Rozdział 4. Facet od pizzy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Świtało, gdy Elenę obudził dzwonek telefonu. Sięgnęła po niego automatycznie i sennie odczytała wiadomość od Speedy'ego. „Miłego oglądania, królowo" – tyle wystarczyło, żeby oprzytomniała w pełni.

Spojrzała na Fabia, który spał spokojnie obok. Chyba nie usłyszał hałasu, obejmował ją jedną ręką w talii. Włosy opadły mu na twarz, przez co śmiesznie marszczył nos. Uśmiechnęła się na ten widok. Teraz, we śnie wyglądał całkiem inaczej niż na co dzień.

Zawsze był ruchliwy i niespokojny. Nie potrafił usiedzieć pięciu minut na miejscu, szybko tracił zainteresowanie, jeśli coś go nie wciągnęło. Wszędzie zawsze było go pełno, a niemal furiacki temperament też nie pomagał. Wystarczyło, że coś poszło nie po jego myśli albo ktoś powiedział coś mu niepochlebnego i niemal rzucał się na człowieka z pięściami, przeklinał i warczał. Złościł się o byle co. Elena nigdy nie brała poważnie jego przechwałek, że zostanie strzelcem wyborowym, mistrzem w swoim fachu. Jak ktoś taki mógł w ogóle myśleć o takiej karierze? Prędzej by się zabił podczas pierwszego zadania zleconego przez rodzinę.

Myliła się. Bardzo szybko się o tym przekonała. Fabio z bronią w ręku był całkiem inną osobą. Może nie w pełni opanowaną i nieemocjonalną, ale uważną, skupioną i bardzo niebezpieczną. To była jego ścieżka, którą podążał bez zawahania. Godzinami siedział na strzelnicy, szlifując umiejętności, rozbierając i składając broń, studiując kolejne modele. Nie pozwalał sobie na błędy, które mogły kosztować życie. To sprawiało, że stał się częścią Rabbii pod dowództwem Cesare'a.

We śnie wyglądał całkiem inaczej. Spokojniej i niewinniej. Przydługawe, jasne włosy, które odróżniały go od większości Włochów, rozsypywały się na wszystkie strony. Miękkie i gładkie w dotyku, choć nigdy się nimi przesadnie nie przejmował. Skóra przyprószona lekką opalenizną, przystojna twarz o wyraźnych rysach, ładnie wyciętych ustach i krótkich, gęstych rzęsach wraz z powiekami, pod którymi kryły się szare, bystre oczy, których blask zmieniał się pod wpływem emocji. Jego ciało było dość proporcjonalne, twarde po wielu godzinach treningu, choć upstrzone kilkoma bliznami, które odcinały się delikatnie od gładkiej skóry.

Mogłaby patrzeć na niego całymi godzinami, gdy spał obok po wspólnie spędzonej, upojnej nocy. W jej oczach był jedynym godnym uwagi mężczyzną, a przecież obracała się wśród przystojnych, inteligentnych, bogatych. Ze swoją pozycją, urodą, umiejętnościami mogła przebierać w partnerach, lecz dla niej liczył się tylko on. Mogłaby poświęcić za niego życie, wolała jednak żyć tuż obok niego. Jemu mogła powiedzieć wszystko, przy nim śmiała się, płakała, wygłupiała się, traciła nad sobą panowanie, stawała się tamtą dziewczyną, którą była, gdy mieszkała pod opieką jego rodziny. Wtedy też ją pociągał, lecz wydawał się taki odległy i nie do osiągnięcia. Zawsze za nim goniła, starała się dotrzymywać mu kroku, móc żyć u jego boku. Dzieliła ich przepaść, ale on odwracał się na nią i wyciągał rękę, gdy tego potrzebowała. Znosił jej wszystkie samolubne działania, krzyczał, przeklinał, ale nigdy nie puścił jej dłoni. Może była ciężarem zrzuconym przez złośliwy los, ale się nie odciął. Jak teraz o tym myślała, dochodziła do wniosku, że zakochała się w nim tamtego dnia, gdy po raz pierwszy go ujrzała. Nigdy nie przestała kochać i nie chciała przestać.

Z gracją wyswobodziła się z jego objęcia tak, aby go nie obudzić. Było jeszcze wcześnie dla takiego śpiocha jak Fabio, a tylko by jej przeszkadzał. Mruknął tylko coś pod nosem i wtulił się poduszkę. Elena odgarnęła mu delikatnie włosy z twarzy, uśmiechając się lekko. Wyglądał cudownie i gdyby nie praca, nie ruszałaby się z łóżka.

Na nagie ciało zarzuciła jedwabny szlafrok, z torby wyciągnęła laptopa i usiadła z nim na sofie w saloniku. Jak zwykle Speedy wykonał kawał dobrej roboty, spełniając całkowicie jej oczekiwania. Dzięki temu nie musiała siedzieć nad tymi nagraniami dłużej, niż to było konieczne. Od tego go miała, żeby mogła skupić się na tym, co było najbardziej istotne.

Fabio przesunął ręką po drugiej połowie łóżka, ale nigdy nie znalazł Eleny. Miejsce, gdzie spała, było już zimne, więc musiała dawno wstać. Szum prysznica wyjaśnił mu, gdzie znajdzie partnerkę. Podniósł się, przeciągnął i bez pytania do niej dołączył. Objął mokre ciało i pocałował ją w kark.

– A ty tu czego? – zapytała, łapiąc go za nadgarstki.

– Ładnie to tak beze mnie? – przesunął nosem po linii jej szyi.

– Mało ci?

– Ciebie? Zawsze, a taka okazja ostatnio rzadko się zdarza.

Dłońmi przesunął po jej biodrach, uśmiechając się i całując ramię kobiety. Nie zaoponowała, odchylając głowę. Uznał to za przyzwolenie dla swoich działań i obojgu zagwarantował miły początek dnia. Zresztą Elena nie była mu dłużna, na kilka chwil przejmując dominację.

– Znalazłam go – oznajmiła, gdy owinięci w ręczniki wrócili do sypialni.

– Kwasowego? Jak?

Przyniosła komputer i pokazała mu ujęcie z jakiejś kamery ulicznej.

– Dostawca pizzy? – zmarszczył brwi.

Odtworzyła nagrania z kilku kamer w pobliżu. Zaznaczony mężczyzna zatrzymał samochód pod budynkiem i z pudełkiem pizzy wszedł do środka.

– Inez miała swoje dziwactwa i przyzwyczajenia, od których nigdy nie robiła ustępstw. Pizza z Hard Rocka w życiu by nie przeszła – wyjaśniła Elena.

– Może któryś z sąsiadów zamówił tę pizzę? – zasugerował.

– W budynku Inez mieszkają sami starsi ludzie, którzy nie mają w swoim menu pizzy.

– Załóżmy, że to on, ale w tym małym pudełku nie przyniósł przecież kwasu. Masz to na nagraniach?

– Nie. Facet wyszedł z budynku po jakiś dwudziestu minutach i odjechał. To za długo, żeby tylko dostarczyć pizzę. Za to wystarczająco, żeby napaść i uśpić Inez. Zresztą po śniadaniu wybieram się do Hard Rocka, żeby to sprawdzić. Piszesz się?

– Samej cię nie puszczę.

Dla Fabia było to trochę naciągane, ale w przeciwieństwie do Eleny nie miał zmysłu śledczego. To ona była szczególantką, zwracała uwagę na nieistotne detale i nieraz szukała dziury w całym. Może w ten sposób nadrabiała braki w sile i sprawności fizycznej. Owszem, umiała doskonale walczyć, ale wciąż była kobietą i niekiedy miała problem z większym i silniejszym przeciwnikiem. Nawet z nim nigdy nie wygrała wręcz, musiała to nadrabiać innymi zaletami.

Elena nie przejęła się jego sceptyzmem. Zadbała o swój wygląd, uśmiechając się do niego w lustrze, gdy dostrzegła, że ją obserwuje. Miała stanowczo lepszy humor niż wczoraj. Wystarczył znaczący ślad w sprawie, dzięki czemu mogła ruszyć z miejsca.

Śniadanie zjedli w restauracji obok hotelu. Elena wysłała maila Speedy'emu, żeby poszperał jeszcze w sprawie wytypowanego przez nią mężczyzny. Nie odzywała się za wiele, porządkując w myślach punkty śledztwa. Ją także zastanawiała kwestia, na którą zwrócił uwagę Fabio. Zabójca rozpuszczał swoje ofiary w czystym kwasie, bez żadnych dodatków. Żadna analiza nie była w stanie wskazać producenta, co utrudniało namierzenie sprawcy. Ważniejsze teraz było, jak przemycił taką ilość kwasu do mieszkania Inez, nie zwracając niczyjej uwagi? Przywiózł go ze sobą do Barcelony, zatrudnił firmę przewozową, żeby odebrać i gdzieś dostarczyć. Do tego momentu był ostrożny, ale dał się ująć na monitoringu. Mógł nie wiedzieć o przyzwyczajeniach Inez. Nie miała dowodów, że obserwuje swoje ofiary przed zabójstwem i w jakim stopniu. Mogła zgadywać, że popełnił błąd albo wiedział, że tak wpadnie na jego ślad.

Skrzywiła się nieznacznie, gdy weszli do Hard Rock Cafe. O tej porze było tu już sporo turystów, a atmosfera lokalu nigdy jej nie odpowiadała. Nie tknęłaby tutaj żadnego jedzenia, a tym bardziej pizzy. W Barcelonie było na tyle dużo włoskich lokali, że akurat to miejsce mogłoby zająć się tylko konkurencją z McDonaldem i KFC.

Mimo to uśmiechnęła się miło do kelnerki, która ich zaczepiła.

– Chcielibyśmy się spotkać z kierownikiem – wyjaśniła powód swego przybycia.

Dziewczynie chyba się to nie spodobało, ale kazała im poczekać i zostawiła przy ladzie. Elena nieznacznie zerknęła na telefon, czy nie ma wiadomości od Speedy'ego, po czym rozejrzała się po lokalu.

Kierownikiem był mężczyzna po czterdziestce z pierwszymi oznakami siwizny na czarnych włosach, granatowymi oczami i zaniepokojonym wyrazem twarzy. Prawdopodobnie sądził, że ma do czynienia z niezadowolonymi klientami albo jakimiś urzędnikami, w ostateczności policją.

– W czym mogę państwu pomóc? – zapytał uprzejmie.

Elena posłała mu ładny uśmiech, po czym spoważniała.

– Mamy delikatną sprawę. Moglibyśmy porozmawiać na osobności? – odparła.

Wolała nie rozmawiać wśród kelnerek, które kręciły się w pobliżu, nadstawiając uszu.

– Tak, oczywiście. Zapraszam do biura.

Zaprowadził ich do niewielkiego pomieszczenia na zapleczu, w którym wciśnięto biurko, dwa fotele i szafę na dokumenty. Mężczyzna usiadł na swoim miejscu, Elena zajęła to drugie, zaś Fabio przystanął przy jej boku, z obojętną miną taksując biuro.

– Parę dni temu przyjaciółka zamówiła u was pizzę – zaczęła Elena.

– Chce pani złożyć reklamację? – zapytał z niezadowoloną miną.

– Nie, nie, pizza była dobra, ale pana pracownik okradł moją przyjaciółkę. Nie chcemy robić nikomu kłopotów, bo też nie zauważyłyśmy tego wcześniej – uśmiechnęła się z zakłopotaniem. – Rozumie pan. Byłyśmy podpite, taka babska impreza. Przyjaciółka jest roztrzepana, szukała portfela i wtedy musiał zabrać ze stolika ten wisiorek. Nie jest dużo wart, ale to rodzinna pamiątka, którą chciałaby odzyskać.

W tej chwili wyglądała na uosobienie niewinności i Fabio miał ochotę parsknąć śmiechem. Uwielbiała grać na emocjach innych, manipulować ludźmi, byle osiągnąć cel. Niewielu mężczyzn potrafiło jej się oprzeć.

– Przykro mi to słyszeć, señorita. Nie sądziłem, że jeden z naszych pracowników mógł okazać się złodziejem. Może pani podać dokładną datę i miejsce zamówienia?

Sprawdził adres i zmarszczył brwi.

– Nie mieliśmy takiego zamówienia – powiedział. – Chyba się pani pomyliła.

– Trudno się mylić, mając pudełko z waszym logiem – odparła.

– To było...?

– Pięć dni temu wieczorem – powtórzyła.

Mina mężczyzny zmieniła się, kiedy coś zrozumiał.

– To na pewno nie był nasz pracownik – powiedział. – Ciężko mi to przyznać, ale tamtego dnia jeden z naszych pracowników został napadnięty, a samochód skradziony. Zgłosiliśmy to policji. Myślę, że pani przyjaciółka powinna się do nich zgłosić.

Elena pokiwała głową, przyjmując to wytłumaczenie. Przynajmniej w teorii, bo jeśli mężczyzna kłamie, inaczej sobie z nim porozmawia.

– Cóż, tak pewnie zrobi. Dziękuję za pomoc. Mam nadzieję, że pracownikowi nic się nie stało.

– Na szczęście obyło się bez trwałego uszkodzenia ciała. Dziękuję za troskę, señorita.

Pożegnali się i para zabójców wyszła, trzymając się za ręce. Elena zatrzymała się kilkanaście metrów od lokalu i sięgnęła po telefon. Zamierzała od razu sprawdzić, czy to nie była bajeczka.

– Właśnie miałem do ciebie dzwonić – usłyszała zamiast powitania. – Sprawdziłem tę firmę przewozową. Przycisnąłem ich i okazuje się, że samo zlecenie było trefne. Kwas trafił w zupełnie inne miejsce niż oficjalnie. Wysłałem tam chłopaków, ale nie znaleźli tych pojemników. Nie mam pojęcia, gdzie się podziały.

– A zleceniodawca? – zapytała.

– Dane są fałszywe. Zadzwonił z telefonu na kartę, jest wyłączony i nie da się go namierzyć. Pieniądze zostały podrzucone. Kopertę oddaliśmy do analizy i czekam na wyniki.

– Rozumiem. Gdzie dokładnie znaleziono te pojemniki?

– Moment – usłyszała przekładanie kartek i po chwili dostała adres. – Raczej się tam niczego nie dowiesz.

– Kto wie? – odparła. – Sprawdź mi coś. W wieczór śmierci Inez Morenno napadnięto pracownika Hard Rock Cafe i skradziono ich samochód.

– To ma coś wspólnego z naszym zabójcą? – zapytał.

– Prawdopodobnie.

Nie zamierzała się tym z nim dzielić. Teraz policja tylko by jej przeszkadzała, a lepiej, żeby Nickolas nie wiedział o jej metodach śledztwa. To niezbyt bezpieczne dla obu stron.

– Jest. Rzeczywiście. Dostawca pizzy został napadnięty po wyjściu od klienta, uderzony trzy razy, samochód skradziony. Wszystko to niedaleko naszego miejsca zbrodni. Do tego sprawca zabrał mu koszulkę z logiem pracodawcy. Śledztwo jest w toku.

– Wiadomo coś więcej?

– Eleno, coś za coś.

– Nickolasie, nie zapominaj, ile śledztw rozwiązałeś błyskawicznie dzięki współpracy ze mną. Przy tym mieliśmy umowę – przypomniała.

– Możesz mi chyba powiedzieć, co ustaliłaś – odparł.

– Nie dzielę się taką wiedzą przez telefon. Poza tym chcę jeszcze sprawdzić kilka tropów. To co z tą napaścią?

– Wczoraj znaleźli porzucony samochód. Nic nie zniknęło, ewentualne ślady złodzieja zostały wyczyszczone.

– Dziękuję, Nick. Odezwę się później – i rozłączyła się.

Wzięła parę głębszych oddechów, pozbywając się irytacji. Bordo naprawdę zapomniał, jak ten układ działa. Jeśli myśli, że Elena będzie jego ucieczką przed ciężarną narzeczoną, grubo się myli. Coraz bardziej nim gardziła. Potrafił tylko zarywać do kobiet, zabawiać się z nimi, ale odpowiedzialność już odrzucał. A niby stróż prawa. Kpina, nie glina.

– Co dalej? – zapytał Fabio.

– Najpierw kawa, potem budynek, w którym mieszkała Inez. Dowiemy się, skąd się tam wziął ten kwas.

Usiedli w jednej z kawiarni, kryjąc się przed sierpniowym słońcem. Mimo wysokiej temperatury miasto było pełne ludzi, hałasu i życia. Gdzieś tu czekał Kwasowy Zabójca i planował kolejne morderstwo. Coraz więcej elementów było jasnych, ale nadal potrzeba było czasu, aby wskoczyły na swoje miejsca i pokazały pełny obraz sytuacji.

Elena wybrała numer Speedy'ego, chcąc maksymalnie wykorzystać jego zdolności.

– Jeszcze nie skończyłem, królowo – usłyszała.

– Zdaję sobie z tego sprawę, ale mam jeszcze coś, co trzeba sprawdzić. Potem zabieram cię na najlepszą kawę w Paryżu.

– Sługa się kłania i oczekuje na rozkazy.

Zaśmiała się. Speedy chyba nigdy nie narzekał, że zawala go pracą. Był w tym niezastąpiony.

– Tydzień temu dostarczono tam kilka pojemników – wyjaśniła, gdy wysłała mu adres. – Chcę wiedzieć, kto i kiedy je stamtąd zabrał.

– I dokąd – domyślił się. – Jeśli tylko znajdę jakieś kamery w tamtej okolicy, zrobi się. Pan z Hard Rocka też się robi, ale miał dość pracowitą noc.

– Mów dalej.

– Wrócił do tamtego budynku godzinę później już przebrany w inne ciuchy. Spędził w środku jakieś trzy godziny, po czym spokojnie wyszedł.

– Dokąd poszedł?

– Na nocny autobus. Właśnie ustalam, dokąd pojechał.

– Sprawdzasz przy okazji, co robił wcześniej?

– Jeszcze nie. Za to miałem zabrać się troszkę później. Potrzebujesz czegoś konkretnego, królowo?

– Facet z Hard Rocka miał coś ze sobą, gdy wrócił do budynku?

– Nie, nic nie miał. No chyba, że coś po kieszeniach, ale tego nie jestem w stanie powiedzieć.

– I przez cały ten czas nie wychodził?

– Na pewno nie tą bramą.

– Dobra, sprawdź to wszystko i daj mi znać.

– Na wieczór powinienem się wyrobić, choć z pojemnikami może być ciężko. Nagrania nie mają najlepszej jakości.

– Za to ty jesteś najlepszy, Speedy.

– Dla mojej królowej wszystko.

– Ciao.

Wcześniej się nad tym nie zastanawiała, a może to była najważniejsza wskazówka do rozwiązania tej sprawy. Pojemników z kwasem było kilkanaście, ale do wypełnienia wanny z ciałem potrzeba było ich co najmniej kilka. Nie dało się tego ukryć, a skoro zabójca niczego takiego przy sobie nie miał, pojemniki musiały znaleźć się tam szybciej i nie przykuwać niczyjej uwagi.

– Dzień dobry – przywitała się z dozorcą, który właśnie wyszedł ze swojego mieszkania.

Był to staruszek o lekko zgarbionej sylwetce, ale wciąż na tyle sprawny, by wykonywać swoje obowiązki gospodarza domu.

– Dzień dobry. Señorita już tu bywała.

Elena uśmiechnęła się na to. Nie sądziła, że zostanie rozpoznana.

– Przyjaźniłam się z Inez Morenno – odparła.

– Straszna śmierć – westchnął staruszek. – Taka młoda dziewczyna, a ktoś zrobił jej coś takiego. Nawet jak się śpieszyła, to zawsze się zatrzymała, żeby wymienić parę słów.

– Cała Inez. Wiecznie zabiegana i roztrzepana. Słyszałam, że to pan ją znalazł.

– To prawda. Chciałem jej powiedzieć, że nie będzie wody, bo jakiś urwis uszkodził kranik na zewnątrz i trzeba było wymienić. Nie wiem, po co ustawiał tam te pojemniki.

– Pojemniki? – powtórzyła zaciekawiona.

– Ano. Stały przez kilka dni.

– Wie pan, kto je przywiózł?

– Nie widziałem, jak je przywieźli. Rano ich nie było, a popołudniu już stały. Señorita z policją nadal pracuje, że tak mnie wypytuje? – spojrzał na nią.

– Tak, trochę im jeszcze pomagam, gdy jestem w Barcelonie – uśmiechnęła się ładnie.

– Pewnie señorita teraz sama jest detektywem.

– Coś w ten deseń. Co się stało z tymi pojemnikami? Dalej tu gdzieś stoją?

– A nie, zniknęły dzień przed tym, jak nieboszczkę znalazłem. Co w nich było, nie wiem. Nie zaglądałem do środka.

– Rozumiem. Nie powstrzymuję już pana. Dziękuję, señor Felicjano.

– Nie ma za co, señorita.

Tym razem to Fabio był pierwszy i teraz rozglądał się po podwórzu, szukając punktu zaczepienia. Kranik rzeczywiście został wymieniony, ale śladu po pojemnikach nie znaleźli. Na razie rozwiązali tylko zagadkę kwasu – wszystko zostało przygotowane wcześniej. Nie przyciągnęło większej uwagi, więc nikt się nie zorientował.

– Nie ma kamer – stwierdził Fabio. – Twój spec nie będzie mógł niczego stąd odzyskać.

– Niekoniecznie. Zobaczymy, co mu się uda znaleźć w sprawie pojemników. Cholerny Bordo, powinien się tym wcześniej zainteresować. Pieprzony amator.

– Jak większość psów. Czepią się jednego tropu, a na resztę są ślepi – odparł, głaszcząc ją po plecach.

– Musimy poczekać, co ustali Speedy – westchnęła.

– No to możesz pokazać mi Barcelonę – uśmiechnął się znacząco.

– Wolałabym zrobić to w innych warunkach.

– Życie jest za krótkie, żeby je marnować na czekanie.

– Chodź.

Zabrała go na spacer po swojej Barcelonie. Takiej, jaką pamiętała ze swojego wcześniejszego pobytu i jaką chciała mu pokazać, gdy zabierze go tutaj na urlop. To było jedno z jej miejsc na ziemi, które ją ukształtowały. Niczego nie ukrywała, nie przed nim. Zdawała sobie sprawę, że czasami jej nie rozumiał, o wielu rzeczach sprzed dołączenia do Rabbii mu nie opowiadała. Nie wiedział, co robiła po wyjeździe, co ją tak zmieniło. Nie wszystkie wspomnienia były dobre. Błędy, rany, słabości – to wszystko wolała przed nim ukryć, zapomnieć, że kiedykolwiek istniały. O dawnych zadaniach nigdy nie mówili – to była zasada, której nauczył ją mistrz. Wiedziała również, że on też nie mówi jej wszystkiego o tych latach, przez które byli rozdzieleni. Niedługo po jej odejściu został członkiem Rabbii, jego imię było na ustach rodziny i sojuszników, ale to dotyczyło tylko spraw mafii. Reszta przykryta była woalem prywatności. Zapewne miał wiele kobiet, imprezował – to taki typ. Nie miała mu tego za złe, choć czuła zazdrość na samą myśl o jego poprzednich partnerkach, miłostkach, zachciankach. O tym lepiej było nie mówić.

Pokazywała mu miejsca, gdzie spędzała czas jako studentka, konsultantka policji i zwykła dziewczyna. Posterunek policji roztropnie zbyła milczeniem, nie chciała natknąć się na Nicka, bo obecność Fabia raczej by go nie powstrzymała przed mało subtelnymi dowodami zainteresowania.

W którymś momencie Fabio odebrał telefon i po krótkiej rozmowie oświadczył:

– Musimy jechać na lotnisko.

– Po co? – zdziwiła się.

– Zobaczysz – uśmiechnął się zawadiacko.

Ten gest wykluczał wiele możliwości, które mogłaby połączyć ze słowem „lotnisko". Na pewno więc nie chodziło o czyjś przyjazd, bo by się tak nie szczerzył. W końcu troje to już tłok. Nie wyjaśniało to jednak powodu ich wycieczki.

Dopiero na miejscu dowiedziała się, o co chodzi. Tuż przed nimi stał niebieski motor z kolekcji Fabia. Mężczyzna obejrzał pojazd ze wszystkich stron, sprawdzając, czy nie został uszkodzony w czasie transportu.

– Motor?

– Taksówki i komunikację miejską zostaw turystom, a temu cacku nawet korki niestraszne – uśmiechnął się do niej. – Niestety dopiero dzisiaj go dostarczyli. Gdyby tak zrobili z bronią, ktoś by za to beknął.

– I tak jest ciężko z bronią – zauważyła. – Terroryści i te sprawy.

– Żyć nie dadzą normalnym ludziom – westchnął.

Zaśmiała się rozbawiona jego tonem. Faktycznie, byli, kim byli, ale swoje zasady mieli. To ich odróżniało od innych przedstawicieli półświatka, nie mówiąc już o terrorystach, którzy byli plagą uniemożliwiającą interesy w różnych sferach i normalne życie. Głupia podróż samolotem dla Eleny była koszmarem – obostrzenia w sprawie bagażu zwykle pozbawiały ją możliwości zabrania wszystkich kosmetyków, których potrzebowała, a bałagan przy sprawdzaniu bagażu w czasie kontroli doprowadzał niemal do szału. O wożeniu broni wolała już nawet nie myśleć.

Motor został już zatankowany, więc mogli nim wrócić na kolację, co też uczynili. Fabio pamiętał nawet o drugim kasku dla Eleny, choć ucierpiał na tym kok, w który rano zawinęła włosy, żeby nie przeszkadzały.

Po posiłku nadal nie dostali wiadomości od Speedy'ego, więc postanowili wracać do hotelu. Poganianie hakera niczego nie zmieni i Elena to zaakceptowała. W towarzystwie Fabia stała się spokojniejsza, bo przecież zabójca jej nie ucieknie, skoro na nią czeka.

Przy recepcji zastali Nickolasa, który najwyraźniej czegoś chciał. Zmarszczył brwi na widok towarzysza Włoszki, Fabio też nie był zadowolony z tego spotkania.

– Eleno.

– Coś nie tak, Nick? – zapytała neutralnie.

– Przyjechałem w sprawie śledztwa – wyjaśnił mętnie.

Kobieta od razu wiedziała, że to tylko pretekst. Odsunęli się trochę od recepcji, żeby zachować przynajmniej pozory prywatności rozmowy.

– Fabio, poznaj detektywa Nickolasa Bordo, który prowadzi śledztwo w sprawie Kwasowego Zabójcy. Nick, to Fabio, mój partner. Przyjechał mi pomóc – przedstawiła ich sobie.

Hiszpanowi nie trudno było zrozumieć, że słowo „partner" zaakcentowane w ten sposób oznacza również, a może przede wszystkim kategorię łóżkową. Mimo to podał mu dłoń, którą Furpia ścisnął odrobinę zbyt mocno, po czym przysunął się do kobiety i położył dłoń na jej biodrze.

– Macie jakiś przełom? – zapytała Elena.

– Przyszła analiza tej koperty po pieniądzach. Tylko odciski palców pracowników firmy przewozowej – poinformował ją dość oficjalnym tonem, jakby była to naprawdę ważna informacja. – Mamy też portret pamięciowy napastnika ze sprawy tego dostawcy pizzy. Pokrywa się z portretem Kwasowego. Na monitoringu sprzed budynku, w którym mieszkała Inez Morenno, widać, że niedługo po napaści zatrzymał się właśnie tam. W ten sposób go wpuściła. Sprawdziliśmy, nie dzwoniła tamtego wieczoru po pizzę.

Para zabójców pozwoliła sobie tylko na uśmiech rozbawienia. Oni już to wiedzieli, te szczegóły mógł sobie całkiem odpuścić.

– Wiecie, gdzie później pojechał? – zapytała Elena.

– Pracujemy nad tym jeszcze. Tajemnicą jednak jest, jak przyniósł ten kwas do mieszkania ofiary. Nie ma tego na nagraniach, a w sumie było tego jakieś sto pięćdziesiąt litrów.

– Może dozorca coś wie? – zasugerowała.

– Jutro rano z nim porozmawiam.

– Ile tego kwasu było na lotnisku? – zapytała dla pewności.

– Według dokumentów z lotniska trzysta litrów. To oznacza, że drugie tyle jest gdzieś w Barcelonie. Sądzisz, że chce tu zabić jeszcze kogoś?

„I nawet wiem, kogo" – przeszło jej przez myśl, a dłoń Fabia zacisnęła się mocniej na jej biodrze.

– Jest taka możliwość – powiedziała tylko. – Trudno mi uwierzyć, że podróżowałby z taką ilością kwasu. To dość niebezpieczne, choć tego też nie powinniśmy wykluczać.

– Racja. Jeszcze dziś się tym zajmę.

– Mogę jeszcze jakoś pomóc? – zapytała Elena.

– Nie trzeba. Pewnie chcecie iść na kolację i odpocząć po całym dniu. Nie będę wam przeszkadzać – uśmiechnął się nieco sztucznie.

– No tak, ty też masz obowiązki rodzinne do spełnienia – uśmiechnęła się słodko.

– Właśnie. Miłego wieczoru, Eleno. Miło było poznać.

Gdy tylko Nick znalazł się za drzwiami, Fabio ryknął śmiechem.

– Co za palant.

– Chyba się ciebie nie spodziewał – zaśmiała się i pociągnęła go na górę.

– Spotykałaś się z nim, co?

– To było dawno. Teraz ma narzeczoną w ciąży.

– I do ciebie zarywa – powiedział już bez wesołości.

– Ale ja nie jestem zainteresowana. Gliniarz z niego dobry, ale bardziej mu spódniczki w głowie. Najlepiej takie, które mu jeszcze o gumce przypomną, bo męża i ojca z niego nie będzie. Nie martw się nim.

– Po co on tu właściwie przylazł? Chyba nie po to, żeby podzielić się z tobą tym, co już dawno wiesz?

– Sądząc po tym, że niedawno się ogolił, ma czystą koszulę i użył wody kolońskiej, chciał mnie zaprosić na kolację – powiedziała swobodnie.

– Powinienem go zastrzelić – mruknął.

– Mielibyśmy kłopoty.

– Poszłabyś z nim?

– Żeby mnie zirytował? Nie ma takiej możliwości, bo nic by mi to nie dało. Jestem zbyt interesowna – cmoknęła go w usta. – Nie bądź zazdrosny.

– Nie lubię go.

– Przejmujesz się pionkami. Speedy się nadal nie odzywa.

– Może ci maila wysłał – zasugerował Fabio.

– Dałby znać. No nic, Kwasowy nie ucieknie, skoro na mnie czeka.

– Obiecaj, że nie pójdziesz sama – zażądał, przyciągając ją do siebie.

Jego spojrzenie było poważne i stanowcze. Wiedział, że nie powstrzyma jej przed zemstą, ale może przynajmniej uda im się uniknąć strat. Dwie pary oczu to zawsze lepiej niż jedna.

– Obiecuję – odparła. – Przecież nie puścisz mnie samej.

– Zapomnij o samodzielnej akcji – ostrzegł.

Przeszedł przez salonik i wyciągnął z torby broń. Skoro mają czekać na wiadomość, równie dobrze mogą się przygotować.

– Snajperka? – zapytała zdziwiona.

– Pomyślałem, że się przyda.

– Chcesz być moim aniołem stróżem? – uśmiechnęła się.

– Nie znajdziesz lepszego ode mnie – powiedział z dumą.

Zaśmiała się. Mając go na stanowisku snajperskim, będzie się czuła bezpieczniej. To nie była zwyczajna akcja, więc ryzyko było dużo większe.

– Na komputerze mam mapę z naniesioną wielkością budynków – poinformowała go.

– Aktualna?

– Oczywiście – prychnęła. – W dwa dni raczej nie wyrosło w Barcelonie kilka nowych wieżowców. Ewentualnie zawsze Speedy może nas pokierować.

– Ty masz do niego numer – zauważył.

Wzięła do ręki jego telefon leżący wśród części rozłożonej snajperki i wpisała kontakt do hakera.

– Powiesz, że jesteś chłopakiem królowej, to dostaniesz zniżkę.

– Królowej? – zdziwił się.

– Tak mnie nazywa – uśmiechnęła się rozbawiona.

– To jemu uratowałaś dupę z w Paryżu?

Kiwnęła głową, obserwując jego minę. Nadal był skupiony na czynnościach, które wykonywał, ale w oczach błyskało niezadowolenie.

– Przystojny jest? – zapytał.

– Jesteś zazdrosny o Speedy'ego? – odparła z uśmiechem.

– Jestem zazdrosny o każdego faceta, który zwraca się do ciebie inaczej niż „panno Salevannov" – oświadczył. – Jest przystojny?

– To haker. Większość dnia spędza przed komputerem. To żaden rywal dla ciebie, kotek.

– To mnie nie uspokaja.

– Bo mi nie ufasz, Fabio. Ale przynajmniej ci zależy.

– A tobie?

– A byłabym z tobą, gdyby nie?

Tylko westchnął i wrócił do czyszczenia broni. Ich rozmowy o uczuciach zawsze się tak kończyły. Nie potrafili tego głośno zdefiniować, ale nie przeszkadzało im to tak bardzo, jak może powinno. Zresztą słowa w ich świecie nie były tyle warte co gesty i czyny – to one świadczyły o miłości.


Rozdział 5. Anioł stróż - 22.5.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro