszą współpraca i misjami. Oczywiście z Clintem tez mi się wspaniale pracuje ale.. Od kiedy Steve powiedział ze mi ufa poczułam się jakoś inaczej. Nikt nigdy nie powinien ufać Czarnej Wdowie, a on to zrobił. Czuje ze to może źle się skończyć. Jednocześnie mam u niego dług i muszę go spłacić.
Szłam z Wanda w stronę naszych pokoi myśląc o tym. Minęłyśmy Steve'a i Sama uśmiechając się do nich. Uśmiechnęli sie tez i poszli w dol po schodach do garażu. My wsiadłyśmy do windy i pojechałyśmy na nasze piętro.

-Co słychać u Steve'a? -spytała nagle Wanda wyrywając mnie z myśli.

-Dobrze. Próbował odnaleźć Buckiego. -odpowiedziałam.

-Wiem słyszałam o tym. -powiedziała.
Winda zatrzymała się na naszym pietrze.

-Wiec do później. -powiedziała Wanda podchodząc do swoich drzwi.

-Tak. Do zobaczenia potem. -uśmiechnęlam się i weszłam do swojego pokoju. Mój salon był połączony z kuchnia. Był tam stół, a obok kanapa i telewizor. Sufit był biały, ściany brązowe o wzorze cegieł i jasne panele na podłodze. Sypialnia była czarno biała i połączona z łazienką. Na środku stało białe łóżko, a obok przy ścianie wielka czarna szafa z lustrem. Przy łóżku stała mała szafeczka. Naprzeciw łóżka wisiał telewizor, a pod nim stała biała komoda. Po drugiej stronie była wielka szyba z widokiem Nowy York i wyjście na balkon.
Ładnie tu. Podobam mi się. Myślę ze tu zostanę tylko muszę wrócić do swojego mieszkania po rzeczy. Wyszłam z pokoju.

-Jarvis zamknij drzwi muszę jechać po swoje rzeczy. -powiedziałam.

-Dobrze panno Romanoff. -odpowiedział i zamknął mój pokój. Zeszłam do garażu, wsiadłam do swojej corvetty i włożyłam swoje brązowe okulary (pilotki). Kilka minut później byłam w swoim mieszkaniu. Spakowałam wszystkie rzeczy i wyszłam. Wsiadłam z powrotem do auta i wróciłam do wierzy. Wjechałam do garażu i zobaczyłam Sama i Steva.

-Hej chłopaki.- powiedziałam trochę zalotnie wysiadając z auta.

-Hej. -odpowiedzieli razem. Wzięłam swoje torby i szłam w kierunku windy gdy zatrzymał mnie Steve.

-Natasha! Poczekaj! Pomogę Ci. -powiedział i podszedł do mnie biorąc moje torby. Uśmiechnęłam się i wsiedliśmy w trójkę do windy. Po chwili byliśmy na naszym piętrze. Steve wziął moje i swoje torby, a Sam wziął swoją.

-Do później. -powiedział Sam wchodząc do pokoju.

-Pa! -odpowiedzieliśmy razem i za śmialiśmy się. Podeszliśmy do moich drzwi.
-Jarvis to ja otwórz. -powiedziałam.

-Proszę panno Romanoff. -powiedział i odblokował moje drzwi. Weszliśmy do środka. Zdjęłam swoją kurtkę. -Wow... bardzo ładnie tu. -powiedział Steve odkładając moje torby i rozglądając się po salonie.

-Dziękuję. Tez mi się podoba. Nawet nie chce wiedzieć ile Tony na to wydał. -za śmiałam się odkładając okulary na stolik i weszłam za ladę w kuchni. Nalałam sobie wody. -Chcesz się czegoś napić? -spytałam patrząc na Steva.

-Nie Dziękuję. Będę już szedł do siebie. Muszę cos załatwić. -powiedział wstając. Wypiłam wodę.

-Czyżby spotkanie z Sharon? -spytałam z uśmieszkiem. Zarumienił się.

-W końcu muszę skorzystać z twojej rady. -uśmiechnął się i już wychodził kiedy w ostatniej chwili krzyknęłam:

-Wiedziałam! Dziękuję!

-Nie ma za co. -odpowiedział z uśmiechem i wyszedł.
To miłe że w końcu mnie posłuchał. Chociaż dziwnie się czuje. Czemu ona? Czyżbym była zazdrosna o Steva? Nie! Jestem Czarna Wdową nie mam uczuć! Westchnęłam i próbowałam wytrącić te myśli z głowy. Wzięłam torby i poszłam na górę się rozpakować.

PV Steve

Wyszedłem z pokoju Natashy i poszedłem do siebie. Odłożyłem torby i popatrzyłem na zegar. 13;45. Dobry czas. Napiłem się szybko wody i poszedłem do łazienki. Przebrałem się i ułożyłem włosy. Ubrałem czysty szary T-shirt i swoje ciemne granatowe dżinsy. Na góre brązowa skórzaną kórtke i założyłem swoje okulary (ciemnie pilotki). Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Sharon. Odebrała.

-Hej Sharon. To ja Steve. Gdzie jesteś? -spytałem.

-Hej Steve. Jestem jeszcze u siebie w pokoju. Zaraz będę wychodzić. -odpowiedziała.

-Na którym piętrze mieszkasz? -spytałem.

-35. Jak wszyscy Agenci S.H.I.E.L.D. -odpowiedziała.

-Okey. Zejdę po Ciebie na dół. -powiedziałem.

-Okey. Czekam. -odpowiedziała i uśmiechnęła się w telefon.

Odłożyłem telefon do kieszeni i zszedłem schodami na dół. Niezbyt lubię jeździć winda. Jeszcze tak dobrze nie rozumiem tej całej technologi. Chociaż lubię Jarvisa. Pomaga mi razem z Natasha to wszystko ogarnąć. Zszedłem na dół i czekałam obok drzwi. Po chwili wyszła Sharon. Była ubrana w czarna luźna koszulkę, granatowe dżinsy i skórzana czarna kurtkę.

-Hej. -powiedziała zalotnie.

-Gotowa? -odpowiedziałem normalnie.

-Z tobą zawsze Kapitanie. -odpowiedziała uśmiechając się.
Usmichnąłem się chociaż w duszy żałowałem że to nie Natasha. Czemu znowu o niej myślę? Huh.. nie wiem. Kilka minut później byliśmy w restauracji. Sharon zamówiła kawę i ciastko, a ja tylko herbatę. Oczywiście ja płace.

-Wiec... Co słychać u Ciebie Kapitanie? -spytała Sharon przerywając cisze.

-Dobrze. A u ciebie? Jak mieszkanie w Avengers Tower? -spytałem.

-Dobrze. Podoba mi się. Słyszałam ze szukałeś Buckiego. -powiedziała. Mój głos od razu stał się obojętny i smutny.

-Tak. Nie odnalazłem go. -odpowiedziałem.

-Przykro mi. Muszę Ci o czymś powiedzieć.. -zaczeła.

-Tak słucham. -odpowiedziałem.

-Czy pamiętasz Margaret Elizabeth „Peggy" Carter? -spytała patrząc na mnie poważnie.

-Tak.. -odpowiedziałem spokojnie. Chciałem powiedzieć ze to moja miłość z czasów wojny ale się powstrzymałem.

-To moja ciocia. -powiedziała. Byłem w szoku.

-Naprawdę? -powiedziałem rozszerzając oczy. dobrze że się powstrzymałem.

-Tak. -odpowiedziała.

-Rozumiem. -odpowiedziałem. Kelner przyniósł nam jedzenie. Około godziny później zapłaciłem za wszystko i wyszliśmy.

-Dziękuję. -odpowiedziała Sharon i podeszła bliżej mnie.

-Nie ma za co. -odpowiedziałem z uśmiechem. -Odprowadzić Cię do Wierzy? Bo muszę jeszcze gdzieś wstąpić. -spytałem.

-Nie... Dziękuję. Nie musisz. Do zobaczenia w wierzy. -odpowiedziała i dała mi buziak w policzek. Po chwili odeszła.
Stałem przez chwile i byłem w szoku co się właśnie stało. Miałem dziwne uczucie. Peggy to ciocia Sharon? Westchnąłem i poszedłem do mieszkania Peggy.
Leżała na łóżku,a obok na stoliku tyle leków.

-Hej Peggy.. -powiedziałem siadając obok łózka i złapałem ja za rękę.

-Steve.. Ty żyjesz? -powiedziała cicho. Za każdym razem o to pyta gdy przychodzę. Położyła mi rękę na policzku.

-Tak... -odpowiedziałem uśmiechając się do niej.

-Co ty tu robisz? -spytała patrząc na mnie.

-Muszę z tobą porozmawiać... -westchnąłem.

-O co chodzi Steve..? Widzę ze cos jest nie tak.. -powiedziała uśmiechając się.

-Chodzi o Sharon. Jesteś jej ciocia prawda? -spytałem.

-Tak.. -odpowiedziała.

-Moja przyjaciółka Natasha... kazała mi się z nią umówić. Właśnie wróciłem z tego spotkania.. i proszę nie obraz się na mnie Peggy.. ale nie podoba mi się ona.. nie widzę niej Ciebie... -odpowiedziałem spuszczając głowę.

-Steve.. -uśmiechnęła się. -Spotkałeś się z moja siostrzenica tylko dlatego ze Natasha Cię o to prosiła prawda? - spytała z uśmiechem znając moja odpowiedz.

-Ja.. tak. Przepraszam Peggy. -westchnąłem. -Nadal jesteś dla mnie najlepsza dziewczyna... pamiętasz? Miałaś mnie nauczyć tańczyć.. -popatrzyłem na Peggy z lekkim uśmiechem.

-Wiem.. pamiętam Steve.. -uśmiechnęła się. -Opowiedz mi o tej przyjaciółce. -powiedziała spokojnie.

-Wiec... Natasha Romanoff to Czarna Wdowa. Agentka S.H.I.E.L.D. Jest moja najlepszą przyjaciółka. Naprawdę bardzo ja lubię i wspaniale mi się z nią współpracuje. Bardzo przypomina mi Ciebie z charakteru. -zaśmiałem się trochę. Peggy uśmiechnęła się.

-Rozumiem Steve. Posłuchaj... jesteś młody i przystojny. Zasługujesz na prawdziwą miłość i rodzinę. -powiedziała trzymając mnie za rękę. -Znam Cię... i wiem ze Kochasz Natashe. Widać to w twoich oczach gdy o niej mówisz. -popatrzyłem na nią a ona się uśmiechnęła. -Myśle ze powinieneś z nia o tym porozmawiać. -powiedziała Spokojnie patrząc w moje oczy.

-Jak ty mnie dobrze znasz. -powiedziałem i uśmiechnąłem sie. -Masz racje... Muszę to przemyśleć. -powiedziałem i dalem jej buziaka w czoło. Zakaszlała a ja podałem jej szklankę wody.

-Dziękuję Peggy. -powiedziałem uśmiechając się do niej. -Do zobaczenia.

-Do zobaczenia Steve. I pamiętaj chce poznać tą dziewczynę. -uśmiechnęła sie.

-Poznasz. -uśmiechnąłem się i wyszedłem.

Szedłem pomału w stronę wierzy myśląc o wszystkim. Sharon nie jest dla mnie.. Nie widzę w niej Peggy. Natasha bardzo mi ja przypomina. Maja podobne charaktery. Odwaga, spryt, upartość i wiele więcej. Myślę że Peggy ma racje. Muszę porozmawiać z Nat. Kiedy wszedłem do wierzy było około 19:00. Poszedłem do swojego pokoju wziąłem prysznic i rzuciłem się na łóżko w samych dresach.
A co jeśli Natasha nie czuje tego samego? Jeśli nasza przyjaźń się skończy przez to? Westchnąłem. To trudne. Położyłem się na łóżku wygodnie i próbowałem spać, ale te wszystkie myśli mi nie pozwalały.

--------------------------------------------------
Hej hej hej 😄

To znowu ja... Tak jak obiecywałam przychodzę do Was z nowym rozdziałem 😉

Kilka słów wyjaśnienia:
W tej historii będzie Wanda Maximoff jako jedna z postaci... Nie będzie tu jednak jej brata. Wiem ze wczesniej określiłam że ta książka dzieje się po zdarzeniach z zimowego żołnierza i juz wspomniałam wcześniej Wandę, ale po prostu pasuje mi tu ona.
Dodałam ją ze względu na to że to książka oparta tylko na fabule jakby ona odzwierciedlała ją to nie byłoby tego romansu Natashy i Steve'a.
Wiec mam nadzieję ze nie będzie wam przeszkadzać to małe nagięcie fabuły 😘

Kolejne rozdziały będą pojawiać się jak najszybciej, a jeśli chodzi o okładkę to naprawdę nie miałam czasu jej dopracować dlatego niestety musicie nacieszyć się tylko rozdziałem, a okładka juz wkrótce. 😄

No to do napisania 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro