Rozdział 30. Doskonały plan

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W życiu wiele decyzji podejmujemy spontanicznie, pod wpływem chwili lub emocji. Zwykle kończy się to niezbyt przyjemnie, choć czasem okazują się one decyzjami życia.

Jednak wiele sytuacji potrzebuje wcześniej przygotowanego planu, a nawet kilku. To dzięki nim możemy przewidzieć wiele kolejnych zdarzeń, a to może nawet uratować życie. Z planów korzystają wszyscy prócz ostatnich desperatów, którzy nie mają nic do stracenia. Plan to zwykle gwarancja sukcesu. Wywoływanie wojny bez planu to głupota, a nawet szaleństwo. Czasami sama siła nie wystarczy, by odnieść zwycięstwo.

W mafii niewielu jest takich śmiałków. Ci zwykle szybko giną, źle oceniwszy swoje możliwości, bo przeciwnik lepiej się przygotował. Zbieranie informacji, tworzenie prawdopodobnych scenariuszy, środki zaradcze – wszystko to świadczy o późniejszej wygranej bądź przegranej. Zabójca nie może pozwolić sobie na porażkę – cel następnym razem nie dopuści, aby jakikolwiek atak mu zagroził. Bez odpowiednich danych, przygotowań można jedynie kierować się instynktem, a to za mało. Tak samo mafijny szef bez planu nie może rozpocząć wojny, by nie stracić swoich wpływów, terenu i ludzi.

Siemion Wasylowicz nie zamierzał popełnić takiego błędu. Znudziło mu się czekanie, aż ojciec przekaże mu władzę nad Moskiewską Bracią. Jeszcze szesnaście lat temu cała Europa musiała się z nimi liczyć, teraz jednak powoli tracili na znaczeniu. Z roku na rok starzec był coraz bardziej ugodowy, unikał konfliktów, jak tylko mógł. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wszyscy oficerowie się z nim zgadzali. Nieważne, że przez to nie mieli za dużo roboty, woleli czas trawić na wódkę i dziwki. Siemiona doprowadzało to do szału. Niedługo w takim stanie Moskiewska Brać stanie się tylko legendą.

Gdyby zebrał wokół siebie wystarczającą ilość ludzi, mógłby siłą odebrać należną mu władzę. O ile byliby wśród nich oficerowie. W innym przypadku przewrót oznaczałby wymordowanie również ich, więc co za tym idzie, stworzenie podstawowych struktur i nawiązywanie sojuszy od początku. To zajęłoby zbyt dużo czasu, mogło się też nie udać. Takiego ryzyka nie zamierzał podejmować.

Siemion wpadł na inny pomysł. Co prawda realizacja również pochłonęłaby mnóstwo czasu, może nawet więcej niż próba przewrotu i tworzenie nowych struktur od początku, ale dzięki temu niemal bez wysiłku zyskałby władzę nad Bracią.

Elena Salevannov – to ona była kluczem powodzenia tego planu. Całkiem przypadkiem poznał kulisy dawnego konfliktu z włoską rodziną Tovarro. Sam był za młody, by to pamiętać, nikt nie dopuszczał takiego dzieciaka do poważnych spraw. Szesnaście lat wcześniej zaniechano otwartej wojny po tym, jak Eric Salevannov poznał plany Braci. Ojciec Siemiona wynajął Kwasowego Zabójcę, by rozwiązał ten problem, po czym wycofał się tak, aby ich udział nie został odkryty. Mieli się przyczaić na jakiś czas, ale lata mijały i jakoś nie wrócili do realizacji tamtych planów. A przecież Tovarro wiecznie wchodzili im w paradę. Gdyby nie ci Włosi, Moskiewska Brać rozszerzyłaby swoje wpływy na całą Europę i wszyscy musieliby się z nimi liczyć.

Z tego, co Siemionowi udało się ustalić, córka Salevannova była ulubienicą szefa Tovarro. Jej utrata z pewnością byłaby dobrym pretekstem do wywołania wojny. Pytanie, jak to zorganizować, by Tovarro uderzyli w ojca? W jego imieniu wynajął Kwasowego Zabójcę, przy okazji fałszując odpowiednie dokumenty, by skierować podejrzenia na odpowiednią osobę. Nie przypuszczał jednak, że Kwasowy zawiedzie. Salevannov wyszła z tego cało, dostając częściową zemstę za śmierć ojca.

Siemion był wściekły. Nie tak to powinno pójść, ale gdy gniew minął, postanowił wykorzystać okazję. Z pewnością Salevannov będzie chciała wiedzieć, kto był zleceniodawcą, a fakt, że Kwasowy zabił jej ojca, mógł sprawić, że zajmie się poważniej sprawą sprzed szesnastu lat. Wystarczyło poczekać i pozwolić jej dokonać zemsty. Już samo to mogło wywołać konflikt. Dwie pieczenie na jednym ogniu – śmierć ojca i pozbycie się Tovarro. Wyglądało to całkiem nieźle.

Siemion nie był zbyt cierpliwą osobą. Wspierał wszelkie działania przeciwko Salevannov, chcąc dać jej więcej tropów prowadzących do Dimitra. Jednak chyba była głupsza, niż sprawiała wrażenie, bo to niezbyt przyśpieszyło całą sprawę. Zresztą akcja Pajęczycy była tak żałosna, że szkoda było o tym nawet wspominać. Kara jej nie minęła, jeszcze długo będzie to odpracowywać.

Już myślał, że będzie musiał coś dorzucić, gdy Salevannov zjawiła się w Moskwie. Przyjechała się zemścić na tych, którzy podpisali wyroki na jej ojca i na nią. Do tego była sama. Tym razem nie towarzyszył jej Furpia, który ocalił ją w Barcelonie. Sama się wystawiła, idiotka. Rozkazał obserwację, ale nic więcej. Nie zamierzał przeszkadzać kobiecie w dokonaniu zamachu.

– To w porządku, szefie? – usłyszał.

Zaciągnął się papierosem i dopiero wtedy spojrzał na Michaiła, swoją Prawą Rękę.

– Co takiego?

– Nie lepiej po prostu ją zabić? Nie ma potrzeby sprowadzania jej tutaj. To zwróci uwagę Tovarro.

– I o to właśnie chodzi. – Upił wódki, której kolejną porcję wlał do kieliszka. – Mam prawo do zemsty. Ta suka zabiła mi ojca. To, że Tovarro będą chcieli ją uratować, sprawi, że wywołają wojnę. Którą my wygramy. Dwie pieczenie przy jednym ogniu. Nie zgadzasz się z tym?

– Nie mam pewności, czy drażnienie Tovarro w tej chwili jest mądre.

– Jesteś tchórzem, Michaił. Zapamiętaj sobie. To tylko suka. Wystarczy odpowiedni moment i będzie potulna jak owieczka. Zdąży nam o wszystkim opowiedzieć.

Michaił nie odpowiedział. Jego uwagę zwrócił głos w słuchawce.

– Przywieźli ją – poinformował Siemiona.

– Więc chodźmy się przywitać.

Zeszli do bogato zdobionego salonu. Dimitry uwielbiał przepych, na każdym kroku musiał podkreślać, że stać go na wszystko. Przy okazji wystrój onieśmielał wielu potencjalnych sojuszników i Wasylowicz mógł liczyć z ich strony na ustępstwa.

Pomiędzy dwoma mężczyznami klęczała kobieta ze związanymi z tyłu rękoma i z czarnym workiem na głowie. W jej postawie było mnóstwo dumy, maskowała strach, co u niewielu kobiet można było zobaczyć w takiej sytuacji. Cóż, to i tak tylko poza.

Siemion usiadł wygodnie w fotelu, odpalił kolejnego papierosa i kazał ściągnąć jej worek z głowy. Przez chwilę mrużyła oczy, które musiały przyzwyczaić się do światła. Dopiero wtedy rozglądnęła się szybko, oceniając sytuację.

– Witaj w Moskwie, Eleno – odezwał się Siemion. – Wybacz tak późne powitanie, ale oboje byliśmy nieco zajęci, nieprawdaż?

Szare spojrzenie skupiło się na nim. Twarz kobiety stężała w obojętności. Aż miał ochotę zaśmiać się kpiąco. Zupełnie nie rozumiał, skąd pomysł, żeby z kobiet robić zabójców. Przecież nadawały się tylko do jednego, a im dalej na zachód, tym bardziej przewracało im się w głowach. Nigdy nie będą równe mężczyznom, jeszcze czego.

– Kim jesteś? – zapytała sucho.

– Siemion Wasylowicz, syn Dimitra.

– Chcesz zemsty? – Uniosła brew w rozbawieniu.

Zupełnie nie rozumiała tej potrzeby uzewnętrzniania swych bolączek przed obiektem zemsty. Te wszystkie pytania o powód tak naprawdę były bez znaczenia, bo to niczego nie odwróci, jedynie sztucznie wypełni pustkę. Ze śmiercią trzeba się po prostu pogodzić, to sprawa ostateczna i nic tego nie zmieni. Nieważne, jak bardzo tego pragniemy.

– Zaraz tam zemsty. – Rozłożył ręce. – Nie bądźmy tak małostkowi. Zresztą nawet mi to na rękę. Moskiewska Brać należy do mnie. I to dzięki tobie, Eleno.

Wstał powoli, podszedł do niej i czule dotknął jej policzka. Odsunęła się z odrazą wymalowaną na twarzy.

– Nie musisz dziękować – syknęła z ironią.

– Ależ muszę. Widzisz, gdyby nie twoje działania, wiele rzeczy by się nie zdarzyło. Naprawdę jestem bardzo wdzięczny.

– W takim razie cała przyjemność po mojej stronie – odparła. – A teraz wybacz, ale mój samolot niedługo startuje.

– Już chcesz nas opuścić? – zapytał z udawanym smutkiem. – Sądziłem, że poznamy się bliżej.

– Obowiązki wzywają.

Niespodziewanie uderzył ją w twarz. Z rozbitej wargi pociekła krew. Elena machinalnie oblizała usta, mrużąc ze złości oczy. Gdyby tylko miała wolne ręce, sytuacja wyglądałaby kompletnie inaczej.

– Włoskie kobiety są doprawdy bezczelne – powiedział Siemion. – Zero szacunku do mężczyzny. Jednak pod tą butą jesteście takimi samymi dziwkami jak każda inna. Tylko czekacie, aż ktoś się wam dorwie do majtek.

Nie odpowiedziała na tę prowokację, posyłając mu jedynie lodowate spojrzenie. Wiedziała, w jak złej sytuacji się znalazła. Nie liczyła, że Tovarro przyjdą ją ocalić, bo mogła zginąć w każdej chwili. Sama musiała o siebie zadbać.

– Odpowiesz mi na kilka pytań – rozkazał Siemion.

– A potem mnie wypuścisz? – zapytała z ironią.

– Nie, ale dzięki temu obejdę się z tobą łagodniej. Tresura i tak cię nie ominie, suko.

– Zapomnij, że zdradzę Tovarro – warknęła. – Nie sprzedam własnej rodziny.

Siemion zaśmiał się złowrogo. Pozostali mężczyźni zawtórowali mu okropnym rechotem, od którego Elenie zrobiło się niedobrze. Czuła rodzącą się w sercu panikę, ale stłumiła ją. Wiedziała, że zdrada nie ocali jej skóry. Czcze obietnice wrogów dawały złudną nadzieję, a koniec końców i tak odeślą ją do jednego z kontrolowanych przez siebie burdeli dla wymagających klientów. Na samo wspomnienie skręcał jej się żołądek. Tam nie było ról, lecz przykra rzeczywistość, która uprzedmiotowiała kobiety coraz bardziej z dnia na dzień.

Pewnie zaczną już tu, sądząc, że to ją złamie. Odżyły wspomnienia z niewoli u Civello, pogłębiając uczucie paniki. Zamknęła na moment oczy. „Uspokój się" – warknęła na siebie w myślach. Nawet jeśli będzie tak samo, nie mogła dać się zastraszyć. To byłby koniec.

– Godna podziwu postawa – zadrwił Siemion. – Zobaczymy, czy za chwilę będziesz tak śpiewać. Przytrzymajcie ją.

Znów ją uderzył, rozerwał też ubranie, odsłaniając piersi, na których zacisnął dłonie. Skrzywiła się, ale nie wydawała żadnego dźwięku. Pociągnął za czarne pasma, odchylając głowę Elenę, drugą ręką rozpiął spodnie.

– Otwieraj gębę – rozkazał.

Gdy nie posłuchała, uderzeniem złamał jej nos. Rozchyliła wargi, żeby złapać więcej powietrza. Wykorzystał ten moment, zmuszając ją do otworzenia bardziej ust, do których wpakował swoje przyrodzenie. Zakrztusiła się, brakowało jej powietrza, ale zacisnęła zęby na obcym ciele. Siemion wydał z siebie okrzyk bólu i kopnął ją w brzuch. Gdy tylko rozluźniła szczęki, odsunął się od niej i kopnął znowu. Mimo to Elena czuła satysfakcję z tego małego triumfu.

– Swojego gacha też tak gryziesz? – warknął Siemion, popychając ją na podłogę.

Zdarł z niej resztę ubrania. Szarpała się z nim, zaciskając uda, ale był silniejszy. Wdarł się w nią z brutalnością i satysfakcją, gdy jej ciało spięło się w bolesnym skurczu, a oczy zaszkliły. Zdławiła jednak krzyk, zaciskając zęby.

– Proszę, proszę, jaka dzielna. – Zaśmiał się. – Jeszcze zedrzesz gardło, gwarantuję ci.

Każdy jego ruch przynosił ból. Dłonie Siemiona zaciskały się na jej piersiach, oddychała coraz bardziej urywanie, słysząc, jak dyszy jej do ucha rozbawiony całą sytuacją. Gdy poczuła w sobie jego nasienie, miała ochotę zwymiotować.

Podniósł się z niej, nie kończąc aktu. Zostawił ją w tym bolesnym podnieceniu i patrzył na nią z góry.

– Masz ochotę porozmawiać, Eleno? – zapytał z drwiącym uśmiechem na ustach.

– Pierdol się – wysyczała.

Postawił stopę na jej podbrzuszu i nacisnął. Jęknęła z bólu.

– Cała drżysz, twoje ciało chce spełnienia, a ty nadal jesteś taka uparta. Zaszkodzisz sobie.

Oprawcy pchnęli ją na stół, o który uderzyła podbródkiem. Całe ciało przeszył ostry ból, gdy Siemion posiadł ją znowu. Krzyknęła, po policzku potoczyła się łza.

– Z obu stron jesteś dość ciasna. – Zaśmiał się Rosjanin. – Twój gach lubi, jak tak bardzo go czujesz?

Zmusił jej ciało, by zacisnęło się na nim mocniej. Już nie potrafiła utrzymywać bolesnych jęków w sobie. Przed oczami miała czarne plamy.

– Mocniej, mocniej, Eleno. – Słyszała w uchu. – Tylko do tego się nadajesz, dziwko. Dostałaś takie ciało, żeby służyć mężczyznom w ich potrzebach.

Bolesny orgazm wstrząsnął nią, poczuła uderzenie w pośladki czymś cienkim i została brutalnie zrzucona ze stołu. Próbowała złapać oddech, ale złamany nos mocno jej to utrudniał.

Spojrzała na Siemiona. Nadal dumnie prezentował swoją męskość, w ręku trzymał cienki bicz. To nim musiał ją uderzyć. Teraz przyłożył go do jej brody.

– Mów – polecił. – Jak są rozlokowane siły Tovarro w chwili obecnej?

Nie odpowiedziała. Krzyknęła, gdy bicz uderzył ją w policzek, rozrywając skórę. Siemion pociągnął Elenę za włosy.

– Nadal uparta? – zapytał. – Czeka cię mnóstwo treningu. Gdy z tobą skończymy, trafisz do odpowiedniego burdelu rżnięta całymi dniami w pozycjach, o których ci się nawet nie śniło i będziesz błagać o jeszcze.

– Wątpię – wydyszała. – Możesz mnie sobie pieprzyć, i tak ci nic nie powiem.

Puścił jej włosy i kopnął w brzuch.

– Dobrze. Zabierzcie ją na dół i zabawcie się z nią. Ma przeżyć i być w stanie mówić – rozkazał.

Nie broniła się, gdy zwlekli ją do podziemnej celi. Zimny kamień dał chwilę wytchnienia, nim poczuła dwa ciała jednocześnie penetrujące jej wnętrze. W drzwiach zobaczyła kolejnych mężczyzn, którzy patrzyli na nią jak na kawałek mięsa. Wiedziała już, nie wyjdzie z tego cało.


Wspólny posiłek przebiegał w ciszy. Nikt nie był szczególnie rozmowny. Ostatnie tygodnie przyniosły naprawdę sporo obowiązków i byli po prostu zmęczeni. Przy tym każdy z nich miał coś, co odrywało ich uwagę od ciągłej walki. Nie były to pozytywne rzeczy, niestety. Wszyscy ponieśli ostatnio jakąś porażkę i ciężko było się z tym pogodzić.

No może nie licząc Cesare'a, który w opinii swoich podwładnych w ogóle ostatnio za wiele nie robił. Żadna z ostatnich misji nie wymagała jego obecności, więc nawet nie zamierzał do nich dołączać. Papiery też nie zajmowały zbyt wiele jego uwagi, a zapach słodkich perfum niemal na stałe rozgościł się w dworku. Bynajmniej nie należały do Eleny, której od dwóch dni nie było. To jeszcze bardziej wszystkich rozdrażniło, bo wyglądało na to, że kobieta dostaje fory od ich przywódcy, który miał to w poważaniu.

Najbardziej z tego powodu niezadowolony był Fabio, nie miał pojęcia, gdzie Salevannov się podziewa, a dodatkowo nie odbierała telefonu. Gdyby chodziło o misję, byłby skłonny to zaakceptować, w przypadku urlopu nie zamierzał. Czuł, że coś jest nie tak i bardzo mu się to nie podobało.

Nikt nie uniósł spojrzenia, gdy usłyszeli podjeżdżający pod dworek samochód. Chwilę później w drzwiach jadalni przystanęła służąca.

– Don Lorenzo przyjechał – poinformowała.

Cesare nie powiedział słowa. Kobieta wiedziała, że szefa Tovarro należy wpuścić bez wcześniejszego przyzwolenia, do tego zaparzyć kawy i podać wraz z czymś słodkim. Służba była tego uświadamiana już pierwszego dnia po zatrudnieniu.

I tak właśnie się stało. Gestem zaprosiła Lorenza i Falca do jadalni, druga służąca od razu przyniosła świeżo zaparzoną kawę.

– Stryju. – Cesare skinął głową, ale nie przerwał posiłku.

Pozostali rabbijczycy podnieśli się i wymienili powitanie z gośćmi. Wizyta była trochę niespodziewana, bo też Lorenzo nie zapowiedział się wcześniej, co wzbudzało podejrzenia, że sytuacja zrobiła się poważna.

– Co cię sprowadza, stryju? – zapytał Cesare, gdy służba wyniosła już naczynia po obiedzie, a na stole pozostały jedynie filiżanki wypełnione kawą.

Widział, że Lorenzo jest czymś zaniepokojony. Inni mogli tego nie zauważyć, ale Cesare znał tego mężczyznę niemal na wylot. Takie rzeczy zawsze z łatwością odczytywał.

– Gdzie jest Elena? – zapytał starszy Tovarro.

– Wzięła parę dni urlopu. Nie wiem, gdzie się szlaja. – Wzruszył ramionami. – Nie jestem jej niańką.

Lorenzo spojrzał surowo na bratanka. On też znał go na wylot i wiedział, kiedy gra.

– Rozumiem, że jej nie pytałeś, ale nie przekonasz mnie, że tego nie sprawdziłeś – powiedział z naganą w głosie.

– Nie jestem jej niańką – powtórzył z irytacją Cesare.

– Don Lorenzo, dlaczego pytasz o Elenę? – odezwał się Fabio. – W co się znowu władowała?

– Zabiła wczoraj przywódcę Moskiewskiej Braci i jego zastępcę. To Dimitry Wasylowicz wydał wyrok na jej ojca szesnaście lat temu i wszystko wskazuje na to, że ostatnie zamachy na życie Eleny to również jego sprawka.

– Dlaczego chciałby zabić Elenę? Zwłaszcza po tylu latach. To nie ma sensu.

– Bo podejrzewał, że Elena jest w posiadaniu pewnych dokumentów. Zamierzał powstrzymać ją przed ich przekazaniem dalej. Jednak odniósł odwrotny skutek. Po tym, jak starliście się w Barcelonie z Kwasowym Zabójcą, Elena znalazła dzienniki ojca i zaczęła śledztwo, by dowiedzieć się, dlaczego Eric musiał zginąć. Wczoraj dokonała zemsty, dziś rano Brać schwytała ją na lotnisku.

Fabio z każdym słowem Lorenza coraz mocniej zaciskał pięści. Widział te cholerne dzienniki, nawet miał w ręce. Powinien je wyrzucić, zniszczyć i całej sprawy by nie było. A to cholerna małolata raz po raz go okłamywała, ilekroć pytał o tę sprawę. Widział, że nad czymś pracuje, ale wiecznie go zbywała. Łeb jej powinien ukręcić za taki numer. Tak się zarzekała, że mu ufa. Właśnie widział. Przeklęta małolata.

Gdy Lorenzo zamilkł, podniósł się gwałtownie z furią wypisaną na twarzy.

– Dokąd, Furpia? – warknął Cesare.

– Wyciągnąć tę cholerną małolatę z tego bagna – odparł tym samym tonem.

– Siadaj – rozkazał młodszy Tovarro. – Pójdziesz i skończysz jak ona.

Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, ale w końcu Fabio wrócił na miejsce. Wolał nie ryzykować, że Cesare strzeli mu w plecy, żeby zatrzymać, a był do tego zdolny.

– Czego od nas oczekujesz, stryju?

– Chcę, żebyście sprowadzili Elenę z powrotem. Żywą i w ramach możliwości zdrową.

– Brać uzna to za wypowiedzenie wojny – zauważył Cesare.

– Nie szkodzi. To i tak musiało się stać. Waszym priorytetem jest Elena. Resztę się nie przejmujcie. Koszty nie grają roli.

– Jak sobie życzysz, Don Lorenzo.

Zachował dla siebie, co myśli o tym, że stryj pozwolił Elenie na tę podróż. Sam nie był lepszy, co prawda, ale w przeciwieństwie do szefa Tovarro nie czuł się za kobietę odpowiedzialny. Podejmowała decyzje samodzielnie, była dorosła i znała ryzyko. Musiała liczyć się z tym, że samotna podróż skończy się porażką.

– Liczę na was, Cesare.

Falco położył przed szefem Rabbii teczkę ze wszystkimi danymi, które udało się dotąd zebrać Tovarro w tej sprawie. Po tym wyszedł w towarzystwie Lorenza, który mógł tylko ufać, że nie jest za późno na ratunek. Wszystko wskazywało na to, że Elena wpadła w pułapkę, a nie był pewny, czy uda się ją ocalić.


Chwila oddechu, spokoju, ciszy. Została sama w zimnej, podziemnej celi o stęchłym powietrzu, w którym unosiły się zapachy potu, krwi i spermy. Czuła każdy najmniejszy mięsień, całe ciało bolało tak niemiłosiernie jak jeszcze chyba nigdy dotąd, w suchych ustach miała posmak nasienia, którego nie mogła się pozbyć, nie była w stanie się ruszyć. Ledwo opuściła powieki, choć wiedziała, że jeszcze przez jakiś czas nie zaśnie. Tak ją urządzili, że organizm zamierzał czuwać nadal. Jej modlitwy o choćby chwilową utratę przytomności nie zostały wysłuchane. Czy to kara za zbytnią pewność siebie?

Nie myślała o tym, co się wydarzyło. Nie szukała przyczyn. Ktoś ją podkablował albo wpadła w zasadzkę – nic nowego. Bardziej martwiło ją to, co będzie się działo we Włoszech. Kiedy Tovarro zauważą, że nie wróciła, choć jej rzeczy czekają na lotnisku? Wiedziała, że Fabio będzie wściekły, gdy się dowie. Przybędzie na ratunek? Będzie szukał po wszystkich burdelach? Nie wiedziała. Nie wierzyła w bajki, a Furpia nie nadawał się na rycerza na białym rumaku. Prędzej pojawi się w drzwiach, żeby skopać jej obolały tyłek i nazwać kretynką. Jakby wiedziała, że to się tak skończy.

Spod powieki umknęła łza. Sądziła, że wszystkie wypłakała w ciągu pierwszych kilku godzin, gdy już straciła głos. Nie miała pewności, ile to trwało. Nie chciała wiedzieć, bo dla niej ta gehenna była całą wiecznością.

Nie miała nadziei, że wyjdzie z tego cało. Nie po czymś takim. Teraz pragnęła tylko zniknąć w niebycie, nie myśleć i nie czuć. Jeśli przeżyje, będzie potrzebować wiele czasu, by dojść do jakiegoś składu, lecz nie miała na to większej nadziei. Rzeczywistość nie rysowała się kolorowo, miała marne szanse, bo w takim tempie zamęczą ją, nim wyślą dalej. Nie takiej śmierci oczekiwała. Nie żeby chciała umierać, była na to za młoda, a jeszcze nie osiągnęła tak wielu rzeczy. Pragnęła żyć, może nawet założyć z Fabiem rodzinę, nadal wspierać Tovarro. W tak wielu miejscach jeszcze nie była, tak wiele jeszcze przed nią. Wiedziała jednak, że gdyby przyszło jej zginąć na służbie, chciałaby zginąć na polu walki. Nie jako ofiara zlecenia czy choroby, ale jako wojowniczka. Mieć świadomość, że zrobiła wszystko, co mogła, by przetrwać. Nawet śmierć w wypadku tak jej nie przerażała, bo to się zdarzało. Jedna chwila nieuwagi, czyjaś bezmyślność, złośliwy los. Jednak nigdy nie chciała umierać zamęczona torturami i gwałtami. Nie w ten sposób, gdy nawet nie miała możliwości się obronić. Ani sił. Zdana na łaskę oprawców, dla których była tylko przedmiotem. Wszystko, ale nie to.

Pocieszała ją myśl, że Tovarro rozniosą Brać. Wierzyła w to, skoro przekazała Lorenzowi wiedzę, którą nieświadomie zdobył jej ojciec. Siemion nawet nie spodziewał się, że jego rządy nad mafią skończą się szybciej, niż się zaczęły. Spostrzeże się po fakcie, będzie za późno, żeby zrobić cokolwiek w tym celu. Brać zadarła z nieodpowiednimi ludźmi i zapłaci za to najwyższą cenę.

Uchyliła powieki, gdy usłyszała, że drzwi się otwierają. Dwóch mężczyzn złapało ją pod ramiona i wywlekło z celi. Miała to gdzieś. Wszystkie bodźce i tak rozpływały się w bólu, więc pozostała bierna. Spodziewała się zresztą, że Siemion w końcu po nią pośle, sądząc, że ją skruszył. Prymityw.

Tym razem „przyjął" ją w gabinecie, który teraz należał do niego. Nogi w drogich butach wyłożył na mahoniowe, zabytkowe biurko i z zadowoleniem palił papierosa. Poczuła do niego jeszcze większą pogardę. Nie znała jego ojca osobiście, ale wiedziała, że Dimitry posiadał jakąś klasę nawet, jeśli wrogów i kobiety traktował w sposób niegodziwy. Siemion był co najwyżej durnym szeregowcem uzdolnionym w okrucieństwie. Gdyby stanął z nią do regularnej walki, z pewnością miałby spore problemy, żeby wygrać, a może nawet czekałaby go porażka. Musiał zdawać sobie z tego sprawę. Przecież nawet w czasie gwałtu była trzymana przez jego podwładnych, jakby samo spętanie rąk nie było wystarczające.

Chlusnęli jej lodowatą wodą w twarz, przytrzymywali ją tak, aby klęczała. Parsknęła zniesmaczona, ale nie podniosła spojrzenia. Niech sobie myśli, że uległa, srodze się zaraz pomyli.

– Widzę, Eleno, że nieco spokorniałaś – odezwał się Siemion i zapalił drugiego papierosa.

Skrzywiła się od zapachu i poczuła odruch wymiotny. Te papierosy, które palił Rosjanin, były dużo podlejsze od tych Fabia, których też nie znosiła. Jednak tamten zapach dawał pewne poczucie bezpieczeństwa, ten tylko ją obrzydzał.

– I stałaś się mało rozmowna – dodał. – A przecież mamy tak wiele do omówienia – zadrwił.

– Łamiesz protokół rozmów – wycharczała. – Nawet wody gościowi nie zaproponujesz.

– Racja, mój błąd. Panowie, woda.

Trzy sekundy później Elena krztusiła się, próbując się nie utopić, gdy zanurzyli jej głowę w misce z lodowatą cieczą. Trwało to tylko chwilę, ale wystarczająco, by poczuła dreszcze.

Siemion kucnął tuż przed nią i chuchnął jej dymem w twarz. Odruch wymiotny nasilił się i Elena musiała wytężyć wszystkie siły, żeby nie opróżnić żołądka. Choć może gdyby dosięgła Wasylowicza, poczułaby nieco satysfakcji z tej prymitywnej obelgi. Na nic innego teraz nie było jej stać.

– Teraz lepiej? – zapytał, wzmagając jej irytację.

– I tak nic ci nie powiem – wycedziła.

– Czyli nic do ciebie nie dotarło. – Westchnął teatralnie. – Naprawdę chciałem po dobroci, żeby cię nie zepsuć przed tresurą. Co prawda mamy kilku klientów, którzy lubią takie problematyczne kurwy jak ty, ale sądziłem, że chcesz dożyć chociaż trzydziestki. A ty zmuszasz mnie, żeby wyciągnąć z ciebie informacje siłą. Mózgu to ci poskąpiło.

Uderzył ją pięścią w brzuch. Nim odzyskała oddech, przyłożył rozżarzony koniec papierosa do jej sutka. Krzyknęła z bólu i zaskoczenia, chciała się cofnąć, ale podwładni Siemiona nie pozwolili jej na to.

– A może to feminizm ci go do reszty wyżarł razem z instynktem samozachowawczym? – zadrwił i przypalił jej drugą pierś.

Na jego znak podtopili ją znowu. Wtedy złapał za włosy i warknął Elenie w twarz:

– Odpowiadaj, kurwo.

– Pierdol się – syknęła, plując zimną wodą.

Kopniak w nerki posłał ją na drogi dywan. Nie zdążyła się podnieść o własnych siłach szarpnięta do pionu za włosy. Uderzali raz po raz w brzuch, nerki, piersi, twarz. Każdy cios poprzedzało pytanie o Tovarro. Nie odezwała się ani razu.

Siemion boleśnie wykręcił jej rękę, chyba zamierzając złamać którąś z kości.

– Myślisz, że jak tu zdechniesz w milczeniu, Tovarro ci za to podziękują? – zapytał wściekle.

Wkurzało go, że jest taka uparta. Miał do czynienia z wieloma kobietami, ale wystarczyło je porządnie przerżnąć, żeby stawały się potulne, a ta włoska dziwka nadal myślała, że może się buntować.

– Myślisz, że kogoś tym ocalisz? Bohaterką chcesz zostać? Pomarz sobie. Nie zdechniesz tutaj, nie pozwolę na to. Nawet jeśli nie wyciągnę z ciebie żadnych przydatnych informacji, nie zabiję cię. Zostaniesz dziwką w burdelu, w którym Tovarro nigdy cię nie znajdą. Dzień po dniu będziesz obsługiwać wymagających klientów, którzy kawałeczek po kawałeczku będą cię niszczyć, aż z Eleny Salevannov nie zostanie nic poza pustą skorupą, która pragnie jedynie służyć swoim panom. Taki los cię czeka. Dla takiej dumnej kurwy to gorsze od śmierci, prawda?

– Nawet jeśli, to ty tego nie zobaczysz – odpowiedziała zdartym od krzyków głosem. – Umrzesz przede mną. W bólach i mękach, a Moskiewska Brać stanie się tylko wspomnieniem, aż wszyscy o niej zapomną.

Pchnął ją na kolana, złapał za nadgarstek lewej ręki i złamał mały palec. Elena krzyknęła z bólu. Po chwili zrobił to samo z kolejnym.

– Ta ręka na razie nie będzie ci potrzeba – oświadczył. – Zresztą nieposłuszna suka musi dostać karę.

Złamał jej wszystkie palce lewej dłoni, potem nadgarstek. Ciągnąc ją za tę rękę, wywlekł z gabinetu aż do sypialni urządzonej w osobliwy sposób. Bardzo jednoznaczny. Złapał łańcuch zwisający z sufitu i przypiął do niego lewą rękę Eleny. Wrzasnęła boleśnie, gdy została podciągnięta tak, że ledwo dotykała palcami stóp podłogi.

– Wbiję ci do głowy posłuszeństwo, Eleno – warknął do jej ucha. – A potem odpowiesz mi na wszystkie pytania.

Poczuła, jak coś ostrego przejeżdża po jej kręgosłupie. Raz, drugi, a potem zjeżdża na pośladki, uda. Przez chwilę było to nawet przyjemne, ale mocniejszy nacisk sprawił, że pisnęła z bólu.

– Nie dostaniesz orgazmu, dopóki na niego nie zasłużysz – zagroził. – A wiesz już, ile moi chłopcy mogą się z tobą zabawiać. Czeka nas długa noc, Eleno. Bardzo długa. Od ciebie zależy, czy przyjemna.


Rozdział 31. Porażki - 30.6.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro