Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pv Steve

Po kilku godzinnej podróży w końcu wylądowaliśmy. Zaczęliśmy się przygotowywać. Sam ubierał swoje skrzydła, a Peter swój strój. Kiedy wszyscy byli gotowi zacząłem rozdzielać zadania.

-Peter i Sharon. Wchodzicie głównym wejściem i powstrzymuje cię strażników. Sprawdzacie parter i pierwsze piętro. Ja i Sam wejdziemy przez dach i sprawdzimy dwa ostatnie piętra. -powiedziałem i włożyłem komunikator do ucha. -Czy wszyscy mnie dobrze słyszął?

-Tak Steve. -powiedziała Sharon.

-Tak Kapitanie. -odezwał się Peter.

-Tak. Głośno i wyraźnie.-powiedział i uśmiechnął się do mnie Sam.

Włożyłem kask i zapiąłem go.
-A wiec ruszajmy! -powiedziałem i wziąłem tarcze do ręki.

Sharon i Peter wbiegli głównym wejściem do środka. Było słychać odgłosy walki. Sam wziął mnie za rękę i podsadził na dach. Poleciał sprawdzić dokładnie budynek dokoła. Zszedłem schodami na piętro. Czysto. Zszedłem na następne piętro. Usłyszałem rozmowe dwóch mężczyzn. Schowałem się za ścianą i podsłuchałem o czym mówiął.

-Na tym pendrivie są tajne pliki S.H.I.E.L.D które są związane z Zimowym Żołnierzem. -powiedział jeden z nich.

-Rozumiem przekaże je szefowi. -odpowiedział drugi.

Wtedy pojawiłem się w drzwiach i rzuciłem tarcza. Jeden oberwał w głowę i upadł nieprzytomny na ziemie. Ten który trzymał pliki wyciągnął bron i zaczął strzelać, ale moja tarcza odbiła się od ściany i w porę ja złapałem. Ochroniłem się przed strzałami. Popchnałem go tarcza na ścianę. Schowałem ja na plecy, szybko chwyciłem go za kołnierz i uderzyłem o ścianę.

-Kim jesteś i dla kogo pracujesz?! -warknąłem na niego.

-Nie poznajesz mnie Kapitanie? -spytał. Poznałem ten glos.

-Rumlow... -wyszeptałam. On zdjął maskę i uśmiechnął się. Mial straszne blizny na twarzy.

-Wiem wyglądam ochydnie ale to przez to ze zrzuciłeś mi budynek na ryj! -warknął. Zignorowałem to.

-Po co Ci ten pendrive?! -krzyknąłem i wcisnąłem go mocniej w ścianę.

-Dla szefa.. Wiesz twój Bucky Cię pamięta. -powiedział z uśmiechem.
Rozluźniłem uściski gwałtownie słysząc imię swojego przyjaciela. Bylem w szoku. -Mówił ze Cię zna i tą twoja Romanoff tez. -napiąłem szczękę gdy usłyszałem o Nat. -A potem zrobili mu pranie mózgu.. Hah. -zaśmiał się. Puściłem go i zamarłem na chwile. Nie zauważyłem ze ma w reku granat. Rzucił go na ziemię, a ten wywołał wybuch. W porę odsunalem się trochę dalej ale przez wybuch poleciałem na ścianę.

-Sam... -powiedziałem ciężko i wstałem. -Rumlow tu jest.. Uciekł z pendrivem. Gdzie jesteś?

-Jestem blisko. Widzę Cię. -powiedział. Wybiegłem z pokoju i zbiegłem w dół po schodach do Sharon i Petera.

Pv Sam

Obleciałem budynek dookoła. Potem usłyszałem jak Steve mówi, że jest tu gdzieś Rumlow. Widziałem go przez okno jak zszedł na dół. Przeleciałem budynek dookoła jeszcze raz. Nigdzie nie było Rumlowa. Zauważyłem nie daleko balkon. Wylądowałem na nim. Byli tam strażnicy. Zastrzeliłem ich, przeczesałem teren i nikogo nie znalazłem. Zszedłem do drużyny na dół. Bili się z żołnierzami Hydry.

-Steve nie ma go nigdzie! -krzyknąłem i pomogłem im.

-Rozumiem! -powiedział Steve siłując się z jednym strażnikiem.

Pv Steve

Biliśmy się. Było ich około 30. Siłowałem się z jednym kiedy nagle ktoś próbował mi strzelić w plecy. Na szczęście Peter w porę go kopnął i wysłał na ścianę.

-Nieźle młody. -powiedziałem z uśmiechem.

-Dziękuję Kapitanie. -odpowiedział tez z uśmiechem.

Pokonaliśmy wszystkich. Przeczesaliśmy jeszcze raz cały budynek z góry na dół. Nie znaleźliśmy nic. Byłem z Sharon na pierwszym piętrze.

-Dobra czysto. Sam i Peter spotykamy się na dole przy głównym wejściu. -powiedziałem przez komunikator. Usłyszałem akceptację mojego rozkazu od nich i zacząłem schodzić na dół razem z Sharon po schodach. Sharon szła pierwsza i ochraniała przód. Nagle poczułem ból. Złapałem się poręczy. Na moimi brzuchu była krew. Syknąłem z bólu i zacisnąłem zeby łapiąc sie za brzuch.

-Steve! Co się stało?! -podbiegła do mnie Sharon.

-Wszystko w porządku.. -powiedziałem z lekkim bólem.

Podeszła i wzięła mnie pod ramię. Zeszliśmy na dół gdzie stał Sam i Peter.

-Szybko! Steve jest ranny! Pomóżcie mi! -krzyknęła Sharon. Podbiegli da nas i pomogli mi wejść do samolotu. Usiadłem na swoim miejscu. Sam i Peter przejęli stery i wystartowaliśmy. Odłożyłem kask i tarczę na bok. Zdjałem górna część munduru. Zauważyła to Sharon i rozszerzyła oczy.

-Nie wstawaj! Pójdę po apteczkę. -położyła mi rękę na piersi i kazała usiąść. Westchnałem. Wróciła i usiadła obok mnie. Wziąłem apteczkę i chciałem sobie opatrzeć ranę ale ona wzięła ja odemnie.

-Połoz się. Zrobię to. -powiedziała. Byłem zmęczony tym wszystkim i tak pochłonięty myślami o tym co powiedział Rumlow, ze zrobiłem to co powiedziała. Najpierw oczyściła mi ranę woda utleniona. Wyciągnęła pocisk i zaczęła ja zszywać. Kiedy skończyła poczułem jak jej ręką śledzić moje mięśnie. Poczułem się niewygodnie. Podniosłem głowę i popatrzyłem na nią.

-Przepraszam.. ale masz idealne ciało Kapitanie. -powiedziała zalotnie.

-Dziękuję. -usiadłem, a ona wzięła reke z mojego brzucha. -Dokończę sam. -wziąłem bandaż i zacząłem obwijac sobie go dookoła brzucha.
Sharon siedziała obok i patrzyła jeszcze przez chwile na mnie. Potem odeszła w stronę chłopaków. Skupiłem się na mojej ranie i zacząłem myśleć o Nat. Tęsknię za nią bardzo, nie wiem czy dam rade wytrzymać be z niej. To dopiero pierwszy dzień. Wyciągnąłem jakaś luźna czarna koszulkę z mojej torby i ja ubrałem. Chciałem wstać i pogadać z Samem, ale zauważyłem ze zmienił się z Sharon i siedzi teraz obok mnie.

-No wreszcie. Juz myślałem ze nie zauważysz mnie stary. -zaśmiał się.

-Przepraszam Sam.. za dużo mam myśli w głowie. -powiedziałem z smutnym uśmiechem.

-Myślisz o niej prawda? -spytał patrząc na mnie z uśmieszkiem.

-Tak.. ale tez o tym co powiedział mi Rumlow. -powiedziałem patrząc w dół przed siebie.

-Co Ci powiedział? -spytał Sam a jego twarz spoważniała.

-Mówił ze Bucky.. za nim znowu zrobili mu pranie mózgu powiedział mu ze mnie pamięta.. i ze pamięta tez Natashe.. Zamarlem odrazu.. dlatego nie zauważyłem jak rzucił granat i uciekł. -powiedziałem i westchnąłem.

-Rozumiem Steve.. nie martw się tym. Jestem z tobą i pomogę Ci go znaleźć. -powiedział i złapał mnie za ramie uśmiechając się.

-Dziekuje. -usmiechnałem się tez.
-Wiesz może jak to się stało ze oberwałeś? -spytał Sam.

-Schodziłem z Sharon na dół. Szła pierwsza, ochraniała przód. Nagle oberwałem w brzuch od przodu. Nie widziałem kto to.. -powiedziałem.

-Rozumiem. Dobrze się czujesz? -spytał.

-Tak. Już wszystko okey. -odpowiedziałem. Sam skinął głowa. wyciągnąłem swój telefon i zaczął cos sprawdzać. Podszedłem do Sharon i Petera.

-Kiedy będziemy? -spytałem opierając się ręką o fotel Petera.

-Za około 40 minut. -powiedział Peter. -Jak się Kapitan czuje? -spytał.

-To dobrze. Dziękuję już wszystko w porządku. -odpowiedziałem z uśmiechem. Wyczuwałem czyjś wzrok na sobie. Wiedziałem ze to Sharon. Usmiechnałem się do nich i odszedłem. Po 40 minutach lotu wylądowaliśmy trochę dalej niż nasz hotel. Wzięliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy. Jarvis przejął Quinjeta i wrócił do bazy. Wziałem swoja torbę. Schował tarcze i kask. Szliśmy wszyscy w stronę naszego hotelu.

-Drużyno. Od teraz musimy wcieli się w nasze przykrywki. -powiedziałem idąc na końcu.

-Rozumiem ojcze. -zaśmiał się Peter. Usmiechnałem się.

-Spoko Stary. -powiedział z uśmiechem Sam.

-Dobrze kochanie. -odpowiedziała Sharon i natychmiast była u mojego boku. Wiedziałem ze te dni będą ciężkie. Kiedy byliśmy pod hotelem złapałem Sharon za rękę. W końcu byliśmy nowożeńcami na naszym miesiącu miodowym. Weszliśmy do hotelu. Podeszliśmy do recepcji.

-Dzień Dobry. Zrobiłem tu rezerwacje dwa dni temu na nazwisko Truman. Jeden apartament małżeński i jeden zwykły. -powiedziałem.

-Pan Matthew prawda?

-Tak. -powiedziałem z uśmiechem.
Proszę oto klucze. -recepcjonistka powiedziałą uśmiechając się i podała mi klucze. Wziąłem je.

-Dziękuję. -powiedziałem. Odwróciłem się do mojej „Rodziny". -A wiec tak: Ja i Amanda mamy apartament małżeński numer 427 na 26 pietrze, a wy pokój obok. -powiedziałem z uśmiechem i podałem klucz Samowi.

-Okey. -odpowiedział. -Chodź młody. -usmiechnał się do Petera i weszliśmy wszyscy do windy. Po chwili byliśmy na miejscu i rozeszliśmy się do swoich pokoi się rozpakować. Wszedłem do środka i położyłem torby na kanapie. Apartment był duży z wielki tarasem, dużym łóżkiem z romantycznym dizajnem, łazienka i kuchnia połączona z salonem. Podobało mi się. Szkoda tylko, ze jestem tu z Sharon a nie z Nat. Niestety misja to misja. Żałuję że nie ma je tu zemną.

-Ładnie tu. -powiedziała Sharon rozglądając się.

-Tak to prawda. -powiedziałem i usiadłem na kanapie.

-Słuchaj Steve.. wiem ze miedzy nami jest nie najlepiej po tym wszystkim, ale postarajmy się skupić na misji okey? -powiedziała patrząc na mnie.

-Masz racje. -odpowiedziałem. -Pójde wziąć prysznic.

-Dobra ja się rozpakuje. -odpowiedziała.

Wziąłem swoje rzeczy i apteczkę. Wszedłem do łazienki i się rozebrałem. Odwiazalem bandaże. Moja rana wyglądała lepiej. Goiła się dzięki surowicy. Stanąłem pod prysznicem pozwalając żeby woda uderzyła w moje obolałe ciało.

Pv Sharon

Tak się ciesze ze mam pokoju ze Stevem. Dobrze ze nic mu nie jest. Kiedy się rozpakowałam zauważyłam cos niesamowitego. Steve wyszedł z łazienki bez koszulki w czarnych dresach. Zaniemówiłam.

-Łazienka wolna. -powiedział i założył biała obcisła koszulkę pokazując jego mięśnie i bandaże. Nic nie powiedziałam bo patrzyłam na jego idealne ciało. Tak bardzo chce go znów dotknąć. -Sharon? Wszystko w porządku? -spytał i wyrwała mnie z zachwytu jego ciałem.

-Yy tak przepraszam. -powiedziałam zawstydzona, wzięłam swoje rzeczy i poszłam do łazienki.

Pv Steve

Westchnęłam i chwyciłem telefon. Wyszedłem na balkon i oparłem się o poręcz. Chciałem zadzwonić do Nat ale było juz późno wiec napisałem do niej esemesa.

Hej Nat. Zameldowaliśmy się w hotelu. Jak się czujesz? :D

Wysyłałem i wróciłem do środka. Zobaczyłem ze Sharon już się położyła wiec poszedłem w stronę kanapy.

-Gdzie idziesz Steve? Możemy spać razem. Łóżko jest duże. -powiedziała Sharon. Wróciłem i położyłem się obok plecami do niej.
-Dobranoc. -powiedziałem.

-Dobranoc. -powiedziała zalotnie Sharon.

Pv Sharon

Śpię z nim w jednym łóżku. Jestem tak strasznie szczęśliwa i podekscytowana. Wiem ze Steve jest na mnie zły za to ze prawie go pocałowałam ale w końcu mi wybaczy. Przecież mu się podobam. Wiem ze to ukrywa, ale zrobię wszystko żeby mi to w końcu powiedział. Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam spać.

PV Steve

Czułem się niewygodnie śpiąc z Sharon, ale muszę wytrzymać te cztery dni jeszcze. Mimo ze nie podobało mi się to ze Sharon chciała mnie pocałować. Wybaczę jej ale po misji porozmawiam z nią o tym ze mi się nie podoba i możemy być tylko przyjaciółmi. Kocham Natashe i tylko ja. Westchnęłam i w końcu zaspałem myśląc o mojej kochanej przyjaciółce.

--------------------------------------------------
Hejka! 😄

Oto kolejny rozdział 😁
Chcecie bardziej kilka krótkich rozdziałów czy jeden dłuższy? 😕 Napiszcie w komentarzu śmiało 😄
Avengers Wojna bez granic juz w kinach!!! 😱😍
Tanos jest blisko! 😕
Macie juz bilety? Ja tak 😁
Nie mogę się doczekać scen z Romanogers 😍💞

Jak zwykle pamiętajcie o komentarzach 💬 i głosach 🌟 bardzo motywują 😁💪

Do napisania 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro