#1 Jak się poznaliście? 3/8
[D.T.U]- Dzień twoich urodzin
💛Gereb💛
Byłaś dość skromną dziewczyną ,która sie wyróżniała poczuciem chumoru.Niestety nie wiadomo czemu nie miałas dobrych kontaktów z dziewczynami w twoim wieku.Natomiast była jedna osoba ,która uwielbiała spędzać z tobą czas ,był to twój kuzyn Czonakosz.Słyszałaś że miał dużo kolegów i że chodzą do pewnego miejsca.
Wypytywałaś go co to za miejsce a on odpowiedział ,że to wspaniałe miejsce.Chcialaś kiedyś zobaczyć ten cały Plac Broni lecz wiedziałaś że nikt ci nie pozwoli.
Był [D.T.U] wracałaś właśnie z łąki.Byłaś smutna bo niby złożyli ci życzenia ale bardziej byli zajęci twoją/twoim bratem/siostrą.
(Jesli nie macie rodzeństwa to wymyślcie)
Nawet nie zobaczyli kiedy wyszłaś z domu a nie było cię od dobrych paru godzin.
-Najgorsze urodziny...-pomyślałaś.
Miałam spuszczoną głowę i szłam w stronę mojego domu.Nagle na kogoś wpadłam,naszczescię się nie przewróciłam.Podniosłam wzrok na tą osobę.To był...Czonakosz
-Kuzyneczko naucz się w końcu chodzić bo niedługo kogoś staranujesz-powiedział ze śmiechem.
-hahaha...bardzo śmieszne...
-Coś się stało zazwyczaj się uśmiechasz albo,coś a w twojej wypowiedzi nie ma entuzjazmu.
Nie wiedziałaś co odpowiedzieć bo nie chciałaś wyjść na jakąś zazdrosna albo na egoistke.Natomiast zauważyłaś że twój kuzyn nie był sam był z jednym chłopakiem.
-halo?-zaczął machać ci Czonakosz przed oczami-Czy ty mnie słuchasz?
-a tak...tak...
-No to w takim razie o co chodzi?
-nie chce o tym gadać
-mhm..no dobrze...a tak wogóle...mam dla ciebie pewną niespodziankę
-Naprawde?-powiedziałaś z lekkim uśmiechem
-Nie okłamuje cię-Powiedział retorycznie
-a co to jest?
-Niedlugo się przekonasz.
Związał ci oczy i zaczał się prowadzić.Ufałaś mu więc się nie bałaś,że żuci cie na porzarcie psom albo coś w ten deseń.
*jakiś czas później*
-Jesteśmy!-wykrzyczał.
Zdjełaś chuste i się rozejrzałaś,zamurowało cie byłaś na Placu Broni na tym o którym opowiadał ci Czonakosz!
Nagle przyszli inni chłopcy i zaczeli śpiewać ci sto lat mimo że cie nie znali.Miło z ich strony.
*wieczorem*
Siedzieliście w tym miejscu bardzo długo aż zaczęło się ściemniać.Każdy już poszedł z wyjątkiem chłopaka ktory przedstawiał się jako Deżo Gereb.
Chciałaś wracać z Czonakoszem lecz on zwiał z glupim uśmiechem na twarzy...dziwne to było.
-A wogóle jesli mogę oczywiście zapytać...czemu byłaś smutna?-zapytał
Nie wiesz czemu ale ufałaś mu i to bardzo.
-Jestem czarną owca rodziny...nikt sie mna nie interesuje...
-Dlaczego?Przecierz jesteś piękna,mądra i masz świetne poczucie humoru.
-N-naprawde tak uważasz?-spytałaś lekko sie rumieniąc
-Oczywiście,nikt ci tego wcześniej nie mówił?
-Niestety nie...
-No to widzisz jestem pierwszy-usmiechnął się
-Racja...
Gereb odprowadził cię do domu ponieważ mówił że jakby coś ci się stało Czonkaosz by go zabił,lecz widziałaś po jego zachowaniu że sam chciał to z własnej woli zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro