5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Iruka wstał rano zaskakująco wypoczęty. Ogarnął się szybko i zszedł na dół do kuchni żeby sobie śniadanie zrobić. Na głodnego przecież nie pójdzie. Dziadek już siedział przy stole, popijał kawę, czytał gazetę i jadł te przerażające tosty z dżemem truskawkowym i pasztetem. Nigdy nie rozumiał jak można jeść taki miks smaków.

- Dzień dobry, dziadku i smacznego.- powiedział wchodząc i od razu kierując się do ekspresu. Podwójne esspresso będzie idealne na całkowite rozbudzenie.

- Dzień dobry i dziękuję.- powiedział unosząc lekko brew i przyglądając mu się uważnie.

Iruka zignorował to i zabrał się za przygotowanie sobie szybkiej jajecznicy z grzankami maźniętymi masłem czosnkowym czyli zestaw standard. Usiadł naprzeciwko i zabrał się za jedzenie.

- Co tam słychać w szerokim świecie?- zagadnął wskazując głową gazetę.

- Był wczoraj u ciebie, prawda?- odpowiedział pytaniem na pytanie opuszczając gazetę

- Nie, skąd ten pomysł?-zdziwił się i zmarszczył brwi czując jakiś dziwny atak

- Słyszałem jak jęczysz.- powiedział bez ogródek wciąż się w niego wpatrując

- Hm, tego.. uderzyłem się. Nie sądziłem, że tyle rabanu narobię.- postanowił szybko się jakąś głupotą wytłumaczyć, bo przecież nie powie, że sobie dobrze robił, bo mu mało zielonookiego było.- wstał i od razu zabrał się za sprzątanie po sobie

- To musiałeś się porządnie walnąć. Pokaż. Coś trzeba będzie z tym zrobić- powiedział wstając i zastanawiając się czy ma coś odpowiedniego w apteczce.

- Przestań, nie jestem dzieckiem.- burknął zły i cofając się do wyjścia.

- Dla mnie zawsze będziesz. Pamiętam jak byłeś jeszcze całkiem mały i......

- Dobra, stop, idę do roboty, auto zostało w garażu to muszę z buta.- rzucił szybko, ubierając buty i bluzę.

- Podwiozę cię. Może i to stary grat, ale jeszcze daje radę. Zupełnie jak ja. Przy okazji pojadę do miasta trochę żarcia kupić. Przy okazji do ludzi trochę wyjdę, bo zdziczeję jak ten... no nie ważne. Pojedziemy jak zjesz. Bez dyskusji.

Iruka otworzył drzwi i zawahał się czy chce. To groziło nie tylko kontynuacją wywodu, co było jak był mały, ale też i dalszego drążenia tematu kontaktu z zielonookim. Usłyszał warkot silnika i rzucił okiem na podjazd. Poznał ten samochód terenowy. Uśmiechnął się.

- Dzięki, ale już mam transport!- zawołał i poleciał w stronę auta na podjeździe.

Wsiadł do środka i od razu zapiął pasy.

- Tak się domyśliłem, że przyda ci się podwózka.

- Czytasz mi w myślach, już myślałem że będę na piechotę musiał iść albo słuchać kolejnej strasznej opowieści starego. Kocham go, ale bywa strasznie męczący i wścibski.

- Och, no nie mogłem cię zostawić bez transportu. Trochę moja wina, że nie mogłeś sam wrócić do domu.

- Jaki ty miły jesteś i troskliwy.- sarknął

- Prawda?- rzucił szeroko się uśmiechając

- Zapomniałem wspomnieć, że prymitywny przy okazji, no ale czego się spodziewać po kimś, kto całymi dniami po lesie lata i na bandytów poluje.

Ten zaczął się śmiać w odpowiedzi.

- Mogę o coś zapytać?- Iruka postanowił jednak zapytać

- Wal śmiało.

- Czemu dziadek cię tak nie lubi, co?- zapytał unosząc podejrzliwie brew

- Nie lubi? Myślałem, że jestem jego ulubionym klientem.- zaśmiał się

- Nie uwierzysz, ale kolejny wpieprza mi się w życie i kazał się trzymać z daleka od ciebie, bo sprowadzisz na mnie jakąś dramę, ale się nie określił jaką.- wyburczał, bo jego to jakoś nieszczególnie bawiło.

- Och, pewnie taką, że cię ugryzę i będziesz należał już tylko do mnie.- mruknął rzucając mu szybkie spojrzenie.

- Całowałeś, lizałeś, drapałeś i pieprzyłeś, to jak ugryziesz to nie zrobi mi różnicy i w sumie nie mam nic przeciwko o ile ty byś był mój.- wzruszył ramionami

- Ty tak na serio?- zdziwił się.

- Och, myślałem, że przerzucamy się nie śmiesznymi żartami.- zironizował

Kakashi naburmuszył się.

- No co? To brzmiało jakbyś mi właśnie oświadczył, że jesteś jakimś wampirem.- odpowiedział broniąc się i zaczynając zastanawiać czy śni, bo to aż niemożliwe, żeby trafił mu się ktoś tak przystojny i wyposażony, aż bał się jaka będzie tego cena.

- Nie jestem martwiakiem. Możesz sam sprawdzić.- burknął

- Ta, coś za żywy jesteś na kogoś kto umarł, ale żyje. Co innego mogłoby mnie ugryźć i zniewolić?- zapytał lekko kpiącym tonem głosu, sam nie wierząc że daje się wciągać w takie bajdurzenie. Jednak mają z dziadkiem coś wspólnego.

- Lykantropia, obiło ci się o uszy?- powiedział spokojnie, wciąż jednym okiem zezując

- Nie no serio? Chcesz mnie postraszyć bajkami dla niegrzecznych dzieci czy rozbawić do łez?- niemal jęknął nie wiedząc, czy ma się śmiać czy cokolwiek. Co jest z tutejszymi ludźmi nie tak?!

- No, grzeczny to ty raczej nie jesteś. Co najwyżej grzeszny.- mruknął

- A ten tylko o jednym.- przewrócił oczami

- Co poradzę, że tak na mnie działasz?

- Czyli to moja wina?- zapytał czując  bardziej rozbawienie niż złość

- Troszeczkę?

- Weź, bo się zaraz zaczniesz ślinić jak pies.- zaśmiał się

- Wypraszam sobie. Jak już to wilk.- oburzył się

- Nie dość, że zwierzę, to jeszcze dzikie.- westchnął teatralnie.

- Możesz spróbować mnie oswoić jak chcesz.- mruknął zatrzymując się na podjeździe warsztatu i nachylając w jego stronę

- Zastanowię się. Trzeba ci jakieś imię dać.- położył smukły palec na ponętnych wargach przybierając pozę poważnego zamyślenia

- Mam imię.- mruknął

- Niby jakie? Bożydar? Teofil? Alfons? Męczypała? No musi być okropne....

- Powiem ci jak dasz się zaprosić po robocie na drinka, albo kolację ze śniadaniem.- postanowił wykorzystać sytuację i ponegocjować.

- To drugie brzmi dużo lepiej. Co dobrego będzie?- zagadnął

- Nie wiem. Zamówi się coś?- wzruszył ramionami

- Wolałbym żebyś się bardziej wysilił.- westchnął

- Mmm... to najpierw skoczymy do sklepu i kupimy coś do zrobienia dania jakie lubisz, potem je zrobimy, zjemy, potem deser.....

- A kiedy tajemnica?- zapytał podejrzliwie

- Może w czasie okołokolacjowym?

- To ok.- rzucił i już miał wysiąść, kiedy poczuł szarpnięcie za rękaw.

Odwrócił się i zobaczył w jego oczach jakieś oczekiwanie.

- Czego znowu?- 

- Gdzie buzi na pożegnanie?- zapytał robiąc smutną minkę

- Może jeszcze szybki numerek przed pracą, co?- warknął zanim pomyślał, co gada

- Skoro sam proponujesz?- uśmiechnął się szeroko

- Dzikus o gumie nie pamiętał?- rzucił wrednie się uśmiechając

- Szlag.

- Do później.- zaśmiał się i pocałował go w usta.

Zielonooki naburmuszył się, że okazja uciekła, bo jeden mu się trafił, co to "jego prezentu" nie chce. Niby chce dawać, ale tak bez? Już miał zaproponować, że wyciągnie wcześniej, ale ten zniknął we wnętrzu warsztatu i zaraz też wtoczył się na podjazd obok jakiś grat. Warknął pod nosem, że mógł na to wpaść od razu i zły na siebie wycofał auto i odjechał. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro