Rozdział 35. Miejsce zwane domem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Buon Compleanno, Elena!


Gwałtowne wydarzenia w życiu niejednokrotnie kończą się traumą. Coś sprawia, że świat dookoła nagle przestaje być tym, za co go mieliśmy, a my sami niekiedy stajemy się własnymi wrogami. Chowamy się, niszczymy siebie i więzi z innymi, nie potrafimy wrócić do życia sprzed tragedii. To trudne i niekiedy kończy się kolejnym dramatem.

Ważne, żeby próbować opanować skutki traumy, nim nas przerosną. Czasami wystarczy do tego obecność bliskich nam osób, czasem niezbędna jest pomoc specjalisty. Najgorszym rozwiązaniem było pozostawienie traumy samej sobie, bo samo przejdzie. Nie przejdzie. Rany duszy nie goją się tak szybko jak ciało, czasem nie goją się nigdy, lecz nieleczone przynoszą dużo gorsze powikłania niż zakażenie rozbitego kolana. Nie wolno tego bagatelizować.

To nie była pierwsza trauma Eleny. Jakby je tak policzyć, zgromadziłaby się mała kolekcja. Wśród rabbijczyków prawdopodobnie to ona miała najbardziej pod górę. Można to zwalić na jej płeć, bo skoro jest kobietą, powinna się zajmować typowo kobiecymi sprawami i wielu nieprzyjemności mogłaby uniknąć. Tylko czy sama się o to prosiła? Jako dziecko nikomu nie zawiniła, a to właśnie ona znalazła swojego ojca rozpuszczonego w kwasie we własnym, bezpiecznym domu. Miesiącami nie potrafił wejść do łazienki sama, o wannie nie wspominając. Ile razy budziła w nocy Fabia, żeby jej towarzyszył? Sami nie byli pewni. Dotąd natomiast Elena nikomu nie pozwalała przygotować sobie kąpieli, dotyczyło to również Furpii, który był przecież ostatnią osobą pragnącą zrobić jej w ten sposób krzywdę.

Po Siddecce też długo leczyła się z traumy. Myśl o tym, żeby pozwolić się dotknąć jakiemuś mężczyźnie, powodowała odruch wymiotny, a o odważnych sukienkach nawet nie chciała słyszeć. Dopiero upartość mistrza wyciągnęła ją z ochronnego pancerzyka, przy okazji uświadamiając ją, że to może nie być jedyny raz. Takie rzeczy się po prostu zdarzają, a ten świat nie był przyjazny dla kobiet. Rządziły w nim twarde zasady, brutalna siła i bezwzględność. Kto się przeciwstawiał, musiał zginąć. Mężczyźni nie chcieli dzielić się władzą, a już na pewno nie z tymi, które dotąd stanowiły piękny dodatek. Cóż, czasy się zmieniły. Mafię też to czekało, czy tego chcieli czy nie, choć myślenie w wielu kwestiach pozostało to samo.

I tak właśnie było z traktowaniem kobiet. Ich uprzedmiotowianie i zniewolenie nadal stanowiło dla nich gorszą karę niż śmierć. Ktoś dumny i niezależny nagle stawał się przedmiotem w rękach innych, mogli z nią zrobić, co tylko chcieli i żaden protest niczego nie zmieniał. Coś takiego musiało pozostawić po sobie trwały ślad.

Elena zdawała sobie z tego sprawę, kiedy budził się w niej strach wraz z nadejściem nocy, a jej sala pogrążała się w ciemności. To przypominało o ciemnej celi, w której została zamknięta bez możliwości ucieczki przed wrogimi zamiarami oprawców. Wystraszyła się, gdy obudziła się z koszmaru i poczuła, że ktoś łapie ją za ramię. Dopiero po dłuższej chwili rozpoznała Fabia, który nie skomentował tego z żaden sposób, ale zostawił światło jedynie przygaszone.

Zresztą to nie był jedyny objaw traumy po Moskiewskiej Braci. Wzdrygała się na dotyk, a nagość stała się tematem tabu. Nie chciała, żeby Fabio na nią patrzył, wstydziła się tego, jak wygląda po tym, co jej zrobiono. Zdawała sobie sprawę, że to głupie, bo rany się zagoją, blizny zbledną, a ona nie jest temu winna. Wszystko to siedziało w jej psychice, to ona miała tu najwięcej do powiedzenia. Dopóki z tym nie zrobi porządku, nie wstanie na nogi i nie będzie mogła wrócić do obowiązków.

Wiedziała o tym wszystkim, a mimo to rozmowa z psychologiem nie była zbyt komfortowa i nie śpieszyła się do powtórki. Pewnie powinna, bo to pomogłoby jej się pozbierać. Z Fabiem też jeszcze nie zaczęła tego tematu. Nie miała pojęcia, jak zacząć. Od czego? Przecież powiedzenie mu głośno, żeby jej nie dotykał, bo przypomina jej się to, co stało się w Moskwie, byłoby jak policzek, jakby porównała go do oprawców. A przecież w życiu nie zrobiłby czegoś takiego. Furpii daleko było do doskonałości, czasami nie słuchał, kiedy mówiła „nie", ale pewnych zasad się trzymał.

Nie musiała mu nic mówić, a on nie zapewniał jej, że poczeka. Zauważał wszystkie te drobne zmiany w zachowaniu partnerki, które jasno informowały go, że nie wszystko jest w porządku. Owszem, cholernie bolało, gdy spinała się pod wpływem jego dotyku, ale rozumiał, że to odruch wpojony przez traumę. Przejdzie z czasem i wtedy będzie jak dawniej. Poganianie Eleny nie przyniesie nic dobrego.

Właśnie dlatego czekał na korytarzu, gdy Salevannov się przebierała do wyjścia. Wielokrotnie widział ją nago, nawet ranną, było to dla nich naturalne, ale po tym wszystkim Elena nie czuła się zbyt pewnie. Nie, nie podejrzewała go, że tylko czeka na okazję, żeby się na nią rzucić, ale obecnie nie było to dla niej przyjemne. Tu nie pomogą słowa, że jest piękna. Dlatego sam się wycofał, nie czekając na jej prośbę o wyjście. Chciał dać jej trochę przestrzeni, choć jednocześnie wkurzał go dystans, który pojawił się pomiędzy nimi. Musiał być jednak cierpliwy i wesprzeć ją w tym trudnym czasie.

Odebrał już wypis, więc Elena mogła opuścić szpital. Jej rany nie były jeszcze w pełni wyleczone, ale nie potrzebowała obecnie stałej opieki medycznej. Najgorsze minęło. Zresztą siniaków praktycznie nie było widać, lewa ręka też niedługo wróci do pełnej sprawności. Potrzeba jedynie odrobiny więcej czasu. Krok po kroku odzyska zdrowie.

Fabio był tym wszystkim zmęczony. Gdyby miał ciemniejsze włosy, pewnie byłoby widać kilka siwych, bo kto by nie osiwiał w takiej sytuacji? Nie umiał jej zapomnieć, że poszła sama. Te dni, gdy ważyły się jej losy, już zawsze zostaną koszmarem, który będzie go prześladować. Do tego sytuacja w mafii była tak napięta, że niemal codziennie mieli coś do roboty. Czuł się przemęczony, potrzebował choć kilku dni wolnego, wiedział jednak, że Cesare na to nie pójdzie. W obecnej sytuacji nawet nie chciał słyszeć takiego narzekania, prędzej osobiście by go sprzątnął. Praca pod tym draniem nie mogła być prosta.

– Już jestem.

Nawet nie usłyszał otwierania drzwi. Spojrzał na Elenę ubraną w płócienne spodnie, bluzkę bez dekoltu i kremowy, długi sweter. Wyglądała elegancko, ale bez tego błysku, który towarzyszył jej zazwyczaj. Poruszała się też z większą dozą ostrożności niż na co dzień. Wzdrygnęła się, gdy poprawił jej pasemko włosów wsunięte pod kołnierzyk bluzki.

– Jesteś pewna, że możesz iść sama? – zapytał, ignorując jej reakcję.

Nie mógł się na to denerwować. Wiedział, że to odruch, który próbowała zwalczyć. Była świadoma, że nie zrobi jej krzywdy.

– Nogi mam zdrowe – odparła z odrobiną irytacji.

Zaraz też przeklęła na siebie w duchu, bo przecież Fabio chciał tylko pomóc. Nic jednak nie mogła poradzić na to, że jego nadopiekuńczość sprawiała, że czuła się z całą sprawą gorzej.

Furpia nie odpowiedział, powtarzając sobie w myślach, że powinien to zignorować. Szedł u jej boku, ale zachowywał odpowiedni dystans. Cisza pomiędzy nimi dawno nie była tak niezręczna. Nie wiedzieli, co powinni zrobić, żeby atmosfera się oczyściła. Elena przeprosiła za swoje zachowanie, zaczęła walczyć z traumą, Fabio wybaczył jej i był cierpliwy. A jednak coś się pomiędzy nimi popsuło.

Milczeli całą drogę do dworku Rabbii. Elena spoglądała przez szybę pogrążona we własnych myślach, zupełnie też nie zwracała uwagi na spojrzenia rzucane jej co jakiś czas przez Fabia. Chciał coś powiedzieć, ale wszystko wydawało mu się zbyt trywialne. To go wkurzało, bo przez to zachowywał się jak idiota. Może rzeczywiście nim był, skoro pozwolił, żeby tak się to wszystko splątało?

– Eliś, witaj w domu! – zawołał Lukas, gdy tylko weszli do holu.

Licavoli wyciągnął ramiona do kobiety, ale ta nie podeszła, nie mogąc się przemóc. Lukas jednak nie baczył na to i sam ją przytulił, uważając jednak, żeby nie urazić żadnej z gojących się ran.

– Weź się do niej nie klej! – huknął Fabio, odciągając Lukasa od swej partnerki. – Zdurniałeś do reszty?!

Byłby go pewnie uderzył, gdyby Elena nie złapała go za ramię.

– Uspokój się. Nic się nie stało – powiedziała z nieco wymuszonym uśmiechem.

Zaraz jednak zabrała dłoń jakby speszona. Fabio też momentalnie się uspokoił, na co Lukas westchnął ciężko. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnował, przekazując jedynie wiadomość:

– Szef chce was widzieć.

Fabio pierwszy ruszył na górę. Elena spojrzała jeszcze na Licavoliego.

– Ciebie też dobrze widzieć, Lu – powiedziała i podążyła za Furpią.

Spodziewała się tego. Cesare nie odwiedził jej ani razu, to nie było w jego stylu. Wezwanie na dywanik tu po powrocie – a i owszem. Miał prawo być niezadowolony, nie dość, że przez jej działania wojna z Bracią nadeszła wcześniej, to jeszcze pozbawiła go jednej osoby do pracy. Może nawet dwóch, bo nie była pewna, czy Fabio nadawał się do czegokolwiek, gdy ona leżała w szpitalu.

– Nawet nie dasz nam spokojnie wejść do środka – warknął Fabio, wchodząc do gabinetu bez pukania.

– Morda. Nie trzeba było tracić czasu na ujadanie – odparł tym samym tonem Cesare.

Skończył czytać raport, odłożył go i dopiero wtedy podniósł na nich wzrok. Zlustrował uważnie Elenę z góry do dołu, przez co poczuła się niezbyt przyjemnie i mimowolnie skuliła ramiona. Zdawała sobie sprawę, że nie wygląda najlepiej, dopiero wyszła ze szpitala i pragnęła porządnej kąpieli we własnej łazience. To pomogłoby jej się zrelaksować.

– Co powiedział lekarz? – zapytał Cesare.

– Na razie mam odpoczywać. Lewą dłoń czeka rehabilitacja, gdy ściągną gips – odparła.

– Więc się tu nie przydasz. Furpia zawiezie cię do rodziców.

– Mogę pomóc przy strategii – zaoponowała. – Ma dość siedzenia i nic nierobienia.

Cesare wstał i podszedł do niej, ignorując całkowicie Fabia, który wykrzywił się w gniewie. Elena zaś cofnęła się o krok, z dystansem czuła się znacznie lepiej.

– Ranni głosu nie mają – powiedział zimno Cesare. – Nie będziesz plątać się pod nogami, gdy musimy posprzątać ten burdel.

– Zamierzasz mi powiedzieć, że sama się prosiłam? – warknęła.

– O kłopoty? Zapewne. O gwałt? Są ciekawsze rzeczy, które można z tobą zrobić – prychnął. – No chyba że kręciłaś seksownym tyłkiem przed nosem Wasylowicza, to się nie dziwię, że się skusił.

– Dupek – syknęła.

– Co nie zmienia faktu, że za godzinę ma cię tu nie być. Inaczej sam wsadzę cię do samochodu i odwiozę do Furpiów, a teraz won.

Wrócił za biurko, dając im do zrozumienia, że rozmowa skończona. Elena odwróciła się i wymaszerowała z gabinetu, trzaskając drzwiami w gniewie.

– Możesz na nią nie najeżdżać? – warknął Fabio.

Cesare go zignorował, wracając do przeglądania raportów. Fabio przeklął szpetnie, po czym ruszył w ślad za Eleną, obawiając się, że kobieta wymyśli coś głupiego, żeby tylko odgryźć się Tovarro.

Znalazł ją w jej sypialni. Pakowała się, choć bez pomocy lewej ręki miała trudności z odpowiednim ułożeniem rzeczy w walizce.

– Daj, ja to zrobię – odezwał się.

– Dla ciebie też jestem bezużyteczna? – warknęła.

– Nie, El, nie jesteś bezużyteczna – powiedział spokojnie, choć wiele go to kosztowało. – Cesare jest dupkiem. Ale ma trochę racji. Potrzebujesz czasu, żeby dojść do siebie, a u rodziców nikt nie powinien ci w tym przeszkadzać.

Wyciągnął z jej dłoni wieszaki i sam zaczął pakować rzeczy, które wybrała. Nie skomentował ich doboru.

– Przepraszam, to było irracjonalne – odezwała się po chwili.

– Masz prawo. Gdybym tak długo leżał w łóżku, też dostałbym pierdolca. Zwłaszcza w takiej sytuacji. Nie czuj się winna. – Spojrzał jej w oczy i dotknął policzka. – Nie zrobiłaś nic złego. A urlop ci się przyda. Zresztą nie ma jak u mamy. – Wyszczerzył zęby.

Elena pokręciła z uśmiechem głową i wspólnie wzięli się za pakowanie.


Powrót do domu zawsze wzbudzał pewne emocje. To miejsce, w którym mogli ukryć się przed światem, wrócić do czasów beztroski i skupić tylko na sobie. Tam czekał ich łagodny uśmiech Caroliny Furpii, pyszne jedzenie przygotowane przez kobietę i wysłuchanie nawet najbłahszych spraw. Całą przyjemność zaburzał jedynie fakt konfliktu pomiędzy Fabiem a jego ojcem. Choć konflikt to chyba za dużo powiedziane. Federick zawsze był wymagający wobec syna, który nie potrafił mu wybaczyć zdrady. Stąd niesnaski pomiędzy mężczyznami.

Dziś było nieco inaczej, może dlatego, że zastali tylko Carolinę. Dobrze było zobaczyć jej uśmiech po długiej, milczącej podróży, której oboje mieli już dość.

– Zjecie coś? – zapytała Carolina, gdy zrzucili wierzchnie ubrania i weszli głębiej do domu.

– Chciałabym się najpierw wykąpać. Szpitalna woda mi nie służy – mruknęła Elena.

Ewidentnie była nie w humorze, choć trudno się dziwić. Chyba przez całą drogę tutaj gryzła się ostatnimi wydarzeniami.

– Oczywiście, skarbie. Poradzimy sobie z Fabiem.

Ten tylko pokiwał głową, po czym westchnął ciężko, gdy został sam z mamą.

– Jak ona się czuje? – zapytała Carolina, uważnie obserwując syna.

– Gorzej niż wygląda. Chwilami mam wrażenie, że zacznie wrzeszczeć z byle powodu.

Opadł ciężko na krzesło przy kuchennym stole. Carolina zaparzyła kawy, milcząc przez kilka chwil i obserwując Fabia. Ten bawił się zapalniczką, jakby próbował zdławić chęć zapalenia. Tym razem nie o to chodziło.

– A ty jak się czujesz? – zapytała Carolina, gdy usiadła naprzeciw niego.

– Bezsilny i beznadziejny – odparł.

Zawsze był szczery z matką, mógł jej powiedzieć o wszystkim, niczego nie ukrywał. Może to kwestia dość napiętych stosunków z ojcem, a może zachowania Caroliny, która zawsze go wspierała, choć potrafiła też łajać, gdy sobie na to zasłużył. Nigdy jej nie okłamał, a gdy nie chciał mówić, nie zmuszała go do tego.

– Wiem, że Elena potrzebuje czasu – kontynuował. – Prawdopodobnie więcej niż po sytuacji z Civello czy innych, kiedy otarła się o śmierć. Pewnie też przydałaby się jej pomoc specjalisty. Rozmawiała z psychologiem, ale to za mało. Chyba.

– Chciałbyś, żeby porozmawiała z tobą o tym, co się stało – domyśliła się Carolina.

– Czuję się pominięty – przyznał gorzko. – Chcę ją wspierać i nie myślę, że przez ten gwałt czegoś zaczęło jej brakować. Owszem, jestem wkurwiony, że nie zabrała mnie ze sobą i stało się przez to, co się stało, ale nie zostawiłbym jej przecież, nie będę też naciskać. Tylko, że Elena się dystansuje, a z tym nie potrafię walczyć. Nie wiem już, co powinienem jeszcze zrobić.

Carolina uśmiechnęła się łagodnie. Doskonale wiedziała, jak trudny charakter miała Elena. Dziecko, które zbyt szybko dorosło, pragnie samodzielności, raniąc przy tym najbliższych sobie ludzi. Na to nikt nie miał wpływu i Fabio musiał mierzyć się ze wszystkimi problemami, które wyrastały na tym podłożu. Nic dziwnego, że czasami nie dawał rady. Byli tak różni, a jednak w podobnym stopniu dumni i uparci. Ta przeszkoda może kiedyś ich zniszczyć, jeśli nie będą uważać.

– Myślę, że jest coś, co mógłbyś zrobić – odparła i wyjaśniła mu swój pomysł.

Fabio nie zastanawiał się długo. Jeśli była jakakolwiek szansa, żeby poprawić coś w tej sytuacji, zamierzał to wykorzystać. Dość już miał frustracji wynikającej z bezsilności. Nie mógł nic zrobić, gdy Elena okłamywała go w żywe oczy, gdy ruszała samotnie na ostatnią vendettę za ojca, gdy walczyła w szpitalu o życie. Nie mógł nic zrobić oprócz trzymania się nadziei, że wszystko się ułoży. Nie miał też mocy, która przyśpieszyłaby gojenie się ran Eleny, zarówno tych fizycznych, jak i psychicznych. Mógł ją wspierać, ale najpierw ona musiała na to pozwolić. Dopuścić go do siebie.

Elena spędziła w wodzie ponad godzinę, a nadal nie czuła się czysta. Wiedziała, skąd to irracjonalne uczucie, więc dała sobie spokój z kosmetykami. Założyła stary dres, który uchował się gdzieś na dnie szafy w domu Furpiów. Chyba kiedyś służył do ćwiczeń, ale teraz też spełniał doskonale swoją funkcję – zakrywał ją.

Wykrzywiła się do swojego odbicie w lustrze. Dawno nie wyglądała tak fatalnie, do tego nie miała ochoty tego zmieniać.

– Źle z tobą – szepnęła do siebie. – Naprawdę źle.

Zmusiła się do zejścia na dół. Nie może przecież ukrywać się przez resztę życia, to niczego nie rozwiąże. Zresztą czuła się winna wobec Fabia. Widziała, jak bardzo Furpia się stara, żeby jej nie urazić, gryzł się w język, gdy chciał powiedzieć coś nieodpowiedniego, szanował dystans, który pomiędzy nich wprowadziła. Męczyło go to, ale nie narzekał. Czekał, aż będzie gotowa znów go do siebie dopuścić, a wciąż miała przed tym opory. Przecież Fabio nie zrobi jej krzywdy, wiedziała to, więc dlaczego wobec niego też się tak zachowywała?

To budziło frustrację, z którą nie potrafiła sobie poradzić. Pragnęła mu to jakoś wynagrodzić, nie wiedziała jak. Gdy myślała o dopuszczeniu go do siebie, czuła odruch wymiotny, a tak nie powinno być. Naprawdę było z nią źle.

Na dole panowała cisza, co nieco ją zdziwiło. Spodziewała się codziennej krzątaniny cioci i marudzeń Fabia, zapewne pod jej adresem, bo przecież „ile można siedzieć w łazience". Zamiast tego zobaczyła stół przygotowany dla dwojga. Bardzo elegancko.

– No w końcu – warknął zniecierpliwiony Fabio, wychylając się z kuchni. – Już myślałem, że rozpuścić się chcesz.

– O co chodzi? – zapytała nieco zdezorientowana.

– Jemy razem kolację – oznajmił, jakby to było aż nadto oczywiste.

– A wujek i ciocia?

– Pojechali do kina, potem na kolację na mieście. Nie będą się śpieszyć.

Elena nie odpowiedziała. Nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć w tej sytuacji. Stół przygotowany był do romantycznej kolacji we dwoje, choć na to, co zwiastował, w ogóle nie miała ochoty.

– Nie patrz na mnie, jakbym oznajmił, że zamykam cię w piwnicy – warknął i odsunął jedno z krzeseł. – I siadaj, bo korzenie zapuszczę.

Zaraz też przeklął na siebie w duchu. Miał być dla niej miły, a już zaczął warczeć. Tylko chyba w tej sytuacji bezsensowne było udawanie, że wszystko jest w porządku. Miał dość ukrywania własnych odczuć w obawie, że Elena się rozpadnie.

– Wybacz, po prostu ostatnio nie było okazji do spędzania czasu sam na sam – bąknęła i usiadła.

– Szpital to nie najlepsze miejsce do spędzania czasu w ogóle – odparł. – Chcesz wina czy soku?

– Może być wino. – Uśmiechnęła się krótko. – Chyba powinnam pójść się przebrać. Dres niezbyt pasuje do tak pięknej scenerii.

– Dres jest w porządku – odparł. – Wyglądasz w nim dobrze, a jesteśmy u siebie, więc mogłabyś przyparadować tu nago bądź w worku po ziemniakach i nikomu nic do tego.

– To już chyba wolę dres – mruknęła.

Nawet jeśli Fabio usłyszał, zignorował jej słowa i zniknął na chwilę w kuchni, żeby przynieść jedzenie. Przyjemny zapach pobudził żołądek Eleny, odezwał się głośno, co nieco ją speszyło.

– Dobrze, że chociaż głodna jesteś – zadrwił Fabio. – Po drodze jakoś nie miałaś na nic ochoty.

– Nie musisz być zgryźliwy. – Wykrzywiła się gniewnie.

Furpia zaśmiał się i postawił talerz na stole. Elena zaraz się uśmiechnęła.

– Zapiekanka cioci.

– Zawsze ją lubiłaś – zauważył Fabio.

– Uwielbiam ją – poprawiła go. – Same delicje.

– Nie przyzwyczajaj się – odparł. – Nie będzie tak codziennie.

– A już myślałam, że próbujesz być miły – wytknęła mu.

Fabio przełożył dwie porcje na talerze i usiadł na swoim miejscu ze zmieszaną miną.

– Bo w sumie tak miało być, ale mam dosyć udawania i gryzienia się co rusz w język – prychnął. – Wiem, że to może nie jest odpowiednia pora, ale chcę, żebyś zaczęła ze mną rozmawiać o tym, co się stało.

Elena wbiła wzrok w zapiekankę przed sobą. Spodziewała się tego, Fabio nigdy nie należał do cierpliwych, więc prędzej czy później oczekiwała wybuchu z jego strony. I tak dzielnie to znosił do tej pory.

– Fabio, to nie jest takie proste – powiedziała cicho. – Inaczej, gdy przyznajesz się sam przed sobą, że dałeś się schwytać i byłeś bezsilny. Nie obwiniam się o gwałt, bo ani go nie sprowokowałam ani się o niego nie prosiłam. Znam też swoje ograniczenia. Kobietę zawsze łatwiej przytrzymać. – Zacisnęła dłoń na kieliszku, odganiając od siebie przykre wspomnienia.

Nie chciała się rozkleić nad kolacją, której jeszcze nie tknęli. Może powinna poczekać z tą rozmową do końca posiłku, ale stało się. Słowa przebrzmiały w ciszy pomiędzy mini.

– Jak mnie złapie dwóch pod ramiona, to trzeci z dużym prawdopodobieństwem mi przyłoży. Płeć nie ma tu nic do powiedzenia. Wystarczy chwila nieuwagi. Stary zawsze gadał, żeby nie wlatywać pomiędzy wrogów jak debil, bo to się tak skończy.

– Nie daj się okrążyć – zacytowała. – Ty to wiecznie robisz. – Zaśmiała się.

– No wiesz, ja cię tu próbuję pocieszyć, a ty ze mnie kpisz, małolato.

Ulżyło mu jednak, gdy znów się uśmiechnęła. Tym razem gest był szczery, a to oznaczało, że powoli dochodzi do siebie. Atmosfera pomiędzy nimi też zaczęła się oczyszczać. Poczuł się lepiej.

– Ale taka prawda. – Wzruszyła ramionami. – To niezaprzeczalny fakt.

– Niezaprzeczalny fakt stanowi, że zapiekanka będzie zaraz zimna, a mama się wkurzy, jeśli zostanie choć okruszek – odparł. – A ty musisz jeść, żeby odzyskać siły.

Wystawiła mu język, ale zabrała się za jedzenie, uśmiechając się z zadowoleniem. Szpitalne menu, choć naprawdę dobre i smacznie przyrządzone, nie mogło się równać z domową kuchnią Caroliny Furpii. Dzięki temu oboje poczuli się lepiej, tu mogli się rozluźnić i odetchnąć.

– Dobrze jest mieć takie miejsce – stwierdziła Elena, gdy zapiekanka zniknęła w ich żołądkach.

Nie była pewna, jak Fabio, ale ona ledwo wcisnęła ostatnie kilka kęsów, choć gdyby został jeszcze kawałek, pierwsza zgłosiłaby się po niego.

– To twój dom – odparł Furpia. – Tu zawsze możesz wrócić, choćby świat się zawalił. Każdy powinien mieć takie miejsce.

– Myślisz, że to lepsze rozwiązanie niż terapia u specjalisty?

– Nie wiem, ale nie zaszkodzi spróbować obu. Wiem, że nie chcesz o tym gadać. W sumie też bym nie chciał, ale duszenie się we własnym sosie nic nie zmieni. Wasylowicz był przegranym chujem, skoro inaczej nie potrafił zdobyć kobiety. To żadne osiągnięcie zgwałcić. Seks ma być przyjemny, ostra zabawa też.

Elena roześmiała się. Fabio jak zwykle nie przejmował się wyczuciem, tylko mówił, co myślał. Jednak wolała to od tych uników, które stosowali przez ostatnie tygodnie, gdy leżała w szpitalu.

– I co rżysz, małolato? – warknął. – Prawdę mówię.

– Naprawdę nie lubię, kiedy jesteś taki zachowawczy jak dotychczas – odparła. – Nie traktuj mnie jak lalki z porcelany. Teraz czuję się z tym źle, ale to minie.

– Przecież wiem – prychnął. – Inaczej już byś leżała na tym stole bez tego seksownego dresu.

– Ty się nigdy nie zmienisz. – Westchnęła. – Dziękuję ci za kolację.

– Powinienem jechać – mruknął. – Roboty jest od cholery, a wątpię, żeby ten drań był tak miły i przymknął oko na moją nieobecność. A zostałbym.

Uwielbiał chwile, kiedy wracał do rodzinnego domu, i zawsze było mu ich mało. Jednak w tej sytuacji zamierzał się podporządkować. Także ze względu na Elenę. Nie była jeszcze w pełni sprawna, więc dla niektórych stanowiła łatwy cel. Owszem, mało prawdopodobne, żeby zaatakowali Furpiów, ale przezorności nigdy dość. Dzięki temu będzie lepiej spał, a może nawet w końcu się wyśpi.

– Chciałabym wam pomóc.

– Najlepiej pomożesz, jak wyzdrowiejesz. No i ten... – Zawahał się. – Zadzwoń, jakbyś czegoś potrzebowała. Porozmawiać czy coś.

Pokręciła głową na tę jego nieporadność. Oszczędziła mu jednak złośliwości, tak bardzo się przecież starał. Podejrzewała, że obecnie jest nawet w stanie olać zadanie i przyjechać, jeśli tylko powiedziałaby, że potrzebuje go obok. To niecodzienne, ale doceniała to.

– Będę pamiętać – odparła już przy drzwiach. – Dziękuję ci.

Choć nadal przyszło jej to z pewnym trudem, pocałowała go w policzek. Powrót do tego, co było, małymi kroczkami nie wydawał się zły.

– Uważaj na siebie.

– Zajmij się sobą, małolato. I zamknij drzwi, bo zostajesz sama.

– Dupek.

Wyszczerzył zęby i wyszedł. Elena oparła się o ścianę w holu i uśmiechnęła. Fabio zawsze wiedział, jak poprawić jej humor, choć zwykle były to dość prostackie sposoby. Nie uznawał kurtuazji, z którą mieli do czynienia na co dzień wśród mafii. Tutaj, w miejscu zwanym domem, mogli być szczerzy, porzucić wszystkie maski, których używali każdego dnia.

Poczuła się lepiej, mając jego wsparcie. Dla niego też walczyła, bo przecież wiecznie nie będą trwać w tym fizycznym zawieszeniu. Może nigdy mu o tym nie opowie, może miała potrzebę wylania kolejnych łez, ale czuła, że nadchodzą dni, kiedy przestanie wzdrygać się na kochany, czuły dotyk.


Padało, gdy Fabio dotarł do dworku Rabbii. Przeklinał się, że nie został jednak u rodziców na noc, bo niemal zasnął za kierownicą. Dwa kilkugodzinne kursy przy niedoborze snu stały się zabójcze i musiał naprawdę się wysilić, żeby nie wylądować na jakimś drzewie.

Nie chciał zostawać w rodzinnym domu, bo wiedział, że może zrobić coś głupiego. O durne słowa się nie martwił, Elena była przyzwyczajona, że czasami coś palnie i najwyżej się obrażała. Ciągnęło go do niej niebezpiecznie, chciał być z nią jak najbliżej, udowodnić jej, że wszystko z nią w porządku i nie ma się czego wstydzić. Zdawał sobie sprawę, że dla Eleny było jeszcze zbyt wcześnie. Jej rany nadal się goiły, a psychikę miała w strzępach. Jeden nierozważny krok i było pozamiatane. Dlatego wolał się wycofać, choć czuł się rozdrażniony i odstawiony na boczny tor.

Marzył już tylko o łóżku, choć wątpił, żeby dali mu długo pospać. Większe i mniejsze wojenki wśród mafii nadal niepokoiły wszystkich dookoła. Niby Moskiewska Brać umarła śmiercią tragiczną, ale nie rozwiązało to wszystkich problemów. Trudno było powiedzieć, ile będą się jeszcze zmagać z konsekwencjami tego konfliktu. Rabbia miała pełne ręce roboty.

Nie zdziwił go widok pozostałych w jadalni. Od tygodni dość wcześnie zaczynali dzień, nie ominęło to nawet Cesare'a.

– Proszę, proszę, ktoś tu nie grzał łóżka naszej rannej rodzynki – zakpił Tovarro, gdy tylko spostrzegł Furpię. – A może cię wyrzuciła?

– Mam się teraz do niej pchać? – odparł spokojnie Fabio. – Że ty nie masz wyczucia, nie znaczy, że wszyscy są tak upośledzeni.

Postukał się w czoło, dając drugiemu mężczyźnie jednoznacznie do zrozumienia, co o nim sądzi.

– Ktoś tu się nauczył taktu – prychnął Cesare.

Fabio tylko przewrócił oczami i zniknął na schodach. Nie miał siły użerać się z przełożonym, który nikomu nie szczędził wrednych docinków. Ostatkiem siły dotarł do własnej sypialni i zrzucił z siebie ubranie. Zasnął, gdy tylko przyłożył głowę do poduszki nieświadomy konsternacji, którą wywołał u pozostałej części Rabbii swoim zachowaniem.

– To chyba pierwszy raz, gdy Fabio cię zignorował, szefie – odezwał się Vincent z nutą uznania w głosie.

– Może mu odwaliło? – zasugerował Michelle.

– Raczej jest po prostu zmęczony – odparł Lukas, stając po stronie Furpii. – Ta sytuacja z Eliś naprawdę go dotknęła.

– Mamy robotę – przypomniał Michelle. – Elena też to rozumie. W końcu jest jedną z nas.

– Macie czas na pieprzenie po próżnicy? – warknął Cesare. – Wynocha do roboty.

Nie miał ochoty słuchać bezsensownej dyskusji wałkowanej już któryś raz z kolei i chyba powinno im się w końcu znudzić. Stało się, trudno. Furpia też nie musi robić z siebie wielce skrzywdzonej sieroty. Współczucia tu nie znajdzie.

Kilkanaście minut później dworek opustoszał z zabójców. Vincent, Lukas i Michelle mieli wspólne zadanie na Sycylii, Cesare zaś pojechał do głównej rezydencji Tovarro, żeby przedstawić dotychczasowe efekty działań swojej jednostki oraz raport dotyczący zdrowia Eleny. Pozostali tylko śpiący smacznie Fabio i Fantasma. Ten pierwszy nie pospał zbyt długo. Ich też czekała robota i to niezbyt miła. Furpia aż zgrzytnął zębami, czytając wytyczne. Cóż, ochrona rodziny była priorytetem. Inne rzeczy musiały temu ustąpić, czy tego chcieli czy nie.


Rozdział 36. Gdzie kwitną dzikie róże - 12.10.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro