[11]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Greta nie przychodziła do mnie od kilku dni, co mnie bardzo martwiło. Raczej wolałem jak do mnie przychodziła i wykłócała się o rozwód. Coś czuję, że to długa cisza przed wielką burzą. Rozmawiałem z Allenem, który wcale nie pomagał. Gdy mówiłem mu, że niepokoję się o Gretę, ten namawiał mnie abym pojechał do niej, ale niby co jej powiem?

Jednak postanowiłem zaryzykować i dzisiaj do niej pojechać tym bardziej, że i bez tego czeka mnie dłuuugi dzień. Podjeżdżam moją czarną pięknością pod jej blok i ruszam do jej mieszkania.

Pukam, a gdy tylko rozlega się dźwięk otwieranego zamka, a w progu staje Greta, moje nogi miękną.
I jak ja mam niby ją skutecznie przekonać?!

- Czego?! - odzywa się tylko jak mnie widzi.

- Co za miłe powitanie męża! - Mówię z przekąsem.

- Mąż jedynie na papierze - mruczy.

Ta wizyta coraz mniej mi się podoba... jednak nie zamierzam się poddać i wyjść z nieosiągniętym celem.

- To jedynie sprawa biznesowa. - jak bardzo teraz grzeszę kłamiąc? - Jesteś moją asystentką. Wszelkie projekty jak robię, robisz ze mną. Czy chcesz, czy nie.

- Już niedługo. Myślisz, że chcę być asystentką zakłamanego dupka, który nie szanuje zdania innych?!

- Oczywiście, że szanuje! Gdybym tego nie robił już dawno nosiłabyś w sobie nasze dziecko i mieszkała w moim domu. A jak widzisz tak nie jest, więc wysłuchaj mnie, do jasnej cholery, bo nie będę się powtarzać! - I moja cierpliwość poszła się kochać w krzakach... - Pakujesz te swoje wszystkie dziwaczne rzeczy w tę małą torebkę - wskazuje palcem losową torbę, bo za bardzo nie wiedziałem gdzie znajduje się ta z którą zawsze chodziła do pracy - i jedziemy robić ten zasrany projekt, który będziesz robić ze mną!

- I ty myślisz, że się ciebie posłucham?! - przysięgam, że jeszcze kilka minut i odpuszczam.

Patrzę na nią błagalnym wzrokiem, który, mam nadzieję, prosi, aby już dała spokój, bo aż ręce się załamują. Przecież ja w stosunku do niej jestem bezsilny!

- Dobra! - wykrzykuje, a ja zaczynam się w myślach cieszyć, bo w końcu idzie gdzieś dobrowolnie, co z tego, że ona jeszcze nie wie gdzie... Jednak mój zaciesz myślowy nie trwa wiecznie - po tym chorym projekcie, którego przecież NIE możesz wykonać sam - szkoda, że aż czuć w tej wypowiedzi sarkazm... - mam zamiar się zwolnić. Czy ci się będzie podobać, czy nie!

- Jeszcze zmienisz zdanie - mruczę, tak żeby nie usłyszała.

- Ach tak?! - A jednak to usłyszała! - Gówno wiesz i gówno możesz. Ty w ogóle masz jakieś powiązanie z gównem, bo nawet się tak zachowujesz i wyglądasz jak gów...

- Już się nie nakręcaj - przerywam jej jakże ciekawą wypowiedź na mój temat. - Ruszaj kobyło! - mówię i ciągnę ją za rękę, a ona w pośpiechu zabiera telefon i jeszcze jakieś graty ze stolika obok drzwi.

[♡♡♡]

Kolejny rozdział!

❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro